Rzeka pamięci
Sven Delblanc
Tytuł oryginału: Äminne
Tłumaczenie: Zygmunt Łanowski
Wydawnictwo: Czytelnik
Seria: Nike
Liczba stron: 309
Wieś to motyw, do którego chętnie
odwołują się liczni literaci, portretując to ludzkie skupisko na różnorakie
sposoby. Z jednej strony podkreślane są sielankowe walory tego typu osady –
idylliczne wizje wiążą się z afirmacją prostego i beztroskiego bytu upływającego
w rytmie praw potężnej przyrody, z którą człowiek żyje w zgodzie i harmonii.
Natura, będąca na wyciągnięcie ręki, jawi się jako wspaniała odskocznia od
betonowej dżungli wielkich miast, w których ludzie pozostają sobie obcy i
wyalienowani, zasklepiając się w nieufności i bezosobowości. Z drugiej zaś
strony wielu pisarzy koncentruje się na naturalistycznych akcentach,
odmalowując wieś z całą jej nędzą – bieda, zacofanie, ksenofobia to zjawiska
nieobce dla słabo rozwiniętych, pogrążonych w niedostatku, obszarów. Wydaje
się, że powieść Rzeka pamięci
autorstwa Svena Delblanca (1931 – 1992),
szwedzkiego pisarza bliższa jest raczej temu drugiemu obrazowi, ale
stwierdzenie to nie jest ani stanowcze, ani wiążące, bowiem doktryną książki
jest przede wszystkim absurd.
Utwór wzbudza czytelniczą
ciekawość już od pierwszych stron, bowiem przywodzi on na myśl eklektyczny
zlepek, który wymyka się prostym klasyfikacjom. Cechą wybijającą się jest
dualizm, który przejawia się na wielu płaszczyznach. Najbardziej charakterystyczną
jest kręta ścieżka narracji, na jaką zdecydował się autor. Dzieło posiada dwóch
narratorów pierwszoosobowych (stateczny Axel Weber snuje wspomnienie o krainie
dzieciństwa – tłem wydarzeń jest wioska Hedeby, położona w regionie
Södermanland; ekscentryczny Mon Cousin często wtrąca się w najmniej
spodziewanych momentach, ironicznie komentując i dopowiadając historię snutą
przez Axela), oprócz tego przytaczane są liczne anegdoty i dykteryjki. Całość
uzupełniają dygresje, w których dokonywany jest chirurgicznie precyzyjny zapis
danej chwili, co silnie kojarzy się z rejestrowaniem akcji przez oko kamery (sztuczka
ta przywodzi oczywiście na myśl dzieła spod znaku nouveau roman). O nowopowieściowym
sznycie świadczą też liczne wstawki torpedujące główny wątek oraz zaburzające chronologię
fabuły, geometryczna
precyzja opisu z silną koncentracją na detalu oraz autotematyzm (zarówno Mon Cousin jak i Axel nie omieszkają
podkreślić, że są oni częścią książki, z jaką zapoznaje się czytelnik;
pojawiają się też interesujące konstatacje dotyczące literackiej materii,
spośród których warto przytoczyć stwierdzenie: Widzę, ale nic nie potrafię wytłumaczyć. Nawet tej rzeczywistości,
która jest moim własnym tworem, nie mogę w pewnych częściach wytłumaczyć.
Narrator jest jak bóg deizmu: gdy już puścił w ruch tę wielką machinę, może
tylko bezsilnie przyglądać się jej ruchom, Widzę. Ale w tym wypadku nie nic
mogę wyjaśnić [1]).
Wspomniany na początku
poprzedniego akapitu dwugłos wyraża się także w stylu, w jakim utrzymana jest
powieść. Patetyczny i podniosły język bardzo umiejętnie zderzany jest z
przyziemnością ludzkiego żywota (Ale to
nie Eumenidy sprawiedliwości prześladują Policjanta, lecz tylko pospolita
furia, ból głowy po przepiciu [2])
– rzeczy błahe i nieistotne traktowane są z przesadną atencją, przyjmowany ton
często jest sztuczny i napuszony, nierzadkie są zabawy językowe czy słowne
aluzje. Wszystkie tego typu zabiegi skutkują mocno komicznym efektem, w
rezultacie czego książkę czyta się z uśmiechem, który regularnie wykwita na
czytelniczej twarzy.
Fabuła powieści, która często
rozmywa się we mgle niejasności i grzęźnie w bagnie licznych przerywników,
oparta jest na odwiecznym rytuale oczyszczania rzeki – koryto wymaga ludzkiej
interwencji, gdyż sukcesywnie (...) zanika już
niemal między gęstniejącymi wałami rogoży, rdestnicy, rzęsy, bobrka i trzciny,
ze szkodą dla rybołówstwa i dla żeglugi łodzią z jeziora Sillen do młynówki w
Hedeby [3].
Punktem kulminacyjnym całego przedsięwzięcia jest wybór osobników, którym
przypadnie zaszczyt znalezienia się na tratwie. Przez kilka dni nie będą oni
opuszczać pieczołowicie przygotowanej łajby, poświęcając się szlachetnemu
zajęciu udrożniania koryta. W roku 1937, kiedy ma miejsce akcja dzieła,
mężczyźni z lokalnej społeczności konfrontują się z problemem braku stosownych
kandydatów na odpowiedzialne stanowisko związane z pradawnym obyczajem.
Wyjściem z impasu może okazać się kaprys, ale akceptacja byłaby jednoznaczna z
kontestacją uświęconych reguł i społecznych stosunków.
Także o tym jest powieść Svena
Delblanca – o zwyczajach i obyczajach, które prędzej czy później zostaną
pogwałcone, o prastarych murach zakazów, które zawsze muszą runąć. Bowiem nic,
co zostało stworzone ludzką ręką, niezależnie od tego czy chodzi o rzeczy
fizyczne, czy też niematerialne, nie jest trwałe, niezniszczalne, stateczne –
erozyjne działanie entropii, jej wieczna i bezlitosna cierpliwość, nieustannie
prowadzi do dezintegracji i nicości. Jedyną, pozornie niezmienną kwestią zdaje
się być człowiecza natura – w końcu od zarania dziejów istnieją
niesprawiedliwość społeczna, popychająca ku upodleniu, rodząca hipokryzję i
dwulicowość; pragnienie wyrwania się z kręgu cierpienia; walka o władzę,
dążenie się do wspięcia o kilka szczebli wyżej na drabinie hierarchii, chęć
znalezienia się w gronie rządzących, którzy mogą pomiatać zniewolonymi, etc. –
ale nawet i to przeminie, kiedy tylko skończy się okres panowania człowieka na
ziemi.
Reasumując, Rzeka pamięci to interesujący literacki eksperyment, który posiada również walory jako forma rozważań nad człowieczą duszą. Delblanc posługuje się szerokim spektrum narzędzi i sztuczek – począwszy od prostych schematów (próba uwiedzenia młodej wiejskiej dziewczyny, marzącej o rycerzu na białym koniu, zdolnym wyrwać ją z kręgu ubóstwa i poniżenia przez bezwzględnego i znużonego, bliskiego bankructwa podstarzałego hrabiego), poprzez humor i językową swadę (historia uwodzenia wdów metodą wykorzystującą motyw Ducha Świętego), skończywszy na pomysłach rodem z antywpowieści (walka między narratorami o czarodziejską różdżkę opowiadania) – które swobodnie i z gracją miesza ze sobą, uzyskując w efekcie płód, wychodzący poza ramy standardowej literatury. Dzieło Delblanca daje czytelnikowi sposobność spojrzenia na (...) zakurzone kulisy kruchej kratownicy myśli i pomalowanej tkaniny słów [4] – to wspaniała literacka zabawa, która dodatkowo znakomicie uzmysławia jak szybko pędzi świat i jak błyskawicznie rozrasta się przepaść pomiędzy tym, co stare i uświęcone tradycją, a tym, co nowe i pełne buntu.
[1] Sven Delblanc, Rzeka pamięci, przeł. Zygmunt Łanowski,
Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1973, s. 197
[2] Tamże, s. 7
[3] Tamże, s. 145
[4] Tamże, s. 131 – 132
Miło mi widzieć recenzję książki tego autora, ponieważ znam go ze „Speranzy” i „Nocy nad Jeruzalem”. Akcja tej pierwszej działa się w osiemnastym wieku, a drugiej podczas wojen żydowsko-rzymskich. Obie były mroczne i zawierały uwagi o moralności, filozofii. Bohaterami byli mężczyźni bardzo inteligentni, znajdujący się w niebezpiecznej sytuacji. Widzę, że „Rzeka pamięci” to coś całkiem innego: akcja w dwudziestym wieku, absurd, patetyczny język, komizm. Nie muszę chyba pisać, że czuję się bardzo zaciekawiona i poszukam tej książki. :)
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że z chęcią sięgam po dzieła autorów, o których dowiedziałem się na łamach Twojego bloga, i Sven Delblanc jest jednym z tego typu pisarzy.
UsuńPozostałe utwory także wydają się interesujące - w obu przypadkach sam pomysł na fabułę jest niezwykle oryginalny, wymykający się prostym schematom.
Trudno mi przejść obojętnie obok książek, w których pojawia się ciekawy obraz wsi. Z tego co piszesz, Delblanc odsłania w swojej książce kwestie uniwersalne, które nie zależą jedynie od miejsca, a od ludzi oraz ich natury. Pomysł na narracyjny dwugłos wydaje się ciekawym pomysłem, choć z pewnością wymaga od czytelnika podwójnej uwagi.
OdpowiedzUsuńTak, wieś posłużyła bardziej za pretekst, by ukazać brzydotę ludzkiej natury, chociaż nie zmienia to faktu, że choćby sam tytułowy rytuał oczyszczania rzeki został opisany dość starannie i w sposób interesujący.
UsuńA styl to już typowa literatura eksperymentalna - ale wydaje mi się, że po lekturze takich powieści jak "Gumy" Robbe-Grilleta nie powinnaś mieć większych problemów z dziełem Delblanca :)
Widzę, że zapowiada się b. ciekawa lektura.;)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że wieś coraz rzadziej kojarzona jest z idyllą, to już mit.;(
Czyżbyś miała już tę pozycję w swoich przepastnych zbiorach :) ?
UsuńA co do idyllicznej wizji wsi, to faktycznie, powoli odchodzi ona w zapomnienie. Ale wspomniałem o niej, żeby podkreślić kontrast :)
A czy w Polsce kiedykolwiek była idylliczna wieś? Chyba w literaturze. No i może dla hrabiego, bo dla zwykłych mieszkańców, to wątpię.
UsuńAndrew, ale mnie właśnie chodzi o wizję wsi, i to jak mocno może ona różnić się od rzeczywistego obrazu.
UsuńNie mam tej książki, ale jest w bibliotece i na pewno po nią sięgnę. Gdyby nie Ty, nie miałabym o niej pojęcia.;)
UsuńJa swój egzemplarz również zdobyłem w bibliotece. A o autorze dowiedziałem się za sprawą Koczowniczki :)
UsuńBardzo podoba mi się dwugłosowa narracja, zwłaszcza, że jak piszesz przeplata się ona a nie, że jest poprowadzona dwutorowo.
OdpowiedzUsuńMomentami to wręcz dialog, sprzeczka, dyskusja :)
Usuń