Luna: Nów
Ian McDonald
Tytuł oryginału: Luna: New Moon
Tłumaczenie: Wojciech Próchniewicz
Wydawnictwo: MAG
Seria: Uczta Wyobraźni
Liczba stron: 362
Księżyc, samotny naturalny
ziemski satelita to pierwsze i jak na razie jedyne ciało niebieskie, na którym
udało się wylądować przedstawicielom rodzaju ludzkiego. Odległość pomiędzy
Srebrnym Globem a naszą planetą to średnio ponad 384 400 km i z racji tej
– uwzględniając odległości panujące w Kosmosie – bliskości wydaje się, że to
właśnie Luna może stanowić cel wypraw, których finalnym rezultatem byłoby utworzenie
pierwszej, pozaziemskiej kolonii (za opcją księżycową przemawiają choćby
prawdopodobne złoża helu-3 czy możliwość założenia bazy, z której prowadzono by
dalszą eksplorację Układu Słonecznego). Jednak ze względu na ogromne koszty
takiego przedsięwzięcia i całego szeregu przeszkód z nim związanych (brak
atmosfery chroniącej przed zabójczym promieniowaniem; niska grawitacja, w
szerszym wymiarze czasowym, nie pozostająca bez wpływu na organizm człowieka;
ekstremalne temperatury panujące na powierzchni czy wszechobecny pył
księżycowy) trudno mówić o konkretnych terminach, w jakich miałaby powstać
ewentualna osada na Srebrnym Globie. W chwili obecnej – zarówno dla
niecierpliwych jak i dla ciekawskich – pozostaje literatura science fiction, która od dawna
eksploatuje temat księżycowy. Jedną z nowszych pozycji jest trylogia Luna, autorstwa angielskiego pisarza
Iana McDonalda (ur. 1960).
Akcja pierwszej powieści ze
wspomnianego cyklu, Luna: Nów,
osadzona została na przełomie XXI i XXII wieku. Księżyc to ziemska kolonia
zamieszkała przez 1,7 miliona obywateli, która formalnie zarządzana jest przez
Lunar Development Corporation. Tyle, że Srebrny Glob coraz silniej dąży do
niepodległości, tym bardziej, że realną władzę sprawują przedstawiciele Pięciu
Smoków, czyli potężnych rodów będących jednocześnie korporacjami
wyspecjalizowanymi w danym typie działalności bądź usług (transport, wydobycie
helu-3, eksploatacja metali ziem rzadkich, nanotechnologia i systemy
komputerowe oraz przemysł rolniczy powiązany z szeroko rozumianą biotechnologią).
W momencie rozpoczęcia fabuły sytuacja na Lunie jest nerwowa i dynamiczna – napięte
relacje pomiędzy klanami będące (…)
chaotycznym labiryntem dozgonnych lojalności, syczących przez zęby uraz i
odwiecznych konfliktów [1]
skutkują obfitością podjazdowych starć, brudnych zagrań czy chwilowych sojuszy
zawieranych poprzez aranżowane czasowe małżeństwa. Ponadto uwidaczniają się
tarcia pomiędzy poszczególnymi pokoleniami – założyciele, pamiętający jeszcze
ziemski matecznik, wcale nie kwapią się do tego, by oddać ster swoim urodzonym
już na Księżycu następcom, których mentalność czy sposób myślenia jawi się jako
obcy, a niekiedy wręcz niezrozumiały. W takich okolicznościach wystarczy iskra,
by doprowadzić do potężnej eksplozji trudnych do przewidzenia wypadków.
Historię snutą przez Iana
McDonalda cechuje wielowątkowość oraz rozmach – autor wprowadza na literacką
scenę szereg postaci, które wchodzą ze sobą w różnorakie interakcje. Ta wielość
zdarzeń oraz protagonistów pozwala przybliżyć realia panujące na Srebrnym
Globie. W tym miejscu warto podkreślić, że utwór jest o tyle ciekawy i wartościowy,
że odmalowana przed czytelnikiem wizja przyszłości nie jest skalana naiwnym
optymizmem czy myleniem postępu z rozwojem duchowym człowieka. Księżycowa
rzeczywistość ukazana zostaje z różnorakiej perspektywy, w tym z punktu
widzenia mieszkańców zaludniających mniej zamożne osiedla – egzystencja tych
osadników jawi się jako twarda, niekiedy wręcz bezwzględna i brutalna walka o
przetrwanie. Chwila słabości, nieprzemyślany gest litości czy zbytni altruizm
bardzo szybko mogą skończyć się śmiercią, stąd humanitaryzm nie jest wartością,
z którą ma się do czynienia na co dzień (Jedno
małe potknięcie porusza kamień, ten wykrusza kolejny i nagle wszystko leci,
usuwa się spod nóg. Jedna zerwana umowa. Jeden dzień, kiedy agencja nie dzwoni.
A maleńkie cyferki na skraju pola widzenia cały czasu cykają [2]).
Trudne warunki bytowe to efekt obowiązującego systemu opartego na Czterech
Żywiołach: wodzie, przestrzeni, danych oraz powietrzu. Każdy z nich jest
elementem niezbędnym do życia i każdy posiada swój pasek stanu konta – od
momentu postawienia pierwszego kroku na Księżycu, nowoprzybyły musi spoglądać
na rosnące zużycie wspomnianych parametrów, będące de facto wskaźnikiem zwiększającego się zadłużenia. Tym samym
McDonald prezentuje swoje wyobrażenie przyszłości – jej cechą znamienną jest
galopujący progres technologiczny, z którego najdojrzalszych owoców korzystać
może jedynie wąska grupa uprzywilejowanych (Kaszel.
Krzemica. Pył księżycowy zamienia płuca w kamień. Oprócz paraliżu – gruźlica.
Fagi spokojnie sobie z nią radzą. Ale ludzie, którzy mieszkają w Bairro Alto,
wydają całe pieniądze na wodę, powietrze i nocleg. Nawet najtańsze fagi to
marzenie ściętej głowy [3]).
Reszta – mimo pewnego rodzaju udogodnień, które stają się szeroko rozpowszechnione
– prowadzi wegetację od zawsze będącą udziałem mas, tj. kombinuje, usiłuje
wspiąć się po społecznej drabinie oraz wzdycha do tego, co nieosiągalne. Tyle,
że żywot lunarnych elit też nie należy do najłatwiejszych – dostanie się na
szczyt jest sporym osiągnięciem, ale prawdziwym wyzwaniem jest utrzymanie
uprzywilejowanej pozycji. Nieustanna rywalizacja o wpływy wymusza opowiedzenie
się po jednej z pięciu stron konfliktu, a podjęty wybór nie zawsze okazuje się
słuszny. Dodatkowym utrudnieniem jest legislacja, która kojarzy się bardziej z
Dzikim Zachodem niż z dającym choćby złudzenie sprawiedliwości kodeksem – (…) prawo księżycowe opiera się na trzech
filarach. Pierwszy: nie ma prawa karnego, jedynie cywilne – wszystko jest
negocjowalne. Drugie: im mniej prawa, tym lepiej. Trzecie: sprytny ruch,
zręczny podstęp, niebotyczne ryzyko są równie pełnoprawnym narzędziem, jak
logiczna argumentacja i umiejętność zadawania krzyżowych pytań [4].
Ogromną zaletą Luny: Nów jest także dbałość o detale. Panorama
przyszłości odmalowana przez Iana McDonalda fascynuje oraz wzbudza zachwyt
przemieszany z podziwem z racji drobiazgów, dzięki którym udało się zbudować
wrażenie autentyczności. Zanurzając się w kartach powieści bardzo łatwo jest
zapomnieć, że obcujemy jedynie z wytworem wyobraźni. Utwór to ogrom
pojedynczych elementów, które idealnie się zazębiają, implikując przy tym
rzesze pomysłów i innowacji: forwardy Rao, czyli instrumenty finansowe
wykorzystywane na rynkach księżycowych, oparte na wynikającym z odległości opóźnieniu
rzędu 1,26 s w komunikacji między Ziemią i Księżycem; hodowla utraconych
kończyn oparta na drukowaniu tkanki kostnej i stosowaniu komórek macierzystych;
komputery kwantowe faszerowane algorytmami modelowania rynków w celu prób
przewidzenia zachowania się prawdziwych rynków (i poruszona przy okazji
odwrotność problemu samospełniającej się przepowiedni); proces pozyskiwania
helu-3; zmagania się z księżycowym pyłem; poruszające się i podążające za
słońcem ogromne miasto będące jednocześnie zasilanym energią słoneczną piecem
do wytopu metali czy kwestia nieodwracalnej deformacji mięśni i kości, będąca
skutkiem niższego niż ziemskie ciążenia to tylko garść przykładów, świadczących
o sporej kreatywności autora.
Pochodzący z Manchesteru pisarz
nie zaniedbał też zagadnień socjologicznych. W powołanym do istnienia przez
McDonalda świecie orientacja seksualna po prostu jest – homo-, hetero-, bi- czy
aseksualiści egzystują na równych prawach, swobodnie zawierając związki
małżeńskie bądź partnerskie. Co ciekawe, nie brak jest osobników, dla których
płeć jest rodzajem balastu – zbędną naleciałością, od której warto się
wyzwolić. Sporo uwagi poświęcono także ewoluującym bądź rodzącym się religiom,
które dostosowują się do ekstremalnych, księżycowych warunków – interesujące
jest spostrzeżenie, że wspólnota religijna to twór, który dzięki odrzuceniu
perspektywy jednostkowej znacznie ułatwia snucie wielopokoleniowych projektów.
Reasumując, Luna: Nów to bardzo dobra książka, która w pełni zasługuje na to,
by znaleźć się w renomowanej serii Uczta
wyobraźni. Dzieło to udane połączenie prozy pełnej gwałtownych zwrotów
akcji z literaturą science fiction,
gdzie niemały nacisk położono na akcenty naukowe. Plątaninę intryg oraz krwawe
porachunki podporządkowane zasadzie divide
et impera (łac. dziel i rządź)
niezwykle umiejętnie umieszczono w surowej księżycowej scenerii. I co
najistotniejsze, McDonald rozstawił pionki na szachownicy w sposób na tyle
ciekawy, że trudno jest oprzeć się chęci natychmiastowego sięgnięcia po drugim
tom całej trylogii.
[1] Ian McDonald, Luna: Nów, przeł. Wojciech M.
Próchniewicz, Wydawnictwo MAG, Warszawa 2016, s. 25
[2] Tamże, s. 16
[3] Tamże, s. 17
[4] Tamże, s. 21
Czyli taka "Gra o tron" na Srebrnym Globie...;) A poważnie - zainteresowałeś mnie tą powieścią:)
OdpowiedzUsuńDokładnie, skojarzenia z "Grą o tron" jak najbardziej zasadne - walka zwaśnionych rodów o supremację, śmierć, która może dotknąć właściwie każdego, nawet postać uważaną za pierwszoplanową, itd. Szczerze polecam, tym bardziej, że wizja kolonizacji Księżyca jest tak realistyczne, że aż trudno uwierzyć, że to tylko fikcja.
UsuńJa sobie niedawno w antykwariacie zakupiłem niesławną "Trojkę". Ale tak w zasadzie każda książka z UW jest od razu w kręgu moich zainteresowań.
OdpowiedzUsuńHehe, mam podobnie. Wiele książek z UW zakupiłem dawno temu, niejedna długo czeka na swoją kolej, ale w zasadzie każdą pozycję (prędzej bądź później) planuję przeczytać.
Usuń