Master of Orion 2: Battle of Antares
Co można robić, gdy się jest zamkniętym w domu, a w TV na okrągło leci to samo, w dodatku zwykle byle co? Oczywiście – można czytać i grać.
Już kiedyś wspominałem, że patrząc na obecny rynek gier komputerowych można odnieść wrażenie, iż od wielu już lat nie wymyślono niczego naprawdę nowego, przynajmniej w dziedzinie strategii i taktyki z dodatkiem RPG. Najlepszym dowodem słabości nowych produkcji jest to, że nowymi grami można bawić się jakieś czas, fascynując się grafiką i innymi bajerami, ale w stare gry ich miłośnicy grają latami a nawet dziesięcioleciami. Znam nawet ludzi, którzy mają w domu obok nowych i stare, muzealne nieraz komputery, by korzystać z ukochanej retro rozrywki. Na szczęście obecnie można w sieci znaleźć najlepsze stare gry nie tylko, że darmowe (abandonware), ale w dodatku przygotowane przez fascynatów jako ready for Win, czyli gotowe nie do tego, by w nie wygrać, ale gotowe do odpalenia w Windows bez żadnej dłubaniny z emulatorami, bez zagwozdek z dźwiękiem i innymi podobnymi problemami. Skoro tak, to czas przypomnieć jeden z moich najbardziej ulubionych tytułów, do których systematycznie wracam od czasu, gdy się pojawił, a więc od roku 1996.
MoO2: Battle of Antares to gra zaliczana do strategii turowych, która narodziła się w stajni Simtex i ujrzała światło dzienne jako produkcja MicroProse. Była, jak wskazuje dwójka w tytule, sequelem gry Master of Orion, stworzonej przez Steve’a Barcię z firmy Simtex, a wydanej w roku 1993 również przez MicroProse. Została bardzo dobrze przyjęta, jednak to wersja z roku 1996 zdobyła miano kultowej, której nie odebrała jej nawet następna wersja*.
Nie wiem, czy formuła 4x (explore, expand, exploit, exterminate) jest królową strategii – równie uwielbiam heksówki typu History Line 1914-1918, bardziej skomplikowane typu Steel Panthers czy taktyczne z elementami RPG takie jak seria UFO lub Jagged Alliance. Na pewno jednak 4x to jeden z najciekawszych gatunków gier strategicznych i warto tutaj przypomnieć, że to właśnie w recenzji gry Master of Orion po raz pierwszy w historii użyto terminu 4x, który już na stałe wszedł do języka gier strategicznych (twórcą terminu był Alan Emrich, który użył go w recenzji gry Master of Orion dla czasopisma Computer Gaming World z września 1993). Pierwsza odsłona MoO miała jednak sporo ograniczeń, z których dla mnie najpoważniejszą była możliwość opracowania prostych i z reguły skutecznych strategii prowadzących do zwycięstwa, co psuło nieco radość odczuwaną z dalszych zwycięstw.
Bitwa o Antaresa to było coś na całkiem innym poziomie i okazała się tworem tak udanym, że do dziś wielu nie może się od niej oderwać. Gracz wybiera jedną z 13 ras, którą będzie usiłował poprowadzić do podboju całego kosmosu. Jeśli komuś mało, to można sobie stworzyć nową rasę, więc już na początku jest nad czym główkować. Potem komputer losowo tworzy nam wszechświat, w którym będziemy mogli powalczyć o hegemonię. Na tym etapie możemy określić z jakiego poziomu rozwoju startujemy, jaki jest wiek i rozmiar wszechświata oraz kilka innych parametrów. Można też wybrać ilość ludzkich i komputerowych przeciwników. Potem pozostaje już tylko rozwijać własną planetę, podbijać nowe planety, najpierw w swoim systemie słonecznym, a potem i w innych, oraz dać łupnia przeciwnikom. W grze mamy bardzo rozbudowane drzewko różnego rodzaju technologii do wynalezienia i bez planowania rozwoju nauki swej rasy daleko się nie zajedzie. Możemy też samodzielnie konstruować okręty kosmiczne, które potem rzucimy do walki. No i to, co tygrysy lubią najbardziej – będziemy mogli nimi kierować w walce.
Na pierwszy rzut oka grafika nie wydaje się dziś powalająca, ale zapewniam, że wystarcza aż nadto. W czasie bitwy widzimy wszystkie efekty użycia broni ofensywnych, od pocisków i rakiet przez promienie śmierci wszelkiego rodzaju aż po środki defensywne, takie jak osłony, pola i kontr rakiety.
Gra jest i zarazem nie jest zbalansowana. Zbalansowana, gdyż każda rasa ma słabe i mocne strony – można wygrać grając dowolną z nich. Nie każdemu jednak „leży” każda rasa, gdyż jej wybór narzuca sposób ekspansji, który daje szansę na zwycięstwo. Na tym polega brak balansu, który wymusza aktywną ekspansję o charakterze wynikającym ze specyfiki rasy. Zrozumienie właściwości rasy, którą się gra, i ras przeciwników, jest kluczem do zwycięstwa. Jakby tego było mało wygrać można nie tylko na drodze stricte militarnej, a również poprzez dominację polityczną.
Nie tylko gospodarka, co oczywiste w tego typu grach, ma znaczenie dla przyszłego zwycięstwa, ale sporo można zrobić również handlując, szpiegując i uprawiając politykę, choć nie wszystkie rasy są po równo obdarzone zdolnościami na poszczególnych polach.
W grze, dla urozmaicenia, mogą się pojawiać losowe zjawiska kosmiczne, które albo dadzą nam bobu, albo okażą się niespodziewanym podarunkiem od losu. Żeby było jeszcze ciekawiej, możemy sobie wynajmować Liderów, którzy później będą wpływać na różne aspekty gospodarcze, polityczne, militarne czy technologiczne.
Śmiało można powiedzieć, że nigdy potem nie stworzono gry podobnej, ale lepszej niż Master of Orion 2. Gra, która miałaby ją pokonać, chyba musiałaby być tą samą grą, tylko z lepszą grafiką. Gameplay i grywalność oryginału jest bowiem na tym poziomie, że już nic się poprawić w nim nie da. To twór doskonały i, co ważne zwłaszcza w dobie koronawirusa, pozwala na grę z innymi ludźmi nawet bez sieci, przez „krzesełko”, czyli na zmianę z innymi graczami na tym samym komputerze. Oczywiście nie zachęcam w dobie epidemii do zapraszania znajomych, lecz z domownikami można grać jak najbardziej. Inna sprawa, że ze względu na niepowtarzalność rozgrywki i pozorną nieszablonowość AI**, gra się nigdy nie nudzi, o czym wielu się przekonało, zostając jej dożywotnimi fanami.
Serdecznie polecam
Wasz Andrew
* Master of Orion III (MoOIII, MoO3) – strategiczna gra turowa stworzona przez Quicksilver Software i wydana przez Infogrames 25 lutego 2003[3].
** Sztuczna inteligencja (SI, ang. artificial intelligence, AI), tutaj gracze sterowani przez komputer
Oj tam, oj tam. Sam w klasykę grać lubię, ale i nowych gier o wielkim potencjale trochę jest - nawet w podobnej niszy. Patrz: Endless Space, Stellaris...
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy gdy te gry będą miały tyle lat, co MoO2, ktoś jeszcze będzie w nie grał. Poza tym Stellaris to inna bajka (RTS)a Endless Space to kundelek (tury + RTS). Z tego powodu nigdy w nie nie grałem. Moje uwagi o ponadczasowości dotyczą gier turowych, bo w RTS-ach pewnie są inne priorytety, między innymi właśnie grafika, czy muzyka. Ze smutkiem stwierdzam, że wśród nowych turówek nic mi nie przypasowało. A może jednak znasz jakieś tytuły warte posmakowania?
Usuń