Robert Penn Warren
Gubernator
tytuł oryginału: All the King's Mentłumacz: Bronisław Zieliński
czyta: Józef Duriasz
Nagranie Zakładu Wydawnictw i Nagrań Polskiego Związku Niewidomych, Warszawa 1985
Dzięki uprzejmości znajomego w ręce wpadł mi na chwilę Gubernator Roberta Penna Warrena, cenionego amerykańskiego pisarza, w postaci książki czytanej nagranej przez Zakład Wydawnictw i Nagrań Polskiego Związku Niewidomych w Warszawie w roku 1985 w interpretacji Józefa Duriasza i na podstawie wydania drukiem Państwowego Instytutu Wydawniczego z roku 1962. Powieść po raz pierwszy ukazała się w USA w 1946, więc nowość to to absolutnie w momencie polskiego wydania nie była, ani tym bardziej teraz nie jest, ale wiedziałem, że za tę książkę Warren dostał w 1947 jedną z trzech nagród Pulitzera, które zdobył, a trzeba tutaj zauważyć, że to wyróżnienie uważam za bardziej miarodajne w kwestii książek wartych poznania niż literacki Nobel. Oczywiście, obie nagrody nie są przydzielane na zasadzie obiektywnego wartościowania dzieł literackich, bo jest to niemożliwe, ale Noble w dziedzinie literatury zbyt często pachną w dużo większym stopniu niż Pulitzer spolegliwością wobec mody, poprawności politycznej i innymi kryteriami nie mającymi wiele wspólnego z rzetelną oceną wartości literackiej dzieł.
Wersja audio, której wysłuchałem, opatrzona jest bardzo interesującym i wyważonym, niestety anonimowym wstępem, który jest też, mimo celności, zarazem pięknym przykładem na wielość możliwych interpretacji dzieła literackiego, bowiem widać w nim wyraźnie perspektywę komunistyczną (czy też wtedy już socjalistyczną) z której oceniana jest problematyka dzieła i charakterystyka tytułowego Gubernatora.
Tytuł oryginału (All the King's Men), w przeciwieństwie do polskiego (Gubernator) wskazuje na to, że choć postacią o największym ciężarze gatunkowym, który wiąże i napędza większość wątków oraz stanowi punkt centralny konstrukcji dzieła jest Willie Stark, polityk z amerykańskiego Południa wczesnych lat trzydziestych XX wieku, który zostaje z czasem gubernatorem stanu (niewymienionego nigdzie z nazwy), to jednak w zamyśle autora i w mojej ocenie tych postaci będących niemal równorzędnymi protagonistami jest więcej. Są to wszyscy bliscy współpracownicy, ale również i wybrani przeciwnicy Willie’go Starka, a przede wszystkim Jack Burden, reporter polityczny, który został prawą ręką Gubernatora do specjalnych poruczeń i który zarazem jest narratorem. W rzeczywistości historia życia i kariery Willie’go Starka oraz historia Jacka Burdena i jego refleksje filozoficzne są jedną historią, jak to określił sam Warren w tekście powieści.
Audiobook, który mnie wciągnął jak mało który, jest odmienny od dzisiejszych produkcji. Ma w sobie ten posmak retro, jaki mają muzyczne winyle w przeciwieństwie do CD czy DVD. W tle słuchać nawet momentami odgłos przekładanych kartek, z których czyta lektor. Jednak klasyczna interpretacja Józefa Duriasza, którego tembr głosu, tempo i intonacja idealnie wpisały się w specyficzną atmosferę miejsca i czasu, w którym rzeczy się rozgrywają, a więc przedwojenne amerykańskie Południe, i który ewidentnie wczuł się w niepowtarzalny sznyt mistrzowskiej prozy Warrena, każą mi się tylko cieszyć, że sięgnąłem akurat po tę wersję. Może być ona nawet cenniejsza od samodzielnej lektury słowa drukowanego. Choć niemal uniemożliwia zapisywanie cytatów, których powieść może być istną kopalnią, to zmusza do delektowania się dziełem we właściwym tempie, bez folgowania tak modnemu teraz szybkiemu czytaniu. Nawet sposób w jaki sam czytam, a który nie jest szczególnie pospieszny, mógłby być jednak zbyt pobieżny, by już za pierwszym razem docenić wszystkie smaczki i głębie Gubernatora, zaś tempo narzucane przez Duriasza wydaje się w tym przypadku optymalne.
All the King's Men to dzieło w pełnym tego słowa znaczeniu. Jest kompletne, doskonałe; jednocześnie wycyzelowane do ostatka, a zarazem swobodne i naturalne. Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z dość schematyczną historią prostaka z Południa, który zostaje gubernatorem stanu, ale już nawet w tym najprostszym aspekcie, czyli samego zarysu intrygi, można mieć wątpliwości co do wagi poszczególnych elementów konstrukcji powieści, gdyż właśnie inne wątki, na przykład miłosne, będą niejednokrotnie doprowadzać do najbardziej przełomowych zwrotów fabuły, będą niejako zamykać i otwierać kluczowe rozdziały.
Gubernator stoi w przeciwieństwie do „Wielkiej Literatury” koncentrującej się na najszerzej pojętym warsztacie z nie zawsze stojącą na tym samym poziomie treścią, ale i jest jednocześnie w opozycji do bardziej popularnej literatury bazującej na treści i przykładającej mniejszą wagę do formy. Funkcjonuje niejako na pograniczu sztuki, socjologii, psychologii, historii, powieści obyczajowej, sensacji politycznej i romansu. Łączy w prawdziwie mistrzowski sposób powieściową akcję z wrażliwością poezji i głębią filozoficznych rozważań wykraczając daleko poza tak ukochane przez krytyków i wielu czytelników arbitralne klasyfikacje.
Zawsze przedkładałem jasność, klarowność i treściwość przekazu nad piękną formę zmuszającą niejednokrotnie nie tylko do zastanawiania się, co artysta miał na myśli, ale i czy w ogóle miał coś na myśli. Z tego powodu w pierwszej chwili drażnił mnie momentami rozmach porównań, śmiałość określeń i w ogóle bogactwo języka, jakiego autor używa. Drażniło do momentu, gdy stwierdziłem, że używa wszelkich rozbudowanych, poetyckich wręcz chwytów narracyjnych z pewnością świadczącą ponad wszelką wątpliwość, iż wie co i w jaki sposób chce przekazać. Warren nawet w pytaniu potrafi przekazać więcej, niż kto inny w kilku zdaniach twierdzących. Od momentu, gdy zauważyłem, iż doskonałość formy koresponduje z treścią, wsiąkłem w tę nietypową, mistrzowską prozę.
Robert Penn Warren używa całego szeregu specyficznych narzędzi sprawiających, iż jego powieść jest niepowtarzalna. Początkowo dziwi na przykład posunięta niemal do absurdu, wybiórcza dokładność opisu fizyczności poszczególnych postaci, ze szczególnym uwzględnieniem wybranych detali fizjonomii. Inny ciekawy zabieg to stosowanie w retrospekcjach i nawiązaniach do zdarzeń przeszłych tych samych zwrotów, a nawet całych wypowiedzi, których użyto już wcześniej, kiedy opisywano je jako współczesne. Okazuje się jednak, że te techniki są przemyślane i służą konkretnym celom; gdy mija zdziwienie czytelnika, doceniamy ich rolę.
Szkoda, że nie zdążyłem Gubernatora przeczytać i zarekomendować przed wyborami. Myślę, że powinna być to obowiązkowa lektura dla każdego, kto chce mieć prawa wyborcze. Choć od jej napisania minął już niemal wiek, nic się w zasadzie, mimo pozorów, w świecie polityki nie zmieniło. Powieść Warrena to prawdziwie dramatyczne studium mechanizmów władzy, ukazujące głupotę większości wyborców, którzy zamiast głosować zgodnie z własnymi, osobistymi interesami, zachowują się jak przeważająca część klientów w supermarkecie – kierują się emocjami i podejmują decyzje nie takie, jakie sugerują ich własne, dobrze pojęte potrzeby, nie głosują na tego, na kogo powinni we własnym interesie, a na tego, kto ich do tego odpowiednio zachęci.
Polityka w Gubernatorze ściśle wiąże się z dylematami filozoficznymi, z pytaniem o dobro i zło, o wolną wolę, możliwość dokonywania wyborów. Jednym z kardynalnych problemów wydaje się temat czystych rąk. Co jest lepsze – polityk kompletnie nieskuteczny, ale absolutnie uczciwy i moralny, czy gotowy iść na kompromis ze złem, by uzyskać możność czynienia dobra? Pokrewny problem, to pytanie o to, czy w ogóle zachowanie czystych rąk jest możliwe, gdy się współpracuje i walczy z ludźmi, którzy takich czystych rąk nie mają i mieć nie zamierzają.
Jak wspomniałem już wcześniej, Gubernator to dzieło wielowątkowe, wieloaspektowe, wielotematyczne, wymykające się nie tylko jednoznacznej klasyfikacji, ale i interpretacji. Zmusza odbiorcę nie tylko do refleksji, ale i do zajęcia konkretnego stanowiska w wielu trudnych kwestiach, przez co zapewne ilu czytelników czy słuchaczy, tyle indywidualnych przeżyć. Mimo powolnego z reguły tempa narracji, Warren potrafi wzbudzić w odbiorcy dramatyczne wręcz odczucia. Dzieje się to zarówno w wyniku bezpośredniej akcji, w której nie brak i emocji, i gwałtownych uczuć, i zbrodni nawet, jak i w następstwie dygresji ubranych najczęściej w formę przemyśleń narratora.
Wydawać by się mogło, że powieść, której akcja dzieje się przed wojną na zadupiu Ameryki, w dodatku napisana zaraz po wojnie, w XXI musiała się zestarzeć i stracić na aktualności. Najbardziej zadziwiające, że wcale tak nie jest. Nawet w sferze psychologicznej i socjologicznej, w których od czasu pierwszej publikacji nastąpił niejeden przełom, Gubernator zachował świeżość i oryginalność tak, jakby został napisany wczoraj. Jednocześnie, co jest oczywistą konsekwencją daty jego powstania i umiejscowienia fabuły w czasie, jest crème de la crème kolorytu czasów i miejsca, które są nam prawie nieznane – lata trzydzieste na zabitym dechami Południu USA. Zdrowe czasy, gdy murzyn był murzynem a czarnuch czarnuchem, gdy jeden dolar miał swą konkretną moc, gdy na niejednym budynku rządowym zegar wskazywał dokładny czas dwa razy na dobę, gdyż był malowany, gdy coca-colę nalewano z kija niczym piwo, gdy asfalt był biały, a pasy na nim czarne. Gdy blizny po wojnie secesyjnej nadal były niezabliźnione, choć nowa wojna już pukała do drzwi. Perełki i diamenciki historii – uwielbiam to!
No i wracamy na koniec do początku, do wiodącego tematu, do przesłania. Mam wrażenie, choć to moje osobiste odczucie, gdyż jak powtarzam, każdy tę powieść na pewno przeżyje nieco inaczej, że najważniejszym dylematem dzieła jest pytanie o determinizm w ludzkim życiu lub też jego brak. I choć wiele zdaje się wskazywać, że pewne rzeczy muszą się zdarzyć, ze względu na zbiegi okoliczności czy siły, z których nawet nie zdajemy sobie sprawy, to jednak Warren ustami jednego z głównych bohaterów daje nam odpowiedź na pytanie o naszą wolną wolę, o to, czy możemy kierować rzeczywistością i naszym życiem. Wszystko mogło być inaczej. Zrobiono co zrobiono, wyszło albo nie, ale wszystko mogło być inaczej, a to znaczy, że zawsze jest nadzieja na przyszłość, że trzeba próbować.
Już dawno wyrosłem z wieku, w którym się wierzy, iż można wybrać jedną książkę jako tę naj naj naj. Muszę jednak powiedzieć, że Gubernator to naprawdę jest coś i zawsze będę go gorąco polecał przy każdej okazji. Niezależnie od przekonań politycznych, moralnych, wiary czy orientacji seksualnej – to prawdziwa pozycja must read.
Wasz Andrew
Cześć :) Świetny blog, zaobserwowałam Cię. Zapraszam do mnie, jestem tu nowa :) Miłego dnia życzę! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWitaj :) Dzięki za zaproszenie. Będę zaglądać w wolnych chwilach i też pozdrawiam serdecznie.
Usuń