Śliczne obrazki
Simone de Beauvoir
Tytuł oryginału: Les Belles Images
Tłumaczenie: Czesława i Mirosław Żuławscy
Wydawnictwo: PIW
Liczba stron: 148
Przywołajmy z pamięci portret
rodziny, jakim sukcesywnie karmią nas media oraz reklamowe banery – ona piękna,
o posągowych kształtach, z rozmarzonych uśmiechem, z czułością spoglądająca na
swoje pociechy, on przystojny, dobrze zbudowany, ufny we własną siłę i mądrość,
dzięki którym może chronić najbliższych, a do kompletu dzieci o bystrym i
inteligentnym spojrzeniu, darzące bezgranicznym zaufaniem swoich rodziców. Prezentowana
grafika na ogół razi sztucznością, bowiem niemal każdy posiadający chociaż
trochę życiowego doświadczenia, zdaje sobie sprawę, że takie śliczne obrazki
niewiele wspólnego mają z rzeczywistością. Z drugiej strony nie brakuje
osobników usiłujących naśladować tego typu wzorce – ale jak z bliska wygląda
egzystencja takich pozornie perfekcyjnych ludzi? Ciekawe spojrzenie na to
zagadnienie proponuje Simone de Beauvoir, francuska filozofka, feministka i
pisarka, autorka powieści Śliczne obrazki.
Główną bohaterką utworu jest
Laurence, młoda żona, matka dwójki dziewczynek oraz pracowniczka agencji
reklamowej. Na pierwszy rzut oka kobieta prowadzi bardzo szczęśliwy żywot –
sukcesy odnoszone na polu zawodowym, zgodność panująca pomiędzy małżonkami czy
dobre relacje z dziećmi dopełniają wizerunku spełnionej na każdym polu
osobniczki. Jednak Simone de Beauvoir proponuje nam coś więcej niż krótką
impresję – francuska pisarka pozwala nam zajrzeć pod kotarę i zobaczyć, jak
wygląda szara codzienność, skryta pod cukierkowym obrazkiem.
Kiedy na dłużej skupiamy nasz
wzrok na powszednim bycie protagonistki, szybko przekonujemy się, że przy
malowaniu tej kolorowej pocztówki w ogromnej mierze posłużono się sztucznością
i fałszem. Środowisko, w jakim obraca się Laurence to grupa zblazowanych i
próżnych ludzi, przeświadczonych o własnej wyjątkowości i niepowtarzalności,
uwielbiających popisywać się przed sobą nawzajem. Fasadowość i efekciarstwo to
kwestie, do których przywiązuje się ogromną wagę (Dominika wkłada kostium od Balenciagi. Nigdy nic od Coco Chanel, wydaje
się majątek po to, by wyglądać jak ktoś, kto ubiera się na pchlim targu [1]),
a naczelna zasada, jaką warto kierować się w życiu zdaje się zawierać w
stwierdzeniu: Dlaczego się jest? To nie
mój problem. Jest się. Chodzi o to, żeby tego nie dostrzegać, wziąć rozpęd i
biec miarowo aż do śmierci [2].
Składową krajobrazu jest także płytkość i powierzchowność międzyludzkich
kontaktów, które ograniczają się do wymiany nieistotnych informacji i
serwowania oklepanych formułek (Dominika
zadaje pytania z zasady, ale uważałaby za brak dyskrecji, gdyby Laurence odpowiadała
jej w sposób niepokojący czy po prostu szczegółowy [3]).
Tyle, że wegetowanie w ten sposób na dłuższą metę jest w zasadzie niemożliwe –
prędzej czy później na skutek zadziałania choćby przypadkowego bodźca człowiek
zaczyna z dystansem spoglądać na swoją egzystencję, próbując dokonać
rozrachunku czy bilansu, a wówczas wtedy pojawiają się niewygodne pytanie
natury: po co? w jakim celu? dokąd? Taka właśnie sytuacja staje się udziałem
Laurence, która stara się zrozumieć dlaczego jej dotychczasowy żywot nie daje
jej ani satysfakcji, ani poczucia szczęścia czy spełnienia.
Proza Simone de Beauvoir z racji
przyjętej tematyki nie obfituje w zbyt wiele akcji. Fabularny ciężar położony
został na przeżycia wewnętrzne protagonistów oraz prowadzone przez nich dyskusje,
związane z różnorodną problematyką, począwszy od spraw socjalno-architektonicznych,
poprzez takie ogólniki jak pokój na świecie, a
na wątkach filozoficznych oraz futurologicznych kończąc.
Niepoślednią rolę odgrywa też
motyw błędów popełnianych przez naszych rodziców, które bezwiednie powielamy,
mimo iż szczerze staramy się tego uniknąć. Francuzka artystka sygnalizuje jak
trudno jest wyrwać się ze schematu, do jakiego wtłacza się nas od najmłodszych
lat oraz jakim samozaparciem i umysłową dyscypliną trzeba się wykazać, by
dojrzeć te krępujące nas więzy. Ponadto autorka ciekawie zwraca uwagę jak łatwo
jest wyrządzić krzywdę dziecku, mając na względzie jego dobro – próba
uchronienia potomstwa przed światem zewnętrznym i zagrożeniami, jakie ze sobą
niesie, poprzez chowanie pod kloszem mogą skutkować wychowaniem osobnika, który
nie potrafi wyrażać swoich uczuć, brać odpowiedzialności za swoje czyny czy
podejmować samodzielnych wyborów.
Ciekawy jest też styl, w jakim
utrzymano Śliczne obrazki. Pierwsze
strony dzieła sugerują, że mamy do czynienia z dziełem, w którym nie brak
literackich eksperymentów. Zasadne wydają się chociażby nawiązania do nowej powieści, jako, że czytelnik
raczony jest relacją, która (siłą rzeczy – nieudolnie) dąży do tego, by
pochwycić i odtworzyć wszystko, co dzieje się w danym momencie. Zasypywani
jesteśmy wszelakiej maści detalami (wypowiedzianemu zdaniu mogą towarzyszyć
reakcje słuchaczy, aktualna pogoda, rodzące się w głowach interlokutorów
refleksje czy inne mało istotne okoliczności, w jakiej rozgrywa się cała
scena), w efekcie czego odmalowywany incydent ulega mocnemu zaciemnieniu. Tyle,
że ten informacyjny sztorm zahaczający o przesyt i stłamszenie urywa się bardzo
gwałtownie, by już po kilku stronicach przejść w niemal tradycyjną opowieść,
która tylko z rzadka zaburzana jest przez płynne przejścia z narracji trzecio-
w pierwszoosobową. Bardziej konsekwentne są zabiegi polegające na sukcesywnym
podkreślaniu przez narratorkę, że do zdarzeń dokładnie takich jak te opisywane,
może dochodzić w tym samym czasie, tyle, że w innych miejscach. Można odnieść
wrażenie, że w ten sposób Simone de Beauvoir pragnie zaznaczyć, że wtórność,
schematyczność i banał to składowe niejednego życia – w końcu męski kryzys
wieku średniego przejawiający się potrzebą związku ze znacznie młodszą
kochanką, poszukiwanie złudzeń na swój temat w oczach innych czy duchowy kryzys
wywołany poczuciem pustki i bezcelowości to materia, z której utkana jest
niejedna rzeczywistość.
Reasumując, Śliczne obrazki, to krótka (polskie wydanie liczy 148 stron), ale i
interesująca lektura, która przypomina, że człowieczy byt to nierzadko farsa i
maskarada – otoczenie wtłacza nas w gotowe szablony, wymuszając ściśle
określone modele zachowań oraz skłaniając do odgrywania jednej z kilku
przygotowanych dla nas ról ((…) godność,
pogoda, odwaga, szacunek dla samej siebie, robić dobrą minę, zachowywać się z
klasą, grać piękną rolę [4]).
Jednak na fundamentalne pytanie po co to
wszystko? próżno u Beauvoir szukać odpowiedzi – niestety (albo na
szczęście), ale tę lekcję każdy musi przerobić samodzielnie.
[1] Simone de Beauvoir, Śliczne obrazki, przeł. Czesława i
Mirosław Żuławscy, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1968, s. 15
[2] Tamże, s. 37
[3] Tamże, s. 16
[4] Tamże, s. 43
Ciekawą postać wyszukałeś spośród autorów wydawanych w PIW-owskiej serii w latach 60-tych. Chętnie przeczytałabym jakąś biografię tej ikony feminizmu. Kiedyś w Polsce zupełnie inaczej czytało się jej książki, bo świat bogatej francuskiej burżuazji był odległy o lata świetlne od polskiej, szarej rzeczywistości. Teraz tematy związane z "życiem na pokaz" stały się aktualne. Najbardziej zainteresował mnie motyw wychowywania dzieci i niemożliwości uwolnienia się od schematów/błędów stosowanych przez naszych rodziców.
OdpowiedzUsuń"Śliczne obrazki" pochodzą z serii "Proza Współczesna" - bardzo ją sobie cenię, bo można znaleźć tam całym ogrom interesujących tytułów.
UsuńBiografii de Beauvoir nie czytałem, ale na półce mojej dziewczyny leży sobie dość opasły esej pt. "Starość" i od dłuższego czasu zamierzam się z nim zmierzyć.
A w "Ślicznych obrazkach" jest kilka interesujących tematów tyle, że nie zostały one jakoś mocno zgłębione. Dzieło jest b. krótkie i z tego względu wiele kwestii zostało tylko muśniętych, zasygnalizowanych, napoczętych.
Nie pierwsza to książka, która udowadnia, że konsumpcjonizm do niczego dobrego nie prowadzi. Nasuwa mi się od razu "Amerykańska sielanka" Rotha. Nie czytałam jednak jeszcze książek S. de Beauvoir, więc nie wiem czy do końca skojarzenie trafione...
OdpowiedzUsuńHa, ja z kolei czytałem tylko jedną książkę Rotha ("Wzburzenie"), więc trudno czynić mi jakiekolwiek porównania. Chociaż patrząc na te dwa tytuły ("Śliczne obrazki" i "Wzburzenie") stwierdziłbym, że proza Amerykanina jest odrobinę bardziej kunsztowna i wyrafinowana.
Usuń"Chodzi o to, żeby tego nie dostrzegać, wziąć rozpęd i biec miarowo aż do śmierci." Pięknie ujęte. Wydaje mi się, że bardzo dużo ludzi dziś kieruje się taką zasadą, ale nie mają tego świadomości. Brak im w tym pędzie czasu na autorefleksję.
OdpowiedzUsuńNo a konsumpcjonizm tylko katalizuje tę bezmyślność i ślepy pęd - założenie jest chyba takie, żeby człowiek otaczał się dobrami materialnymi, nie zastanawiając się zbytnio nad resztą ;)
Usuń