Stanisław Lem
Prowokacja
Fikcja jest wytworem wyobraźni i odznacza się tym, że nie posiada swego odnośnika w otaczającej nas rzeczywistości. Tyle, że kiedy płodami naszej fantazji zaczynamy się dzielić – choćby poprzez uprawianie sztuki – to siłą rzeczy przyoblekamy je w formę realności. Dzieło naszego umysłu zyskuje postać materialną, ale co istotniejsze, zaczyna rezonować i wpływać na odbiorców. O tym jak potężne może być oddziaływanie czegoś, co początkowo istnieje wyłącznie w świadomości swego demiurga, możemy przekonać się sięgając po Prowokację Stanisława Lema (1921 – 2006), polskiego pisarza, myśliciela, filozofa, krytyka literackiego, eseisty i futurologa.
Gwoli ścisłości należy dodać na samym wstępie, że Prowokacja w postaci papierowej z 1984 roku to zbiór dwóch recenzji nieistniejących książek, zaś wydanie elektroniczne z 2021 roku ograniczone zostało do jednej pozycji. Przedmiotem niniejszego tekstu jest wersja z 2021 roku.
Prowokacja, co sygnalizuje pierwsza strona lemowskiego dzieła, jest omówieniem pracy Der Völkermord. I. Die Endlösung als Erlösung. II. Fremdkörper Tod, opublikowanej w Getyndze w 1980 roku, której autorem jest niemiecki doktor filozofii, historyk i antropolog, Horst Aspernicus. Tematem woluminu uczonego jest zagadnienie złożone i wzbudzające szeroką paletę emocji, tj. Zagłada Żydów, określana też mianem Holokaustu bądź Szoa. W wyniku tego starannie zaplanowanego ludobójstwa w okresie II wojny światowej, w trybach machiny śmierci III Rzeszy Niemieckiej swoje życie traci około 6 milionów europejskich Żydów. Celem Aspernicusa jest analiza mechanizmu zagłady i wyjaśnienie, dlaczego eksterminacja Żydów przyjmuje akurat taki kształt, przy czym zbrodnicza działalność nazistów staje się punktem wyjścia do zbadania morderczych skłonności całej ludzkości.
Zdaniem recenzenta, praca Aspernicusa jest niebagatelna i konieczna, choćby z racji faktu odradzających się fascynacji figurą Adolfa Hitlera. Dopóki gruntownie nie wyeksplikujemy fenomenu nazizmu, dopóty musimy liczyć się z pojawieniem się jego naśladowców. Co istotne, korzeni popełnionego judeocydu nie wolno banalizować, zadowalając się konstatację, że wszyscy hitlerowcy byli psychopatami o morderczych tendencjach – (...) problem nie daje się przekreślić jako ograniczony do psychiatrycznej profilaktyki, a tym samym zbadanie go staje się obowiązkiem filozofii człowieka [1]. Aspernicus posuwa się do stwierdzenia, że egzegeza hitleryzmu jest wręcz powinnością tych, którzy miłują mądrość: Ten, kto zajmuje się naturą bytu człowieka, nie może przejść mimo zbrodni hitlerowskich, milcząc. Jeśliby bowiem uznał, że zbrodnia ta była umiejscowiona w porządku bytu "niższym", więc miała charakter tylko kryminalny, niezwykły jedynie rozmiarami, do jakich rozdęła ją moc państwa, i że zajmować mu się nią nie przystoi z tych samych powodów, dla jakich filozofia nie bada pospolitych przestępstw, bo nie umieszcza na czele swej problematyki tego, co bada kryminologia, jeśli tak właśnie uznał, to albo jest ślepcem, albo kłamcą [2]. Przemilczenie, lekceważenie czy bagatelizowanie hitlerowskich dokonań jest zbrodnią z zaniechania, porównywalną do zignorowania przez lekarza objawów śmiertelnej choroby.
Istotną składową Der Völkermord. I. Die Endlösung als Erlösung. II. Fremdkörper Tod jest rys historyczny dotyczący mordów masowych. Aspernicus zaznacza, że człowiek pierwotny nie różni się zbytnio od drapieżnika, który (...) nie zabija nad potrzeby własne i świty swych komensali (...) [3]. Dopiero z nastaniem cywilizacji, nieodzownym elementem starć zbrojnych staje się eksterminacja pokonanych, przy czym owo okrucieństwo podyktowane jest względami praktycznymi – unicestwienie potomstwa zwyciężonych minimalizuje groźbę potencjalnego odwetu. Z biegiem czasu dochodzi jednak do uformowania się etyki konfliktu, której istota zawiera się w tym, że (...) wojenny sukces i mord pokonanych mają być trwale rozłączone. Pierwszy w żadnym wypadku nie może pociągać za sobą drugiego [4]. Z tej przyczyny rodzi się konieczność sankcjonowania ludobójstwa – każdy mord na masową skalę musi posiadać racjonalne uzasadnienie i właśnie stąd bierze się walka z niewiernymi (rzezie Katarów czy Hugenotów), nawracanie pogan (eksterminacja rdzennych mieszkańców Ameryk) czy niesienie kaganka oświaty i postępu (kolonizacja w Afryce czy Australii). Co istotne, za wątpliwymi, choć szumnymi hasłami kryją się z reguły faktyczne korzyści – podbój nowych terytoriów, zdobycie taniej siły roboczej czy przejęcie bogactw naturalnych to atrakcyjne cele, do osiągnięcia których usuwa się wszelkie, w tym ludzkie, przeszkody. Z biegiem czasu zachodzi ewolucja w tej materii, kiedy to obserwujemy (...) rosnącą przewagę pożytku duchowego nad pożytkiem materialnym sprawców [5]. Prekursorem nowożytnego ludobójstwa są Turcy dokonujący zbrodni na Ormianach – rzeź nie przynosi żadnych wymiernych korzyści, uzasadnienie jest zafałszowane, zaś sam przebieg i skutki maskowane tak mocno, jak to tylko możliwe. Dokładnie tak samo mają się sprawy z Holokaustem, który – z jakiej by nie spojrzeć perspektywy – oznacza straty dla III Rzeszy Niemieckiej. Judeocyd w takiej postaci, jaka zostaje przyjęta przez Hitlera i jego popleczników to obciążenie logistyczne (transporty kolejowe więźniów), wojskowe (niemałe kadry skierowane do obsługi obozów) oraz przemysłowe (produkcja krematoriów oraz gazów uśmiercających). I o ile jeszcze uszczerbek na kulturze można uznać za rzecz dyskusyjną, bo w pewnym stopniu zwolennikom nazizmu udaje się zdyskredytować żydowski dorobek w świecie muzyki, literatury czy szeroko rozumianej sztuki, o tyle szkoda dla nauki jest już bezsprzeczna, bowiem to wypędzeni z Niemiec i Środkowo-Wschodniej Europy Żydzi odgrywają niemałą rolę w skonstruowaniu pierwszej bomby atomowej. Ta absurdalna potrzeba eliminacji narodu semickiego nabiera (pozornie) konstruktywności i wytłumaczalności dopiero, gdy ujęta zostaje w ramy misji spoczywającej na barkach Tysiącletniej Rzeszy Niemieckiej, która działa w imię dziejowej sprawiedliwości, kierując się w swoim postępowaniu wyłącznie koniecznością. Żydzi stają się przyczyną oraz uosobieniem wszelkich nieszczęść i krzywd, jakie spadają na szlachetnych Aryjczyków, co dowodzi potrzeby ich likwidacji, bez oglądania się na ponoszone koszta.
Bardzo ciekawe jest spojrzenie na III Rzeszę Niemiecką jako na państwo, w którym dochodzi do zetknięcia się pospolitych siepaczy, mordujących bez głębszej refleksji oraz abstrakcjonistów zbrodni, niezdolnych do fizycznych czynów, ale potrafiących nadać sens i usprawiedliwić popełniane występki. W opinii Aspernicusa istnienie tak pokracznego aparatu władzy, cieszącego się początkowo niemałym poparciem społecznym, determinowane jest przez dwa kluczowe fundamenty, którymi są etyka zła oraz etyka kiczu. Autor przytacza rzeczy oczywiste (czyny niegodne przedstawiane są jako narzędzia nieodzowne do zaaplikowania w celu uzyskania wyższego dobra), które przetykane są koncepcjami bardzo oryginalnymi – Aspernicus uwypukla m.in. okoliczności, w jakich przeprowadza się kaźnie, zwracając uwagę na fakt, że większość zgładzanych Żydów jest naga w chwili śmierci, co przywodzi na myśl podobieństwa do Sądu Ostatecznego (makabrycznie i podświadomie skarykaturyzowanego). Nie mniej intrygująco jawi się potrzeba, by do samego końca zwodzić, oszukiwać i dawać fałszywe nadzieje przyszłym ofiarom, których los jest przesądzony w momencie przekroczenia bram obozu czy przymuszanie prześladowanych do współudziału w zbrodni. Te nielogiczne zachowania tłumaczone są wspomnianą etyką kiczu, która reprezentowana jest w monumentalnej, wręcz gargantuicznej architekturze, ubiorze oraz przede wszystkim w pokracznych misteriach odbywających się w obozach koncentracyjnych – Aspernicus sugeruje, że te taśmowo wykonywane mordy są rodzajem teatralnej gry, w której epilog, jakim jest śmierć ofiar, jest zawsze autentyczny. Ten postulowany akcent inscenizacyjny stanowi wyjaśnienie tego, że praktycznie żaden z nazistów po zakończonej wojnie nie publikuje wspomnień, wyznań czy dzienników – w ujęciu autora mamy do czynienia z obojętnością, z jaką aktor podchodzi do dawno odłożonej roli.
Kompleksowość rozpatrywanej kwestii hitleryzmu zawiera się w tym, że Aspernicus w swoich rozważaniach zajmuje się nazistowskim spadkobiercą, za jaki uważany ten odłam terroryzmu, którego ofiarą padają postronni ludzie. Autor nie poprzestaje na wskazaniu analogii, ale wskazuje ponadto, że oba zjawiska to pochodne tego samego procesu, tj. desakralizacji śmierci (czy ujmując rzecz bardziej naukowo, można powiedzieć, że mamy do czynienia z (...) sekularnym procesem wyobcowania śmierci w kulturze zorientowanej hedonistycznie, perfekcjonistycznie i pragmatycznie [6]).
Spoglądając na Prowokację jak na dzieło Stanisława Lema, trudno nie pochylić głowy przed pomysłowością naszego rodzimego pisarza. Autor bawi się konwencją, prowadząc z czytelnikiem literacką grę, w której wznoszone są kolejne poziomy fikcji. Tyle, że pod płaszczykiem eksperymentu spod szyldu recenzowania czegoś, co w istocie nie zostało napisane, skrywa się piekielnie intrygujący esej, poświęcony bardzo istotnej materii, jaką niewątpliwie jest Szoa. Nie mniej ciekawie prezentuje się porównanie Prowokacji z dziełami o podobnej naturze, w których specjalizuje się choćby sławetny Jorge Luis Borges (solo bądź w duecie z Adolfem Bioyem Casaresem) – o ile argentyński literat celuje w ironiczną pompatyczność, koturnowość i absurd, które mniej lub bardziej jawnie nawiązują do odpowiedników w znanej nam rzeczywistości, o tyle Prowokacja to w zasadzie streszczenie książki, która mogłaby, ba, wręcz powinna powstać! Fikcyjny konstrukt Lema jest przy tym tak przemyślany, że Polak dba nawet o takie detale, jak narodowość doktora Aspernicusa: Jak ktoś powiedział, dobrze się stało, że tę historię ludobójstwa napisał Niemiec, bo inny autor ściągnąłby na siebie zarzut germanofobii [7].
Pozostając jeszcze przy literackim pokrewieństwie, Prowokację można uznać za rozwinięcie bądź dopowiedzenie wątku, jaki rozpoczęty zostaje w wydanym po raz pierwszy w 1968 roku Głosie Pana. Jeden z bohaterów powieści, której akcja rozgrywa się w USA, doktor Saul Rappaport, jest żydowskim uciekinierem z Europy Środkowo-Wschodniej – w trakcie II wojny światowej w niezwykłych okolicznościach unika on rozstrzelania przez nazistowskich oprawców, ale towarzyszący mu Żydzi nie mają tyle szczęścia. Po latach doktor usiłuje wyjaśnić sobie, na jakich zasadach funkcjonowały umysły poszczególnych hitlerowców, którzy odznaczali się dość zróżnicowanym stosunkiem do zgładzanych Żydów. Wielce prawdopodobne, że dzieło doktora Aspernicusa wzbudziłoby co najmniej zainteresowanie ze strony doktora Rappaporta.
W rezultacie, Prowokacja to znakomity tekst, który potwierdza dlaczego Lem jest tak cenionym i uznanym pisarzem, i to nie tylko w Kraju nad Wisłą. Polski literat w oryginalny sposób podchodzi do zagadnienia Holokaustu, uzupełniając go o cenne spostrzeżenia oraz przemyślenia, które opakowane zostają grą z literacką konwencją.
Fascynująca analiza, ale temat niesamowicie przytłaczający. Zarówno ze strony Lema - pomysł, aby w taki a nie inny sposób się nim zająć, jak i sam tekst recenzji (?).
OdpowiedzUsuńHa, Lem to niezwykły pisarz i myśliciel. Jego książki, eseje, felietony czy recenzje to zawsze potężny bodziec do wzmożonego wysiłku intelektualnego. No i niekiedy trudno jest pisać o jego dziełach w sposób zwięzły i treściwy :)
UsuńDzięki za odwiedziny i miłe słowa!
Lema bardzo cenię, jednak chyba niektóre jego dzieła zaczynają się powoli starzeć. Tego dzieła nie czytałem, ale sądząc z tego, co piszesz, Lem Ameryki nie tylko nie odkrywa, ale w dodatku nie do końca rozgryzł temat. Oczywiście, na jego obronę trzeba przyznać, że wiele osiągnięć socjologii i psychologii w kwestii mechanizmów działania zbrodniczej machiny Hitlera nie było jeszcze znane, gdy Lem pisał Prowokację. Z drugiej strony powinien widzieć analogie pomiędzy machiną hitlerowską, a jej krewnymi, jak na przykład stalionowską czy leopoldowską. Konstatacja tego, iż zbrodnie Hitlera nie były w dziejach świata niczym nowym, odbiera im wiele niesamowitości, ale zarazem chyba budzi jeszcze większy strach. W końcu skoro podobne rzeczy działy się już w przeszłości x razy, to czy można liczyć na to, że się znów nie powtórzą?
OdpowiedzUsuńZ tym Leopoldem to rzeczywiście ciekawe, tzn. czemu Lem/Aspernicus nie powołał się na jego "dokonania" - będę musiał sprawdzić jak wyglądała wiedza na temat zbrodni tego króla w okresie powstawania lemowego dzieła.
UsuńHm..., w sumie działalność machiny hitlerowskiej czy leopoldowskiej faktycznie była zbliżona, ale różniła się w jednej zasadniczej kwestii. Król Leopold II pożądał kolonii w Afryce z celów praktycznych, tj. dla jej bogactw. I o ile zarówno mieszkańcy Afryki jak i Żydzi traktowani byli w kategoriach podludzi, o tyle u Belgów, rdzenna ludność pełni funkcję darmowej siły roboczej, na której można się dodatkowo wyżywać. Żydzi także wykonywali niewolniczą pracę (np. dla I.G. Farbenindustrie AG), ale wg założeń, wszyscy mieli być zgładzeni - gromadzono ich w obozach i gettach tylko po to, by prędzej bądź później, ich zlikwidować. Dla Hitlera zagłada Żydów była celem samym w sobie i to jest przedmiotem badań teoretycznych prowadzonych przez Lema.
UsuńHistoria kołem się toczy, ale to nie znaczy, że powtarza się dokładnie w ten sam sposób. Analogia też nie oznacza tożsamości, tylko podobieństwo (często tylko pod pewnym względem). Pewnie, że do sytuacji w Rzeszy bliżej było sytuacji w Rosji Radzieckiej, nawet można by było powiedzieć, że bardzo blisko (kułacy i burżuje zamiast Żydów), ale i w sytuacji w Kongu można znaleźć wiele analogii, zwłaszcza w zakresie mechanizmów umożliwiających ludobójstwo (dehumanizacja, racjonalizacja, stopniowanie i motywacja). Niby w podłożu hitlerowskiego antysemityzmu nie widać niczego wspólnego z Kongiem, ale i też nie do końca. Hitler ze swym antysemityzmem się nie urodził. Ukształtował się on być może pod wpływem kilku czynników (różne są tu teorie), ale na pewno nie był on wytworem indywidualnej pracy myślowej Adolfa. Dość powszechny już wówczas w pewnych środowiskach antysemityzm (podobny do traktowania mieszkańców Konga) mógł być łatwo przyswojony przez określone typy osobowości, a dodatkowe indywidualne bodźce, których w życiu Hitlera nie brakowało, dodały mu pewnie niezbędnych natchnień. Trudno zresztą od momentu, gdy został politykiem, ocenić, na ile był prawdziwym antysemitą z krwi i kości, a na ile sam uwierzył w swą retorykę, która niczym się nie różniła od Leninowsko-Stalinowskiej, w której zamiast Żydów wybrzmiewali kapitaliści i obszarnicy. Retorykę spełniającą dwa zasadnicze cele – byli wrogiem (którego potrzebuje każdy tego typu polityk) i byli bogaci, co obiecywało profity wszystkim, którzy przystąpią do krucjaty przeciwko temu wrogowi. Chyba faktycznie będę musiał tę Prowokację poznać, by zobaczyć, jak Lemowi z tym poszło. No i trzeba też zaznaczyć, że Żydzi nie byli wyjątkiem a raczej wstępem. Trzeba bowiem dodać, że według planów niemieckich zbudowane już obozy zagłady były tylko prototypami, a „prawdziwe” obozy miały być stworzone po zakończeniu wojny z Rosją, a zniknąć w nich mieli nie tylko Żydzi, ale również Polacy i inni podludzie, o czym często zdajemy się zapominać.
Usuń@Ambrose "Hm..., w sumie działalność machiny hitlerowskiej czy leopoldowskiej faktycznie była zbliżona, ale różniła się w jednej zasadniczej kwestii. Król Leopold II pożądał kolonii w Afryce z celów praktycznych, tj. dla jej bogactw. I o ile zarówno mieszkańcy Afryki jak i Żydzi traktowani byli w kategoriach podludzi, o tyle u Belgów, rdzenna ludność pełni funkcję darmowej siły roboczej, na której można się dodatkowo wyżywać."
UsuńMasz oczywiście rację pisząc o zasadniczej różnicy. Praktyka wyglądała, jak twierdzi Adam Hochschild w pewnym fragmencie "Ducha króla Leopolda", trochę inaczej. Z czasem, nie wszędzie oczywiście, zaczęto dręczyć i zabijać mieszkańców Konga wbrew własnym interesom ekonomicznym. Mordowano dla samego mordowania.
@Andrew, @Galene - najlepiej chyba będzie jak sami przeczytacie "Prowokację" i ocenicie, co dokładnie pan Staszek miał na myśli. Bo w mojej opinii to właśnie Lema zafascynowało w hitleryzmie - że nienawiść do Żydów, która początkowo faktycznie mogła być jedynie "hasłem wyborczym", za którym skrywała się chęć zagrabienia mienia i przejęcia niemałej części przemysłu, przekuła się w obsesję, do zrealizowania której potrzeba było niemało środków. Zagłada stała się celem, który należało zrealizować za wszelką cenę :)
Usuń@Galene - tak trochę zbaczając z tematu, to gratuluję, bo udało Ci się przeczytać białego kruka. "Duch króla Leopolda" chodzi na Allegro po kilkaset złotych.
Zagłada stała się celem, który należało zrealizować za wszelką cenę :)
UsuńTutaj należałoby powiedzieć, co przez to rozumieć, bo są w moim odczucia dwie całkowicie odmienne interpretacje. Jedna polityczna, czyli Hitlera i jego ideologów. Ta jest całkowicie zrozumiała, gdy się uwzględni, że miał to być pierwszy etap w eksterminacji wszystkich podludzi w całej podbitej Eurazji. Jak się ma wielki sztandarowy plan, to jasne, że się ze wszelkich sił pragnie pokazać jak najszybciej zrealizowanie choć jednego z pierwszych etapów. Druga interpretacja to realistyczna w dwóch odmianach, Speera i Kowalskiego. Speer był, jak niezliczona rzesza innych, fachowcem i robił to, co umiał, i co mu kazano. Budował Rzeszę i w swoim mniemaniu uczciwie pracował dla swej Ojczyzny nie wnikając co to za ojczyzna. Był najpierw Niemcem, a potem człowiekiem. Johanna Langefeld jest jeszcze lepszym reprezentantem tej kategorii. Druga grupa to Kowalscy, którzy uważali, że skoro Żydzi (i nie tylko Żydzi) idą do gazu, a ich mienie zagarnia bezosobowa Rzesza, to czemu oni nie mają uszczknąć czegoś dla siebie. W tej grupie znajdziemy przekrój całych społeczeństw. Na pierwszy rzut oka działania tych obu grup razem sprawiają wrażenie fanatycznych, ale to pozory. Inna sprawa, że ciekawy jest sposób, w jaki zwykłych, porządnych ludzi zmieniano w katów. Ciekawy i przerażający, bo to wciąż się dzieje w różnych miejscach na świecie, niejednokrotnie blisko nas.
Jeszcze słówko w tym OT, bo nie chciałbym być źle zrozumiany. Nie neguję istnienia fanatyków, w tym fanatyków antysemickich. Jednak dziwi mnie zafascynowanie katami spod znaku swastyki, bo przecież im podobni są wszędzie, tylko nie wszyscy mieli możliwości, by się w pełni realizować. Zwrócę Waszą uwagę tylko na trzy przykłady. Pierwszy to głośna przed wojną afera, gdy w jednym z warszawskich kościołów rzymskokatolickich młody Polak w trakcie mszy doskoczył do księdza i go spoliczkował oraz zwyzywał, gdyż się dowiedział, że kapłan nie jest katolikiem z urodzenia, a przechrztą pochodzącym z rodziców żydowskich. Druga to istniejące do dziś pismo Rycerz Niepokalanej, które w czasie zagłady getta warszawskiego na swych łamach przekonywało, że Żydów nie ma co żałować, bo nie mają oni duszy, a ponadto taki los sami na siebie ściągnęli, bo ta zagłada to kara boska za ich grzechy. Trzeci przyczynek to antysemityzm w Szkole Konarskiego w Warszawie, który osiągnął taki poziom, iż uczniowie wieczorami wyprawiali się na miasto i polowali na Żydów, których znieważali i katowali. Wojna nie ukróciła tego procederu, ale stał się niewygodny, gdy Niemcy zaczęli w swej propagandzie wykorzystywać owe ekscesy i w celach antypolskich, i w celu uzasadnienia budowy murów getta jako ochrony Żydów przed polską agresją. Nawet państwo podziemne nie potrafiło tego jednak zatrzymać i doszło do tego, że na łamach swych największych wydawnictw podziemnych prosiło o zaprzestanie ataków na Żydów, gdyż szkodzą one sprawie polskiej. Jak widać fanatycy są wszędzie. Dla mnie dużo bardziej interesujące jest to, jak zdecydowana większość poddawała się ich przewodnictwu, jak z porządnych ludzi robiono zbrodniarzy. A wracając do Hitlera, to w końcowym stadium życia był on takim zaawansowanym narkomanem, że trudno dociec meandrów jego psychiki.
UsuńBardzo interesujący wpis. Liczba książek Lema na mojej liście "koniecznie przeczytać" ciągle rośnie.:)
OdpowiedzUsuńTen fragment "Głosu Pana": "w trakcie II wojny światowej w niezwykłych okolicznościach unika on rozstrzelania przez nazistowskich oprawców, ale towarzyszący mu Żydzi nie mają tyle szczęścia" jest autobiograficzny. Jest najprawdopodobniej wspomnieniem przeżyć z Lwowa. Nie wiem, czy lubisz biografię, ale w tym miesiącu albo przyszłym ma się ukazać nowa książka poświęcona życiu Lema, skupiona właśnie na okresie wojennym.
Hehe, u mnie jest podobnie z listą Lemowych dzieł do ponownego przeczytania :)
UsuńA o tym, że ów fragment jest autobiograficzny dowiedziałem się dopiero niedawno. Podczas lektury "Głosu Pana" nie byłem tego świadom. Z tego, co wyczytałem, to Lem zdradził to w liście do jednego z tłumaczy swoich dzieł, tzn. że "przygoda" Rappaporta zdarzyła się w pierwszej kolejności jemu, a następnie została przekuta w literacką materię.
Wielkim fanem biografii nie jestem, ale po "Wypędzonego z Wysokiego Zamku" na pewno sięgnę. Z tego, co słyszałem wczoraj w radio, to książka ukaże się na dniach, ale na razie wstrzymam się z zakupem - zbliżają się Święta, i liczę na to, że ktoś z rodziny się zorientuje, że to dla mnie idealny prezent :)
Też nie jestem fanką biografii, ale dla ulubionych twórców robię wyjątki.:)
UsuńHeh, ja generalnie jestem fanem czytania dzieł danych artystów przez pryzmat ich biografii. Wiem, że w niektórych środowiskach uważane jest to za staroświeckie podejście, ale nie potrafię się powstrzymać przed przyglądaniem się temu, jak pewne elementy rzeczywistości, fragmenty przeżyć czy wyimki osobowości danych ludzi, są przekuwane w literacką materię.
UsuńNie wiem czemu miałoby to być staroświeckie, choć sam uważam, że dzieło powinno przemówić samo z siebie, a inne dane powinny być tylko kluczem do skonfrontowania jego pierwotnego odbioru z tym, co autor mógł mieć na myśli lub w podświadomości. To muszą być jakieś dziwne środowiska ;)
UsuńTwórczość Lema to jak do tej pory mój ogromny wyrzut sumienia. Szczerze mówiąc trochę boję się jego prozy i zwyczajnie nie wiem czy podołam - i chyba jedynie to mnie powstrzymuje przed sięgnięciem po powieści tego autora.
OdpowiedzUsuńPlusem twórczości Lema jest to, że jest ona bardzo różnorodna i nie zamyka się w powieściach nurtu science fiction. Lem to także ciekawe felietony i eseje, to teksty krytyczno- i okołoliterackie. To też kryminały ("Katar", "Śledztwo", "Sknocony kryminał"), choć bardzo nietypowe. Polecam również klasyczną powieść, bez grama naukowej fikcji, której akcja rozgrywa się tuż po rozpoczęciu II wojny światowej - "Szpital przemienienia".
UsuńDobrze, że wspomniałeś o tym Szpitalu. Jakoś mi ciągle umyka. Muszę go zapisać na czerwono :)
UsuńAndrew, jakby co, jest też ekranizacja ;)
UsuńO nie! Pod najnowszej Diunie wolę zacząć od książki ;)
Usuń