Behrouz Boochani
Tylko góry będą ci przyjaciółmi
Powody mogą być różne. Najczęściej są to wojna, prześladowania o podłożu etnicznym bądź religijnym, niedostatek środków do życia czy brak perspektyw na przyszłość. Ale póki co odłóżmy je na bok. Przyjmijmy, że stało się coś, co popchnęło was do kroku na tyle desperackiego, że gotowi jesteście opuścić własną ojczyznę i rzucić wyzwanie kapryśnej fortunie, udając się na wyprawę usianą licznymi przeszkodami, której celem jest nowy, lepszy świat. Świat, w którym jednak nikt was nie chce, dlatego pozostają wam tylko przemytnicze szlaki, nie będące ani tanie, ani bezpieczne. Jak wygląda wasza podróż i co czeka was, kiedy dobiegnie ona kresu? Na ogół nie macie głosu – światu wystarczają wasze dramatyczne fotografie, nad którymi można się pochylić, wzruszyć, może nawet załkać, by potem wrócić do swojej wygodnej codzienności – ale tym razem zyskaliście zdolnego rzecznika. Jest nim Behrouz Boochani (ur. 1983), irański Kurd, dziennikarz, pisarz oraz obrońca praw człowieka, autor książki Tylko góry będą ci przyjaciółmi, który w 2013 roku trafia do ośrodka dla imigrantów na wyspie Manus w Papui-Nowej Gwinei, gdzie przebywa aż do 2017 roku, kiedy to władze uznają funkcjonowanie obozu za niekonstytucyjne i kończą jego działalność.
Tylko góry będą ci przyjaciółmi to zapis tułaczych doświadczeń Boochaniego, które rozpoczynają się w chwili, gdy autor opuszcza granice swej ojczystej ziemi. Przeżycia obejmują krótki pobyt w Indonezji – kraju tranzytowym dla uchodźców usiłujących dostać się do Australii – oraz pełną niebezpieczeństw przeprawę przez Ocean Indyjski. Najobszerniejsze fragmenty dotyczą natomiast 4-letniego okresu spędzonego na wyspie Manus.
Wydaje się, że to właśnie przymusowa izolacja przy jednoczesnym zdegradowaniu do roli niechcianego i pozornie niebezpiecznego obiektu odciskają największe piętno na psychice Boochaniego, który w ramach sprzeciwu wobec jednostronnego ukazywania uchodźców (kojarzonych z zagrożeniem i groźbą), decyduje się nakreślić przed nami portret osadzonego z zaakcentowaniem jego człowieczych cech. I tak migrant, jaki wyłania się z prozy Irańczyka to przede wszystkim człowiek, który zmuszony zostaje do zawierzenia swojego losu innym ludziom oraz przypadkowym czynnikom, co szybko rodzi wrażenie bezradności, ale i nierealności zachodzących wypadków, nierzadko wymykających się zdrowemu rozsądkowi: Uczucia daremności, absurdu i przemożnego przerażenia stapiają się w niewiarygodnych kombinacjach [1]. To także osobnik, który przytłoczony zostaje brzemieniem winy, chociaż najpoważniejsze wykroczenie, jakie popełnia to chęć ucieczki do lepszej rzeczywistości: Czuję się jak jakiś zbrodniarz, morderca (...) [2]. Wreszcie to ofiara zarówno myślenia stereotypowego jak i medialnej nagonki nastawionej na poszukiwanie sensacji – wizerunek wycieńczonego i ledwie żywego uchodźcy to gwarancja odpowiednio wysokich słupków oglądalności, a zarazem metoda, by go zdehumanizować i przedstawić jako dzikiego i nieokrzesanego najeźdźcę, zagrażającego zachodniej cywilizacji: Czekają, żeby zrobić ze mnie temat swojego materiału. Chcą porazić ludzi strachem, pokazując im mój wyczerpany, sponiewierany, upiorny zewłok [3].
Nie mniej istotnym elementem prozy Boochaniego jest przybliżenie warunków, w jakich przychodzi egzystować (czy raczej wegetować) osadzonym w ośrodku na wyspie Manus. Irańczyk podkreśla fatalne standardy, które sprawiają, że synonimem dla słowa obóz staje się wyrażenie więzienie. Ludzie trafiający na Manus nie mają stawianych oficjalnych zarzutów, a mimo to pozostają odseparowani za ogrodzeniem oraz są pilnowani przez strażników, będąc przy tym stłoczonym do granic możliwości: To więzienie jest niczym zoo pełne zwierząt o rozmaitym umaszczeniu i woni. Przez cały miesiąc te zwierzęta – ci mężczyźni – tkwili tu upchnięci w klatce postawionej na piaszczystej podłodze [4]. Przymusowa izolacja i odcięcie od świata zewnętrznego nieuchronnie prowadzą do zmian w psychice: Poza męką zamknięcia pomiędzy więziennymi płotami każdy więzień tworzy w sobie pomniejszy areszt emocjonalny – coś, do czego prowadzi kulminacja beznadziei i ubezwłasnowolnienia [5]. W opinii Boochaniego owe zaburzenia nie są przypadkowe, ba, są one celowo wywoływane. Numerki nadawane osadzonym, limitowany dostęp do artykułów pierwszej potrzeby, kiepska opieka medyczna – skojarzenia nasuwają się same, chociaż Irańczyk nie odwołuje się do nich w sposób bezpośredni, poprzestając na stwierdzeniu, że działanie obozu na wyspie Manus oparte jest na aparacie represji, określanym mianem systemu kyriarchalnego (ów termin ukuła feministka Elisabeth Schüssler Fiorenza, rozumiejąc przez niego system bazujący na opresji, karaniu i podległości), którego celem jest złamanie więźnia i zniechęcenie go do starania się o azyl w Australii. Iście kafkowskiego klimatu dopełnia poczucie niepewności oraz niestałości indukowane przez trudne do odgadnięcia (płynne) zasady, jakie panują w obozie: Te reguły potrafią obowiązywać bez widocznych zmian całymi tygodniami, kiedy jednak osadzeni już się do nich przyzwyczajają, raptownie wprowadza się nowe. Jest wciąż więcej i więcej zaburzeń w tym systemie, który wciąga w swoją otchłań świadomość więźnia. To one powodują, że system kruszy i dezorientuje osadzonego do tego stopnia, że ten traci przytomną świadomość własnej tożsamości [6].
Nietrudno zauważyć, że Tylko góry będą ci przyjaciółmi nie jest wyłącznie relacją z tułaczki zakończonej pobytem na wyspie Manus. Behrouz Boochani przeprowadza wiwisekcję duszy człowieka skazanego na przymusową izolację, badając zachodzące w jego umyśle metamorfozy. Irański Kurd prezentuje ewolucję, której poddany zostaje aparat percepcyjny rezydenta Manus, odbierający pochodzące z otoczenia bodźce z zupełnie innej niż dotychczas perspektywy. Celnym przykładem przytoczonym przez Boochaniego, ilustrującym jak różna potrafi być nowa normalność jest choćby stosunek do ludzi starających się zachować przyzwoitość czy uprzejmość. Jako, że okoliczności zdecydowanie nie sprzyjają takim postępowaniom (Kiedy ktoś jest głodny, rzuci się na wszystko, co zapachnie jedzeniem. A jeśli ma rywali, jego atak będzie bardziej zajadły [7]), są one traktowane z dozą podejrzliwości, które z czasem przeradzają się we wrogość, bowiem: Gdy ludzie nie są zdolni pojąć szlachetnego zachowania, zaczyna ich dręczyć rozpacz i dezorientacja [8]. Tym samym Boochani uzmysławia nam, w jak ogromnym stopniu stwarzane warunki katalizują narastające wśród więźniów zezwierzęcenie, któremu bardzo trudno jest się przeciwstawić.
Czytana książka robi tym większe wrażenie, że utrzymana jest w interesującym stylu. Behrouz Boochani posługuje się językiem, który sporymi fragmentami przechodzi w poetyckie ustępy. Ponadto autor umiejętnie operuje rozbudowaną symboliką, która skutecznie wzmacnia przekaz jego prozy: poczerniały od próchnicy, wypadający bez żadnych sygnałów ostrzegawczych w postaci bólu, ząb, jako wyraz bezradności, ale i słabości oraz kruchości ludzkiego ciała; akt szczania na łonie natury, nie zaś w przeznaczonej do tego, zapuszczonej i śmierdzącej toalecie, jako przejaw buntu, niezależności i choćby chwilowej swobody; drzewo mangowca, zobojętniałe na ludzkie płoty i ogrodzenia, jako przejaw dumy i hardości to kilka przykładów tego, jak bogata jest wyobraźnia Boochaniego. Pozostając przy kwestii formy, należy dodać, że Tylko góry będą ci przyjaciółmi, mimo iż bazują na przeżyciach samego autora, nie są reportażem. Boochani podejmuje świadomą decyzję, by swoje doświadczenia przyoblec w szaty literatury – wybór ten jest podyktowany troską o współtowarzyszy niedoli. Z tego właśnie względu: Żaden osadzony czy uchodźca występujący w tej książce nie jest tożsamy z konkretną osobą, nawet kiedy ich dzieje są przedstawiane szczegółowo. To nie są zamaskowane osoby. Ich rysy nie istnieją naprawdę. Ich tożsamość została w całości sfabrykowana. To postaci mozaikowe, kolaże zmontowane z rozmaitych wydarzeń, różnorodnych incydentów, często natchnione logiką alegorii, nie reportażu [9]. Na koniec warto dodać informację o samych okolicznościach, w jakich powstawał tekst, który zrodził się z wiadomości wysyłanych zdanie po zdaniu przez telefon za pomocą aplikacji WhatsApp. Odbiorca tych żmudnie wystukiwanych komunikatów, Omid Tofighian, zajął się przekładem na język angielski oraz wstępną redakcją.
Ta mieszanka fikcji i autentyzmu w połączeniu z talentem literackim Boochaniego sprawdza się bardzo dobrze. Irańczyk z bezwzględną szczerością odmalowuje bardzo różne oblicza człowieczeństwa, kreśląc także te mroczne aspekty (również swojej osobowości). Wypadkową jest dzieło udanie nawiązujące do klasyki literatury obozowej – do głowy przychodzą choćby Wspomnienia z domu umarłych Fiodora Dostojewskiego czy Letter from Birmingham Jail Martina Luthera Kinga Jr. – którego uniwersalne przesłanie można zamknąć w słowach: Wszyscy jesteśmy istotami ludzkimi. Istotami, których obchodzą inni ludzie. Ludźmi dbających o ludzi [10].
Aż nieprawdopodobne, że to prawdziwa historia, dziejąca się w XXI wieku. Powstanie obozu/więzienia dla uchodźców jest czyjąś decyzją, będącą konsekwencją polityki społecznej demokratycznego (pozornie?) państwa za jakie uważałam dotąd Australię. Słyszałam o tej książce od momentu, gdy ukazała się w Polsce. Zwróciła moją uwagę informacja o formie w jakiej była pisana - pisarz przesyłał zdanie po zdaniu WhatsAppem do swojego przyjaciela w wolnym świecie. Nie wspomniałeś o tym, a mnie to wydaje się bardzo istotne, tym bardziej, że - jak piszesz - jest to proza poetycka. Wydaje się to być zadaniem wprost karkołomnym, brawurowym, odważnym.
OdpowiedzUsuńBardzo niestabilna sytuacja polityczna na Bliskim Wschodzie, kiepska sytuacja społeczno-ekonomiczna w niejednym afrykańskim kraju czy zmiany klimatyczne i związany z tym, utrudniony dostęp do wody pitnej w wielu regionach świata - te czynniki będą dodatkowo katalizować problemy migracyjne. Już niedługo pewnie nawet Polska będzie jawić się jako atrakcyjny kraj do rozpoczęcia nowego życia i wtedy na poważnie przyjdzie nam zetknąć się z tym zagadnieniem.
UsuńA o formie faktycznie nie wspomniałem, bo książka poprzedzona jest kilkoma przedmowami, w których tę kwestię kilkukrotnie przerobiono :)
@ awita
UsuńZdanie po zdaniu? Niewiarygodne.
@ Ambrose
A propos cytatu o głodzie skojarzył mi się wyimek z innej powieści (o rewolucji): zastąpiliśmy pazernością solidarność. To takie "ludzkie" zachowania.;(
Heh, ale te głęboko "ludzkie" zachowania coraz wyraźniej kierują nas w regiony, które jeszcze kilka lat temu przerabiała jedynie literatura spekulatywna z dopiskiem "postapo" :)
UsuńAwito, dopisałem informację na temat okoliczności powstania tekstu, bo faktycznie jest ona nie tylko ciekawa, ale i istotna. Dzięki za podpowiedź!
UsuńCiekawe, czy powstaną podobne w wymowie opowieści o tym, co aktualnie dzieje się przy naszej granicy...
OdpowiedzUsuńŚmiem twierdzić, że jest taka szansa, i byłaby to książka nie mniej przejmująca, bo aktualnie uchodźcy są niesamowicie instrumentalnie wykorzystywani przede wszystkim przez Białoruś, ale i przez polską władzę oraz opozycję.
Usuń