Ludzie i żywioły
Olav Duun
Tytuł oryginału: Menneske og maktene
Tłumaczenie: Beata Hłasko
Wydawnictwo: Poznańskie
Seria: Seria Dzieł Pisarzy Skandynawskich
Liczba stron: 225
Istota ludzka to stworzenie butne
i dumne, które przejawia tendencje do bezrozumnej wiary we własną siłę i
potęgę. Przeświadczenie to pleni się niczym bujny chwast do momentu, kiedy
człowiekowi przyjdzie zmierzyć się z tym, co wymyka się dotychczasowym doświadczeniom.
Wyrzuceni z kolein rutyny, postawieni w obliczu zjawiska, którego złożoność i
wielkość wymyka się naszemu pojmowaniu, ze zgrozą uświadamiamy sobie własną
małość. O tym, że nie jesteśmy wszechmocni, ba, że nie jesteśmy w stanie w
pełni kontrolować nawet naszego losu regularnie przypomina nam m.in. przyroda,
która w mgnieniu oka potrafi zniszczyć to, co wznosiliśmy przez tyle lat –
nasze fizyczne dziedzictwo oraz poczucie bezpieczeństwa. O tym jak bezwzględna
i surowa może być natura oraz jak słaby i bezbronny jest człowiek, który musi
się z nią skonfrontować możemy przekonać za sprawą lektury książki Ludzie i żywioły, pióra norweskiego
pisarza Olava Duuna (1876 – 1939).
Akcja powieści rozgrywa się na Öyvaere,
archipelagu składającym się z niewielkich skrawków lądu u wybrzeży Norwegii. Wyspy były tu trzy, a nadto mnóstwo
szkierów. Przed nimi ciągnął się pas skał podwodnych, niestety, przerwany na
zachód od wysp. Ludzie zamieszkiwali tylko dwie z nich, jedna rodzina –
Langholmen i pięć czy sześć – Heimvaere [1]. To właśnie losy nielicznej
społeczności, której członkowie zmagają się zarówno z własnymi słabościami jak
i z siłami natury, stanowią oś fabularną utworu.
Książka Duuna już od początkowych
stron zwraca czytelniczą uwagę z racji na specyficzną konstrukcję. Rozdział
otwierający informuje odbiorcę, że wyspy, będące tłem opisywanych wydarzeń,
dotknięte zostały poważną klęską. Tym samym już pierwsze strony dzieła
przynoszą powiew grozy, ale i napięcia, niepewności, bowiem nie zdajemy sobie
sprawy, w jaki sposób przebiegała cała tragedia. Jednocześnie autor
przeprowadza pobieżne przedstawienie poszczególnych uczestników dramatu.
Kolejne rozdziały, w których poznajemy życiorysy i losy wybranych bohaterów,
przywodzą na myśl skrupulatne wprowadzenie na scenę następnych aktorów,
biorących udział w spektaklu. Wraz pojawieniem się ostatniego protagonisty,
całość ulega zamknięciu, i wreszcie zaznajomieni zostajemy z katastrofą, która
nawiedziła Öyvaere.
Niepokój, towarzyszący nam w
trakcie lektury nieco przygasa w środkowych partiach powieści, kiedy Olav Duun
przybliża własną, odrębną sagę
kluczowych postaci. Co istotne pisarz stosuje retrospekcje i reminiscencje, w
efekcie czego raczeni jesteśmy niemal kompletnymi biografiami, pozwalającymi w
pełni zrozumieć aktualną sytuację życiową każdej z osób. Lata młodości, okres
dojrzewania, trudy poprzednio wiedzionego żywota przeplatają się z opisami
okoliczności, w jakich bohaterowie trafili na Öyvaere. Przyznać przy tym
trzeba, że Duun jako literacki demiurg, nie okazuje zbytniej litości kreślonym
przez siebie figurom. Dzieci porzucone przez matkę na rzecz przygodnego
kochanka; opuszczona przez lekkomyślnego męża kobieta; mężczyzna, który na
skutek własnej słabości, ale i reakcji współwyznawców utracił wiarę; chłopak
zmuszony do dźwigania brzemienia oczekiwań rodzicielki – przytaczane portrety
naznaczone są cierpieniem, rozczarowaniem, odrzuceniem, które pozostawiają
trwałe blizny na psychice i uniemożliwiają beztrosko cieszyć się chwilą. Z tego
względu Ludzi i żywioły można w
pewnej mierze uznać za kronikę podłości, której ogromne pokłady drzemią w
człowieku. Olav Duun odmienia przez wszystkie przypadki wszelakie
niegodziwości, do jakich się posuwamy, by uprzykrzyć byt innych. Głupota,
ignorancja, pycha, nieumiejętność wyrażania (często wynikająca z niemożności
określenia) własnych uczuć – to tylko część powodów, za sprawą których krzywdzimy bliźnich, będąc dla nich ciężarem,
utrapieniem, dopustem Bożym. Ponadto norweski artysta sygnalizuje, że ofiarą
zła nierzadko padają ci najbardziej bezbronni ((…) ludzie powinni być wyrozumiali wobec siebie. A tymczasem jesteśmy
źli dla wszystkich, którzy cierpią [2]). Obiektem
zainteresowania Duuna jest także fałszywa litość, za którą płacić trzeba
posłuszeństwem, czołobitną wdzięcznością z maską zadowolenia przyklejoną do
twarzy.
Mocną stroną książki jest jednak
to, że autor nie poprzestaje na odmalowaniu wyłącznie mrocznej strony ludzkiego
charakteru. Zgodnie ze słowami jednego z protagonistów (Ludzie to zaiste dziwne istoty! [3]), Duun uzmysławia nam, ze
w równej mierze jak do łotrostwa i nikczemności, zdolni jesteśmy do czynów
wzniosłych, do zwykłej, chociaż jakże kojącej i niepowszedniej w trudnych
momentach empatii.
Czytanie o zawiłych losach danych
postaci jest tym ciekawsze, że norweski pisarz posługuje się bardzo
specyficznym językiem. Z jednej strony nie brakuje poetyckiej nuty,
szczególnie, gdy opisywana jest przyroda oraz jej potęga, z drugiej zaś
budowane zdania mają niekiedy dziwaczną konstrukcję. Stylistyka, której daleko do
poprawności, wtrącenia w postaci kolokwializmów dobrze oddają odizolowanie
mieszkańców Öyvaere. Należy przy tym dodać, że owa osobliwa gwara jest tym
wyraźniejsza, bowiem w książce zastosowano trzecioosobową narrację połączoną z
mową pozornie zależną, w rezultacie czego regularnie zyskujemy sposobność, by
poznać myśli kolejnych bohaterów.
Reasumując, Ludzie i żywioły to solidna lektura, dzięki której możemy zapoznać
się z codziennym życiem przedstawicieli biedniejszych warstw norweskiego
społeczeństwa w okresie 20-lecia międzywojennego. Duun przybliża nam dzieje
skromnej gromady, która stara się trwać, wbrew nędzy i biedzie oraz morzu,
jawiącemu się niczym zachłanny potwór (chociaż nie można zapomnieć też o jego
życiodajnej twarzy, bowiem to w końcu morze karmi wyspiarzy oraz zapewnia im
niewielki zarobek). Co ciekawe, ukazane wydarzenia rozpatrywać można także na
polu symboliki – groźne morze, które stopniowo i nieubłagalnie zalewa następne
części wyspy można potraktować jako alegorię nazizmu, stopniowo ogarniającego
kolejne części bezsilnej Europy. Europy, która w imię świętego spokoju oraz
pokładając nadzieję w bezczynności, liczy na to, że Bóg sprawi, iż wszystko
szczęśliwie się ułoży. Tymczasem Duun podkreśla, że w godzinie próby należy
stawić czoło zagrożeniu, bowiem bierność może okazać się jednoznaczna ze
śmiercią.
[1] Olav Duun, Ludzie i żywioły, przeł. Beata Hłasko,
Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1973, s. 5
[2] Tamże, s. 132
[3] Tamże, s. 208
O - to może być ciekawa pozycja. Przy okazji kolejna powieść pokazująca, że Międzywojnie to nie były żadne dawne dobre czasy, za wyjątkiem nielicznych uprzywilejowanych oczywiście.
OdpowiedzUsuńZgadza się, książka jest wg mnie bardzo wartościowa, bo konfrontując rzeczywistość opisaną w książce z obecną sytuacją Norwegii, łatwo uświadomić sobie jak ogromny skok cywilizacyjny dokonał się na przestrzeni kilkudziesięciu lat.
UsuńZapowiada się ciekawie - pod kątem bliskiej obcości, że tak to dziwnie ujmę. Ale ciekaw jestem - sprawdzałeś może, jak potoczyła się historia tych wysp czy to może fikcja w pełni fikcyjna?
OdpowiedzUsuńOj, nie mam pojęcia czy autor w jakikolwiek sposób nawiązywał do rzeczywistych wydarzeń. Z dostępnych informacji, wiadomo mi jedynie, że Olav Duun często portretował społeczne niziny.
Usuń