Ongiś
Dorrit Willumsen
Tytuł oryginału: Da
Tłumaczenie: Maria Krysztofiak-Kaszyńska
Wydawnictwo: Poznańskie
Seria: Seria Dzieł Pisarzy Skandynawskich
Liczba stron: 146
Dziecko mierzone kategoriami
ludzi dorosłych jawi się jako istota z innej planety. Brak znajomości reguł i
zasad obowiązujących w danej społeczności, bezbrzeżna fantazja objawiająca się
nierzadko zachowaniami uchodzącymi za infantylne czy nieodpowiedzialne,
wreszcie nieświadomość tego, jak okrutnym miejscem do życia może być świat,
skutkują tym, że dziecko to stworzenie, które niekiedy niełatwo jest zrozumieć,
ale jeśli już zadamy sobie ten trudy, to możemy się od niego bardzo dużo
nauczyć. O tej prawdzie regularnie przypomina nam literatura – wśród mniej
znanych książek traktujących o dziecięcym postrzeganiu otoczenia warto pochylić
się nad powieścią Ongiś, autorstwa
duńskiej pisarki Dorrit Willumsen (ur. 1940).
Główną bohaterką utworu jest
kilkuletnia dziewczynka, która sama przedstawia się jako (…) Konstancja Szarlotta Violetta Królik Herbert Brunhilda Ford
Florigan Adelina Adelajda Pelikan Biedronka Rachela Waldemar Eleonora Jeppesen [1].
Owa młoda dama jest naszą przewodniczką po świecie w równym stopniu składającym
się z tego, co uznajemy za realne, jak i z elementów, którym zdecydowanie
bliżej do ułudy, fantazji. Czytelnik śledzi epizody z egzystencji
protagonistki, które przeplatane są opowieściami o rodzinie dziadka, zyskując
tym samym sposobność, by podziwiać panoramę Kopenhagi z początku XX wieku.
Dzieło to rodzaj kolorowego
miszmaszu, bowiem historie snute przez dziewczynkę – jeśli oceniać je kanonami
ludzi dorosłych – są nieskładne i w niemałych fragmentach pozbawione logiki. Z
tego też względu fabuła książki jest rwana, wręcz szczątkowa – nie można mówić
o jednym kluczowym wątku, który spinałby poszczególne wydarzenia. To raczej
suma pojedynczych anegdot i zajść przybliżanych z bardzo oryginalnej
perspektywy, która diametralnie różni się od tego, jak na co dzień oglądamy
otaczającą nas rzeczywistość. Willumsen przypomina nam, że rzeczy i sprawy,
które dla nas mogą wydawać się błahe, nieistotne czy pozbawione znaczenia, w
oczach dziecka nierzadko przyjmują gargantuiczne rozmiary, przytłaczając swoją
kompleksowością i na odwrót – kwestie uznawane przez nas za ważkie, dla dzieci
mogą stanowić wyłącznie igraszki.
Wspomniana chaotyczność odzwierciedla
sposób, w jaki dziecko odbiera płynące z zewnątrz bodźce – to bardziej typ
obserwatora, który w dużo mniejszym stopniu kategoryzuje i zupełnie inaczej
nadaje stopnie istotności. Znacznie mniejszy zasób wiedzy i doświadczenia
skutkuje tym, że młody człowiek może nieświadomie pełnić rolę soczewki, w
której skupiają się przesądy, opinie czy poglądy głoszone i wyznawane przez
członków najbliższej rodziny, a nieco bezmyślnie powtarzane i zniekształcane
przez dzieci.
Format dziecięcego myślenia
zostaje też oddany przez specyficzny styl i język, jakim operuje Dorrit
Willumsen. Ongiś to książka mieniąca
się interesującymi przenośniami czy animizacjami (Tymczasem z fajki dobywają się ciepłe, wilgotne dźwięki i głęboki
wibrujący odgłos bronchitu, który kiedyś przemknął niepostrzeżenie przez
dziadka nos lub usta i zadomowił się w jego piersiach: teraz od czasu do czasu
dobija się i kłuje, jakby chciał stamtąd uciec [2])
uzupełnionymi o cudaczne istoty (Ja zaś,
skoro tylko ściągnęłam wodę, wybiegam co sił. Bawię się bowiem, a bestia siedzi
właśnie w klozecie. Spływająca woda więzi ją na dole, ale gdy tylko ustanie,
zwierzę ucieka i usiłuje mnie dopędzić [3])
i niesamowite incydenty (Kjaera może
obudzić już tylko szpital. Dwóch sanitariuszy traktuje jego brzuch jak
trampolinę; ów rozhuśtany i napuszony brzuch podrzuca ich w powietrze na
wysokość pół metra. Susi, długonoga władczyni podwórka, która wszystko widzi i
przytrzymuje sukienkę za pomocą czerwonej gumki, opowiada, że sanitariusze
musieli skakać ponad sto razy, aby wypłoszyć gaz [4]),
za sprawą których szara codzienność zyskuje magiczną poświatę.
Książka przybiera formę
klasycznej powieści tylko w momentach, kiedy mowa jest o rodzinie dziadka
bohaterki. Wówczas przed czytelnikiem wyłania się portret Kopenhagi z przełomu
XIX i XX wieku, ze szczególnym uwzględnieniem biedniejszych warstw społecznych.
Producenci mydła, kowale, marynarze, elektrycy, właściciele pralni – wszyscy
oni przewijają się przed naszym oczami, unaoczniając nam jak ciężkie było ówczesne
życie osób niezamożnych.
Reasumując, Ongiś to lektura, która wywołała we mnie ambiwalentne uczucia. Sam pomysł z dziecięcą
perspektywą jest bardzo ciekawy (mimo iż mało oryginalny), tyle, że wykonanie nieco
odbiera czytelnikowi radość płynącą z lektury – poznawanie pojedynczych
wypadków opowiadanych dziecięcym szyfrem jest zabawne tylko początkowo. Później
już tylko nuży – to trochę jak przeglądanie obrazków w kalejdoskopie przez zbyt
długi okres czasu. Powieść powinna oferować coś więcej, co utrzymałoby
czytelniczą uwagę, a tego już zabrakło.
[1] Dorrit Willumsen, Ongiś, przeł. Maria Krzysztofiak, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1972, s.
9
[2] Tamże, s. 40
[3] Tamże, s. 51
[4] Tamże, s. 60
Piszesz, że od dzieci można się bardzo dużo nauczyć. Czego więc można nauczyć się od kilkuletniej bohaterki tej książki? :)
OdpowiedzUsuńW przypadku naszej małej przyjaciółki będzie to otwarcie się na świat i chłonięcie go niemal wszystkimi zmysłami - dzieci to często baczni obserwatorzy i dobrzy słuchacze ;) A człowiek dorosły z reguły przez świat pędzi, koncentrując się na kilku celach, nie oglądając się na mijane otoczenie.
UsuńDziecięca perspektywa to rzeczywiście pomysł niezbyt oryginalny, ale jednocześnie ryzykowny. Trudno to zrobić, by jednocześnie nie uczynić potencjalnego dziecka zbyt dorosłym pod kątem perspektywy i przy tym utrzymać zainteresowanie czytelnika.
OdpowiedzUsuńNo, ale zawsze można pójść drogą "Blaszanego bębenka" ;)
Zgadza się i wg mnie Dorrit Willumsen trochę odleciała - momentami książka to zlepek obrazów, z których niewiele wynika. A po Güntera Grassa muszę dopiero sięgnąć - wstyd się przyznać, ale nie czytałem jeszcze żadnej książki tego autora.
Usuń