Miłość
Toni Morrison
Tytuł oryginału: Love
Tłumaczenie: Krzysztof Zarzecki
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 232
Miłosna materia jest szalenie mglista i skomplikowana, o czym
najlepiej świadczy fakt, że zagadnienie to, choć stare jak ludzkość, nie
zostało w pełni zgłębione, ba, słowo miłość
nie doczekało się nawet jednoznacznej i klarownej definicji. Niczym zdradzieckie
bagno, ów jeden wyraz sprawia, że tracimy pewny grunt pod nogami –a kiedy
brakuje nam oparcia, atakuje nas niepewność oraz nieporadność. Bo miłość to
nieznane, to tajemnica, to alogiczność, która wymyka się pojmowaniu – nasze
prymitywne postrzeganie świata, które sprowadza się do maksymalnego
uproszczania, nie znajduje tu zastosowania. Z tego względu mówienie czy pisanie
o tym wzniosłym uczuciu to rodzaj wyzwania, z którym mierzą się tylko
najodważniejsi (albo najwięksi ignoranci) – do pierwszego grona można z
pewnością zaliczyć Toni Morrison, amerykańską pisarkę, która w roku 1993
została uhonorowana literacką Nagrodą Nobla (w uznaniu za to, że w powieściach charakteryzujących się siłą
wizji literackiej i poetyckich wartości, przedstawia najważniejsze problemy
amerykańskiej rzeczywistości), autorkę dzieła o przekornym tytule Miłość.
Wielkim nieobecnym, a jednocześnie kluczową postacią utworu
jest Bill Cosey, człowiek o wielu twarzach, tożsamościach, sekretach i z ogromnymi
wpływami. Jeden z pierwszych ludzi interesu o korzeniach afroamerykańskich,
biznesmen z rozległymi koneksjami, właściciel intratnego kurortu nad oceanem,
do którego ściągały rzesze czarnoskórych turystów. Oddziaływania wywierane
przez osobowość Billa Cosey’a są na tyle potężne, że nie milkną one nawet po
śmierci mężczyzny. W cieniu wielkiego patriarchy egzystują dwie kobiety:
Christine oraz Heed, obie w ogromnym stopniu emocjonalnie związane z Billem
Cosey’em, obie darzące się skrajnymi namiętnościami, począwszy od troski i
sympatii, a na głębokiej nienawiści skończywszy. Co powoduje, że byłe
przyjaciółki, nawet kilkadziesiąt lat po zgonie Cosey’a, nadal nie potrafią się
pogodzić, i wegetując pod jednym dachem, stale uprzykrzają sobie życie?
Życiorysy Heed oraz Christine prezentowane są w oparciu o
interesujący zabieg, który zastosowała Toni Morrison. Sylwetki starszych pań
zostają ukazane przez pryzmat Juniorki, młodej dziewczyny, która rozpoczyna
pracę w ich domu. Wprowadzenie na scenę osoby trzeciej pozwala na stopniowe
rozchylanie kurtyny przeszłości – słuchając zwierzeń swoich przełożonych,
Juniorka, a razem z nią czytelnik, poznają wydarzenia, które rozdzieliły dawne
przyjaciółki. Kluczem do tragicznych wypadków okazuje się Bill Cosey, na
którego (nie)obecność reaguje także Juniorka.
Najmocniejszą stroną książki są właśnie znakomite, bowiem
złożone i rozbudowane portrety psychologiczne. Żaden z bohaterów nie jest
postacią krystaliczną, ale brakuje też czarnych charakterów, protagonistów
wyraźnie negatywnych, zasługujących na bezwzględne potępienie i pogardę. Każde
indywiduum posiada określony zestaw cech, które predysponują do podejmowania
danych (na ogół niełatwych) wyborów – okoliczności poszczególnych decyzji są na
ogół mocno skomplikowane, co skutecznie uniemożliwia wydanie jasnego osądu na
ich temat. Morrison igra sobie z czytelnikiem, bowiem nawet Bill Cosey, którego
można uznać za wcielenie kontrowersji, ujawnia swoją jaśniejszą naturę – jak
przekonujemy się w trakcie lektury, człowiek ten pamiętany jest nie tylko jako
wielki grzesznik, ale też jako człowiek słynący z racji swojej hojności, szczerej
chęci niesienia pomocy słabszych czy szczodrego gestu, chętnie okazywanego
potrzebującym.
Emocjami, które dominują w powieści Morrison są tytułowa
miłość oraz nienawiść. Uczucia te odmalowywane są w diametralnie różnym ujęciu.
O samej miłości, rozumianej jako uczucie podniosłe, patetyczne, nie przeczytamy
praktycznie wcale – Morrison raczy nas wyobrażeniami na temat miłości, które
przybierają formy karykaturalne, ekscentryczne, groteskowe, ale i tragiczne. Z
goła inaczej opisywana jest nienawiść, jawiąca się jako odczucie, które (…) spala wszystko prócz siebie samej, tak
że bez względu na to, jakie żywisz urazy, twoja twarz wygląda dokładnie tak
samo jak twarz twego wroga [1].
Amerykańska artystka udowadnia, że nienawiść pustoszy, niszczy, a skala
destrukcji jest niekiedy na tyle spora, że proces odbudowy ze zgliszczy danej
relacji może trwać całymi latami.
Książka Toni Morrison to również historia unaoczniająca fakt,
jak istotną funkcję w naszym codziennym życiu odgrywają maski. Społeczne role,
które się nam przypisuje, nierzadko wbrew naszej woli czy nawet pomimo
sprzeciwu, definiują to, w jaki sposób jesteśmy postrzegani oraz traktowani
przez otoczenie. Nieustanna gra, udawanie, wcielanie się w kogoś, kim nie jesteśmy
wzbudza zmęczenie – nie dziwi zatem chęć, by zyskać (…) wolność od obserwowania i bycia obserwowanym [2].
Przy okazji tematu gęb, Morrison
szkicuje interesującą panoramę zmian, któremu ulegało amerykańskie
społeczeństwo w drugiej połowie XX wieku. W tle główny zdarzeń pojawiają się
echa walki o prawa kolorowej
mniejszości, działalność ruchów obywatelskich oraz napięcia na tle etnicznym.
Dzieło Morrison udowadnia tym samym, że wyzwalanie się z oków rasizmu to proces
długotrwały i bardzo żmudny. Jednocześnie Miłość
uświadamia czytelnikom, że Afroamerykanie nie mogą być postrzegani wyłącznie
jako ofiary – podział na złych
białych i dobrych czarnych jest
rażącym uproszczeniem, które skutecznie uniemożliwia dalszą, pokojową
współegzystencję. Morrison zwraca bowiem uwagę, że Murzyni nie są jednorodną
masą o identycznych właściwościach (wydaje się, że właśnie taka banalizacja
jest najbardziej rasistowskim stwierdzeniem) – to zbiorowisko ludzi, pośród
których trafiają się wszelakiej maści osobnicy, tak jak w każdej człowieczej
gromadzie, to także zbiorowisko, które posiada swoje stereotypy, konwenanse,
zasady, przeświadczenia, gdzie nie brakuje ostracyzmu, wykluczenia, pogardy czy
potępienia.
Powieść to również surowy obraz świata ludzi dorosłych, którego
ofiarą padają dzieci. Są one traktowane przedmiotowo, wykorzystywana jest ich
naiwność oraz prostoduszność, nadużywa się ich zaufania, posługuje się nimi
niczym narzędziami do realizacji własnych, egoistycznych celów. Morrison
sygnalizuje, że związane z tym traumatyczne przejścia i doświadczenia mogą na
trwale okaleczyć dziecięcą psychikę i rzutować na przyszłość dorastającego
osobnika, który nie potrafi zaufać innym, spodziewając się po bliźnich jedynie
najgorszego.
Reasumując, Miłość
to solidny kawał prozy, z którym obcowanie z pewnością nie jest marnotrawstwem
czytelniczego czasu. Amerykańska noblistka raczy czytelnika interesującą
historią z całą paletą uczuć w tle, podkreślając, że czas to największa
wartość, jaką jesteśmy obdarowani, bowiem lat zmarnowanych, zaprzepaszczonych,
roztrwonionych nie da się odzyskać.
[1] Toni Morrison, Miłość, przeł. Krzysztof Zarzecki,
Wydawnictwo Świat Książki, Warszawa 2005, s. 40
[2] Tamże, s. 224
'Miłość' Morrison wciąż przede mną, al to tylko przez brak czasu, bo uwielbiam jej książki. I dziwię się krytykującym tę niezwykle klimatyczną prozę. .
OdpowiedzUsuńW moim przypadku "Miłość" była pierwszym spotkaniem z prozą autorki. Ale jestem pewny, że nie będzie to ostatnia jej powieść, po którą sięgnąłem :)
UsuńAutorkę znam tylko ze świetnego "Odruchu serca". Zastanawiam się, dlaczego powieść, którą recenzujesz, nosi tytuł "Miłość", skoro o tym uczuciu Morrison albo wcale nie pisze, albo przedstawia je w karykaturalnych formach. :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że to taki przekorny zabieg - w ten sposób Morrison sygnalizuje jak często nadużywamy słowa "miłość", stosując go w sytuacjach i okolicznościach, które nijak nie pasują. A takie bezmyślne stosowanie tego wyrazu prowadzi do tego, że staje się on tylko wyświechtanym sloganem.
UsuńWidzę, że przemiany lat 60-tych i zmierz ery ludzi kwiatów wraca w literaturze amerykańskiej bardzo regularnie. Ciekaw jestem, czy i "nasze" czasy rozgoszczą się w literaturze za lat dziesiąt. W sumie chętnie bym taką literaturę poczytał.
OdpowiedzUsuńZ punktu widzenia Europy dzieje się bardzo wiele - nieudana próba zaprowadzenia multikulturowości z pewnością zaowocuje w literaturze :)
UsuńPróby już są 'Busola', powieść Hertmansa, powieści szwedzkie, typu Moja walka. Na razie troszkę nieudane, jak uważam, na razie wydaje mi się że nie udaje się pisarzom umieścić to w jakichś ramach. Co sądzicie?
UsuńMnie ciężko zabierać głos w tej sprawie, bowiem nie przeczytałem jeszcze żadnej ze wspomnianych książek, chociaż cykl "Moja walka" intryguje mnie już od pewnego czasu.
UsuńMnie też i też dopiero się przymierzam.
UsuńWow! Miłość i nienawiść są oczywiście ciekawe, ludzkie maski tym bardziej, ale tym, co mnie najbardziej zainteresowało jest kwestia osób czarnoskórych. W sumie pierwszy raz słyszę o tym, aby ktoś w książce tak bardzo zwrócił uwagę na różnorodność osób o ciemnej karnacji i nie traktował ich wszystkich tak samo. Jestem zaintrygowany :).
OdpowiedzUsuńTa różnorodność nie jest może tematem wiodącym, ale Morrison wyraźnie sygnalizuje, że jeśli mówimy i postrzegamy innych jako "czarnych" to wrzucamy im do jednego worka, pełnego stereotypów i uprzedzeń. A jeśli umykają nam takie szczegóły jak odcień skóry, tak jak możemy przywiązywać wagę do rzeczy tak nieoczywistych na pierwszy rzut oka jak charakter, osobowość, itd.
UsuńKsiążka wydaje się bardzo interesująca. :) Poszukam, może będzie w bibliotece. Zgadzam się, że Morisson jest mistrzynią w kreśleniu portretów psychologicznych.
OdpowiedzUsuńPolecam, a jeśli zdecydujesz się na lekturę, to cierpliwie będę wyczekiwać recenzji ;)
Usuń