Strony

poniedziałek, 3 grudnia 2018

John Banville "Mefisto" - Dorastanie brzydkiego kaczątka

Mefisto

John Banville

Tytuł oryginału:  Mefisto
Tłumaczenie: Zbigniew Batko
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 236
 
 
 
Jedną z cech, która niewątpliwie decyduje o tym, że jesteśmy ludźmi, jest naiwność. Codziennie dajemy wmówić sobie cały szereg rzeczy, które przy bliższej analizie okazują się być stekiem bzdur, albo – w najlepszym razie – półprawdą czy niedopowiedzeniem. Owa łatwowierność każe nam również sądzić, że nasza człowiecza zdolność pojmowania rzeczywistości jest w zasadzie nieograniczona, a jedynie kwestią czasu pozostaje odkrycie praw, które rządzą jej skomplikowanymi mechanizmami. Ale czy faktycznie możliwe jest wyrażenie tego, co nas otacza za pomocą prawideł, reguł i schematów? Czy wzór, który zdołałby uchwycić istotę wszystkiego w ogóle istnieje? I wreszcie, jaka byłaby cena jego poznania? Oto pytania, jakie towarzyszą czytelnikom, którzy odważą się sięgnąć po powieść Mefisto, pióra Johna Banvillea (ur. 1945) irlandzkiego pisarza, scenarzysty i dramaturga.

Głównym bohaterem utworu jest Gabriel Swan, mieszkający w prowincjonalnej mieścinie, młody chłopiec pochodzący z ubogiej rodziny. Egzystencja Gabriela już od początku naznaczona jest stratą, bowiem feralnego porodu, nie przeżywa jego brat bliźniak (Wyczerpany pływak, utonął w oceanie powietrza [1]). Z tego względu chłopiec nieustannie zmaga się z wrażeniem pustki, braku, absencji, która jest swego rodzaju brzemieniem, uniemożliwiającym normalne funkcjonowanie (Ale ja, ja zawsze miałem coś u boku. Nie chodziło jednak o obecność drugiej istoty, lecz o jej znaczącą nieobecność. Nie było od niej ucieczki. Powstawała więź, której nie rozerwał poród ani nawet śmierć, a dzięki subtelnym szarpnięciom i wibracjom tej pępowiny odczuwałem dotkliwie ów brak. Żaden żywy brat-bliźniak nie mógł być chyba tak natrętny jak ten martwy [2]). Młody człowiek jest outsiderem, wegetującym na uboczu, trzymającym się z dala od innych (Bałem się moich kolegów z klasy i jednocześnie pogardzałem nimi [3]). Nawet kontakty z rodziną są dość oschłe, zdecydowanie brakuje w nich ciepła czy zrozumienia. Wydaje się, że sytuacja Gabriela to w ogromnej mierze pokłosie jego matematycznego geniuszu (Nie miałem przyjaciół. Moimi przyjaciółmi były liczby. Liczydło w moim mózgu nigdy nie pozostawało bezczynne [4]) – protagonista od najmłodszych lat postrzega świat w kategoriach cyfr, wzorów i ciągów, nurkując w zbiorach abstrakcji (Przypuszczam, ze od początku miałem obsesję na punkcie tajemnicy jedności, a za tym poszła cała reszta. Nawet teraz nie mogę spojrzeć na jedynkę zestawioną z zerem, nie czując gdzieś głęboko w swym wnętrzu wibracji ciemnej, odpowiadającej echem nuty [5]).

Życie Gabriela ulega diametralnej zmianie, kiedy do jego niewielkiego miasteczka przybywa trójka osobliwych postaci. Głuchoniema, piękna, ale i eteryczna Sophie, mrukliwy pan Kasperl oraz cyniczny, skory do psikusów Felix bardzo szybko stają się najbliższymi towarzyszami bohatera. Ale pojawienie się ekscentrycznych osobników to także zapowiedź całego szeregu zdarzeń przesiąkniętych tragedią i nieszczęściem. Jęzor ich piekielnego charakteru liże też Gabriela, który uwikłany zostaje w wir zajść i incydentów zmuszających do redefinicji dotychczasowego bytu.

Mefisto jest o tyle powieścią specyficzną, że akcja niemal zupełnie pozbawiona jest dynamiki. Fabuła skonstruowana jest w oparciu o przedstawianie kolejnych rozdziałów z życia Gabriela oraz przybliżaniu sylwetek napotykanych ludzi. Jednostki, na jakie na swojej drodze trafia bohater są istotne z uwagi na to, że poprzez rodzące się interakcje, Gabriel przekonuje się, że nasze otoczenie jest konstruktem równie skomplikowanym, co trudnym do ogarnięcia. Stwierdzenie, że: We wszystkim jest jakiś porządek [6] jawi się jako zwodniczy slogan, który daje fałszywą nadzieję, iż rzeczywistość można zamknąć w karbach znaków i modeli, podobnie zresztą jak konstatacja, że (…) chaos nie jest niczym innym, jak tylko nieskończoną liczbą uporządkowanych elementów [7]. Dopiero doświadczenia, które stają się udziałem Gabriela pozwalają dojść do bolesnego odkrycia, że nauka to rodzaj labiryntu nafaszerowanego ślepymi odnogami i zdradzieckimi korytarzami; że im bardziej zagłębiamy się w jego trzewiach, im większą wiedzę posiadamy, tym mocniej uzmysławiamy sobie poziom naszej ignorancji oraz ogrom tego, czego nigdy w pełni nie zrozumiemy.

Książka odczytywana w ten sposób może być traktowana jako przegląd i wypunktowanie słabych stron wszelakiej maści metodologii, dążących do wytłumaczenia i objaśnienia zasadności zachodzących wydarzeń. Piętą achillesową przytaczanych teorii i hipotez jest założenie, że motorem realiów, w których bytujemy jest celowość, że wszystko do czegoś dąży, podporządkowując się tym samym uniwersalnym pryncypiom. Tymczasem władcami absolutnymi okazują się być przypadek, ślepy traf, prawo wielkich liczb i dopóki nie zaakceptujemy  tej niewygodnej prawdy, to nieustannie będziemy narażać się na złośliwy chichot fortuny, która raz po raz będzie płatać nam figle, udowadniając tym samym naszą małość i nieistotność.

Ów fatalizm oraz bezradność wobec surowych wyroków chaosu jest umiejętnie podkreślany przez styl, jakim operuje John Banville. Mefisto to proza gęsta i przytłaczająca, nabrzmiała melancholią, mieniąca się brzydotą i obskurnością. Wspólnie z Gabrielem wędrujemy po mrocznych, miejskich zaułkach, spotykając całą galerię nieudaczników, obszarpańców oraz reprezentantów lumpenproletariatu. Cała ta niezwykła podróż okraszona jest intrygującym językiem, mieniącym się turpistycznymi metaforami (Szare robaki popiołu spadały, tocząc się po lśniącym czarnym zboczu jego brzucha [8]; Po raz pierwszy w życiu zobaczyłem otaczający mnie świat promieniujący bólem, szyby w oknach udręczone przez okrutne ostrza promieni słonecznych, łóżko podobne do porażonego paraliżem, klęczącego wołu (…) [9]).

Wynikową tych wszystkich składowych jest powieść, która skrzy się metaforycznością i bogatą symboliką. Utwór można rozpatrywać jako reinterpretację opowieści o faustowskim Mefistofelesie, który w przypadku dzieła Johna Banvillea kusi i mami obietnicą całościowego ogarnięcia świata poprzez odkrycie zasad nim kierujących bądź jako intrygującą wariację na temat trudnego dojrzewania brzydkiego kaczątka.


[1] John Banville, Mefisto, przeł. Zbigniew Batko, Wydawnictwo Znak, Kraków 2008, s. 14
[2] Tamże, s. 23 – 24
[3] Tamże, s. 23
[4] Tamże, s. 37
[5] Tamże, s. 24 – 25
[6] Tamże, s. 164
[7] Tamże, s. 185
[8] Tamże, s. 29
[9] Tamże, s. 128

9 komentarzy:

  1. Czuję, że to proza niepokojąca i zagadkowa, przecząca ludzkiemu dążeniu do porządkowania, przewidywalności, powtarzalności. Czy nie czułeś się przytłoczony klimatem, czy taki "szatański chaos" był dla Ciebie do zniesienia? Czy po prostu potraktowałeś książkę jako literacki eksperyment?
    "Morze", które kiedyś czytałam, było nieco przystępniejszym (i pięknym dla mnie) studium starości, aczkolwiek niełatwym w odbiorze. Ciekawa byłam innych książek Banville'a, ale chyba do "Mefista" mnie nie ciągnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznaję, że lektura książki była momentami doświadczeniem dość przytłaczającym - to typ prozy mrocznej, przerażającej, drążącej ciemne zakamarki człowieczej duszy. Po kolejne dzieła Banville'a na pewno sięgnę, ale dopiero po stosownym odpoczynku.

      Usuń
  2. Bardzo mi się kiedyś ta książka podobała, ma niesamowitą aurę. Fabuła oczywiście też niezła. A autor niespecjalnie ma u nas szczęście, szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie trochę ten utwór przytłoczył, ale zgadzam się, że wykreowany przez autora nastrój jest niesamowity. Jeśli chodzi o Banville'a to w ogóle nie znałem tego artysty, dopóki przez przypadek nie sięgnąłem po "Mefista". Rzeczywiście, szkoda, że ten literat osnuty jest mgiełką ignorancji.

      Usuń
  3. Tajemnica zawsze mnie przyciąga. Myślę że to coś dla mnie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba zatem osobiście przekonać się czy lektura faktycznie okaże się interesująca ;)

      Usuń
  4. Z początku chciałem protestować przeciwko określeniu "naiwność", ale po kilku chwilach zastanowienia doszedłem do wniosku, że jest w tym sporo sensu. Choć dodałbym tylko, że w świetle mechanizmów obronnych ludzkiej psychiki jest to konieczność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też pozwoliłem sobie na pewnego rodzaju uproszczenie, a i przyjąłem założenie, że owa wspomniana "naiwność" nie dotyczy każdego w takim samym stopniu.

      Usuń
    2. No cóż - nie mogę się z tym zgodzić. Jeśli na jednym końcu osi damy maksymalną naiwność, często określaną jako głupota, to na drugim jest totalna podejrzliwość, często określana jaka paranoja. Symptomatyczne, że totalny brak naiwności (paranoja) jest uważany za stan chorobowy, natomiast totalny brak podejrzliwości (naiwność) jest uważany co najwyżej za powód do prześmiewek.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)