Strony

piątek, 12 listopada 2021

Ingeborg Bachmann "Malina" - Rzecz o przebodźcowanych

Ingeborg Bachmann

Malina

Tytuł oryginału: Malina
Tłumaczenie: Sławomir Błaut
Wydawnictwo: Czytelnik
Seria: Nike
Liczba stron: 422




W jednym z wywiadów, polska pisarka Dorota Kotas, cierpiąca na zaburzenia ze spektrum autyzmu wyznaje, że: Nie najlepiej funkcjonuję w świecie ludzkich relacji. Niewiele z nich rozumiem i czuję się jak w obcej, kosmicznej przestrzeni, gdzie zbyt dużo się dzieje, jest zbyt wiele podtekstów. Bycie z ludźmi, mówienie im odpowiednich rzeczy jest dla mnie skomplikowane. (...) Okazało się, że myślę w inny sposób. Mój mózg ma inne oprogramowanie. Łatwo się przebodźcowuję [1]. Jak zatem wygląda codzienne funkcjonowanie autyków? Czy faktycznie jest to wyzwanie, do podjęcia którego nie zawsze starcza sił? Czy budowanie kontaktów z innymi ludźmi jest aż tak problematyczne? Wiele odpowiedzi na powyższe pytania zapewnia powieść Malina, pióra Ingeborg Bachmann (1926 – 1973), austriackiej eseistki, poetki, germanistki i pisarki.

Książka utrzymana jest w formie pierwszoosobowej narracji, a główną bohaterką jest bezimienna kobieta, będąca alter ego Ingeborg Bachmann. Przedmiotem snutej opowieści są szeroko rozumiane emocje i przeżycia, jakie towarzyszą więzom łączącym trzy wierzchołki miłosnego trójkąta, na który składają się protagonistka oraz dwójka mężczyzn.

Powieść Bachmann jest specyficzna i wymaga czytelnika niemałej koncentracji, uwagi oraz skupienia, bowiem nie mamy do czynienia z klasyczną opowieścią, której osnowę stanowiłaby historia z odpowiednio nakreślonym tłem i akcją zmierzającą do nieuchronnego punktu kulminacyjnego. Proza Bachmann jest poszarpana i fragmentaryczna. To dzieło, do którego czytelnik zostaje bezpardonowo wrzucony – trafiamy do świata narratorki, raczącej nas swoimi refleksjami i dygresjami, opisującej swoją codzienność, która dla nas bywa momentami zagadkowa i niezrozumiała. Problemy z odczytaniem treści są dodatkowo potęgowane przez styl, który podlega nieustannym zmianom – Malina to kolorowy melanż, na który składają się wszelakiej maści wstawki towarzyszące głównej narracji, począwszy od bajkowych przygód księżniczki von Kagran, poprzez senne majaki, wywiady, niewysłane listy, reklamowe slogany, muzealne katalogi, a skończywszy na zapisach telefonicznych rozmów, bardziej kojarzących się z monologami wygłaszanymi bez większych nadziei na to, że druga strona nas wysłucha.

Tyle, że ów chaos, kakofonia, zgiełk wydają się nieodzowne, jeśli weźmie się pod uwagę charakter bohaterki, odznaczającej się ogromną neurotycznością. Już pierwsze strony, na których kobieta wyznaje paniczny lęk przed słowem dzisiaj sygnalizują, że z punktu widzenia powszechnie przyjętych standardów mamy do czynienia z osobą niesłychanie wrażliwą, chwiejną i emocjonalnie niestabilną: dzisiaj jawi się jako (...) zbyt podniecające, zbyt przejmujące, i w tym patologicznym podnieceniu "dzisiaj" będzie istniało dla mnie do ostatniej chwili [2]. Nasza heroina jest doskonale świadoma swojej odmienności oraz cech, które zgodnie z obowiązującymi kategoriami klasyfikowane są jako wady – ta inność jest jeszcze bardziej widoczna, kiedy bohaterka decyduje się zestawić ze swoim współlokatorem, tytułowym Maliną, uchodzącym za ostoję spokoju i racjonalności: Niewątpliwie Malina nie prowadził nigdy tak konwulsyjnego życia jak ja, nigdy nie trwonił czasu na błahostki, nie telefonował to tu, to tam, nie dopuszczał, by go coś zaskoczyło, nie dawał się w nic wplątać, tym bardziej nie stał pół godziny przed lustrem, żeby wpatrywać się w siebie, a potem pędzić gdzieś, zawsze za późno, wyjąkując usprawiedliwienia, popadając w zakłopotanie z powodu czyjegoś pytania lub własnej odpowiedzi [3]. Jeśli dodać jeszcze nieufność, nerwowość, nieustanne kontestowanie bodźców płynących z otoczenia to jasnym staje się, że protagonistka jest osobą trudną, z którą wspólna egzystencja wymaga zarówno cierpliwości oraz wyrozumiałości.

Obu tych przymiotów zdaje się brakować Ivanowi – pochodzącemu z Węgier żonatemu mężczyźnie, ojcu dwójki dzieci – osobnikowi, który skradł serce naszej narratorki. Miłość, jaka łączy tę dwójkę to uczucie dalece niesymetryczne. Mężczyzna jest oziębły i obojętny, niespecjalnie zainteresowany detalami z egzystencji swojej kochanki, zadowalający się wiedzą pobieżną i niepełną. Działając i podejmując wybory kieruje się własnym dobrem i przyjemnością, nie bacząc na swoją adoratorkę. Ona wręcz przeciwnie. Ivan to dla niej wszechświat, słońce, wokół którego krąży, nieprzerwanie oddając mu cześć: Albowiem pojawił się, aby przywrócić spółgłoskom moc i uchwytność, aby na nowo stworzyć samogłoski, nadać im pełne brzmienie, aby na moich wargach znów pojawiły się słowa, aby wskrzesić pierwsze zniszczone związki i wybawić problemy (...) [4]. To źródło szczęścia oraz nadziei, to lek na skołatane serce, panaceum na najróżniejsze niedole – w towarzystwie Ivana łagodnieją (...) rak i guzy, astma i zawał, gorączka, zakażenia i depresje, nawet ból głowy i wrażliwość na zmianę pogody (...) [5].

Ivan, dla którego bohaterka gotowa jest do największych poświęceń, dla którego się zatraca, deprecjonuje, umniejsza swój własny byt jest niczym obietnica i marzenie. Ale podporą w codziennym żywocie, upstrzonym pułapkami i przeciwnościami, jest wspomniany Malina, jawiący się jako wcielenie wszelkich określeń, przy pomocy których staralibyśmy się zdefiniować przyjaźń. Malina to cierpliwość i czułość, empatia i serdeczność, ofiarność i uczynność, wreszcie to porozumienie bez słów oraz zrozumienie dla cudzych potrzeb.

Uzupełnieniem tych dwóch portretów jest figura ojca, która przewija się w sennych koszmarach nawiedzających narratorkę. W każdym z morfeuszowych epizodów rodzic jest prześladowcą i krzywdzicielem, który z lubością poniża swoją córkę, dopuszczając się wobec niej przemocy psychicznej, fizycznej jak i seksualnej. Tym, co czyni go szczególnie przerażającym jest nieludzka wszechmoc oraz bezkarność. Chociaż jeśli dodać do tego pojawiające się rekwizyty w postaci drutu kolczastego i komory gazowej oraz uwzględniając, że akcja powieści rozgrywa się w powojennym Wiedniu, można pokusić się o tezę, że postać ojca można odczytywać nie tylko dosłownie, ale i metaforycznie, jako uosobienie nazizmu, który w latach 30-tych oraz 40-tych XX wieku pustoszył ziemie Europy, a z cienia którego nie jest się łatwo wyswobodzić. W tym kontekście w Malinie można dopatrzyć się silnych akcentów przeciwko takim systemom wartości, które spychają kobiety na margines, uprzedmiotawiają je i odbierają im możność samostanowienia.

Jednocześnie podkreślony zostaje fakt, że nawet w sytuacji zagubienia, osamotnienia czy osaczenia, istnieje oręż, którym można walczyć z opresyjnością czy niesprawiedliwością. Tym narzędziem jest oczywiście słowo, którego nikt nie może nas pozbawić: Skulona w kącie, bez wody, wiem, że moje zdania nie opuszczają mnie i że mam do nich prawo [6]. Tyle, że natura słowa, czy szerzej, języka, jest bardzo dwoista, bowiem jeśli nasz system znaków jest zbyt hermetyczny, to płaszczyzna kontaktu z drugim człowiekiem ulega gwałtownemu skurczeniu. To, co dla nas jest informacją, dla odbiorcy okazuje się jedynie szumem, z którego nie sposób wyłowić treści, co wyklucza możność dogadania się i tym samym skazuje nas na izolację. Można odnieść wrażenie, że bohaterka powieści doskonale zna to dualistyczne, słodko-gorzkie oblicze języka.

Pytanie jednak czy czytelnik znajdzie w sobie na tyle uporu i wytrwałości, by przebrnąć przez gąszcz niedopowiedzeń i ukrytych znaczeń, aby w pełni rozkoszować się lekturę Maliny. Bowiem książka to po trosze próba pochwycenia w sieci słów imponderabiliów, co naznacza ją mglistością i pityjskim znamieniem, a poniekąd to zapis traum i lęków, z jakimi boryka się protagonistka, co z kolei nakłada na odbiorcę emocjonalny bagaż. Zaryzykuję stwierdzenie, że powieść to przede wszystkim gratka dla fanów twórczości, którym nieobcy jest naznaczony niejedną tragedią życiorys Bachmann, bowiem w dziele nie brakuje wstawek biograficznych – treść przepuszczona przez filtr w postaci znajomości przeżyć autorki staje się bardziej zrozumiała, a więc i atrakcyjniejsza.

Ambrose

 

------------------------------------
[1] Dorota Kotas, Pisarka Dorota Kotas, rozm. przepr. Anna Rączkowska, Twój Styl, 2021, nr 10, s. 151
[2] Ingeborg Bachmann, Malina, przeł. Sławomir Błaut, Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 1975, s. 8
[3] Tamże, s. 20
[4] Tamże, s. 34
[5] Tamże, s. 33
[6] Tamże, s. 289

8 komentarzy:

  1. Na początku swojej recenzji stawiasz pytania: „Jak zatem wygląda codzienne funkcjonowanie autyków? Czy faktycznie jest to wyzwanie, do podjęcia którego nie zawsze starcza sił?”. Czy to znaczy, że bohaterkę uważasz za osobę autystyczną? A „Malinę” mam w domu i kiedy będę miała chęć poczytać coś pełnego niedopowiedzeń i ukrytych znaczeń, zajrzę do niej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytając wywiad z Dorotą Kotas i będąc jednocześnie w trakcie lektury "Maliny", miałem wrażenie, że oba teksty opowiadają o tej samej osobie. A Kotas stwierdziła, że dopiero niedawno zdecydowała się na badania, które potwierdziły u niej autyzm. Stąd moje przypuszczenie graniczące z pewnością, że bohaterka Bachmann także cierpiała na jakieś zaburzenie ze spektrum autyzmu. Sporo wspomnianych w tekście zachowań na to wskazuje. Jeśli sięgniesz po "Malinę" to będę wypatrywał Twoich refleksji - ciekaw jestem czy w podobny sposób odbierzesz osobę protagonistki :)

      Usuń
    2. A jak trafiłeś na ten wywiad? Przypadkowo? :)

      Usuń
    3. Nie do końca przypadkowo :) Lubię przeglądać gazety kupowane przez moją lepszą połowę. W wielu czasopismach, których grupą docelową są kobiety, można znaleźć bardzo ciekawe wywiady z różnymi artyst(k)ami oraz felietony poświęcone kulturze.

      Usuń
  2. Od razu widać, że to bardzo specyficzna książka, a podsumowanie z ostatniego akapitu tekstu przekonuje mnie, że to nie lektura, na którą mogłabym się zdecydować :<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słowo "specyficzna" bardzo dobrze oddaje naturę tej książki. Specyficzna jest bohaterka, specyficzny jest styl :)

      Usuń
  3. Bardzo chciałam przeczytać "Malinę", bo kilka wierszy Ingeborg Bachmann należy do moich ulubionych, a jestem "przypadkową" czytelniczką poezji. Po przeczytaniu Twojej recenzji dalej chcę przeczytać tę powieść, ale widzę, że będzie to trudniejsza lektura niż myślałam.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że znajomość poezji Bachmann będzie działać na Twoją korzyść, bo spora część "Maliny" przesycona jest niedopowiedzeniem i niejednoznacznością - można powiedzieć, że naznaczona jest poetyckim zaśpiewem :)

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)