Córka Burgera
Nadine Gordimer
Tytuł oryginału: Burger's Daughter
Tłumaczenie: Paweł Cichawa
Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 392
Powiedzenie, że człowiek jest
kowalem własnego losu tchnie optymizmem i obietnicą tego, że przy odpowiednio
ciężkiej pracy i samozaparciu, możemy osiągnąć niemal wszystko. Szczęście i
spełnienie zdają się być na wyciągnięcie ręki – to czy je posiądziemy, zależy
przede wszystkim od nas samych. Tyle, że życie na ogół pisze nieco bardziej
wyrafinowane scenariusze – środowisko, w którym się wychowujemy czy
doświadczenia, jakie stają się naszym udziałem w młodości równie mocno
oddziałują na naszą kształtującą się osobowość, a tym samym w mniejszym bądź większym
stopniu determinują podejmowane przez nas w przyszłości wybory. Niektórzy
ludzie wręcz wydają się być predysponowani do określonych rzeczy, jak choćby z
racji aktywności swoich rodziców. Co jednak, kiedy dziecko nie zamierza pójść w
ślady ojca i matki, pragnąć podążać własną ścieżką? O tym, że wyrwanie się z
kieratu powinności może być niekiedy bardzo trudnym przedsięwzięciem przekonuje
nas Nadine Gordimer, pochodząca z RPA laureatka literackiej Nagrody Nobla,
autorka powieści Córka Burgera.
Główną bohaterką będącą osią
całej fabuły jest Róża Burger. Dziewczyna urodzona w rodzinie Afrykanerów
zaangażowanych politycznie na rzecz zniesienia aparatheidu panującego w
Republice Południowej Afryki, od najmłodszych lat ponosi konsekwencje aktywności
swoich rodzicieli. Ojciec, Lionel Burger, ceniony lekarz, aktywny marksista i
członek Południowoafrykańskiej Partii Komunistycznej to jeden z liderów ruchu,
którego legenda rośnie po śmierci poniesionej w wyniku choroby w trakcie
odbywania kary dożywotniego więzienia za prowadzoną działalność. Matka co
prawda umiera na wolności, ale i ona ma na koncie pobyty za kratkami, które
nadwątlają i tak marne zdrowie. Osierocona Róża zostaje przedwcześnie wtrącona
w dorosłość, nie mogąc pozwolić sobie na luksus błogiej ignorancji i
nieświadomości. Co więcej, środowisko południowoafrykańskich przeciwników
apartheidu, w którym za życia obracali się rodzice, oczekuje od młodej kobiety
równie niezłomnej postawy.
Z racji faktu, że sporą część
książki stanowią perypetie Róży Burger, dzięki czemu czytelnik jest m.in.
świadkiem dojrzewania dziewczyny, Córkę
Burgera można postrzegać w kategorii Bildungsroman,
czyli powieści o formowaniu. Dzieło Gordmier jest o tyle interesujące na tle
pozostałych przedstawicieli tego typu literatury, że Róża Burger to osoba
mierząca się z gotowym schematem, do którego próbuje wcisnąć ją najbliższe
otoczenie. Protagonistka od dziecka pojona jest konkretną ideologią, którą
zdaje się być przesiąknięty każdy zakamarek domostwa państwa Burgerów. W
rezultacie dziewczyna kroczy drogą usłaną zobowiązaniami i poczuciem misji,
tkwiąc w przeświadczeniu, że normalna egzystencja to nieustanne napięcie
towarzyszące ustawicznemu oczekiwaniu na mogący nastąpić w każdej chwili cios
czy bezwarunkowe podporządkowanie się sprawie w każdym aspekcie. Dopiero kiedy
losy Róży splatają się Konradem, młodym białym mężczyzną, który ponad akcję
przekłada obserwację, dziewczyna uzmysławia sobie, że już w dzieciństwie na jej
barki został nałożony ogromny ciężar, wykluczający beztroskę i sielankę.
Poprzez Konrada – z jednej strony
oswobodziciela umożliwiającego podróż w głąb własnej duszy, z drugiej
bezideowego egoisty zapatrzonego we własne potrzeby i kaprysy – Róża poddaje
krytycznej analizie swój dotychczasowy byt. Gorzkie słowa – Od dnia, gdy ktoś mi powiedział: „Spójrz, to
jest Róża Burger”… od samego początku nie mogę pozbyć się wrażenia, że
dorastałaś z pomocą innych ludzi. To oni ci mówili, co masz czuć i co robić.
Jak zaczęłaś poznawać samą siebie? Zachowujesz się w sposób, którego wszyscy od
ciebie oczekują. Nauczyłaś się zachowywać pozory [1]
– okazują się być zaklęciem, umożliwiającym zerwanie łańcuchów i spojrzenie na
własny żywot jako na coś odrębnego i prywatnego. Tym samym Róża stopniowo uczy
się dostrzegania własnych potrzeb, dowiadując się przy tym, że samorealizacja
nie musi odbywać się wyłącznie poprzez kontynuację politycznej walki
prowadzonej przez rodziców. Śmierć ojca i znajomość z Konradem – kluczowe
zdarzenia w życiu Róży – przywodzą na myśl przebudzenie się bądź uwolnienie
spod magnetycznych wpływów rodziciela (Zawładnął
wszystkimi, oślepił, opętał [2]),
tyle, że wraz z odzyskaną swobodą rodzi się pytanie: Co się robi z taką wolnością? [3].
Usiłowania bohaterki, by zdefiniować
pomysł na samą siebie stanowią dla Nadine Gordimer pretekst, by drobiazgowo
ukazać polityczno-społeczne tło Republiki Południowej Afryki w latach 60-tych
oraz 70-tych XX wieku. Czytelnik zostaje wciągnięty w różne mniej lub bardziej
tajne spotkania czy narady, których tematem pozostają marksizm jako narzędzie
służące obaleniu apartheidu. Gordimer wychodzi również poza granice Czarnego
Lądu, bowiem wspomnienia dotyczące przeszłości Lionela Burgera pozwalają
odmalować zagadnienia związane nie tylko z afrykańskim socjalizmem, ale także z
radzieckim komunizmem, natomiast podróż Róży na Południe Francji daje
sposobność na opisanie kryzysu ideowego europejskiej lewicy po 1968 roku (Ludzie nie widzą niczego złego w przemocy.
Od maja sześćdziesiątego ósmego przemoc jest powszechnie stosowana, by zyskać
to, czego się chce [4]).
Bardzo ciekawie prezentują się
też rozważania poświęcone rasizmowi. Gordimer podkreśla ogrom nieporozumień,
napięć i tarć, które przez lata nagromadziły się pomiędzy białą a czarną
społecznością, sygnalizując tym samym, że proces integracji, wzajemnego
zrozumienia się i zakopywania podziałów będzie bardzo żmudny, nierzadko bolesny.
Szczególnie, że stereotyp zgodnie, z którym biały to oprawca, a czarny – ofiara,
po kilkuset latach niewolenia ludności tubylczej jest bardzo trudny do
wyplenienia.
Jedynym słabym punktem prozy
Gordimer jest styl. W książce nie brakuje poetyckich fragmentów i pięknych
opisów, ale równie sporo w niej dłużyzn. Opisy spotkań i narad, w trakcie
których w powietrzu unoszą się różnorakie poglądy, przesycone są przewlekłymi akademickimi
wstawkami zaburzającymi płynność narracji. Sympatycy ciekawostek historycznych
zyskają wiele interesującego materiału do analizy, ale miłośnicy literatury
jako takiej mogą poczuć się momentami mocno znużeni – utrzymanie ciągłej
koncentracji i uwagi wymaga niemało wysiłku.
Nie zmienia to oczywiście faktu,
że Córka Burgera to bardzo solidna
lektura. Czytelnik raczony jest niebanalnym portretem młodej kobiety, której
dzieciństwo ograbione zostało z beztroski w imię idei wyznawanej przez
rodziców. Za jej przykładem Gordimer pokazuje jak trudno jest uciec przed
przeznaczeniem, jakie ściągają na nas zdarzenia z przeszłości. W szerszym
ujęciu Córka Burgera to bardzo
kompleksowy obraz Republiki Południowej Afryki z lat 60-tych oraz 70-tych XX
wieku, dzięki któremu łatwiej jest zrozumieć źródło dzisiejszych niepokojów i
tarć wciąż występujących w ojczyźnie Nelsona Mandeli. Pozycja wymagająca i
niełatwa, ale oferująca wnikliwe spojrzenie na polityczne zawiłości RPA.
[1] Nadine Gordimer, Córka Burgera,
przeł. Paweł Cichawa, Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2008, s. 48
[2] Tamże, s. 28
[3] Tamże, s. 65
[4] Tamże, s. 273
Nie ufam powiedzeniu, że człowiek jest kowalem własnego losu, bardziej przemawia do mnie „głową muru nie przebijesz”. :)
OdpowiedzUsuńW tych dwóch powieściach Gordimer, które ja czytałam, nie było dłużyzn, każdy fragment sprawiał wrażenie potrzebnego. Ciekawi mnie imię głównej bohaterki. Róża to chyba nie jest imię typowe dla Afrykanek?
Nie wiem czemu te przysłowia stawiasz w opozycji. Kowal raczej głową nie pracuje, tylko młotkiem ;) A imię jakie byś chciała u ojca komucha? Luksemburg Ci się nie kojarzy?
UsuńTen kowal jest niby motywujący, ale łatwo jest się też zrazić - wystarczy, że los pokrzyżuje nam plany kilka razy i nagle budzi się w nas bolesna świadomość, że nie sposób wszystkiego kontrolować.
UsuńJeśli chodzi o wspomniane przeze mnie dłużyzny, to może i są one dość istotne, bo pozwalają nakreślić kontekst polityczny RPA, ale z drugiej akurat te fragmenty mogą być dość trudne do przebrnięcia dla przeciętnego czytelnika, nieszczególnie zainteresowanego niuansami polityki.
A Róża, tak jak zauważył Andrew, to na cześć Róży Luksemburg. Czyli kolejny dowód na to, że życie bohaterki od najmłodszych lat zostało w dużej mierze ułożone przez jej rodziców.
Głową muru nie przebijesz można tłumaczyć na dwa sposoby. Dla mazgajów - ojeju! nie da się! i dla twardzieli - jak nie można siłą, to chytrością, jak nie od frontu, to od tyłu ;)
UsuńO. A jak to się stało, że dwie pod rząd jednej autorki przeczytałeś?
OdpowiedzUsuńPierwsza książka była z biblioteki w ramach wyzwania LC, z druga od dość dawna leżała na półce i czekała na zlitowanie. No i się zlitowałem :)
Usuń