Laurent Gaudé
Słońce Scortów
tytuł oryginału: Soleil des Scorta
tłumaczenie: Jacek Giszczak
seria: Don Kichot i Sancho Pansa
wydawnictwo: W.A.B. 2005
liczba stron: 272
Lekturą marca 2019 w Dyskusyjnym Klubie Książki w Rawie Mazowieckiej była powieść Słońce Scortów pióra Laurenta Gaudé. Tomik niewielki objętościowo, nazwisko autora też mi nic nie mówiło, a jednak, gdy wziąłem go do ręki, miałem przeczucie, że to może być coś dobrego. Może spodobała mi się, będąca przeciwieństwem wydań nachalnie promowanych „gwiazd” najnowszej polskiej literatury, stonowana okładka, w której wykorzystano nastrojową fotografię Dominoque Houyet, a może w jakiś tajemny sposób książka sama do mnie przemówiła? Bo racjonalnych przesłanek do tego uczucia nie było – w końcu co dobrego o dawnych Włoszech może napisać współczesny Francuz*?
Ziemia pękała od słonecznego żaru. Nawet listek nie zadrżał na drzewach oliwnych. Stały nieruchomo. Zapach wzgórz omdlewał. Kamienie krzyczały, wydane na pastwę upału. (...) A wbrew temu, pokonując opór rozpalonego powietrza, przez kolejne wzgórza do wioski Montepuccio** w Apulli*** i jej opustoszałych od spiekoty ulic zbliżał się odurzony temperaturą jeździec na równie otępiałym osiołku. Przybywał zgwałcić i umrzeć. Tak zaczyna się Słońce Scortów. I szczerze mówiąc, po kilku minutach lektury, miałem chęć dać sobie spokój z tą książką. Bo jakaś taka zniechęcająca była w pierwszym momencie, niczym jej bohater, który zresztą niedługo nim będzie, bo i zgwałcenie nie wyjdzie mu tak, jak chciał, i śmierć własna również. A jednak...
Lektura stopniowo mnie wciągnęła i choć nie można powiedzieć, by wiele się działo, by akcja pędziła na łeb na szyję, coraz trudniej było mi się od tej sagi oderwać, aż w końcu pochłonąłem ją do ostatniej kartki i pozostał tylko żal, że tak krótko to trwało.
Okazało się bowiem, że wspomniany we wstępie gwałt dał początek rodowi, czy raczej klanowi, Scortów; niepospolitemu, skażonemu swoistym grzechem pierworodnym, ale i mającemu to coś, co stanowiło o jego wartości, sile i niepowtarzalności. Powieść zaś to saga tego rodu, ale nie taka na wzór skandynawski, gdzie wszystko wyłożone na ławę od A do Z, a taka inna, koncentrującą się tylko na kluczowych elementach opowieści. Oszczędna w treści, oszczędna w środkach wyrazu, bez żadnych literackich onanizmów słownikowych czy stylistycznych, a jednak prawdziwie magiczna. Przenosi czytelnika w spiekotę i zapach umęczonej ziemi, w niepowtarzalny klimat Apulli i pozwala wczuć się w mentalność mieszkańców tego regionu. To może racjonalnie rzecz biorąc nieco fałszywa, ale subiektywnie jak najbardziej przekonująca apoteoza prostego życia, trudu i, jakżeby inaczej, klanu, który wiąże bardziej niż krew.
Jedną z perełek filozoficznych jest sytuacja, gdy jedna z postaci dosłownie pali odziedziczony majątek, by móc zacząć od nowa, gdyż tylko w twardej walce o chleb powszedni upatruje możliwość osiągnięcia szczęścia i zadowolenia z życia. A takich smaczków jest oczywiście więcej.
Ze Słońcem Scortów i Laurentem Gaudé miałem dwa skojarzenia literackie. Pierwsze to Jeffrey Archer, którego sagi również pokazują niezwykłość zwykłego życia i prawdę, o której zbyt często zapominamy – zawsze jest coś za coś i nie ma nic za darmo. I choć Archer jest racjonalny aż do kości, to ze Słońcem Scortów jego sagi wiąże coś jeszcze – silny polski akcent ukryty w powieści. Drugie to James Thompson, autor prześwietnych kryminałów. I Gaudé i Thompson nie są pochodzą z krajów, o których piszą****, ale obaj potrafią perfekcyjnie, może nawet lepiej niż autochtoni, oddać specyfikę miejsca i społeczności, coś, co każe myśleć, że Genius loci nie był tylko bajaniem starożytnych Rzymian. Można powiedzieć, że mają ułatwione zadanie – dysponują dwoma punktami widzenia, ale to tylko pozór, bo większość ludzi, również pisarzy, nie jest w stanie ani na tyle zasymilować się z przybraną ojczyzną, by ją wiarygodnie przedstawić, ani na tyle krytycznie spojrzeć na kraj urodzenia i dorastania, by zauważyć i wyartykułować jego prawdziwy, przekonujący obraz i jego specyfikę ze wszystkimi zaletami oraz wadami.
W naszym klubie najczęściej ja robię za adwokata diabła i wskazuję braki w lekturach, które się większości podobały, ale tym razem było odwrotnie – byłem najbardziej za, gdyż dla mnie Słońce Scortów to majstersztyk; niewielkie ale pełne magii dzieło jak najbardziej zasługująca na najwyższą ocenę. Nie tej magii, która króluje w fantasy, ale tej, którą można odnaleźć w śpiewie ptaków, szumie wiatru pod żaglami i we własnym sercu; która sprawia, że życie staje się pełne i kompletne. Zdecydowanie i gorąco polecam
Wasz Andrew
Słowna skala ocen:
- beznadziejna
- bardzo słaba
- słaba
- może być
- przeciętna
- dobra
- bardzo dobra
- rewelacyjna
- wybitna
- arcydzieło
* Laurent Gaudé - pisarz fracuski urodzony w 1972 w Paryżu.
** nazwa fikcyjna
*** Apulia - Apulia (wł. Puglia) – region administracyjny w południowych Włoszech
**** James Thompson był Amerykaninem, który przeprowadził się do Helsinek, i pisał powieści, których akcja rozgrywa się w Finlandii, jak na przykład prześwietne Anioły śniegu
"Don Kichot i Sancho Pansa" to jedna z moich ulubionych współczesnych serii literackich, dlatego przyznaję, że nie jestem szczególnie zaskoczony, że wybrany przez Ciebie tytuł okazał się perełką ;) A sama powieść sprawia wrażenie b. interesującej - rodzinne sagi to świetny pretekst by ukazać zmienne losy człowieczego żywota. Dzięki nim można również przekonać się jak długofalowe mogą być skutki danych działań czy decyzji.
OdpowiedzUsuńOch - to trochę przestarzałe, to założenie, że każdy skutek ma swoją przyczynę, a każda decyzja swój skutek. To przeświadczenia wyniesiona z mechaniki klasycznej. Teraz i w fizyce, i w naukach społecznych, rządzi relatywizm ;)
Usuń