Strony

piątek, 18 sierpnia 2017

Kirsten Jane Bishop "Akwaforta" - Kontury realności

Akwaforta

Kirsten Jane Bishop

Tytuł oryginału: The Etched City
Tłumaczenie: Michał Jakuszewski
Wydawnictwo: MAG
Seria: Uczta Wyobraźni
Liczba stron: 323
 
 
 
Pisanie to pewnego rodzaju malowanie słowem – zdolny artysta, umiejący sprawnie operować piórem potrafi roztoczyć wizję, która swoim ogromem i złożonością przywodzi na myśl barwny obraz. Uważna kontemplacja dzieła umożliwia wychwycenie kolejnych szczegółów i detali, które składają się na twór mile radujący wyobraźnię, będący dla owej wyobraźni swoistą ucztą. Do tego typu pozycji z pewnością można zaliczyć Akwafortę, literacki debiut K.J. Bishop, australijskiej malarki i pisarki, mieszkającej w Tajlandii. Tytuł ukazał się na łamach oficyny MAG w ramach uznanej i cenionej serii Uczta Wyobraźni.

Początkowe strony Akwaforty mogą sugerować, że utwór to zbitka motywów, które doskonale sprawdziły się w literaturze science fiction. Oto w Kraju Miedzi, gdzieś na jałowych pustkowiach przywodzących na myśl scenerię Dzikiego Zachodu przyozdobioną ruinami starożytnych cywilizacji, spotyka się dwójka dawno nie widzianych przyjaciół. W powietrzu unosi się woń zniszczenia i zawiedzionych nadziei (Starożytna, wycieńczona kraina przegrywała walkę z czasem, a toczący ją rozkład udzielał się wszystkiemu na jej obszarze, jak pod wpływem chandry [1]) – nastrój ten idealnie oddaje niełatwe losy lekarki Raule oraz rewolwerowca Gwynna, uczestników przegranego powstania, brutalnie stłumionego przez żądną ukarania wszystkich buntowników Armię Bohaterów. Brak perspektyw na przyszłość, nieustanne ryzyko szubienicy bądź innych, bardziej wyrafinowanych metod odbierania życia sprawiają, że protagoniści, od momentu klęski insurekcji działający jako samotne wilki, łączą swoje siły, by wyrwać się z nieprzyjaznego obszaru. Azylem dającym możliwość rozpoczęcia nowej egzystencji, na kartach której nie zdążyły jeszcze zapisać się porażki i upokorzenia jest Ashamoil, ogromnie miasto, umożliwiające przywdzianie maski i stworzenia nowej tożsamości, bez zbędnego balastu przeszłości. Ale czy tego, co minęło, co zostało doświadczone można się pozbyć?

Książka K.J. Bishop to znakomita prezentacja możliwości, jakie skrywa w sobie gatunek science fiction, który pozostawia autorowi ogrom możliwości i dowolności w kreacji świata przedstawionego. Uwolnienie umysłu z pęt i wymogów, jakie stawiane są przed twórcami prozy obyczajowej, osadzonej w dobrze znanej rzeczywistości, może prowadzić do śmiałych wizji, w które wplatane są również interesujące koncepcje natury metafizycznej – to właśnie ma miejsce w przypadku pozycji australijskiej pisarki. Akwaforta to eklektyczny zlepek utkany z kolorowej materii, na którą składają się różnorakie elementy – K.J. Bishop do wzniesienia swojej słownej budowli użyła zarówno legend, mitów, literackich odwołań, jak i autorskich koncepcji czy nawiązań do filozofii. Sumą tych wszystkich składników jest dzieło, którego sekrety i niuanse odkrywa się z ogromną przyjemnością.

Jednym z fundamentów, na którym wzniesiono powieść jest dualizm – bardzo ważną funkcję spełniają pierwiastki: męski oraz żeński, które ścierają się ze sobą, konfrontują, ale i przenikają się, oddziałują na siebie. Owa dwoistość podkreślana jest przez liczną symbolikę, jaka przewija się na kartach książki – obraz Rozmowa sfinksa z bazyliszkiem, na którym ukazany został potwór żeński i potwór męski [2]; metaforyczne przedstawienie dwóch władców rzeki: flaminga i krokodyla (pierwszy z nich króluje na dole, drugi na górze) to tylko jedne z wielu przykładów. Ogromnie interesującym aspektem parzystości jest miłość, którą jednak K.J. Bishop odmalowuje w różnych ujęciach. Oprócz tradycyjnego pojęcia sprowadzającego się do wzajemnego zrozumienia oraz głębokie relacji, autorka wspomina o dobrowolnym zatarciu własnej tożsamości. Należy przy tym podkreślić, że to tracenie własnych konturów, rozmywanie się jest niekiedy traktowane bardzo dosłownie – zanikanie osobowości dotykające jedną z postaci każe wręcz pytać o krawędzie jej realność i stąd już bardzo bliska droga do ontologii oraz epistemologii (Australijka raczy czytelnika kilkoma ideami z zakresu teorii bytu oraz poznania, spośród których warto przytoczyć zmodyfikowaną koncepcję monad: Istnieje teoria mówiąca, że świat nie jest w rzeczywistości jednym miejscem, które dzielimy ze sobą, lecz ma wieloraką postać. Każda osoba żyje we własnym świecie i wszystkie one przenikają przez siebie nawzajem, gdy się spotykają, choć w przeciwieństwie do płynów mogą się rozdzielać równie łatwo, jak się mieszają [3]).

K.J. Bishop główną część akcji osadziła w Ashamoil, ogromnej metropolii, która razi swoim rachityzmem oraz skrywaną brzydotą i podłością. Niezwykłość tego ludzkiego skupiska doskonale harmonizuje z niecodziennymi wydarzeniami, które dotykają bohaterów. Te dziwy i niezwykłości prowadzą do wszelakiej maści idei i wyobrażeń na temat obiektywności istnienia, sposobu odbierania tego, co nas otacza, bowiem rzeczywistość Akwaforty nie jest stała i niezmienna. Jej granice są płynne, zacierają się i toną we mgle niejasności, a linearny upływ czasu rozpatrywany jest bardziej jako iluzja. Logika snu, która stopniowo wkrada się na karty książki każe rozpatrywać dzieło jako projekcję umęczonego narkotykami umysłu, senny majak, miraż, ułudę – w zalewie tych fantasmagorycznych, słownych pejzaży nietrudno o wątpliwości co do własnego bytu (być może jesteśmy (…) niczym więcej niż osadem (…) wspomnień bądź wyobraźni, uwięzionym w śmietniku wiecznej przeszłości [4]?). Oszołomiony czytelnik, nawykły do tradycyjnych rozwiązań fabularnych, z pewnością będzie usiłował zebrać poszczególne wątki i traktując je niczym kamyki poskładać je w kompletną mozaikę – nie będzie to jednak łatwa sztuka, ponieważ klarujący się portret, co rusz będzie wymykał się i niknął.

Mocną stroną Akwaforty jest również galeria interesujących postaci przewijających się na kartach powieści. Upadły kapłan taplający się w bagnie cielesnych słabości, usiłujący nawracać zatwardziałych grzeszników; lekarka, która na skutek przebytych traum i oglądanych okropności dysponuje jedynie widmem sumienia; rewolwerowiec i zabijaka, były dowódca rebelianckiego oddziału, który (…) najlepiej czuł się w klimacie nietrwałości [5], wpadający w sidła miłości; artystka zatracająca się w odnalezionej muzie – protagoniści kreśleni piórem K.J. Bishop to ludzie niejednoznaczni i wielowymiarowi, których nie sposób poddać bezdyskusyjnym sądom moralnym. Ich działania, dokonywane wybory, popełniane występki doskonale podkreślają złożoność człowieczej natury.

Reasumując, Akwaforta to bardzo dobra pozycja, która w pełni zasłużyła by znaleźć się w cenionej serii Uczta Wyobraźni. K.J. Bishop wykreowała ogromnie złożone uniwersum zamieszkałe przez intrygujące postacie. Konwencja science fiction posłużyła także jako płaszcz, pod którym przemycono wiele ciekawych refleksji i przemyśleń o najróżniejszym charakterze – tematem rozważań jest człowiecza egzystencja, ludzka natura, sposoby przyswajania i analizowania płynących z zewnątrz bodźców, sztuka i funkcje jakie spełnia z punktu widzenia jednostki i całej cywilizacji, etc. Książka K.J. Bishop to również wspaniałe uświadomienie faktu, że postrzeganie bliźnich, nawet tych, których pozornie dobrze znamy, to pewnego rodzaju deformacja, przekłamanie, bowiem w wyniku kontaktu zawsze wytwarzamy swoistą (…) kopię, interpretację przepuszczoną przez filtr pragnień i priorytetów [6].


[1] K.J. Bishop, Akwaforta, przeł. Michał Jakuszewski, Wydawnictwo MAG, Warszawa 2008, s. 9
[2] Tamże, s. 65
[3] Tamże, s. 192
[4] Tamże, s. 171
[5] Tamże, s. 63
[6] Tamże, s. 232
 

21 komentarzy:

  1. Świetna recenzja. Mega wyczerpująca, więcej nic by tutaj nie dało się dodać. Nie spodziewałem się szybko natknąć na jakąkolwiek wzmiankę o tej pozycji UW, bo wydano ją dawno i nie jest popularna. A tymczasem sam - chociaż niewiele UW czytało biorąc pod uwagę to, ile mam i ile już wydali - to właśnie czytałem i mi się podobało. W ogóle to książka momentami mocno mi się kojarzyła z "Mroczną Wieżą" Kinga - oczywiście za sprawą głównego bohatera i tych jałowych ziem. Ale to do czasu. Kwintesencja książki to ten wspomniany przez Ciebie ukazany dualizm postaci (męskiej i damskiej), dialogi, przemyślenia i walka bohatera ze wszystkimi dookoła (własną żoną, pastorem, który chce go nawrócić, zbrodniarzami). Ja już niestety mało pamiętam, ale kojarzę, że był tam bardzo fajny dialog z pastorem, który mnie ujął.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa! A po książkę sięgnąłem, bowiem mam ogromne zaległości z UW - swego czasu zakupiłem kilka pozycji, które tylko kurzyły się na półce. A teraz powoli zaczynam się za nie zabierać.

      Ha, mnie postać Rewolwerowca i to w połączeniu z jałowym krajobrazem także przywiodła na myśl Rolanda. Dobrze jednak, że fabuła rozwinęła się w zupełnie innym kierunku i czytelnik nie otrzymuje dzieła wtórnego, garściami czerpiącego z "Mrocznej Wieży".

      A pastor to zdecydowanie jeden z najciekawszych bohaterów - niejedna dyskusja z jego udziałem jest interesująca :)

      Usuń
    2. Ambrose, wróciłeś już do Krakowa?
      Pozdro,
      Nef

      Usuń
    3. To odpowiedź na mój mail albo na FO kiedy byśmy mogli zorganizować jakieś SO, bo nie chcę Ci tu spamować

      A żeby nie był to czysty spam to polecam wszystkim książki Brandona Sandersona! ;)
      Pozdro,
      Nef

      Usuń
    4. Spoko. Ja to ogólnie czytam Twoje wpisy już od dłuższego czasu, bo jakoś ze 2 lata. Tylko wypowiadam się niewiele.

      A czytałeś w ogóle Mroczną?

      Pastor zdecydowanie. Ta rozmowa była ogólnie bardzo taka różnorodna, bo i zabawna, i pouczająca, mądra. Taki jeden z niewielu dialogów, które naprawdę mi się do głowy zapisały.

      Usuń
    5. O proszę, to tym bardziej mi miło, że postanowiłeś zostawić po sobie ślad w postaci komentarza :)

      Cykl Kinga czytałem, ale było to na przełomie liceum i studiów, czyli ładnych parę lat temu. Niestety, ale większość niuansów fabuły uleciała z mej pamięci. W sumie to całkiem dobry pretekst by wrócić do uniwersum wykreowanego przez Kinga i przekonać się jak teraz odbieram książki z cyklu "Mroczna Wieża" :)

      Usuń
    6. Już kiedyś chyba ze dwa razy mi się zdarzyło. :)

      Ale to byś musiał przeczytać 5 tomów przed ekranizacją, a najlepiej całość, bo film jest zlepkiem kilku elementów zaczerpniętych z całej sagi - o czym wspominałem. Dlatego jakbyś chciał jeszcze przed wyjściem do kina to możesz mieć problem zdążyć. Najlepiej iść teraz, a potem ewentualnie na tv zweryfikować jeszcze na spokojnie. :)

      Usuń
    7. Czyli wyszło na jaw, jak wspaniałą mam pamięć :)

      Ha, czyli zdecydowanie najzdrowsze jest Twoje podejście, tzn. potraktować film jako kolejny epizod z udziałem Rolanda Rewolwerowca i zawracać sobie zbytnio głowy nawiązaniami do książkowego cyklu.

      Usuń
    8. Dokładnie tak. Ja tam się dobrze bawiłem i czekam na dalszy ciąg. Ciekaw jestem tylko, czy prędzej będzie film, czy serial.

      Usuń
  2. Kuszą mnie nawiązania literackie, mitologiczne, a zwłaszcza filozoficzne - rewelacyjne wydają się teorie dotyczące bytu i poznania, szczególnie tego drugiego, ponieważ uwielbiam ten motyw, również w kontekście relacji z drugim człowiekiem - z tego powodu temat miłości w powieści, mimo że za którym nie przepadam, również mnie przekonuje. Jest także kolejny fantastyczny obraz miasta! :) Koniecznie przeczytam. Swoją drogą, powieść kojarzy mi się trochę z "Anną In w grobowcach świata" - nawiązania do mitów, obraz miasta, i dobrze skonstruowane postaci przywodzą mi na myśl powieść Tokarczuk. Skojarzenie dobre czy błędne?

    PS. Flaming jako symbol kobiecości, czy dobrze zrozumiałam? Pytam, ponieważ w życiu bym na to nie wpadła, wręcz przeciwnie, mnie flamingi kojarzą się z mężczyznami, aczkolwiek homoseksualnymi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie książka powinna przypaść Ci do gustu, bowiem naszpikowana jest ona wszelakiej maści rozważaniami - czyta się je z tym większym zainteresowaniem, że są one najczęściej prezentowane przez poszczególnych bohaterów, którzy tym samym tłumaczą przyjmowane przez siebie postawy życiowe.

      Jeśli chodzi o skojarzenia z "Anną In w grobowcach świata" to nie szedłbym zbyt daleko w tym kierunku - u Bishop postacie są zdecydowanie bardziej ludzkie. Mniej w nich symboliki i archetypu, a więcej przywar i niejednoznaczności.

      Flaming i krokodyl jako dwóch władców rzeki. A jako, że książka to w ogromnej mierze opis konfrontacji pierwiastka męskiego oraz żeńskiego można założyć, że jedno ze zwierząt reprezentuje kobiecość, a drugie męskość :)

      Usuń
  3. Super - mało znany tytuł, a wart chyba reklamy. W ogóle uważam, że ci, którzy programowo omijają SF wiele tracą, gdyż to gatunek bardzo różnorodny pod wieloma względami i jak żaden inny dający możliwość poruszenia najróżnorodniejszych tematów. Biedni, nie wiedzą, co tracą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka ukazała się dobre kilka lat temu i obecnie niewiele o niej słychać - pewnie filmowa adaptacja poprawiłaby notowania.

      A wspomniana różnorodność SF to jej ogromna siła - o tym jak wiele można zamieścić w tym gatunku najlepiej świadczy pisarski dorobek naszego Staszka Lema. O tak, ignorowanie SF to zubożanie swoich literackich doznań.

      Usuń
    2. Lem - ba!

      Szkoda tylko, że zwykle promujemy rzeczy, które i tak się nie przebiją na świecie, zamiast na maksa wyzyskiwać takie lokomotywy jak Lem

      Usuń
  4. Twoja recenzja sugeruje, że książka to prawdziwa "uczta wyobraźni". W powieści Bishop intryguje mnie połączenie tego, co powstało w wyobraźni pisarki z mitologią, legendami, a także pokazanie w tym złożonym uniwersum refleksji na temat nas samych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, przekonałem się już nie raz, że nazwa serii jest jak najbardziej zasadna. Dotychczas praktycznie każda książka, po którą sięgnąłem była prawdziwą ucztą :)

      A świat przedstawiony to prawdziwy zlepek, konglomerat. I pewnie z tego powodu jest tak intrygujący.

      Usuń
  5. Bardzo się zawsze cieszę na teksty o starych pozycjach z UW. Co prawda wiele książek z tej serii trudno dostać, ale czasem jakiś cudem spadają do tanich księgarni albo też da się na nie natknąć w sieciowych promocjach.

    Recenzja zresztą wyczerpująca jak zwykle i mocno do sięgnięcia zachęca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja swego czasu nakupiłem kilka pozycji z UW, szczególnie wtedy gdy w Empiku pojawiały się promocje typu "1 + 1". I powolutku zaczynam sięgać po te książki, odkrywając, że praktycznie każda z nich zasługuje na miano "uczty wyobraźni" :)

      Usuń
  6. Mnie się też skojarzyło z Rewolwerowcem z "Mrocznej Wieży". Może przez okładkę, bo czytałam też "Mroczną Wieżę" w formie komiksu. A skoro twierdzisz, że książka Bishop nie jest wtórna, to będę miała ją na uwadze. Nie słyszałam o tej pozycji wcześniej. Dziękuję:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Początek utworu oraz kreacja głównego bohatera rzeczywiście przywodzą na myśl "Mroczną Wieżę". Ale każda kolejna strona sprawia, iż czytelnik przekonuje się, że świat wykreowany przez K.J. Bishop to zupełnie niezależne uniwersum. O wiele więcej w nim odniesień do różnorakich mitologii niż do legendarnego cyklu Kinga :)

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)