Dziwna zabawa
Roger Vailland
Tytuł oryginału: Drôle de jeu
Tłumaczenie: Stanisław Brucz
Wydawnictwo: Czytelnik
Seria: Nike
Liczba stron: 378
Wojna to gra, której reguły są
trudne do uchwycenia, i to tym bardziej, że każde potknięcie, pomyłka,
niewłaściwy ruch kończą się kalectwem, śmiercią czy trwałymi urazami
psychicznymi. Jest chaotyczna i nieprzewidywalna, niesprawiedliwa i okrutna,
bezlitosna i surowa – nie sposób doszukać się w niej sensu, a cel, początkowo
wyraźny i oczywisty, szybko ginie we mgle rojeń i niejasności. Wojna, z racji
owego bezsensu, alogiczności, jako sytuacja ekstremalna i wyjątkowa jest
tematem, chętnie poruszanym w literaturze. Interesujące spojrzenie na tę
irracjonalną człowieczą działalność przedstawił Roger Vailland (francuski
pisarz żyjący w latach 1907 – 1965) w
powieści zatytułowanej Dziwna zabawa.
Akcja utworu została osadzona w
Paryżu na przełomie marca i kwietnia 1944 roku. Stolica Francji w dalszym ciągu
znajduje się pod okupacją niemiecką, ale w powietrzu, oprócz alianckich
samolotów lecących w kierunku niemieckich miast, by tam ze swoich przepastnych
trzewi pozbyć się swoich ładunków, unoszą się już zuchwałe plotki o rychłym
lądowaniu wojsk sprzymierzonych na terenie Europy. W samej Francji trwa
wzmożona aktywność ruchu oporu (résistance)
– to właśnie środowisko partyzantów (zarówno gaullistów jak i komunistów)
stanowi tło, na którym rozpostarto fabułę Dziwnej
zabawy.
Głównym bohaterem dzieła jest
37-letni działacz o pseudonimie Marat, przed wybuchem wojny uchodzący za (...) największego egoistę, największego
lekkoducha, tego, na którego najmniej można liczyć, człowieka ceniącego przede
wszystkim przyjemność i użycie [1].
W trakcie lektury Marat daje poznać się jako osobnik doświadczony przez los, a
przez to odrobinę cyniczny, z dystansem podchodzący do otoczenia. Uderzają też
jego bezkompromisowość i swoboda, zarówno intelektualna jak i erotyczna –
bohater, na ile pozwalają na to okoliczności, stara się wyrażać samego siebie,
bez zbędnych upiększeń czy upudrowań. Ten sam kpiarz i miłośnik prostytutek,
dotychczas postrzegany jako konformista, dbający przede wszystkim o własną
wygodę, okazuje się zdolnym aktywistą résistance
– wojna z III Rzeszą jawi się bowiem jako możliwość nie tylko oswobodzenia
ojczyzny z rąk faszyzmu, ale także jako sposobność wprowadzenia systemu
komunistycznego, w którego powodzenie szczerze wierzy Marat. Można wręcz
stwierdzić, że protagonista, w poprzednim ustroju wegetujący na społecznym
marginesie, nie godząc się na kapitalistyczne normy i prawa, postanawia wziąć
sprawy w swoje ręce i aktywnie walczyć o przyszłość, dającą szanse na
pełnoprawną egzystencję polityczną. Aktywność Marata, którą śmiało można
traktować w kategoriach heroizmu przeplata się z codziennym życiem członków
ruchu oporu – ten zlepek męstwa i poświęcenia oraz prozy człowieczego bytu
stanowią kanwę Dziwnej zabawy.
W kwestii stylu utworu i
warsztatu, jakim dysponuje francuski pisarz, bardzo wiele zdradza krótka nota
wstępna autorstwa samego Vaillanda, zamieszczona na pierwszych kartach dzieła,
gdzie wyraźnie podkreśla się, że Dziwna
zabawa w żadnej mierze nie jest powieścią z kluczem, że nie należy
doszukiwać się w niej zbyt wielu nawiązań do sytuacji, jakie rzeczywiście miały
miejsce. Z drugiej zaś strony, zgodnie z przedmową Mirosława Żuławskiego
(polskiego pisarza i dyplomaty, prywatnie przyjaciela Vaillanda) czytelnik
przekonuje się, że Francuz posiadał bardzo wiele doświadczeń z opisywanej przez
siebie materii – w czasie wojny aktywnie działał w résistance. Z tego względu Roger Vailland zdaje się być typem
literata spoglądającego na świat w sposób dwutorowy – rejestruje on zachodzące
w otoczeniu wydarzenia (bierze w nich bezpośredni udział, bądź trzyma się na
uboczu, rozmawia z ludźmi, albo tylko ich obserwuje), jednocześnie poszukując
elementów, materiałów, wycinków rzeczywistości, które z użyciem dłuta
wyobraźni, po kilku mniejszych bądź większych poprawkach i przeróbkach mogą
zostać przetransponowane do tworzonego świata literackiej fikcji.
Z punktu widzenia poruszanej
tematyki Dziwna zabawa może być
rozpatrywana jako kontynuatorka Cudzej krwi Simone de Beauvoir (czas akcji powieści de Beauvoir przypada na
schyłek 20-lecia międzywojennego oraz okres II wojny światowej, podczas gdy
utwór Vaillanda skupia się na samym zmierzchu konfliktu rozpętanego przez
Hitlera) – obie książki w ogromnej mierze koncentrują się wokół lewicowych
intelektualistów, którym przyszło żyć w czasach wielkich historycznych przemian.
Z tego względu w prozie Rogera Vaillanda nie brakuje przemyśleń oraz refleksji,
orbitujących wokół tak powszechnych (niekiedy wręcz wyświechtanych) haseł jak
rewolucja (rozumiana przez Marata jako (...) godność
odzyskana w świadomej walce, godność towarzyszy pracy, towarzyszy w
upośledzeniu [2]),
kapitalizm czy walka klas. Ale spośród stosunkowo skromnej grupy mocno
stronniczych sloganów czy mierzących uproszczeń (ocierających się wręcz o próbę
imputowania światu czarno-białych właściwości) można trafić na prawdziwe
perełki. Vailland świetnie punktuje choćby tkwienie w schematach i wynikającą
stąd porażającą niemoc i bierność wobec sytuacji wyjątkowych,
bezprecedensowych: Większość ludzi
usiłuje uświadomić sobie wielkie wydarzenia, które wdzierają się w ich życie
prywatne, za pomocą pojęć puszczonych w obieg przez historyków i polityków
zaprzątniętych interpretacją przeszłości. Jeżeli owe wydarzenia mają charakter
absolutnie nowy, stare pojęcia zezwalają jedynie na interpretacje fragmentaryczne;
nie jest tylko tak, że ów nowy charakter wymyka się świadomości jasnej, ale
nadto cząstkowe widzenie rzeczy prowadzi do rozdzierających sprzeczności (…) [3].
W konsekwencji prawdziwą wartością człowieka okazuje się umiejętność wyzwolenia
się z szablonu: Kto żyje w warunkach
niewoli, ma, oczywiście, mentalność niewolnika. Wyzwolony, będzie myślał jako
człowiek wolny. Wielkość życia polega na tym, że niewolnik pewnego dnia wyzwala
się i sam sobie tworzy stan człowieka wolnego; to jest równie niewytłumaczalne
jak przeistoczenie się poczwarki w motyla [4].
Francuski pisarz nie obawia się
także konfrontacji z tak wielkimi słowami jako WOJNA czy MIŁOŚĆ.
Konflikt zbrojny, za sprawą jednej z protagonistek, ukazany został jako
niedorzeczność, postępujące zgłupienie przechodzące w śmieszność – kobieta
postrzega wojnę jako (...) bezsensowną sztukę,
pełną krwi i krzyków boleści, melodramat bez ładu i składu [5]
– nie jest to nic innego jak tylko (...) ta
przeklęta zabawa, kiedy się ją rozpętało, nie da się zatrzymać … [6].
Jeszcze ciekawsza i bardziej oryginalna jest definicja miłości, rozumianej jako
(...) wielka przygoda, w której uczestniczy
cały człowiek: głowa, serce i trzewia [7].
Marat, będący autorem całego wywodu, stosuje zgoła odmienne od powszechnie
przyjętego podejście w kwestii uczucia łączącego dwójkę ludzi, które jego
zdaniem nie może być czysto wyidealizowanym, platonicznym bytem. Miłość musi
przeplatać się z cielesnością (i w rezultacie z seksualnością), chociaż nie
może ograniczać się wyłącznie do niej. Miłość
jest tym, co się dzieje między dwiema kochającymi się istotami: ich zbliżanie
się ku sobie, oddalanie, ponowne zbliżanie, szarpanie się wzajemne, dopiekanie,
wzloty i upadki w tworzeniu pary i losy tej pary [8].
Dziwna zabawa, czytana przez pryzmat biografii autora, który
otwarcie sympatyzował z prądami lewicowymi we Francji, może posłużyć także jako
interesujący dokument epoki. W tym kontekście książka idealnie wyjaśnia
definicję tzw. pożytecznego idioty,
czyli osobnika będącego gorącym entuzjastą Związku Radzieckiego – ta fascynacja
Krajem Rad jest posunięta do tego stopnia, że wyklucza jakąkolwiek, nawet
zdroworozsądkową, krytykę. Stalin, Lenin, partia komunistyczna, bolszewicy,
Sowieci – o wszystkich tych sprawach mówi się wyłącznie z rozgorączkowanym podnieceniem,
a wszelka forma negacji postrzegana jest jako nieuzasadniony atak czy
działalność wywrotowa. Poszczególne postacie, które w zaciszu swoich domostw i
lokatorskich pokoi, z twarzami pełnymi skupienia i zaciętości zaznaczają na
prywatnych mapach ściennych postępujące ruchy zwycięskich wojsk radzieckich
sprawiają doprawdy tragiczno-komiczne wrażenie.
Reasumując, Dziwna zabawa, pomimo kilku drobnych zgrzytów jest bardzo dobrą
lekturą, która czyta się z prawdziwą przyjemnością. Książka posiada kilka przeplatających
się warstw – miłosna historia, panorama Paryża pod okupacją niemiecką oraz
działalność résistance – składających
się na soczystą prozę, która uzmysławia jak niejednoznaczną i trudną do
zbadania istotą jest człowiek.
[1] Roger Vailland, Dziwna zabawa, przeł. Stanisław Brucz,
Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 1966, s. 50
[2] Tamże, s. 33
[3] Tamże, s. 106
[4] Tamże, s. 108
[5] Tamże, s. 232
[6] Tamże, s. 227
[7] Tamże, s. 162
[8] Tamże, s. 163
Przeczytawszy Twoją recenzję, stwierdzam, że w tej książce pojawiają się bohaterowie, jakich nie lubię – ślepi na rzeczywistość komuniści. Marat wygląda mi na osobnika, który nudzi się w czasach pokoju i dopiero gdy wybucha wojna, czuje się w swoim żywiole. Wreszcie ma pole do działania, wreszcie może czymś się zająć...
OdpowiedzUsuńA ślepi na rzeczywistość kapitaliści czy idealiści bardziej Ci się podobają? ;)
UsuńNo Andrew ma trochę racji - wiara Marata w komunizm jest rzeczywiście mocno naiwna, ale z drugiej strony bardzo dobrze dostrzega on wszelkie słabości i niesprawiedliwości systemu kapitalistycznego. Postawa lekkoducha prezentowana w czasach przedwojennych to rodzaj buntu, braku akceptacji dla brutalnych reguł, jakie panują na wolnym rynku. A wojna jawi się jako realna szansa na rewolucję.
UsuńU mnie też o wojnie, ale zupełnie inaczej ;)
OdpowiedzUsuńZastanawiające, że główny bohater, egoista i lekkoduch, nagle staje się takim aktywistą, dziwne, że potrzebował aż wojny, by go zmobilizowała. Albo wcale nie był takim egoistą jakim się jawił, albo wcale nie o powszechną szczęśliwość walczy, tylko wciąż ma na uwadze jedynie swoją osobę.
Tak jak napisałem w komentarzu do posta Koczowniczki - postawa lekkoducha to forma buntu wobec niesprawiedliwości systemu kapitalistycznego. Natomiast wojna to okazja, by idee komunistyczne wcielić w życie. Stąd taka nagła zmiana w postawie Marata :)
UsuńWydaje mi się, że główną zasadą w trakcie wojny jest brak zasad. Wojna przewraca wszelkie porządki i pozostawia ślady. Tylko prawda też jest taka, że Maraci tego świata bywają raczej narzędziami w rękach innych.
OdpowiedzUsuńDokładnie. Z punktu widzenia tych innych, którzy wojny wywołują by realizować swoje interesy i gęby mają pełne haseł oraz ideałów, patriota to idiota - Maraci zawsze są narzędziami, które same sobie znajdą powód, by zabijać i dać się zabić.
UsuńHa, a co ciekawe artyści, którzy podkreślają i sygnalizują to, o czym mówicie, najczęściej odsądzani są od czci i wiary przez "prawdziwych patriotów". Dobrym przykładem jest choćby nasz Gombro.
UsuńHmm, coraz bardziej czuję, że przeczytanie Cudzej krwi oraz Dziwnej zabawy, może stanowić pewną klamrę dla Uległości. Dać możliwość lepszego zrozumienia przyczyn sytuacji we Francji i podważenia, bądź też akceptacji możliwych konsekwencji, jakie opisał autor Cząstek elementarnych.
OdpowiedzUsuń"Uległość" mam już w swoich zbiorach. Uległem jej, kiedy wydana została w twardej oprawce, w ramach kolekcji z okazji XXV-lecia wydawnictwa W.A.B. A pomysł, by czytać ją przez pryzmat "Cudzej krwi" oraz "Dziwnej zabawy" wydaje się przedni - dzięki za jego podsunięcie :)
Usuń