Strony

środa, 29 grudnia 2021

"Potosí. Góra, która zjada ludzi" Ander Izagirre - Cena chciwości

Ander Izagirre

Potosí. Góra, która zjada ludzi

Tytuł oryginału: Potosí
Tłumaczenie: Jerzy Wołk-Łaniewski
Wydawnictwo: Filtry
Liczba stron: 182
Format: .epub
 
 


Surowce kopalne mogą być dla danego kraju zarówno błogosławieństwem jak i przekleństwem. Z jednej strony bogactwa mineralne, które wykorzystywane są w najróżniejszych gałęziach przemysłu, to gwarancja stałego strumienia gotówki, uzyskiwanej z ich sprzedaży. Z drugiej zaś, aby zamienić kopalinę na pieniądze, najpierw trzeba ją wydobyć spod ziemi, a to może rodzić szereg trudności i problemów, zarówno natury gospodarczej, ekologicznej jak i społecznej. O tym, że górnictwo to skomplikowana sieć naczyń połączonych, w której nie ma ani jednoznacznych odpowiedzi, ani prostych rozwiązań, przypomina nam Ander Izagirre (ur. 1976), hiszpański dziennikarz i podróżnik, autor reportażu Potosí. Góra, która zjada ludzi.

Książka to zaproszenie do obycia smutnej podróży, zarówno w wymiarze geograficznym jak i historycznym, która uświadamia nam, że człowiecza natura jest w zasadzie niezmienna, zaś jedną z jej odwiecznych przywar jest chciwość. Chciwość, która zaślepia, i której nieodłączną składową jest destrukcja, bowiem, człowiek oszołomiony żądzą zdobycia czegoś, co zapewni mu fortunę, nie cofa się przed żadną podłością oraz pozostaje głuchy na błagalne jęki tych, których trzeba zdeptać po drodze do upragnionego celu.

Dzieło Hiszpana to wielowymiarowe ukazanie losów Boliwii, przez pryzmat posiadanych przez nią, ogromnych złóż srebra i cyny. Autor stara się wyjaśnić jak to możliwe, że kraj tak bogaty w surowce naturalne (oprócz srebra i cyny są jeszcze lit, cynk, ołów, ropa naftowa czy gaz ziemny) jest jednocześnie krajem tak biednym i zacofanym, nie tylko w skali regionu, ale i całego świata (produkt krajowy brutto za rok 2020 wynoszący wg Banku Światowego 3143 dolary plasuje Boliwię na 145. miejscu, za takimi państwami jak Mongolia, Salwador czy Irak; wg danych z 2018 roku, 34,6% mieszkańców Boliwii zmaga się z ubóstwem, zaś 15,2% z nich dotyka skrajne ubóstwo).

Opowieść Izagirre osnuta jest wokół symbolu narodowego Boliwii, który znajduje się w państwowym godle, tj. góry Cerro Rico (hiszp. Bogata Góra), zwanej też Cerro de Potosí (hiszp. Góra Potosí) lub Sumaq Urqu (w keczua: Piękna Góra). Ów szczyt wznoszący się na wysokość 4782 m to najbogatsze źródło srebra w historii ludzkości – między XVI a XVIII wiekiem, 80% światowej podaży srebra pochodziło właśnie z kopalni zlokalizowanych w zboczach Sumaq Urqu. Wydobycie tego szlachetnego metalu rozpoczęło Imperium hiszpańskie w 1545 roku wraz z założeniem miasta Potosí: (…) między rokiem 1545 a 1825 Hiszpanie w monetach i w sztabkach karawanami mułów i flotami galeonów wywieźli z Cerro Rico de Potosí 35 578 ton srebra. Według obecnej wyceny kruszcu ilość ta odpowiada 17 miliardom dolarów amerykańskich [1]. W epoce kolonialnej rdzenni mieszkańcy terenów dzisiejszej Boliwii (państwo Boliwia powstało w 1825, uzyskując niepodległość od Hiszpanii), w żaden sposób nie korzystali z bogactw, w jakie obfituje Cerro de Potosí, ba, oni sami stanowili jeden z kluczowych skarbów Imperium hiszpańskiego – pozyskiwanie srebra, prowadzone prymitywnymi metodami, było niezwykle opłacalne jedynie z racji niewolniczej, czyli niemal darmowej siły roboczej, jaką stanowili tubylcy. Co oczywista, Hiszpanie nie troszczyli się o warunki pracy miejscowych, co skutkowało ogromną liczbą przedwczesnych zgonów – przymusowi górnicy umierali w wypadkach, z wyczerpania, w wyniku zatrucia toksyczną wodą, niektórzy w akcie desperacji popełniali samobójstwo. W swoim reportażu Izagirre uświadamia nam, że dzisiejsze położenie niemałej liczby mieszkańców regionu Potosí jest równie beznadziejne – górnicy pracują głównie za sprawą siły mięśni oraz dynamitu, często giną w wypadkach, a nieliczni, którzy dożyją 40-tego roku życia cierpią na pylicę płuc oraz całą paletę dolegliwości będących pokłosiem długotrwałego kontaktu z różnorakimi chemikaliami, wykorzystywanymi do chałupniczego wzbogacania wydobytej rudy; zaś rodziny górników, aby łatać domowy budżet, równie dziurawy co poprzecinana korytarzami wzdłuż i wszerz Cerro Potosí, muszą podejmować wszelakiej maści prace dodatkowe związane z urobkiem, nie mniej szkodliwe dla zdrowia niż robota pod ziemią.

Co istotne Hiszpan ukazuje działanie mechanizmów, które składają się na fatalną sytuację lokalnej społeczności, uzmysławiając nam, że szereg patologii zachodzi na niemal każdym poziomie, a co gorsza, że owa patologie są wręcz immanentną częścią Sumaq Urqu. Ander Izagirre sygnalizuje, że Cerro Rico, najpierw za sprawą srebra (pożądanego przez Hiszpanów), następnie zaś poprzez cynę (od XIX wieku masowo wykorzystywaną do produkcji puszek służących do przechowywania żywności) wydatnie wpłynęła na historię Boliwii, uniemożliwiając narodziny silnego i w pełni niezależnego państwa. Jako okres szczególnie newralgiczny dla losów młodego państwa, które nie potrafiło wykorzystać swojego potencjału wynikającego z bogactw naturalnych, wskazany zostaje przełom XIX i XX wieku, kiedy to kraj znalazł się pod nieformalnymi rządami cynowych oligarchów, na czele z Simónem Patiño (1860 – 1947). Kluczową rolę w boliwijskim państwie odgrywały zakładane przez bonzów kompanie górnicze z udziałem obcego kapitału, które zatrudniały w swoich szeregach boliwijskich polityków, oferując im intratne posady – w zamian za stołki oraz pieniądze, tworzono prawo sprzyjające górniczym spółkom, które nie płaciły podatków za wydobywane surowce oraz nie musiały martwić się o prawa robotników. Wszelkie próby ujarzmienia górniczych molochów bardzo szybko kończyły kariery krnąbrnych polityków. Konsekwencją słabo rozwiniętego apartu państwowego były liczne pucze, przewroty i zamachy stanu, które regularnie wstrząsały sceną polityczną – ani ugrupowania prawicowe, ani lewicowe nie były w stanie zbudować stabilnych rządów, co doprowadziło to tego, że Boliwia, jako państwo borykające się z ogromną inflacją, pogrążone w zagranicznych długach i niemal pozbawione dochodów, stała się ziemią obiecaną dla różnorakich mesjaszy neoliberalizmu, którzy szansę na wyjście z kryzysu widzieli w podniesieniu cen podstawowych produktów oraz ograniczeniu wydatków socjalnych (takich jak emerytury, opieka zdrowotna, subwencje na żywność czy edukacja). Dodatkowo państwo (…) zaprzestało ingerencji w ceny, kursy walut i stosunki pracy [2]. Przyjęte wyrzeczenia odniosły skutek wyłącznie dla bardzo wąskiej grupy społecznej, tej znajdującej się na najwyższym szczeblu drabiny, ale poza tym: Boliwia w dalszym ciągu pozostawała krajem bez infrastruktury, bez inwestycji, bez przemysłu, krajem stanowiącym zaledwie niepewne obozowisko służące wydobywaniu ropy naftowej, gazu ziemnego i minerałów, tak jak to miało miejsce przez ostatnich pięćset lat [3]. Cała reszta ludności zamieniona została w pariasów – do dzisiaj wielu Boliwijczyków, wzorem swoich przodków, stanowi tanią siłę roboczą, którą w zależności od zapotrzebowania, można przy minimalnych nakładach finansowych kierować do eksploatacji surowców. A im mniejsze koszta pracy, tym większy zysk, co rzecz jasna nie przekłada się ani na bezpieczeństwo, ani na nadzór, ani na kwestie etyczne, stąd widok dzieci zatrudnionych w kopalni, mimo iż jest to proceder nielegalny, nie należy do rzadkości: Rządy i maklerzy giełdowi spekulują surowcami – w ramach owej gry doprowadzają kraje słabo rozwinięte do ruiny. Kraje te, aby się ratować, przyjmują pomoc międzynarodową wraz z jej warunkami: na przykład wyrzekają się ingerowania w relacje między spółkami i pracownikami, wyrzekają się wszelkiego nadzoru i w ten sposób na końcu łańcucha zdarzeń dwunastoletnia dziewczynka idzie pracować do kopalni [4].

Współczesne funkcjonowanie kopalni oraz miasta Potosí przedstawione jest z perspektywy tych, którzy zajmują najniższe miejsca w lokalnej hierarchii, tj. kobiet oraz dzieci. Izagirre podkreśla, że chociaż wykonują oni wiele niewdzięcznych robót przy kopalni, to nie mogą liczyć na wynagrodzenie, które wystarczyłoby do zapewnienia najbardziej podstawowych potrzeb. Na godziwe w skali regionu zarobki (jednak wciąż niesłychanie niskie po uwzględnieniu podejmowanego ryzyka) mogą liczyć jedynie górnicy – tyle, że z reguły z trudem zdobyte pieniądze miast na wsparcie rodziny, trwonione są na potrzeby pozwalające odreagować stres towarzyszący pracy w ekstremalnych warunkach (Są niesamowitymi fatalistami, no, ale to też normalne: w kopalni mogą zginąć w każdej chwili, więc zgarniają wypłatę i całą puszczają na samochodu, na picie, na kurwy i imprezy [5]). Hiszpan mocno akcentuje bardzo przedmiotowe traktowanie kobiet, które krzywdzone są na wszelkie możliwe sposoby – nędzne zarobki, oszustwa przy wypłacie odszkodowań za śmierć małżonków, molestowanie i gwałty to smutna codzienność mieszkanek Potosí, także tych bardzo młodych (Demokracja wiele zawdzięcza nam, kobietom z kopalni. Cały czas walczyłyśmy, strajkowałyśmy, nie odpuszczałyśmy. Ale dla społeczeństwa jesteśmy niewidzialne. No bo jesteśmy niewidzialne i dla samych górników. Nawet nasi towarzysze nie biorą nas pod uwagę [6]).

Znamienne jest również pokazanie do czego prowadzi rabunkowe i bezmyślne wydobywanie bogactw mineralnych. Cerro Rico – góra gęsto poprzecinana siatką nadal drążonych korytarzy – to obecnie wielkie sito, które sukcesywnie się zapada, grożąc zawaleniem. W 2011 roku ryzyko było tak wielkie, że państwowa spółka wydobywcza Comibol (która wbrew przyświecającemu jej celowi nie zajmuje się wydobyciem z uwagi na brak środków) podjęła się przedsięwzięcia, by szczeliny w wierzchołku góry zalać 50 tysiącami ton ziemi i cementu – stworzono też plany, by powstały na skutek setek lat eksploatacji dziury łatać za pomocą skał pozbawionych rudy, tyle, że owe plany realizowane są z miernym skutkiem. Tym samym Sumaq Urqu to bardzo gorzki symbol zarówno ekspansywnego wydzierania ziemi jej klejnotów jak i traktowania krajów rozwijających się przez kraje bogate oraz międzynarodową finansjerę – tym, co pozostaje po takiej zabójczej kombinacji są:  (…) zatruta ziemia, kolonia obskurnych domów, rodziny, które nie dojadają, dzieci, które pracują w górnictwie [7].

W rezultacie Potosí. Góra, która zjada ludzi to literatura o tyle wartościowa, co smutna i przygnębiająca. Ander Izagirre odmalowuje przez nami, wywołaną i katalizowaną przez chciwość, panoramę spustoszenia i beznadziei, która chwyta za serce i wywołuje gniew. Tyle, że owe emocje niewiele znaczą w obliczu zysków, jakie wciąż przynoszą złoża kryjące się w trzewiach Sumaq Urqu, co stanowi najtragiczniejszy element reportażu. Hiszpan brutalnie uświadamia nam, że kiedy na horyzoncie zdarzeń pojawiają się wielkie pieniądze, to na obok odkładane są zdrowy rozsądek, przyzwoitość, troska o ludzi czy środowisko. Jednocześnie Potosí to ostrzeżenie przed tym, do czego prowadzi takie podejście do rzeczywistości, którego naczelną zasadą jest zysk – jeśli nie dojdzie do żadnych poważnych zmian w skali globalnej, to ludzkość prędzej czy później znajdzie się w podobnej sytuacji jak lokalna społeczność mieszkająca u podnóży Cerro Rico. Póki co, niewiele wskazuje na to, by katastrofa była możliwa do uniknięcia.

Ambrose

 

------------------------------------
[1] Ander Izagirre, Potosí. Góra, która zjada ludzi, przeł. Jerzy Wołk-Łaniewski, Wydawnictwo Filtry, Warszawa 2021, s. 21
[2] Tamże, s. 109
[3] Tamże, s. 111
[4] Tamże, s. 113
[5] Tamże, s. 148
[6] Tamże, s. 99
[7] Tamże, s. 61

4 komentarze:

  1. Mam w planach, choć czytanie o niesprawiedliwości wymaga ode mnie obecnie dużo silnej woli.;(
    Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będę zaprzeczał, że "Potosí" to ten typ lektury, w trakcie której zaciska się zęby w bezsilnej złości. W Boliwii, a w szczególności u podnóża Cerro Rico, niesprawiedliwość wylewa się niemal z każdej szczeliny rzeczywistości.

      Dziękuję i wzajemnie! Oby Nowy Rok był lepszy, niż ten, który pożegnaliśmy.

      Usuń
  2. Straszne, że warunki pracy tak niewiele się zmieniły przez tyle lat... Podobno tamtejsi górnicy sami muszą kupować sobie odzież ochronną i dynamit. A ponieważ zarabiają niewiele, to często oszczędzają na takich rzeczach jak dobra maska na twarz czy dobre okulary.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, ale smutna prawda jest tak, że aby w pracy było bezpiecznie, pracodawca musi być do tego zmuszony. W Europie, czy w Polsce funkcjonowanie w takich warunkach jak w Cerro Rico oznaczałaby poważne kłopoty prawne oraz wizerunkowe, a więc i finansowe, stąd żaden szanujący się pracodawca nie może sobie na to pozwolić. Co innego kraje rozwijające się - tutaj tworzy się specjalną strefę ekonomiczną, troszczy się o odpowiednio trudną do wyśledzenia sieć pośredników i gotowe. Ludzie zdegradowani zostają do roli pariasów i w fatalnych warunkach oraz za zarobki ledwie starczające do pokrycia wydatków niezbędnych do przeżycia pracują na chwałę koncernów i korporacji, które w razie odkrycia takiego brzydkiego procederu, mają już gotową wymówkę - "To nasi podwykonawcy są za to odpowiedzialni. My, nad czym ubolewamy, o niczym nie wiedzieliśmy. To wstrząsające. Zrobimy wszystko, by nic podobnego nie powtórzyło się w przyszłości".

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)