Strony

poniedziałek, 20 stycznia 2020

Nadine Gordimer "Córka Burgera" - W kieracie powinności

Córka Burgera

Nadine Gordimer

Tytuł oryginału: Burger's Daughter
Tłumaczenie: Paweł Cichawa
Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 392
 
 
 
Powiedzenie, że człowiek jest kowalem własnego losu tchnie optymizmem i obietnicą tego, że przy odpowiednio ciężkiej pracy i samozaparciu, możemy osiągnąć niemal wszystko. Szczęście i spełnienie zdają się być na wyciągnięcie ręki – to czy je posiądziemy, zależy przede wszystkim od nas samych. Tyle, że życie na ogół pisze nieco bardziej wyrafinowane scenariusze – środowisko, w którym się wychowujemy czy doświadczenia, jakie stają się naszym udziałem w młodości równie mocno oddziałują na naszą kształtującą się osobowość, a tym samym w mniejszym bądź większym stopniu determinują podejmowane przez nas w przyszłości wybory. Niektórzy ludzie wręcz wydają się być predysponowani do określonych rzeczy, jak choćby z racji aktywności swoich rodziców. Co jednak, kiedy dziecko nie zamierza pójść w ślady ojca i matki, pragnąć podążać własną ścieżką? O tym, że wyrwanie się z kieratu powinności może być niekiedy bardzo trudnym przedsięwzięciem przekonuje nas Nadine Gordimer, pochodząca z RPA laureatka literackiej Nagrody Nobla, autorka powieści Córka Burgera.

Główną bohaterką będącą osią całej fabuły jest Róża Burger. Dziewczyna urodzona w rodzinie Afrykanerów zaangażowanych politycznie na rzecz zniesienia aparatheidu panującego w Republice Południowej Afryki, od najmłodszych lat ponosi konsekwencje aktywności swoich rodzicieli. Ojciec, Lionel Burger, ceniony lekarz, aktywny marksista i członek Południowoafrykańskiej Partii Komunistycznej to jeden z liderów ruchu, którego legenda rośnie po śmierci poniesionej w wyniku choroby w trakcie odbywania kary dożywotniego więzienia za prowadzoną działalność. Matka co prawda umiera na wolności, ale i ona ma na koncie pobyty za kratkami, które nadwątlają i tak marne zdrowie. Osierocona Róża zostaje przedwcześnie wtrącona w dorosłość, nie mogąc pozwolić sobie na luksus błogiej ignorancji i nieświadomości. Co więcej, środowisko południowoafrykańskich przeciwników apartheidu, w którym za życia obracali się rodzice, oczekuje od młodej kobiety równie niezłomnej postawy.

Z racji faktu, że sporą część książki stanowią perypetie Róży Burger, dzięki czemu czytelnik jest m.in. świadkiem dojrzewania dziewczyny, Córkę Burgera można postrzegać w kategorii Bildungsroman, czyli powieści o formowaniu. Dzieło Gordmier jest o tyle interesujące na tle pozostałych przedstawicieli tego typu literatury, że Róża Burger to osoba mierząca się z gotowym schematem, do którego próbuje wcisnąć ją najbliższe otoczenie. Protagonistka od dziecka pojona jest konkretną ideologią, którą zdaje się być przesiąknięty każdy zakamarek domostwa państwa Burgerów. W rezultacie dziewczyna kroczy drogą usłaną zobowiązaniami i poczuciem misji, tkwiąc w przeświadczeniu, że normalna egzystencja to nieustanne napięcie towarzyszące ustawicznemu oczekiwaniu na mogący nastąpić w każdej chwili cios czy bezwarunkowe podporządkowanie się sprawie w każdym aspekcie. Dopiero kiedy losy Róży splatają się Konradem, młodym białym mężczyzną, który ponad akcję przekłada obserwację, dziewczyna uzmysławia sobie, że już w dzieciństwie na jej barki został nałożony ogromny ciężar, wykluczający beztroskę i sielankę.

Poprzez Konrada – z jednej strony oswobodziciela umożliwiającego podróż w głąb własnej duszy, z drugiej bezideowego egoisty zapatrzonego we własne potrzeby i kaprysy – Róża poddaje krytycznej analizie swój dotychczasowy byt. Gorzkie słowa – Od dnia, gdy ktoś mi powiedział: „Spójrz, to jest Róża Burger”… od samego początku nie mogę pozbyć się wrażenia, że dorastałaś z pomocą innych ludzi. To oni ci mówili, co masz czuć i co robić. Jak zaczęłaś poznawać samą siebie? Zachowujesz się w sposób, którego wszyscy od ciebie oczekują. Nauczyłaś się zachowywać pozory [1] – okazują się być zaklęciem, umożliwiającym zerwanie łańcuchów i spojrzenie na własny żywot jako na coś odrębnego i prywatnego. Tym samym Róża stopniowo uczy się dostrzegania własnych potrzeb, dowiadując się przy tym, że samorealizacja nie musi odbywać się wyłącznie poprzez kontynuację politycznej walki prowadzonej przez rodziców. Śmierć ojca i znajomość z Konradem – kluczowe zdarzenia w życiu Róży – przywodzą na myśl przebudzenie się bądź uwolnienie spod magnetycznych wpływów rodziciela (Zawładnął wszystkimi, oślepił, opętał [2]), tyle, że wraz z odzyskaną swobodą rodzi się pytanie: Co się robi z taką wolnością? [3].

Usiłowania bohaterki, by zdefiniować pomysł na samą siebie stanowią dla Nadine Gordimer pretekst, by drobiazgowo ukazać polityczno-społeczne tło Republiki Południowej Afryki w latach 60-tych oraz 70-tych XX wieku. Czytelnik zostaje wciągnięty w różne mniej lub bardziej tajne spotkania czy narady, których tematem pozostają marksizm jako narzędzie służące obaleniu apartheidu. Gordimer wychodzi również poza granice Czarnego Lądu, bowiem wspomnienia dotyczące przeszłości Lionela Burgera pozwalają odmalować zagadnienia związane nie tylko z afrykańskim socjalizmem, ale także z radzieckim komunizmem, natomiast podróż Róży na Południe Francji daje sposobność na opisanie kryzysu ideowego europejskiej lewicy po 1968 roku (Ludzie nie widzą niczego złego w przemocy. Od maja sześćdziesiątego ósmego przemoc jest powszechnie stosowana, by zyskać to, czego się chce [4]).

Bardzo ciekawie prezentują się też rozważania poświęcone rasizmowi. Gordimer podkreśla ogrom nieporozumień, napięć i tarć, które przez lata nagromadziły się pomiędzy białą a czarną społecznością, sygnalizując tym samym, że proces integracji, wzajemnego zrozumienia się i zakopywania podziałów będzie bardzo żmudny, nierzadko bolesny. Szczególnie, że stereotyp zgodnie, z którym biały to oprawca, a czarny – ofiara, po kilkuset latach niewolenia ludności tubylczej jest bardzo trudny do wyplenienia.

Jedynym słabym punktem prozy Gordimer jest styl. W książce nie brakuje poetyckich fragmentów i pięknych opisów, ale równie sporo w niej dłużyzn. Opisy spotkań i narad, w trakcie których w powietrzu unoszą się różnorakie poglądy, przesycone są przewlekłymi akademickimi wstawkami zaburzającymi płynność narracji. Sympatycy ciekawostek historycznych zyskają wiele interesującego materiału do analizy, ale miłośnicy literatury jako takiej mogą poczuć się momentami mocno znużeni – utrzymanie ciągłej koncentracji i uwagi wymaga niemało wysiłku.

Nie zmienia to oczywiście faktu, że Córka Burgera to bardzo solidna lektura. Czytelnik raczony jest niebanalnym portretem młodej kobiety, której dzieciństwo ograbione zostało z beztroski w imię idei wyznawanej przez rodziców. Za jej przykładem Gordimer pokazuje jak trudno jest uciec przed przeznaczeniem, jakie ściągają na nas zdarzenia z przeszłości. W szerszym ujęciu Córka Burgera to bardzo kompleksowy obraz Republiki Południowej Afryki z lat 60-tych oraz 70-tych XX wieku, dzięki któremu łatwiej jest zrozumieć źródło dzisiejszych niepokojów i tarć wciąż występujących w ojczyźnie Nelsona Mandeli. Pozycja wymagająca i niełatwa, ale oferująca wnikliwe spojrzenie na polityczne zawiłości RPA.


[1] Nadine Gordimer, Córka Burgera, przeł. Paweł Cichawa, Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2008, s. 48
[2] Tamże, s. 28
[3] Tamże, s. 65
[4] Tamże, s. 273

6 komentarzy:

  1. Nie ufam powiedzeniu, że człowiek jest kowalem własnego losu, bardziej przemawia do mnie „głową muru nie przebijesz”. :)
    W tych dwóch powieściach Gordimer, które ja czytałam, nie było dłużyzn, każdy fragment sprawiał wrażenie potrzebnego. Ciekawi mnie imię głównej bohaterki. Róża to chyba nie jest imię typowe dla Afrykanek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czemu te przysłowia stawiasz w opozycji. Kowal raczej głową nie pracuje, tylko młotkiem ;) A imię jakie byś chciała u ojca komucha? Luksemburg Ci się nie kojarzy?

      Usuń
    2. Ten kowal jest niby motywujący, ale łatwo jest się też zrazić - wystarczy, że los pokrzyżuje nam plany kilka razy i nagle budzi się w nas bolesna świadomość, że nie sposób wszystkiego kontrolować.

      Jeśli chodzi o wspomniane przeze mnie dłużyzny, to może i są one dość istotne, bo pozwalają nakreślić kontekst polityczny RPA, ale z drugiej akurat te fragmenty mogą być dość trudne do przebrnięcia dla przeciętnego czytelnika, nieszczególnie zainteresowanego niuansami polityki.

      A Róża, tak jak zauważył Andrew, to na cześć Róży Luksemburg. Czyli kolejny dowód na to, że życie bohaterki od najmłodszych lat zostało w dużej mierze ułożone przez jej rodziców.

      Usuń
    3. Głową muru nie przebijesz można tłumaczyć na dwa sposoby. Dla mazgajów - ojeju! nie da się! i dla twardzieli - jak nie można siłą, to chytrością, jak nie od frontu, to od tyłu ;)

      Usuń
  2. O. A jak to się stało, że dwie pod rząd jednej autorki przeczytałeś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsza książka była z biblioteki w ramach wyzwania LC, z druga od dość dawna leżała na półce i czekała na zlitowanie. No i się zlitowałem :)

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)