Max Brooks
World War Z. Światowa wojna zombie w relacjach uczestników
tytuł oryginału: World War Z. An Oral History of the Zombie Wartłumaczenie: Leszek Erenfeicht
wydawnictwo: Zysk i S-ka 2013
liczba stron: 544
audiobook:
czyta: Piotr Grabowski
długość:15 godzin 48 minut
Do książki Maxa Brooksa* World War Z. Światowa wojna zombie w relacjach uczestników przygotowywałem się już od dłuższego czasu. Nie, nie poprzez czytanie recenzji, bo tego zwykle nie czynię, a poprzez dostrojenie mentalne do tematu zombie, za którym szczególnie nie przepadam. No i przyszedł ten dzień, a mój wybór padł na wersję audio w interpretacji Piotra Grabowskiego.
Powieść napisana jest w szczególnej konwencji, której zapowiedzią jest zresztą sam tytuł. Stylizowana jest na zbiór relacji ludzi, którzy przeżyli wojnę z zombie, która zresztą nie dobiegła jeszcze definitywnego końca. Nie są to relacje z drugiej ręki, a wspomnienia-wywiady z żyjącymi jeszcze weteranami, nagrane przez fikcyjnego autora. Trzeba przyznać, że Brooks w tej manierze okazał się mistrzem – dzieło sprawia wrażenie autentycznego reportażu bardziej wiarygodnego niż wiele nawet znanych i uznanych pozycji z prawdziwej literatury faktu. Wojenne opowieści z reguły są interesujące, więc relacje z takiej wojny siłą rzeczy muszą być fascynujące. Tym bardziej, że warsztat pisarza okazał się na poziomie wystarczającym do przekonującego przekazania nie tylko faktów, ale i klimatu tamtych dni.
Brooks mocno zróżnicował poszczególne opowieści stosownie do specyfiki miejsc, z których pochodzą relacjonujący wydarzenia. Rozciąga się to na wszystkie aspekty lokalnej odmienności, od kolorytu kulturowego, politycznego czy narodowego, przez odmienności w mentalności, realiach materialnych, religii aż po nawet takie niuanse jak specyfika ducha różnych formacji wojskowych czy egzotyczne społeczności w stylu osobników żyjących bardziej w świecie wirtualnym niż żywym.
Pisarz, jak na topowe dzieło Science Fiction przystało, wykorzystał zalety gatunku by ożenić ze sobą taką ilość różnorodnych wątków, która w żadnej innej konwencji literackiej nie dałaby się ze sobą pogodzić. Świetna warstwa przygodowa, bo wiele relacji to klejnociki opowiadań wojennych, pełnych akcji, czyli tego, co tygrysy lubią najbardziej, klimaty postapokaliptyczne ze wszystkim, co z tego wynika, od możliwych scenariuszy zachowań zarówno indywidualnych, jak społecznych, zróżnicowanych choćby ze względów geograficznych, mocna warstwa psychologiczna i socjologiczna, ze szczególnym uwzględnieniem narastania stresu spowodowanego śmiertelnym zagrożeniem i jego późniejszych skutków, krytyka dzisiejszej rzeczywistości przeprowadzona na różnych płaszczyznach i wiele, wiele innych.
Wydaje się, iż zombie są tylko pretekstem do rozważań o świecie teraźniejszym i tym, co się stanie, gdy zostanie on poddany próbie. Jakie będą reakcje ludzi w ujęciu indywidualnym i społeczny, lokalnym oraz globalnym.
Wśród opowieści mamy wyraźnie przygodowe, niczym scenariusze do filmu akcji (choćby opowieść kapitan lotnictwa wojskowego, której samolot uległ katastrofie na bagnach Luizjany), jak i te z zacięciem psychologiczno-socjologicznym, czy polityczno-gospodarczym, że o militarnym nie wspomnę, ale mówimy tu tylko o tematyce w nich dominującej, gdyż w każdej, z oczywistych przyczyn, większość tych aspektów występuje, choć w niezwykle różnorodnym natężeniu.
Może się wydawać, że obraz poszczególnych kontynentów, państw, narodów czy innych grup społecznych, jak choćby zawodowych, jest momentami stereotypowy, ale to pozór. Dla przykładu - umieszczenie jednej z mych ulubionych historii, ślepego wojownika-ogrodnika, w rejonie innym niż kultura Dalekiego Wschodu, byłoby na pewno dużo gorszym rozwiązaniem niż wybór Japonii. Ten pozorny schematyzm jest właśnie odzwierciedleniem kolorytu poszczególnych regionów świata.
Moja osobista teoria jest taka, że beletrystka często jest sposobem na zwrócenie uwagi szerokich rzesz ku problemom i obawom, które w mediach „faktu” jakoś się nie przebijają, choć powinny. Jak choćby to, że strach jest w tej chwili najwartościowszym produktem na świecie, a masmedia coraz bardziej zaczynają przypominać stado hien na nim żerujących. W tym aspekcie daje do myślenia fakt, że po mojej poprzedniej lekturze – Oślepieniu Cooka, World War Z jest kolejną pozycją ostrzegającą przed patologiami mody na przeszczepy. Takich ciekawych elementów jest oczywiście więcej.
Powieść mnie nie zaślepiła. Sporo jest w niej niezręczności stylistycznych (może to wina tłumaczenia), zwłaszcza przy rozbudowanych zdaniach, oraz powtórzeń, których chyba można było uniknąć. Słychać nawet w wersji audio, że do Sienkiewiczowskiej klarowności językowej daleko. Autor nie ustrzegł się też pułapek hollywoodzko-internetowej pseudowiedzy, jak choćby w przypadku problematyki skuteczności i żywotności tłumików do broni strzeleckiej. Epidemiologia zarazy zombie też sprawiła na mnie wrażenie niekonsekwentnej i niedopracowanej. Niektóre przemyślenia Brooksa również nie do końca mnie przekonują, że wspomnę choćby to, iż ogólny wydźwięk prognoz na przyszłość w razie takiego zagrożenia jest optymistyczny – autor przyznaje mu możliwości wręcz uzdrawiające dla ludzkości jako gatunku, gdy tymczasem historia uczy, że I i II Wojna Światowa, z których każda miała być ostatnią, nie tylko niczego nie polepszyły, ale wręcz jeszcze napsuły. Posunąłbym się nawet do stwierdzenia, że założenie, iż ludzkość zdąży zmądrzeć, nim będzie za późno, jest optymizmem większym niż wiara, iż wszyscy będziemy zbawieni.
Te i inne minusiki nie są jednak w stanie przyćmić wszechstronnego zadowolenia z lektury. World War Z to w pełni znaczenia tego słowa, dzieło niewątpliwie natchnione, zarazem przemyślane, obok którego nie da się przejść obojętnie. Całościowo godne najwyższych ocen zawiera ponadto liczne perełki humoru, diamenciki cytatów, czy wręcz brylanciki, jak choćby scenka z wiosłem na ramieniu. Kto pływał, na pewno doceni ten moment w dosłownym rozumieniu, szczur lądowy może potraktować go jako przenośnię, ale każdy chyba uważny czytelnik go zauważy.
Nie mogę też nie wspomnieć o pracy Piotra Grabowskiego, lektora, którego głos i interpretacja sprawiły, że przez prawie 16 godzin ta książka czytana dała mi frajdę nieporównywalną z najlepszym nawet filmem. Bo i o filmie trzeba wspomnieć. Jest taki, z 2013 roku, w reżyserii Marca Forstera i z Bradem Pittem w roli głównej. Niestety, poza tytułem World War Z i faktem, że też o zombie, nie ma ta produkcja z powieścią wiele wspólnego, no może jeszcze poza tym, że w liście płac** i reklamowych materiałach wspomina się, iż film oparto na powieści. O ile książkę i audiobooka polecam gorąco i z pełnym przekonaniem, to film jest co najwyżej w strefie stanów średnich sztuki filmowej i nie ma co się o nim dłużej rozpisywać
Brooks mocno zróżnicował poszczególne opowieści stosownie do specyfiki miejsc, z których pochodzą relacjonujący wydarzenia. Rozciąga się to na wszystkie aspekty lokalnej odmienności, od kolorytu kulturowego, politycznego czy narodowego, przez odmienności w mentalności, realiach materialnych, religii aż po nawet takie niuanse jak specyfika ducha różnych formacji wojskowych czy egzotyczne społeczności w stylu osobników żyjących bardziej w świecie wirtualnym niż żywym.
Pisarz, jak na topowe dzieło Science Fiction przystało, wykorzystał zalety gatunku by ożenić ze sobą taką ilość różnorodnych wątków, która w żadnej innej konwencji literackiej nie dałaby się ze sobą pogodzić. Świetna warstwa przygodowa, bo wiele relacji to klejnociki opowiadań wojennych, pełnych akcji, czyli tego, co tygrysy lubią najbardziej, klimaty postapokaliptyczne ze wszystkim, co z tego wynika, od możliwych scenariuszy zachowań zarówno indywidualnych, jak społecznych, zróżnicowanych choćby ze względów geograficznych, mocna warstwa psychologiczna i socjologiczna, ze szczególnym uwzględnieniem narastania stresu spowodowanego śmiertelnym zagrożeniem i jego późniejszych skutków, krytyka dzisiejszej rzeczywistości przeprowadzona na różnych płaszczyznach i wiele, wiele innych.
Wydaje się, iż zombie są tylko pretekstem do rozważań o świecie teraźniejszym i tym, co się stanie, gdy zostanie on poddany próbie. Jakie będą reakcje ludzi w ujęciu indywidualnym i społeczny, lokalnym oraz globalnym.
Wśród opowieści mamy wyraźnie przygodowe, niczym scenariusze do filmu akcji (choćby opowieść kapitan lotnictwa wojskowego, której samolot uległ katastrofie na bagnach Luizjany), jak i te z zacięciem psychologiczno-socjologicznym, czy polityczno-gospodarczym, że o militarnym nie wspomnę, ale mówimy tu tylko o tematyce w nich dominującej, gdyż w każdej, z oczywistych przyczyn, większość tych aspektów występuje, choć w niezwykle różnorodnym natężeniu.
Może się wydawać, że obraz poszczególnych kontynentów, państw, narodów czy innych grup społecznych, jak choćby zawodowych, jest momentami stereotypowy, ale to pozór. Dla przykładu - umieszczenie jednej z mych ulubionych historii, ślepego wojownika-ogrodnika, w rejonie innym niż kultura Dalekiego Wschodu, byłoby na pewno dużo gorszym rozwiązaniem niż wybór Japonii. Ten pozorny schematyzm jest właśnie odzwierciedleniem kolorytu poszczególnych regionów świata.
Moja osobista teoria jest taka, że beletrystka często jest sposobem na zwrócenie uwagi szerokich rzesz ku problemom i obawom, które w mediach „faktu” jakoś się nie przebijają, choć powinny. Jak choćby to, że strach jest w tej chwili najwartościowszym produktem na świecie, a masmedia coraz bardziej zaczynają przypominać stado hien na nim żerujących. W tym aspekcie daje do myślenia fakt, że po mojej poprzedniej lekturze – Oślepieniu Cooka, World War Z jest kolejną pozycją ostrzegającą przed patologiami mody na przeszczepy. Takich ciekawych elementów jest oczywiście więcej.
Powieść mnie nie zaślepiła. Sporo jest w niej niezręczności stylistycznych (może to wina tłumaczenia), zwłaszcza przy rozbudowanych zdaniach, oraz powtórzeń, których chyba można było uniknąć. Słychać nawet w wersji audio, że do Sienkiewiczowskiej klarowności językowej daleko. Autor nie ustrzegł się też pułapek hollywoodzko-internetowej pseudowiedzy, jak choćby w przypadku problematyki skuteczności i żywotności tłumików do broni strzeleckiej. Epidemiologia zarazy zombie też sprawiła na mnie wrażenie niekonsekwentnej i niedopracowanej. Niektóre przemyślenia Brooksa również nie do końca mnie przekonują, że wspomnę choćby to, iż ogólny wydźwięk prognoz na przyszłość w razie takiego zagrożenia jest optymistyczny – autor przyznaje mu możliwości wręcz uzdrawiające dla ludzkości jako gatunku, gdy tymczasem historia uczy, że I i II Wojna Światowa, z których każda miała być ostatnią, nie tylko niczego nie polepszyły, ale wręcz jeszcze napsuły. Posunąłbym się nawet do stwierdzenia, że założenie, iż ludzkość zdąży zmądrzeć, nim będzie za późno, jest optymizmem większym niż wiara, iż wszyscy będziemy zbawieni.
Te i inne minusiki nie są jednak w stanie przyćmić wszechstronnego zadowolenia z lektury. World War Z to w pełni znaczenia tego słowa, dzieło niewątpliwie natchnione, zarazem przemyślane, obok którego nie da się przejść obojętnie. Całościowo godne najwyższych ocen zawiera ponadto liczne perełki humoru, diamenciki cytatów, czy wręcz brylanciki, jak choćby scenka z wiosłem na ramieniu. Kto pływał, na pewno doceni ten moment w dosłownym rozumieniu, szczur lądowy może potraktować go jako przenośnię, ale każdy chyba uważny czytelnik go zauważy.
Nie mogę też nie wspomnieć o pracy Piotra Grabowskiego, lektora, którego głos i interpretacja sprawiły, że przez prawie 16 godzin ta książka czytana dała mi frajdę nieporównywalną z najlepszym nawet filmem. Bo i o filmie trzeba wspomnieć. Jest taki, z 2013 roku, w reżyserii Marca Forstera i z Bradem Pittem w roli głównej. Niestety, poza tytułem World War Z i faktem, że też o zombie, nie ma ta produkcja z powieścią wiele wspólnego, no może jeszcze poza tym, że w liście płac** i reklamowych materiałach wspomina się, iż film oparto na powieści. O ile książkę i audiobooka polecam gorąco i z pełnym przekonaniem, to film jest co najwyżej w strefie stanów średnich sztuki filmowej i nie ma co się o nim dłużej rozpisywać
Wasz Andrew
* Max Brooks, właściwie Maximillian Michael Brooks (ur. 23 maja 1972 w Nowym Jorku) – amerykański pisarz specjalizujący się w literaturze s-f, aktor i autor scenariuszy.
** Pełna lista płac http://www.filmweb.pl/film/World+War+Z-2013-345957/cast/crew#screenwriter
Słowna skala ocen:
- beznadziejna
- bardzo słaba
- słaba
- może być
- przeciętna
- dobra
- bardzo dobra
- rewelacyjna
- wybitna
- arcydzieło
Cieszę się, że przesłuchałeś tę książkę. Słabości stylistyczne wyraźnie gryzły w uszy, pamiętam, że zwróciłam na nie uwagę. Nie zmienia to faktu, że bardzo podobała mi się wojna zombie, bo ich samych było niewiele.
OdpowiedzUsuńNiedawno przypomniał mi się fragment o tym jak się pozmieniały stosunki społeczne kiedy okazało się, że wcześniejsza grupa białych kołnierzyków nie umiała niczego przydatnego w nowych warunkach życia. Ci wszyscy analitycy giełdowi, którzy od swoich ogrodników uczyli się konkretnego fachu.
Bagna Luizjany też były dobre.
I Palestyńczycy wietrzący podstęp ze strony zapraszających ich do schronienia się Żydów.
Film do ksiązki ma się nijak, niepotrzebnie ma ten sam tytuł.
Tak, wiele tam ciekawych rzeczy i wciąż się zastanawiam, czy to tłumaczenie poległo stylistycznie, czy również w oryginale są z tym problemy... ale nie aż tak bardzo, by sięgać po oryginał :)
UsuńO książce słyszałem, ale przyznaję, że nie czułem wewnętrznej presji, by po nią sięgnąć właśnie z uwagi na wątek zombie, mocno wyeksploatowany w hollywoodzkich produkcjach. Dlatego z tym większą przyjemnością i zaskoczeniem przeczytałem Twoją recenzję, bo ogromnie cenię sobie autorów, którzy umiejętnie wykorzystują oklepane schematy, by zbudować z nich oryginalne dzieło.
OdpowiedzUsuńTak - też za zombie nie przepadam i miałem podobne obawy. Na szczęście się skusiłem :)
UsuńJa czytałem tę książkę już, gdy cierpiałem na dość intensywny zombiewstręt, ale i tak mi się podobało. Ciekawa forma, całkiem sporo emocji i drobiazgowo skonstruowana zapaść świata.
OdpowiedzUsuń