Takashi Nagai
Listy do dzieci
Człowiek to istotna śmiertelna, w związku z czym każdy krok na naszej życiowej drodze sukcesywnie przybliża nas do opuszczenia ziemskiego padołu. Tyle, że na co dzień świadomość nieuchronności śmierci jest raczej nikła – fakt ów spychany jest ona ma margines, dzięki czemu w trakcie egzystencji snujemy plany i zamierzenia, bezwiednie zakładając, że skoro naszym udziałem staje się dzisiaj, to podobnie będzie i z jutrem. Jak jednak zmienia się postrzeganie chwili bieżącej przez tych, którzy dobrze wiedzą, kiedy przyjdzie im umrzeć? Propozycją spojrzenia na ostatnie lata człowieka w pełni zdającego sobie sprawę z rychłego zgonu jest utwór Takashiego Nagaiego (1908 – 1951), zatytułowany Listy do dzieci.
Autor dzieła to lekarz radiolog, który – podobnie jak cały naród japoński w trakcie trwania II wojny światowej – pracuje ponad siły, poświęcając się służbie ojczyźnie. Ceną za związaną z wykonywanym zawodem nadmierną ekspozycją na działanie promieniowania rentgenowskiego jest przewlekła białaczka szpikowa oraz anemia złośliwa. Razem z diagnozą schorzeń, Takashi Nagai otrzymuje szacunkowy czas życia, jaki mu pozostał – około 3 lat. Kiedy wydaje się, że sytuacja nie może być już gorsza, 9. sierpnia 1945 roku na Nagasaki, miasto w którym mieszka mężczyzna, zrzucona zostaje bomba atomowa. W wyniku eksplozji ginie kilkadziesiąt tysięcy ludzi, a wśród nich żona Takashiego Nagaiego. Sam autor doznaje poważnych obrażeń, a na dotychczasowe problemy zdrowotne nakłada się choroba popromienna. W ten sposób na barki autora złożony zostaje ogromny ciężar – umierający, wiedzący jak niewiele czasu ma przed sobą, pozbawiony całego materialnego dziedzictwa, Takashi Nagai pragnie przygotować dwójkę swoich ocalałych dzieci do niechybnego sieroctwa.
Książka jest dziennikiem, będącym zapiskiem zmagań związanych z niełatwym przedsięwzięciem, jakiego podejmuje się autor. Jednocześnie mężczyzna przywołuje swoją życiową filozofię w całości opartą na religii katolickiej, przybliżając nam zasady, jakimi kieruje się w codziennym postępowaniu. Tym samym dzieło jest formą duchowego testamentu będącego jedną z nielicznych rzeczy, jakie Takashi Nagai pozostawia swoim potomkom.
Tym, co od pierwszych stron przykuwa czytelniczą uwagę, jest żarliwa wiara autora, który wszelkie doświadczenia, jakie stają się jego udziałem, tłumaczy Wolą Boską. Świat oglądany oczami Nagaiego to rzeczywistość, w której nie ma miejsca dla przypadku, gdzie wszystko dzieje się z jednej tylko przyczyny i za sprawą jednej tylko istoty – to Bóg pieczołowicie zajmuje się losem każdego stworzenia, wystawiając go na najróżniejsze próby, stawiając na jego drodze wszelakiej maści wyzwania. Takie podejście pozwala Nagaiemu czerpać siłę także z bolesnych i traumatycznych przeżyć, które w mniemaniu mężczyzny stanowią cząstkę Bożego planu, niemożliwego do ogarnięcia ograniczonym, człowieczym umysłem. Jeśli dodać jeszcze do tego założenie, zgodnie z którym: Bóg daje wszystko w akcie miłości i tak samo w akcie miłości odbiera [1], zaś cokolwiek, co człowiek posiada jest jedynie tymczasowym darem Boga, to zrozumiałym jest, że Takashi Nagai to osobnik na miarę współczesnego Hioba, kornie znoszący kolejne, zsyłane na niego dopusty. Z takim stosunkiem do otoczenia, nawet w atomowej zagładzie Nagasaki można dopatrzeć się pewnych pozytywów: Szybko bowiem uchwyciłem się nowej nadziei – możliwości badania całkiem nieznanej dotychczas choroby, która pojawiła się na świecie na moich oczach [2].
Drugą, oprócz religijnej, tematyką, która mocno zajmuje autora jest zagadnienie sieroctwa. W ramach wprowadzenia do tych rozważań, Takashi Nagai kreśli swoje wizje ojcostwa oraz macierzyństwa, które rzutują na wymagania i oczekiwania stawiane pracownikom wszelkich instytucji zajmujących się osamotnionymi dziećmi – zdaniem Japończyka źródłem kłopotów wychowawczych z sierotami jest fakt, że nowi opiekunowie bezprawnie usiłują zastąpić biologicznych rodziców. Bezprawnie, bowiem rodzicielstwo to dar Boży, stąd żaden człowiek nie może rościć sobie pretensji do przejmowania roli nadanej przez samego Stwórcę. Ponadto (…) odpowiedniki słów „tata” i „mama” są dla sierot najcenniejszymi klejnotami, które dzieci skrzętnie chowają w swoich sercach. Osierocony malec nie chce, aby ktokolwiek przywłaszczał sobie miano jego tatusia czy mamusi [3]. Stąd, w mniemaniu Takashiego Nagaiego, w chwili, gdy pracownicy ośrodków każą nazywać się tatą czy mamą, dzieci uczone są fałszu i oszustwa, co prowadzi do różnorodnych napięć, które skutkują nieposłuszeństwem, buntem czy ucieczką.
Przyznaję, że lektura z racji stylu, w jakim jest utrzymana, nie jest zbyt wciągająca. Nagai pisze w sposób lakoniczny, chłodny i bardzo rzeczowy z racji czego jego pióro jest wyprane z emocji. Stąd nawet gdy autor wspomina zmarłą tragicznie żonę czy rozwodzi się nad trudną przyszłością swoich dzieci, czytelnik nie odczuwa zbytniego poruszenia.
W rezultacie Listy do dzieci, z czysto literackiego punktu widzenia, jawią się jako mocno przeciętne dzieło. To raczej wyznanie wiary oraz utwierdzenie się w przeświadczeniu, że kroczy się dobrą drogą. Wydaje się, że książka największą wartość będzie stanowić dla ludzi głęboko wierzących, dla których interesującym doświadczeniem może być poznanie credo japońskiego katolika, bezpośrednio dotkniętego dramatem wybuchu bomby atomowej w Nagasaki. Warto przy tym zaznaczyć, że Takashi Nagai to typ zupełnie różny niż inny japoński katolik, Shūsaku Endō – o ile Shūsaku Endō w takich dziełach jak Milczenie, Samuraj czy Szaleniec? poszukuje odpowiedzi na niewygodne pytania, kontestuje pewne prawdy czy sygnalizuje nieoczywiste fakty, o tyle Takashi Nagai to człowiek kornie chylący głowę przed tym, co zsyła na niego Bóg.
----------------------------------------------------
[1] Takashi Nagai, Listy do dzieci, przeł. z j. ang. Krzysztof Bednarek, PROMIC – Wydawnictwo Księży Marianów, Warszawa 2010, s. 28
[2] Tamże, s. 19
[3] Tamże, s. 47
A już miałam nadzieję, że trafiłeś na perełkę literacką.
OdpowiedzUsuńMoże autor spisywał swoje przemyślenia, nie zamierzając ich wydać i nie starał się o atrakcyjność przekazu?
To jest chyba dobry trop, bo notatki są niezwykle suche, chociaż dotykają dość intymnych sfer. Będę musiał przeczytać "Dzwony Nagasaki" - powieść pióra Nagaiego - i przekonać się jak autor radzi sobie z dziełami stricte literackimi.
UsuńA co z dziećmi autora? Czy podczas zrzucenia bomby przebywały w Nagasaki? Jeśli tak, to czy nie zachorowały?
OdpowiedzUsuńZe względów bezpieczeństwa i w obawie przed nalotami (Amerykanie stosowali m.in. bomby zapalające), dzieci przebywały na prowincji. Więc miały o tyle szczęścia, że nie doświadczyły bezpośrednio niszczycielskiej mocy bomby atomowej.
UsuńWydaje się ciekawa, jako pewne świadectwo historyczne, ale przeciętność literacka... Raczej podziękuję.
OdpowiedzUsuńAbsolutnie nie namawiam ;)
Usuń