Purezento
Joanna Bator
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 288
Jednym z przejawów wzrostu
entropii jest to, że praktycznie wszystko, począwszy od materialnych
przedmiotów, poprzez rzeczy tak nieuchwytne i niewyrażalne jak uczucia, a na
ludziach skończywszy, może ulec zniszczeniu, destrukcji, uszkodzeniu. To co
ważne, bezcenne, wartościowe przedzierzga się w zgruchotane skorupy, które rażą
swoją dewastacją. Ale dla tego, co zajmuje szczególne miejsce w naszym sercu
zawsze jest nadzieja – szczątki można zebrać i spróbować na powrót połączyć je
ze sobą. O naprawie potłuczonych wyrobów ceramicznych traktuje technika zwana kintsugi, co w dosłownym tłumaczeniu
oznacza złote łączenie. Kintsugi polega na scalaniu elementów
odtwarzanego wyrobu przy pomocy laki z dodatkiem sproszkowanych metali
szlachetnych, takich jak złoto czy srebro. Czy jednak techniką tą można uleczyć
ludzkie serce, które doświadczyło goryczy cierpienia i utraty? Odpowiedzi na to
właśnie pytanie udziela Joanna Bator, która w swojej najnowszej powieści
zatytułowanej Purezento, zaprasza nas
na wyprawę do Japonii.
Główna bohaterka, która pracuje w
szkole językowej, prowadząc kursy polskiego na poziomie średnio zaawansowanym
dla obcokrajowców, to kobieta przechodząca bardzo trudny okres w swoim życiu.
Jej chłopak, z którym była w pięcioletnim związku, ginie tragiczną śmiercią. W
dodatku tuż przed zgonem na jaw wychodzi romans partnera. Pogrążona w letargu i
apatii protagonistka zapada się w grząskim bagnie beznadziei (A byłam przecież tylko workiem skorup, wśród
których krążyły ludojady [1]).
Promykiem, który przywraca kobietę do życia staje się poznana w trakcie kursu
Pani Myōko. Nietypowa prośba podopiecznej o zajęcie się rodzinnym domem staje
się początkiem niezwykłej wyprawy – była nauczycielka wyrusza w podróż po Kraju
Kwitnącej Wiśni oraz po harmonijnym świecie sztuki kintsugi.
Książka Joanny Bator już od
pierwszy stron przykuwa czytelniczą uwagę. Opisywane wydarzenia przytaczane są
przez bezimienną bohaterkę za sprawą pierwszoosobowej narracji. Przyjęta forma
bardzo szybko powoduje zadzierzgnięcie nici sympatii pomiędzy snującą opowieść
a odbiorcą. Protagonistka to persona, którą śmiało można porównać do postaci
zasiedlających karty dzieł Harukiego Murakamiego. To anonimowa figura, wedle
własnego mniemania pospolita i nieistotna ((…)
ja, nic nieznacząca w losach świata [2]),
nie potrafiąca odnaleźć się w trybach kapitalistycznego społeczeństwa, którego
dynamiczni, gotowi do podejmowana nowych wyzwań oraz zorientowani na sukces członkowie
prowadzą nieustanny wyścig szczurów. Protagonistka wegetuje gdzieś na
marginesie tej rywalizacji, będąc tym samym niepasującym fragmentem, chropowatą
powierzchnią na gładkiej tkance nowoczesnej społeczności.
Paradoksalnie, ta egzystencja poza
nawiasem sprawia, że kobiecie o wiele prościej otworzyć się na to, co zupełnie
nowe, nieoczywiste, wykraczające poza ramy spraw dotychczas znanych i
zrozumiałych. Pozwalając chwili płynąć, skupiając się na detalach, obserwując
rzeczy błahe i pozornie nieistotne, bohaterka wkracza w rzeczywistość kintsugi, która okazuje się czymś znacznie
bardziej złożonym, niż tylko nauką na temat reperacji zepsutych przedmiotów.
Można wręcz stwierdzić, że otrzymana sposobność zagłębiania się w arkana
pradawnej sztuki jest swoistym darem, tytułowym purezento, okazją do tego, by wyrwać się z błędnego koła traum i
poczucia winy.
Kluczem do przezwyciężenia
negatywnych doświadczeń jest nowe spojrzenie na przeszłość: Czy pamiętanie o tym, co złe, musi być
trucizną? Czy w małych dawkach może stać się lekarstwem jak arszenik stosowany
w homeopatii? [3].
Pisarka uświadamia, że aby przezwyciężyć demony przeszłości, należy się z nimi
zmierzyć, że nieustanne uciekanie przed rekinami
ludojadami reprezentującymi to, co złe, smutne, tragiczne nie jest żadnym
rozwiązaniem, bowiem (…) czas nie jest
lekarstwem, jeśli pozostajemy bierni [4].
Oczyszczenie wymaga wysiłku, ofiary, momentów bólu i cierpienia, spojrzenia
głęboko w oczy naszym lękom i fobiom.
Purezento jest także książką traktującą o przemijalności,
efemeryczności i nietrwałości tego, co ludzkie – Bator, podobnie jak choćby
Olga Tokarczuk w Prawieku i innych
czasach, zauważa, że najkrótszą drogą do unicestwienia jest bezruch, że
tylko to, co podlega przeobrażeniom może oprzeć się destrukcyjnej działalności
czasu. Stąd też interesująca dygresja, że: Każda
tradycja jest żywa tylko wtedy, kiedy pozwolimy jej się rozwijać i zmieniać.
Inaczej staje się skamieliną [5].
Powieść Joanny Bator zwraca uwagę
z racji na styl, w jakim jest utrzymana. Jego wyróżnikiem jest zwięzłość i
lakoniczność. Sentencje są krótkie, o ściśle informacyjnym charakterze. Nie
brakuje przy tym koncentracji na szczegółach, opisach czynności raczej
nieistotnych dla przebiegu fabuły. Ponadto partie klasycznej prozy uzupełniane
są fragmentami przywodzącymi na myśl poetyckie wstawki (Po śniadaniu ruszyliśmy nad morze. Smugami
złota. Uniósł oddech jesienny. Powieki liściom [6];
Dotknęłam omszałej gałęzi. Przyłożyłam do
niej twarz. Noc w ogrodzie. Promień
księżyca nagle. Wszedł w pąk śliwy. Ciszę przerwał dzwonek telefonu [7]),
które w istocie są wierszami haiku,
co potwierdza sama autorka w wywiadzie udzielonym radiowej Dwójce.
Ale prawdziwą wisienką na torcie są oryginalne i rozbudowane porównania, do
których Bator zdążyła już przyzwyczaić swoich czytelników: Wyglądała na kobietę, która napisała doktorat o niezrozumiałym tytule i
gardzi mediami społecznościowymi, ale umie też upiec sernik i od lat uprawia
jakiś wymagający sport [8].
Istotną cechą Purezento, cechą, która w dalszej
perspektywie jawi się jako pięta Achillesowa jest przyjęta,
moralistyczno-filozoficzna konwencja, w jakiej utrzymane jest dzieło. Karty
powieści poprzecinane są licznymi sentencjami, które na potrzeby recenzji można
by porównać do złotych nici, spajających powieściowe naczynie, a którym zdecydowanie
bliżej do utartych sloganów, przywodzących na myśl hasła głoszone przez
bitników zafascynowanych religią zen. W efekcie Purezento nadyma się od sztucznego patetyzmu i mądrości rodem z księgi
aforyzmów. Stąd też smutna konstatacja, że ogromny potencjał książki zostaje
zduszony przez to, z czego tak umiejętnie naigrywa się Joanna Bator choćby w Roku królika.
Reasumując, Purezento to niezła pozycja, chociaż wydaje się, że bliżej jej do
święcącego chwilowe tryumfy bestselleru niż do miana wielkiej powieści. Zamiast
historii o duchowej przemianie otrzymujemy twór kojarzący się z poradnikiem, w
sporej mierze przepełnionym banałami i truizmami. W tle pobrzmiewa autentyczna
fascynacja Japonią, która w połączeniu ze specyficznym językiem, jakim
posługuje się Bator oraz niejednoznacznością i subtelnością znamiennymi dla
prozy japońskiej, sprawiają, że książka pozostaje solidnym czytadłem.
[1] Joanna Bator, Purezento, Wydawnictwo Znak, Kraków
2017, s. 98
[2] Tamże, s. 33
[3] Tamże, s. 156
[4] Tamże, s. 159
[5] Tamże, s. 104
[6] Tamże, s. 182
[7] Tamże, s. 230
[8] Tamże, s. 16
Poczułem się skutecznie odstręczony. Nie przekonało mnie też zupełnie zacytowane porównanie. Zresztą czytałem już w kilku miejscach, że nowa droga Bator to źródło zawodu dla jej dotychczasowych fanów.
OdpowiedzUsuńMnie na razie trudno wypowiadać się o kierunki ewolucji stylu pisarskiego pani Bator, gdyż przeczytałem raptem 2 powieści. Ale zamierzam kontynuować znajomość z prozą tej Pani i wówczas zyskam z pewnością lepszą perspektywę, by w szerszym kontekście oceniać jej literacki dorobek :)
UsuńOch, szkoda :/. Początek Twojej recenzji bardzo wzbudził moje zainteresowanie, głównie za sprawą apatii bohaterki, jej podobieństwa do bohaterów książek Murakamiego oraz przesycenia książki Japonią. Podoba mi się również kwestia tego, że nie można uciekać od problemów - bardzo często o tym zapominamy. Tyle tylko, że to, chociaż jest tak istotne, wyrażone w literaturze nosi znamiona banału i trochę mi to nie pasuje w "Purezento". Również te wstawki z haiku trochę ocierają się dla mnie o kicz, no chyba że zamiast zdań ciągiem funkcjonują jako wyodrębniona poezja. Wtedy byłoby okej. W każdym razie "Rok królika" zainteresował mnie jednak o wiele bardziej ;).
OdpowiedzUsuńNo, ja również poczułem się odrobinę rozczarowany "Purezento", tym bardziej, że po książkę sięgnąłem świeżo po lekturze "Roku królika", który mocno rozbudził moje oczekiwania wobec prozy autorki.
UsuńAle i tak polecam sięgnąć po obie powieści i przekonać się osobiście, która przypadnie Ci do gustu. Śledząc recenzje w sieci, można zauważyć, że odbiór wspomnianych tytułów jest dokładnie odwrotny niż ma to miejsce w moim przypadku - "Rok królika" krytykowany jest jako pozycja słabsza, natomiast nad "Purezento" wydano sporo ochów i achów :)
Hmm, może rzeczywiście sięgnę... Tylko wiesz, Ty i ja mamy już sprawdzone, że mamy podobny gust, więc jakoś Tobie ufam bardziej niż nieznanym mi recenzentom (chyba, że Purezento" chwalił ktoś, kogo czytam na co dzień, a ja tę recenzję zwyczajnie przegapiłem ;)).
UsuńHe he, w takim razie cierpliwie czekam na Twoje wrażenia po spotkaniu z prozą pani Bator.
UsuńCzy ktoś też zauważył błędy językowe w tej książce "Purezento"? Już po pierwszych kilku stronach mnie to zniechęciło.."Pierwsze półtorej godziny pracowałyśmy przy stoliku, a potem szłyśmy na spacer i ROZMAWIAŁY"...Powinno być rozmawiałyśmy. Ten typ błędu często się pojawia co jeszcze bardzej żenuje..i dziwi.
OdpowiedzUsuńFaktycznie! Strona 19! Trochę to dziwne, bo wcześniej mamy "spotykałyśmy się", "umawiałyśmy się", potem jest "patrzyłyśmy", więc to "rozmawiały" to chyba zjedzona końcówka, ale przyznać trzeba, że korektorki powinny to wyłapać.
UsuńMam wrażenie, że nie masz racji. Właśnie mam na tapecie Gubernatora Warrena i tam ta konstrukcja też jest stosowana (choć w rodzaju męskim) i to nie sporadycznie, a konsekwentnie oraz niejako programowo. Każe to przypuszczać, że albo jest to maniera związana z jakimś okresem (archaizm?), albo regionalizmem lub innym ~izmem.
Usuń