Akwaforta
Kirsten Jane Bishop
Tytuł oryginału: The Etched City
Tłumaczenie: Michał Jakuszewski
Wydawnictwo: MAG
Seria: Uczta Wyobraźni
Liczba stron: 323
Pisanie to pewnego rodzaju
malowanie słowem – zdolny artysta, umiejący sprawnie operować piórem potrafi
roztoczyć wizję, która swoim ogromem i złożonością przywodzi na myśl barwny
obraz. Uważna kontemplacja dzieła umożliwia wychwycenie kolejnych szczegółów i
detali, które składają się na twór mile radujący wyobraźnię, będący dla owej
wyobraźni swoistą ucztą. Do tego typu pozycji z pewnością można zaliczyć Akwafortę, literacki debiut K.J. Bishop,
australijskiej malarki i pisarki, mieszkającej w Tajlandii. Tytuł ukazał się na
łamach oficyny MAG w ramach uznanej i cenionej serii Uczta Wyobraźni.
Początkowe strony Akwaforty mogą sugerować, że utwór to
zbitka motywów, które doskonale sprawdziły się w literaturze science fiction. Oto w Kraju Miedzi, gdzieś na jałowych
pustkowiach przywodzących na myśl scenerię Dzikiego Zachodu przyozdobioną
ruinami starożytnych cywilizacji, spotyka się dwójka dawno nie widzianych
przyjaciół. W powietrzu unosi się woń zniszczenia i zawiedzionych nadziei (Starożytna, wycieńczona kraina przegrywała
walkę z czasem, a toczący ją rozkład udzielał się wszystkiemu na jej obszarze,
jak pod wpływem chandry [1])
– nastrój ten idealnie oddaje niełatwe losy lekarki Raule oraz rewolwerowca
Gwynna, uczestników przegranego powstania, brutalnie stłumionego przez żądną
ukarania wszystkich buntowników Armię Bohaterów. Brak perspektyw na przyszłość,
nieustanne ryzyko szubienicy bądź innych, bardziej wyrafinowanych metod
odbierania życia sprawiają, że protagoniści, od momentu klęski insurekcji
działający jako samotne wilki, łączą swoje siły, by wyrwać się z nieprzyjaznego
obszaru. Azylem dającym możliwość rozpoczęcia nowej egzystencji, na kartach
której nie zdążyły jeszcze zapisać się porażki i upokorzenia jest Ashamoil, ogromnie
miasto, umożliwiające przywdzianie maski i stworzenia nowej tożsamości, bez
zbędnego balastu przeszłości. Ale czy tego, co minęło, co zostało doświadczone
można się pozbyć?
Książka K.J. Bishop to znakomita
prezentacja możliwości, jakie skrywa w sobie gatunek science fiction, który pozostawia autorowi ogrom możliwości i
dowolności w kreacji świata przedstawionego. Uwolnienie umysłu z pęt i wymogów,
jakie stawiane są przed twórcami prozy obyczajowej, osadzonej w dobrze znanej
rzeczywistości, może prowadzić do śmiałych wizji, w które wplatane są również
interesujące koncepcje natury metafizycznej – to właśnie ma miejsce w przypadku
pozycji australijskiej pisarki. Akwaforta
to eklektyczny zlepek utkany z kolorowej materii, na którą składają się różnorakie
elementy – K.J. Bishop do wzniesienia swojej słownej budowli użyła zarówno
legend, mitów, literackich odwołań, jak i autorskich koncepcji czy nawiązań do
filozofii. Sumą tych wszystkich składników jest dzieło, którego sekrety i
niuanse odkrywa się z ogromną przyjemnością.
Jednym z fundamentów, na którym wzniesiono
powieść jest dualizm – bardzo ważną funkcję spełniają pierwiastki: męski oraz
żeński, które ścierają się ze sobą, konfrontują, ale i przenikają się,
oddziałują na siebie. Owa dwoistość podkreślana jest przez liczną symbolikę,
jaka przewija się na kartach książki – obraz Rozmowa sfinksa z bazyliszkiem, na którym ukazany został potwór żeński i potwór męski [2];
metaforyczne przedstawienie dwóch władców rzeki: flaminga i krokodyla (pierwszy
z nich króluje na dole, drugi na górze) to tylko jedne z wielu przykładów.
Ogromnie interesującym aspektem parzystości jest miłość, którą jednak K.J.
Bishop odmalowuje w różnych ujęciach. Oprócz tradycyjnego pojęcia
sprowadzającego się do wzajemnego zrozumienia oraz głębokie relacji, autorka
wspomina o dobrowolnym zatarciu własnej tożsamości. Należy przy tym podkreślić,
że to tracenie własnych konturów, rozmywanie się jest niekiedy traktowane
bardzo dosłownie – zanikanie osobowości dotykające jedną z postaci każe wręcz
pytać o krawędzie jej realność i stąd już bardzo bliska droga do ontologii oraz
epistemologii (Australijka raczy czytelnika kilkoma ideami z zakresu teorii
bytu oraz poznania, spośród których warto przytoczyć zmodyfikowaną koncepcję
monad: Istnieje teoria mówiąca, że świat
nie jest w rzeczywistości jednym miejscem, które dzielimy ze sobą, lecz ma
wieloraką postać. Każda osoba żyje we własnym świecie i wszystkie one
przenikają przez siebie nawzajem, gdy się spotykają, choć w przeciwieństwie do
płynów mogą się rozdzielać równie łatwo, jak się mieszają [3]).
K.J. Bishop główną część akcji
osadziła w Ashamoil, ogromnej metropolii, która razi swoim rachityzmem oraz
skrywaną brzydotą i podłością. Niezwykłość tego ludzkiego skupiska doskonale
harmonizuje z niecodziennymi wydarzeniami, które dotykają bohaterów. Te dziwy i
niezwykłości prowadzą do wszelakiej maści idei i wyobrażeń na temat
obiektywności istnienia, sposobu odbierania tego, co nas otacza, bowiem
rzeczywistość Akwaforty nie jest
stała i niezmienna. Jej granice są płynne, zacierają się i toną we mgle
niejasności, a linearny upływ czasu rozpatrywany jest bardziej jako iluzja.
Logika snu, która stopniowo wkrada się na karty książki każe rozpatrywać dzieło
jako projekcję umęczonego narkotykami umysłu, senny majak, miraż, ułudę – w
zalewie tych fantasmagorycznych, słownych pejzaży nietrudno o wątpliwości co do
własnego bytu (być może jesteśmy (…)
niczym więcej niż osadem (…) wspomnień bądź wyobraźni, uwięzionym w śmietniku
wiecznej przeszłości [4]?).
Oszołomiony czytelnik, nawykły do tradycyjnych rozwiązań fabularnych, z
pewnością będzie usiłował zebrać poszczególne wątki i traktując je niczym
kamyki poskładać je w kompletną mozaikę – nie będzie to jednak łatwa sztuka,
ponieważ klarujący się portret, co rusz będzie wymykał się i niknął.
Mocną stroną Akwaforty jest również galeria interesujących postaci
przewijających się na kartach powieści. Upadły kapłan taplający się w bagnie
cielesnych słabości, usiłujący nawracać zatwardziałych grzeszników; lekarka,
która na skutek przebytych traum i oglądanych okropności dysponuje jedynie widmem sumienia; rewolwerowiec i
zabijaka, były dowódca rebelianckiego oddziału, który (…) najlepiej czuł się w klimacie nietrwałości [5],
wpadający w sidła miłości; artystka zatracająca się w odnalezionej muzie – protagoniści kreśleni piórem K.J.
Bishop to ludzie niejednoznaczni i wielowymiarowi, których nie sposób poddać bezdyskusyjnym
sądom moralnym. Ich działania, dokonywane wybory, popełniane występki doskonale
podkreślają złożoność człowieczej natury.
Reasumując, Akwaforta to bardzo dobra pozycja, która w pełni zasłużyła by
znaleźć się w cenionej serii Uczta
Wyobraźni. K.J. Bishop wykreowała ogromnie złożone uniwersum zamieszkałe
przez intrygujące postacie. Konwencja science
fiction posłużyła także jako płaszcz, pod którym przemycono wiele ciekawych
refleksji i przemyśleń o najróżniejszym charakterze – tematem rozważań jest
człowiecza egzystencja, ludzka natura, sposoby przyswajania i analizowania
płynących z zewnątrz bodźców, sztuka i funkcje jakie spełnia z punktu widzenia
jednostki i całej cywilizacji, etc. Książka K.J. Bishop to również wspaniałe
uświadomienie faktu, że postrzeganie bliźnich, nawet tych, których pozornie
dobrze znamy, to pewnego rodzaju deformacja, przekłamanie, bowiem w wyniku
kontaktu zawsze wytwarzamy swoistą (…)
kopię, interpretację przepuszczoną przez filtr pragnień i priorytetów [6].
[1] K.J. Bishop, Akwaforta, przeł. Michał
Jakuszewski, Wydawnictwo MAG, Warszawa 2008, s. 9
[2] Tamże, s. 65
[3] Tamże, s. 192
[4] Tamże, s. 171
[5] Tamże, s. 63
[6] Tamże, s. 232
Świetna recenzja. Mega wyczerpująca, więcej nic by tutaj nie dało się dodać. Nie spodziewałem się szybko natknąć na jakąkolwiek wzmiankę o tej pozycji UW, bo wydano ją dawno i nie jest popularna. A tymczasem sam - chociaż niewiele UW czytało biorąc pod uwagę to, ile mam i ile już wydali - to właśnie czytałem i mi się podobało. W ogóle to książka momentami mocno mi się kojarzyła z "Mroczną Wieżą" Kinga - oczywiście za sprawą głównego bohatera i tych jałowych ziem. Ale to do czasu. Kwintesencja książki to ten wspomniany przez Ciebie ukazany dualizm postaci (męskiej i damskiej), dialogi, przemyślenia i walka bohatera ze wszystkimi dookoła (własną żoną, pastorem, który chce go nawrócić, zbrodniarzami). Ja już niestety mało pamiętam, ale kojarzę, że był tam bardzo fajny dialog z pastorem, który mnie ujął.
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe słowa! A po książkę sięgnąłem, bowiem mam ogromne zaległości z UW - swego czasu zakupiłem kilka pozycji, które tylko kurzyły się na półce. A teraz powoli zaczynam się za nie zabierać.
UsuńHa, mnie postać Rewolwerowca i to w połączeniu z jałowym krajobrazem także przywiodła na myśl Rolanda. Dobrze jednak, że fabuła rozwinęła się w zupełnie innym kierunku i czytelnik nie otrzymuje dzieła wtórnego, garściami czerpiącego z "Mrocznej Wieży".
A pastor to zdecydowanie jeden z najciekawszych bohaterów - niejedna dyskusja z jego udziałem jest interesująca :)
Ambrose, wróciłeś już do Krakowa?
UsuńPozdro,
Nef
Tak, wróciłem :)
UsuńTo odpowiedź na mój mail albo na FO kiedy byśmy mogli zorganizować jakieś SO, bo nie chcę Ci tu spamować
UsuńA żeby nie był to czysty spam to polecam wszystkim książki Brandona Sandersona! ;)
Pozdro,
Nef
Spoko. Ja to ogólnie czytam Twoje wpisy już od dłuższego czasu, bo jakoś ze 2 lata. Tylko wypowiadam się niewiele.
UsuńA czytałeś w ogóle Mroczną?
Pastor zdecydowanie. Ta rozmowa była ogólnie bardzo taka różnorodna, bo i zabawna, i pouczająca, mądra. Taki jeden z niewielu dialogów, które naprawdę mi się do głowy zapisały.
O proszę, to tym bardziej mi miło, że postanowiłeś zostawić po sobie ślad w postaci komentarza :)
UsuńCykl Kinga czytałem, ale było to na przełomie liceum i studiów, czyli ładnych parę lat temu. Niestety, ale większość niuansów fabuły uleciała z mej pamięci. W sumie to całkiem dobry pretekst by wrócić do uniwersum wykreowanego przez Kinga i przekonać się jak teraz odbieram książki z cyklu "Mroczna Wieża" :)
Już kiedyś chyba ze dwa razy mi się zdarzyło. :)
UsuńAle to byś musiał przeczytać 5 tomów przed ekranizacją, a najlepiej całość, bo film jest zlepkiem kilku elementów zaczerpniętych z całej sagi - o czym wspominałem. Dlatego jakbyś chciał jeszcze przed wyjściem do kina to możesz mieć problem zdążyć. Najlepiej iść teraz, a potem ewentualnie na tv zweryfikować jeszcze na spokojnie. :)
Czyli wyszło na jaw, jak wspaniałą mam pamięć :)
UsuńHa, czyli zdecydowanie najzdrowsze jest Twoje podejście, tzn. potraktować film jako kolejny epizod z udziałem Rolanda Rewolwerowca i zawracać sobie zbytnio głowy nawiązaniami do książkowego cyklu.
Dokładnie tak. Ja tam się dobrze bawiłem i czekam na dalszy ciąg. Ciekaw jestem tylko, czy prędzej będzie film, czy serial.
UsuńKuszą mnie nawiązania literackie, mitologiczne, a zwłaszcza filozoficzne - rewelacyjne wydają się teorie dotyczące bytu i poznania, szczególnie tego drugiego, ponieważ uwielbiam ten motyw, również w kontekście relacji z drugim człowiekiem - z tego powodu temat miłości w powieści, mimo że za którym nie przepadam, również mnie przekonuje. Jest także kolejny fantastyczny obraz miasta! :) Koniecznie przeczytam. Swoją drogą, powieść kojarzy mi się trochę z "Anną In w grobowcach świata" - nawiązania do mitów, obraz miasta, i dobrze skonstruowane postaci przywodzą mi na myśl powieść Tokarczuk. Skojarzenie dobre czy błędne?
OdpowiedzUsuńPS. Flaming jako symbol kobiecości, czy dobrze zrozumiałam? Pytam, ponieważ w życiu bym na to nie wpadła, wręcz przeciwnie, mnie flamingi kojarzą się z mężczyznami, aczkolwiek homoseksualnymi.
W takim razie książka powinna przypaść Ci do gustu, bowiem naszpikowana jest ona wszelakiej maści rozważaniami - czyta się je z tym większym zainteresowaniem, że są one najczęściej prezentowane przez poszczególnych bohaterów, którzy tym samym tłumaczą przyjmowane przez siebie postawy życiowe.
UsuńJeśli chodzi o skojarzenia z "Anną In w grobowcach świata" to nie szedłbym zbyt daleko w tym kierunku - u Bishop postacie są zdecydowanie bardziej ludzkie. Mniej w nich symboliki i archetypu, a więcej przywar i niejednoznaczności.
Flaming i krokodyl jako dwóch władców rzeki. A jako, że książka to w ogromnej mierze opis konfrontacji pierwiastka męskiego oraz żeńskiego można założyć, że jedno ze zwierząt reprezentuje kobiecość, a drugie męskość :)
Super - mało znany tytuł, a wart chyba reklamy. W ogóle uważam, że ci, którzy programowo omijają SF wiele tracą, gdyż to gatunek bardzo różnorodny pod wieloma względami i jak żaden inny dający możliwość poruszenia najróżnorodniejszych tematów. Biedni, nie wiedzą, co tracą :)
OdpowiedzUsuńKsiążka ukazała się dobre kilka lat temu i obecnie niewiele o niej słychać - pewnie filmowa adaptacja poprawiłaby notowania.
UsuńA wspomniana różnorodność SF to jej ogromna siła - o tym jak wiele można zamieścić w tym gatunku najlepiej świadczy pisarski dorobek naszego Staszka Lema. O tak, ignorowanie SF to zubożanie swoich literackich doznań.
Lem - ba!
UsuńSzkoda tylko, że zwykle promujemy rzeczy, które i tak się nie przebiją na świecie, zamiast na maksa wyzyskiwać takie lokomotywy jak Lem
Twoja recenzja sugeruje, że książka to prawdziwa "uczta wyobraźni". W powieści Bishop intryguje mnie połączenie tego, co powstało w wyobraźni pisarki z mitologią, legendami, a także pokazanie w tym złożonym uniwersum refleksji na temat nas samych.
OdpowiedzUsuńHa, przekonałem się już nie raz, że nazwa serii jest jak najbardziej zasadna. Dotychczas praktycznie każda książka, po którą sięgnąłem była prawdziwą ucztą :)
UsuńA świat przedstawiony to prawdziwy zlepek, konglomerat. I pewnie z tego powodu jest tak intrygujący.
Bardzo się zawsze cieszę na teksty o starych pozycjach z UW. Co prawda wiele książek z tej serii trudno dostać, ale czasem jakiś cudem spadają do tanich księgarni albo też da się na nie natknąć w sieciowych promocjach.
OdpowiedzUsuńRecenzja zresztą wyczerpująca jak zwykle i mocno do sięgnięcia zachęca.
Ja swego czasu nakupiłem kilka pozycji z UW, szczególnie wtedy gdy w Empiku pojawiały się promocje typu "1 + 1". I powolutku zaczynam sięgać po te książki, odkrywając, że praktycznie każda z nich zasługuje na miano "uczty wyobraźni" :)
UsuńMnie się też skojarzyło z Rewolwerowcem z "Mrocznej Wieży". Może przez okładkę, bo czytałam też "Mroczną Wieżę" w formie komiksu. A skoro twierdzisz, że książka Bishop nie jest wtórna, to będę miała ją na uwadze. Nie słyszałam o tej pozycji wcześniej. Dziękuję:)
OdpowiedzUsuńPoczątek utworu oraz kreacja głównego bohatera rzeczywiście przywodzą na myśl "Mroczną Wieżę". Ale każda kolejna strona sprawia, iż czytelnik przekonuje się, że świat wykreowany przez K.J. Bishop to zupełnie niezależne uniwersum. O wiele więcej w nim odniesień do różnorakich mitologii niż do legendarnego cyklu Kinga :)
Usuń