Tove Jansson
Słoneczne miasto
Niejedna reklama towarzystwa ubezpieczeniowego, zachęcająca nas do odkładania dodatkowych środków na naszą emeryturę, kusi nas wizją słonecznej lokalizacji, w której moglibyśmy spędzić nasz dozgonny urlop. Tyle, że jak to w życiu bywa, kolorowy obrazek na ogół nie ma zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością naznaczoną najróżniejszymi odcieniami szarości. Stąd nawet egzystencja w domu spokojnej starości z efektownego prospektu nie jest przesiąknięta taką beztroską, jak się nam to usilnie wmawia, o czym przekonuje nas Tove Jansson (1914 – 2001), fińska pisarka, malarka, ilustratorka i rysowniczka komiksowa pochodzenia szwedzkiego, znana przede wszystkim jako twórczyni serii bajek o przygodach Małych Trolli, czyli Muminków. Ale Jansson to także niezła prozaiczka, czego dowodem jest wydany w Polsce zbiorek Słoneczne miasto, na który składają się 2 krótkie powieści: Słoneczne miasto oraz Kamienne pole.
Pierwszy z utworów to wyprawa do Saint Petersburga, miasta położonego na Florydzie, na półwyspie Pinellas, nad Zatoką Tampa. Z racji faktu, że słoneczna pogoda dopisuje tu niemal przez cały rok, jest to idealne miejsce dla ludzi w podeszłym wieku, do czego dostosowuje się zresztą lokalna infrastruktura, nastawiona na usługi dla starszych klientów. W rezultacie, przynajmniej na pierwszy rzut oka, dzielnice z domami dla seniorów tchną ciszą i spokojem. Rozległe ganki wypełnione fotelami bujanymi oraz ulice przepełnione siwymi głowami – oto z czym kojarzy się książkowy Saint Petersburg. Tyle, że Tove Jansson uświadamia nam, że pod tą pozornie pozbawioną fal i niewzruszoną taflą, skrywa się kipiel emocji, których podeszły wiek wcale nie wygasza.
Fabuła tej krótkiej powieści osnuta jest wokół perypetii kilku bohaterów zamieszkujących pensjonat Butler Arms, prowadzony zresztą przez ponad dziewięćdziesięcioletnią właścicielkę. Z tego względu Słoneczne miasto można porównać do galerii postaci, z których każda na swój sposób radzi sobie z pogłębiającą się świadomością własnej przemijalności i nieuchronności śmierci. Dzieło można więc śmiało uznać za studium starości, która jawi się jako odrzucenie, wykluczenie, marginalizacja i przejmujące poczucie osamotnienia, mimo przebywania w towarzystwie podobnych sobie ludzi. Co ciekawe, owa samotność w tłumie, to nie problem alienacji i anonimowości, ale raczej pokłosie faktu, iż towarzysze starości to w większości jednostki równie znużone i zmęczone przywdziewaniem masek, co skutkuje tym, że nie silą się oni na udawanie bycia lepszymi, niż są w istocie. Stąd Butler Arms jest niczym scena, na której co rusz pojawiają się kolejni aktorzy i aktorki dający (…) pokazy ludzkiej egzaltacji, błędnych wyobrażeń i bezplanowości (…) [1] – każde z nich posiada cały wachlarz przywar, słabostek i wad, których nie zamierzają dłużej ukrywać. Ponadto pensjonat kojarzy się ze złotą klatką, bowiem jego goście są de facto odcięci od normalnego świata i funkcjonują poza jego granicami, mogąc go jedynie obserwować. A oglądanie na co dzień tych samych twarzy, to nieustanne przypominanie sobie o własnym, kiepskim położeniu, co staje się źródłem frustracji i złości.
Wydaje się, że to doskonale wyczuwalne podenerwowanie i napięcie jest także spowodowane komunikacyjnymi problemami – protagoniści nie potrafią ze sobą rozmawiać, poprzestając na wysyłaniu jednokierunkowych komunikatów, nie słuchając się wzajemnie, lękając się przyjąć okazywane zaufanie. Przy okazji tej kwestii Tove Jansson raczy nas świetną definicją rozmowy, która w ujęciu jednego z bohaterów oznacza: Wspólną zadumę nad istotnymi sprawami. Przekazywanie doświadczeń i wspomnień, budowanie perspektyw. Wspólne precyzowanie i rozpoznawanie, obserwowanie zmian w spojrzeniu, tonie głosu, ciszę wskazującą wątpliwości albo porozumienie. Formułowanie wypowiedzi bez wpływania na rozmówcę. Śmiech, zdolność milczenia we wzajemnej nieśmiałości, nigdy niewypowiedzianej [2].
O starości i wadze najróżniejszych treści zaklętych w zdaniach traktuje też drugi z zawartych zbiorze utworów zatytułowany Kamienne pole. Bohater noweli, Jonasz, właśnie przechodzi na emeryturę. Mężczyzna przez lata pracował jako dziennikarz – długotrwałe obcowanie ze słowem pisanym sprawia jednak, że Jonasz odnosi wrażenie, iż zbyt wiele słów zmarnował, stąd są one teraz (…) wyświechtane, nadwerężone, (…) zmęczone (…) [3]. Mimo owego znużenia protagonista podejmuje się zlecenia, by napisać biografię króla prasowego, którego Jonasz złośliwie nazywała Igrekiem (Była to literaka, której w jakimś sensie nie lubił [4]) – tyle, że podjęte zobowiązanie idzie jednak jak krew, co owocuje tym, że niechęć do nieżyjącego już Igreka narasta do rozmiarów obsesji. Przy czym Igrek nie jest jedynym zmartwieniem Jonasza, który zmaga się z wyrzutami sumienia odczuwanymi wobec zaniedbywanych przez lata córek – najpierw jako dziewczęta, później już jako dorosłe kobiety, musiały one godzić się z tym, że ważniejsza od ich istnienia jest praca ojca. Wspólny wyjazd na letnisko jawi się zatem jako możliwość posunięcia się do przodu w pisaniu biografii oraz sposobność do naprawienia relacji z własnymi dziećmi.
Kamienne pole, chociaż znacznie krótsze niż Słoneczne miasto, jest równie starannie skomponowane. W tym skromnym objętościowo dziele udaje się autorce zawrzeć ogromną dramaturgię, która jest konsekwencją konfliktu, jaki rozdziera duszę Jonasza. Mężczyzna doskonale zdaje sobie sprawę z własnego egoizmu oraz podłości, tyle że samooskarżenia są kanalizowane poprzez przypisanie tych cech Igrekowi, co uniemożliwia głośne przyznanie się do winy i okazanie skruchy pokrzywdzonym córkom. Tym samym Jonasz ogarnięty obsesją precyzyjnego wysławiania się raz jeszcze przekonuje się jak zdradzieckie mogą być słowa i jak trudno jest nimi operować – jego usiłowania, by nawiązać nić komunikacji z dziećmi są niczym kopanie na tytułowym, kamiennym polu. To działanie próżne i jałowe, a nawet gdy już uda się przerzucić chociaż część kamieni, to powstaje wyłącznie (…) dziura wokół jakiejś zagadkowej i dawno porzuconej idei [5].
Oba tytuły wzajemnie się uzupełniają. Słoneczne miasto, jako zdecydowanie spokojniejszy i melancholijny, znakomicie uzmysławia, że jeśli tylko pozwolimy sobie na to, by na chwilę zatrzymać się i rozejrzeć się, to odkryjemy jak ciekawa potrafi być proza codziennego, na pozór powtarzalnego i schematycznego życia. Z kolei Kamienne pole cechujący się większą dynamiką to bardzo dokładny, a przez to zatrważający portret człowieka toksycznego, który nie umiejąc poradzić sobie z sobą samym, zatruwa byt swoich najbliższych, wegetujących w cieniu wiecznych pretensji, urazów i gniewu. Obie pozycje pokazują ponadto, że to Tove Jansson to nie tylko Mama Muminków, i że warto poznać jej pozostałą twórczość – Finka dobrze czuje się w minimalistycznej konwencji i przy całkiem skromnej palecie środków udanie odmalowuje meandry psychiki ludzi starszych, którzy tym samym na powrót stają się pełnoprawnymi istotami ludzkimi.
Ambrose
[1] Tove Jansson, Słoneczne miasto w: Słoneczne miasto, przeł. Justyna Czechowska, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2017, s. 138
[2] Tamże, s. 126
[3] Tove Jansson, Kamienne pole w: Słoneczne miasto, przeł. Teresa Chłapowska, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2017, s. 163
[4] Tamże, s. 164
[5] Tamże, s. 172
Wszyscy potrzebujemy słońca nad głowami - bo bez niego nie ma uśmiechu czy serdeczności..
OdpowiedzUsuńNa szczęście zbliżający się tydzień ma być słoneczny - już dzisiaj można rozkoszować się promieniami w trakcie spaceru (trzeba tylko uważać na topniejący śnieg) ;)
UsuńCo prawda nie jestem wielką miłośniczką Muminków, ale pozostała twórczość Tove Jansson od dłuższego czasu przyciąga moją uwagę. Chętnie przeczytałabym również jej autobiografię.
OdpowiedzUsuńLubię taką prozę minimalistyczną i wnikliwą. Myślę, że ten fragment o komunikacji/porozumiewaniu się warto by rozebrać na czynniki pierwsze i uczyć komunikacji wszystkich, to taka podstawowa wydawałoby się umiejętność, ale tak niewiele osób to umie: słuchać, nie oceniać, współodczuwać.
Ech, Małe Trolle to moje dzieciństwo, dlatego pałam do nich sympatią mocno związaną z sentymentem (w którymś z dni tygodnia w ramach Wieczorynki leciały właśnie "Muminki"). Ale nie chciałem, żeby przywiązanie do stworków wykreowanych przez Jansson przysłoniła mi całą postać artystki, dlatego postanowiłem przekonać się, co ma do zaproponowania fińska artystka i uważam, że warto czytać jej prozę. Mam w planach kontynuować znajomość z dorobkiem "pozamuminkowym", dlatego na wspomnianą autobiografię pewnie przyjdzie kiedyś pora :)
UsuńHa, a co do komunikacji, to wg mnie jest to rzecz łatwa tylko w teorii. W praktyce niestety b. trudno jest się skutecznie porozumieć z bliźnim, dlatego wszelkie wskazówki jak to robić, na co zwracać uwagę, itd., są wg mnie b. cenne.
Jaka „słoneczna” okładka. :) Ja akurat jestem wielką miłośniczką Muminków. „Zima Muminków” była jedną z pierwszych książeczek, które przeczytałam samodzielnie. To dzięki Tove Jansson polubiłam skandynawską literaturę.
OdpowiedzUsuńW takim razie polecam poznać inne oblicze Tove Jansson - ciekaw jestem, czy przypadnie Ci do gustu. A co do Muminków, to niedawno ukazało się na naszym rynku dwutomowe, zbiorcze wydanie ("Muminki zebrane") i przyznaję, że bardzo mnie kusi, by je nabyć :)
UsuńJa z twórczością autorki miałem kontakt tylko przez telewizyjne adaptacje, które po jakimś czasie zaczęły mnie wybitnie irytować. Już nawet nie wiem, dlaczego tak się stało. Pewnie było to jakaś forma baardzo młodzieńczego buntu albo coś :P
OdpowiedzUsuńO proszę, jeśli chodzi o ruchome obrazki to ja kojarzę tylko "Muminki". Żadnych filmowych adaptacji nie znałem :)
UsuńBardzo dobrze opisany tytuł, 50stron już za mną i bardzo przyjemnie się czyta, nie zawiodłem się
Usuń