Jonathan Carroll
Ucząc psa czytać
tytuł oryginału: Teaching the Dog to Readtłumaczenie: Jacek Wietecki
wydawnictwo: Rebis 2015
liczba stron: 98
Najpierw pojawił się zegarek na rękę za dziewięć tysięcy dolarów. Potem stalowoszare porsche wraz z dowodem rejestracyjnym wypisanym na jego nazwisko. Jakby tego było mało, Tony Areal zdobył serce kobiety, o której śnił skrycie od wielu lat. Co sprawiło, że skromny urzędnik, będący pośmiewiskiem kolegów z pracy, stał się z dnia na dzień wybrańcem losu?
Przenikanie się świata realnego i świata marzeń sennych stawia głównych bohaterów tej historii wobec zaskakujących wyborów i dylematów, ale daje im też niewyobrażalne możliwości. Tylko Jonathan Carroll umie tak uchwycić „to coś”, co wymyka się chłodnej obserwacji, a Ucząc psa czytać dorównuje jego najlepszym opowieściom.
Tyle z okładki książki, która była lekturą grudnia 2016 w rawskim Dyskusyjnym Klubie Książki. Szczerze mówiąc, gdy do niej zasiadałem, byłem pewny, iż już kiedyś coś tego autora czytałem, ale nawet po sprawdzeniu listy wydanych przez niego utworów nie przypomniałem sobie co. Inna sprawa, że jego nazwisko znane jest chyba każdemu miłośnikowi literatury bez alergii na sf, więc może mi się tylko zdawało (o fenomenie fałszywych wspomnień w następnej recenzji).
Wydanie od razu zwraca uwagę nietypową, intrygującą grafiką na okładce. Nie wiem, czy to zabieg udany marketingowo, ale przynajmniej obrazek wyraźnie i zarazem z klasą wiąże się z zawartością, z osią opowiadania.
Gdy zaczynałem czytać, byłem ciekaw, czy będzie to odkrycie, czy porażka, gdyż mam wrażenie, iż krótkie formy znacznie częściej niż powieści są albo dobre, albo złe, i znacznie rzadziej zasługują na oceny pośrednie niż rozbudowane utwory literackie.
Fabuły oczywiście nie będę zdradzał – wystarczająco dużo ujawnia notka wydawcy. Rzecz całą czyta się świetnie – od początku do końca. Zdecydowanie kręgosłupem opowiadania jest pomysł z przenikaniem się świata realnego i świata snów, ale jak dla mnie, jedną z najmocniejszych stron utworu jest po mistrzowsku poprowadzony wątek miłosny, co raczej nie jest normą w tym gatunku. Porównanie nocy spędzonej na miłosnych uniesieniach do układania chmur na niebie to piękna próbka klasy i oryginalności pisarza.
Choć jest amerykańskim Żydem, autor wyraźnie zrywa z euro-amerykańskim stereotypem, że takie rzeczy jak inteligencja, charyzma czy sex-appeal są dane raz na zawsze, tak jak kolor oczu. Intuicja czy zainteresowanie nowoczesną psychologią? Niezwykłe wydarzenia są pretekstem do ukazania, jak człowiek może okazać się całkiem innym, niż go znamy, jeśli zmienią się okoliczności.
Przy lekturze tego opowiadania trzeba dać się wybić z naszego codziennego widzenia tunelowego, z tych przyziemnych klapek na oczach ograniczających nasz świat do zawartości półek w supermarketach, stanu konta, pracy i pozycji społecznej, do rzeczy dotykalnych, mierzalnych gołym okiem. Kto tego nie potrafi, kto nie potrafi przenieść się w świat marzeń sennych albo w realia paradoksów fizyki kwantowej, ten raczej nie znajdzie w tej lekturze ukontentowania. Dla pozostałych będzie to świetna zabawa, w tym wszyscy w DKK byliśmy zgodni, choć interpretacja i odbiór nasuwają różne możliwości – wiele rzeczy nie jest do końca określonych i daje mnóstwo swobody wyobraźni czytelnika.
Nietrudno się już chyba domyślić, że polecam Ucząc psa czytać gorąco i z pełnym przekonaniem. A skąd taki tytuł opowiadania? Po przeczytaniu będziecie wiedzieć
Wasz Andrew
Rzeczywiście, zabawa podczas czytania "Ucząc psa czytać" była przednia, jak i przy innych utworach Carrolla. Z jednej strony aż żal, że to tak króciutki utwór - chciałabym wgryzać się w niego dłużej. Z drugiej zaś wydaje mi się, że niewielka objętość potęguje samo uczucie dziwności, które towarzyszy czytelnikowi. A to poczytuję autorowi jako zaletę.
OdpowiedzUsuńA, jeśli jednak nie czytałeś wcześniej Carrolla, to mocno polecam jego debiut, "Krainę chichów" - pomimo że znam już większość jego powieści, ta nadal pozostaje moim ulubieńcem :)
Cały czas się zastanawiam, czy ją czytałem czy nie :) Kiedyś opublikowali ją w Fantastyce, którą wówczas czytałem nałogowo. Ale to było dawno :) Może kiedyś znajdę czas, by to sprawdzić :)
UsuńOd tej króciutkiej książki rozpoczęła się moja fascynacja Carrollem. Ta nietypowa, wręcz dziwaczna fabuła w połączeniu z niezwykłym językiem stworzyły coś jedynego w swoim rodzaju. Potem przyszła pora na Białe jabłka oraz Muzeum psów, które były równie osobliwe, co to opowiadanie. Muszę przyznać, że mam słabość do tego autora i mimo że dostrzegam w jego książkach sporo elementów, które niekoniecznie mi odpowiadają, nie potrafię sobie odmówić lektury jego książki co kilka miesięcy :
OdpowiedzUsuńMy BookTown
Niewykluczone, że gdy trafi się więcej wolnego i ja pójdę w Twoje ślady...
UsuńA ja nie potrafię dać się ponieść tego typu literaturze. Dziwność mnie irytuje, realizm magiczny nie zachwyca. Próbowałam nawet z tą przyziemnością walczyć, ale najwyraźniej jest częścią mnie.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę wam innego podejścia. Serio.
No - tutaj z magią nie ma problemu - można wszystko zwalić na fizykę kwantową ;) A tak na serio - magia jest niczym przy dziwnościach, jakie serwuje nasza rzeczywistość, a zwłaszcza postęp nauk ścisłych.
UsuńOstatnie me przygody z prozą Carrolla miały miejsce dość dawno temu - jeszcze bodajże na studiach, ale pamiętam, że odczucia miałem pozytywne. Carroll potrafi pisać sugestywnie i niepokojąco - potrafi literacko poruszyć czułe struny.
OdpowiedzUsuńPięknie powiedziane :)
UsuńOkładka książki b. charakterystyczna i zdążyła już wpaść mi w oko. A samo opowiadanie wydaje się b. kuszące: oryginalne porównania, zrywanie z oklepanymi schematami, wyprawa w świat ułudy - lubię takie klimaty :)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą pisarz musi mieć b. dobre układy na naszym rynku wydawniczym - opowiadanie, które ukazało się w formie samodzielnej książki liczącej 98 stron i to w twardej oprawce. No, no, no, mało kto może liczyć na takie fory :)
Protegowany Lema :)
Usuń