Wampir
Wojciech Chmielarz
cykl: Cykl gliwicki (tom 1)wydawnictwo: Czarne 2015
seria: Ze Strachem
liczba stron: 323
Mateusz nie miał powodu pragnąć śmierci. Był zwykłym dwudziestolatkiem. Studiował socjologię, ale planował przenieść się na informatykę. Chciał podróżować, zwiedzić świat. Pewnej majowej nocy wszedł na dach wieżowca i skoczył. Nie zostawił listu. Nikt niczego nie widział. Prokuratura uznała, że to samobójstwo.
Wynajęty przez matkę krnąbrny prywatny detektyw Dawid Wolski rozpoczyna śledztwo i wchodzi w zaskakująco bezwzględny świat nastolatków. Sprawa komplikuje się coraz bardziej, kiedy tajemnice gliwickich zaułków zaczynają splatać się z wirtualną rzeczywistością. Co łączyło Mateusza z Alicją, zaginioną dziewczyną, której szuka całe miasto? Czy Mateusz miał jakiś związek z siecią nastoletnich prostytutek? Dlaczego niektórzy członkowie jego rodziny najwyraźniej woleliby ukręcić łeb śledztwu?
Ta wciągająca i pełna zaskakujących zwrotów akcji powieść otwiera gliwicki cykl kryminałów Chmielarza.
Taką notką na okładce kusi przyszłych czytelników wydawnictwo Czarne, którego nakładem ukazała się książka Wampir autorstwa Wojciecha Chmielarza. Raczej sam bym po tę pozycję nie sięgnął, ale że była lekturą maja 2017 w rawskim Dyskusyjnym Klubie Książki, więc zacząłem czytać, po równi pełen obaw, co nadziei. Obaw, gdyż do polskich powieści kryminalnych wybitnie ostatnio nie mam szczęścia, a nadziei, gdyż w przeszłości zdarzały się jednak i udane polskie podejścia do tego gatunku.
Fabuły, jak zawsze, nie będę przybliżał bardziej, niż wspomniany już blurb, zwłaszcza wobec faktu, iż jest ona najmocniejszym elementem Wampira. Zdradzenie przed czasem istotnych informacji byłoby wielkim nietaktem wobec przyszłych czytelników, gdyż odebrałoby sporo frajdy z lektury. Intryga jest niezbyt skomplikowana, ale za to i nie wydumana czy udziwniona ponad miarę, co często się ostatnio zdarza autorom goniącym za sukcesem marketingowo-sprzedażowym. Ta w pewnym sensie trywialność zbrodni wcale nie oznacza, jak to i w rzeczywistości bywa, łatwości wykrycia sprawcy czy nieskomplikowania drogi, którą trzeba przejść, by dotrzeć do prawdy. Jest to bardzo mocną podstawą pod dobrą powieść kryminalną, której atutami będą zagadka i proces jej rozwikłania, a nie epatowanie czytelnika wybebeszonymi flakami czy hektolitrami rozlanej krwi. Niestety, w moim odczuciu, Chmielarz nie wykorzystał potencjału tkwiącego w pomyśle, na którym oparł swą książkę.
Bohaterowie... Cóż, trudno w Wampirze znaleźć choć jednego, którego można by określić jako sympatycznego. Nieudacznicy, wręcz niedoroby, umoczeni, uwikłani, skrzywieni... Pisarz, który odważa się wykreować protagonistę jako osobę, której nie da się polubić, ryzykuje bardzo wiele, ale taki manewr, żeby wszyscy bohaterowie byli antypatyczni, to wręcz pisarskie samobójstwo. O takie coś mógłby z szansą na powodzenie pokusić się tylko ktoś z naprawdę mistrzowskim warsztatem pisarskim, a do tego niestety Chmielarzowi daleko. Rozumiem, że może autor chciał oddać pewien sposób widzenia Polski, jako kraju, w którym wszyscy są umoczeni w ten czy inni sposób, albo są nieudacznikami, nierobami i odstawiają fuszerkę, nawet jeśli są uznawani za profesjonalistów, albo miał inny powód by tak przedstawić całe społeczeństwo, ale to sprawia, że książka raczej będzie nieeksportowalna. Do tego ten sposób widzenia jednych przez drugich, tak polski w swej istocie, ale tak patologiczny, że chyba niezrozumiały dla zachodniego czytelnika... SLD skur...syny, Niemcy esesmani, praca opiekunki seniorów to podcieranie tyłków, itd. Tylko siedzenie w mafijno-urzędniczych układach jest wporzo, bo daje kasę. To aż za bardzo polskie, by było strawne dla kogokolwiek poza nami.
Oczywiście, sposób kreacji bohaterów czy perspektywy, z której przedstawiana jest rzeczywistość, nie powinny być kryterium oceny dzieła literackiego, ale jak już wspomniałem, pióro Chmielarza nie okazało się zbyt lotne.
Adwokat włączył migacz...
Sorki, ale migacz to może wrzucić blondynka z dowcipu, a nie wzięty adwokat. Język może być infantylny, prostacki i w ogóle dowolny, pod warunkiem, że koresponduje z postaciami i całą resztą powieści. U Chmielarza za dużo tego typu drobiazgów, dysonansów psujących niezły pomysł.
Zdarzają się też ewidentne zgrzyty, które wybijają i boleśnie wyrywają ze świata powieści, jak na przykład popisowa scena z zakładu mechanicznego:
Dwóch innych, w granatowych kombinezonach, siedziało przy stoliku w kącie, grając w karty nad obowiązkowym kalendarzem z gołą babą.
We wszystkich zakładach, w których byłem, wszystko robiło się pod takim kalendarzem.
Wiedza autora o rzeczywistości zaprezentowana w powieści też pozostawia do życzenia, jak choćby konsekwencje zjedzenia zarażonego dzika – kto doczyta, będzie wiedział, o co chodzi.
Do tego wszystkiego, tu i ówdzie, nie takie końcówki, odmiany i inne drobiazgi, które również wpływają i na odbiór, i na ocenę całości.
Gdybym chciał obrazowo zakończyć, to bym stwierdził, iż powieść jest taka, jak jej bohaterowie i Polska w niej opisana – zasadniczo niby jak inne, ale niedorobiona, byle jaka. A szkoda, bo nawet w tym stanie nadaje się do przeczytania, więc można wnioskować, że gdyby poprawić błędy, gdyby stylistycznie nieco wygładzić... Ale to tylko gdyby – takiej, jaką jest, absolutnie polecić nie mogę, gdyż bez trudności znajdziemy tyle lepszych książek, że i tak na wszystkie nikomu życia nie starczy
Wasz Andrew
Bohaterowie... Cóż, trudno w Wampirze znaleźć choć jednego, którego można by określić jako sympatycznego. Nieudacznicy, wręcz niedoroby, umoczeni, uwikłani, skrzywieni... Pisarz, który odważa się wykreować protagonistę jako osobę, której nie da się polubić, ryzykuje bardzo wiele, ale taki manewr, żeby wszyscy bohaterowie byli antypatyczni, to wręcz pisarskie samobójstwo. O takie coś mógłby z szansą na powodzenie pokusić się tylko ktoś z naprawdę mistrzowskim warsztatem pisarskim, a do tego niestety Chmielarzowi daleko. Rozumiem, że może autor chciał oddać pewien sposób widzenia Polski, jako kraju, w którym wszyscy są umoczeni w ten czy inni sposób, albo są nieudacznikami, nierobami i odstawiają fuszerkę, nawet jeśli są uznawani za profesjonalistów, albo miał inny powód by tak przedstawić całe społeczeństwo, ale to sprawia, że książka raczej będzie nieeksportowalna. Do tego ten sposób widzenia jednych przez drugich, tak polski w swej istocie, ale tak patologiczny, że chyba niezrozumiały dla zachodniego czytelnika... SLD skur...syny, Niemcy esesmani, praca opiekunki seniorów to podcieranie tyłków, itd. Tylko siedzenie w mafijno-urzędniczych układach jest wporzo, bo daje kasę. To aż za bardzo polskie, by było strawne dla kogokolwiek poza nami.
Oczywiście, sposób kreacji bohaterów czy perspektywy, z której przedstawiana jest rzeczywistość, nie powinny być kryterium oceny dzieła literackiego, ale jak już wspomniałem, pióro Chmielarza nie okazało się zbyt lotne.
Adwokat włączył migacz...
Sorki, ale migacz to może wrzucić blondynka z dowcipu, a nie wzięty adwokat. Język może być infantylny, prostacki i w ogóle dowolny, pod warunkiem, że koresponduje z postaciami i całą resztą powieści. U Chmielarza za dużo tego typu drobiazgów, dysonansów psujących niezły pomysł.
Zdarzają się też ewidentne zgrzyty, które wybijają i boleśnie wyrywają ze świata powieści, jak na przykład popisowa scena z zakładu mechanicznego:
Dwóch innych, w granatowych kombinezonach, siedziało przy stoliku w kącie, grając w karty nad obowiązkowym kalendarzem z gołą babą.
We wszystkich zakładach, w których byłem, wszystko robiło się pod takim kalendarzem.
Wiedza autora o rzeczywistości zaprezentowana w powieści też pozostawia do życzenia, jak choćby konsekwencje zjedzenia zarażonego dzika – kto doczyta, będzie wiedział, o co chodzi.
Do tego wszystkiego, tu i ówdzie, nie takie końcówki, odmiany i inne drobiazgi, które również wpływają i na odbiór, i na ocenę całości.
Gdybym chciał obrazowo zakończyć, to bym stwierdził, iż powieść jest taka, jak jej bohaterowie i Polska w niej opisana – zasadniczo niby jak inne, ale niedorobiona, byle jaka. A szkoda, bo nawet w tym stanie nadaje się do przeczytania, więc można wnioskować, że gdyby poprawić błędy, gdyby stylistycznie nieco wygładzić... Ale to tylko gdyby – takiej, jaką jest, absolutnie polecić nie mogę, gdyż bez trudności znajdziemy tyle lepszych książek, że i tak na wszystkie nikomu życia nie starczy
Wasz Andrew
Szczęścia to brakuje Ci ewidentnie. Przecież najpierw zamiast Chmielarza czytaliście Tworzywo Chrząszcza, które okazało się kompletnym niewypałem. A kiedy wreszcie sięgasz po Chmielarza przekonujesz się, że jego płód jest niewiele lepszy :)
OdpowiedzUsuńTo nie do końca mój pech. Sam bym pewnie nie wybrał ani jednego, ani drugiego, ale DKK ma ograniczony wybór lektur :) Poza tym, Wampir jest jednak zdecydowanie o stopień lepszy od Tworzywa.
UsuńNajwyraźniej po Chandlerze należy wystrzegać się autorów kryminałów o nazwiskach zaczynających się na "Ch".
OdpowiedzUsuńChyba, że to "rz" jest winowajcą ;)
Chandlera już niczego nie pamiętam, choć prawie na pewno kiedyś coś się zdarzyło. Ale może coś w tym jest ;)
UsuńNie mów, Andrew, że ty włączasz kierunkowskaz?
OdpowiedzUsuńMnie się to zdarzyło chyba tylko na kursie i egzaminie na prawo jazdy.
Powiem szczerze, że nie tylko nie pamiętam, kiedy tak powiedziałem, ale nawet nie pamiętam, kiedy migacz ostatni raz słyszałem :)
UsuńTo może jest to regionalnie uwarunkowane? Albo jestem nieczuła akurat na użycie tego słowa.
OdpowiedzUsuńAlbo ja jestem uczulony na migacz :)
UsuńUczulenie na migacz, mam takie przeczucie, jest skorelowane z wykształceniem inżynierskim. Dobrze mi mówi intuicja?
OdpowiedzUsuńNie do końca :) Ale jeśli miałbym siebie szufladkować, to może faktycznie bliżej mi do nauk ścisłych, niż humanistycznych :)
UsuńPan Chmielarz rzeczywiście chyba nie był w żadnej pracowniczej kanciapie. Trudno byłoby grać nad takimi kalendarzami, chyba że byłaby to powieść o superbohaterach ;)
OdpowiedzUsuń