Wiwisekcja
Patrick White
Tytuł oryginału: The Vivisector
Tłumaczenie: Maria Skibniewska
Wydawnictwo: MUZA S.A.
Liczba stron: 824
Wywodzące się z łaciny słowo wiwisekcja (vivi
sectio, czyli dosłownie cięcie żywego)
to termin oznaczający przeprowadzanie zabiegu operacyjnego na żywym zwierzęciu
w celach naukowych. Wiwisekcje wykonywano już w Starożytnych Egipcie, Grecji
oraz Rzymie, a zabiegi doprowadziły do wielu odkryć dotyczących funkcjonowania
organizmów żywych (m.in. dowiedziono istnienia zjawiska krążenia krwi czy
zrozumiano zasady działania układu oddechowego oraz pokarmowego). Z uwagi na
fakt, że chirurgiczna interwencja, której poddawane są zwierzęta (zdarzały się
też przypadki ludzkie), często wiąże się z cierpieniem i bólem, wiwisekcji
towarzyszą liczne akcje protestacyjne obrońców praw zwierząt – zgodnie z
przytaczaną tezą, z moralnego punktu widzenia następuje uprzedmiotowienie
stworzeń, których byt poświęcany jest (a poświęcenie to niewolne jest od męki)
w imię korzyści dla całej ludzkości. Antropocentryzm w najbardziej skrajnym
wydaniu sankcjonuje działania, które porównywane są do tortur w imię idei, że wszystko co służy dobru
człowieka jest akceptowalne i dopuszczalne. Wiwisekcja
to również synonim bardzo dokładnej analizy czegoś oraz tytuł monumentalnej
powieści autorstwa Patricka White’a, australijskiego pisarza, laureata
Literackiej Nagrody Nobla, wyróżnionego za epickie
i psychologiczne mistrzostwo, dzięki któremu odkryty został nowy literacki
kontynent.
Wiwisekcja to wnikliwe studium życia wielkiego artysty malarza
Hurtle’a Duffielda. Powieść w całości koncentruje się na losach protagonisty,
którego czytelnik poznaje od najmłodszych lat, stając się świadkiem jego
dorastania oraz artystycznego dojrzewania. Dzięki interesującej fabule,
przekonujemy się w jaki sposób chłopiec, pochodzący z odległej australijskiej
prowincji, gdzie bieda piszczała głośno i bezwstydnie, a ludzie mieli jasno
wyklarowane poglądy na temat tego, co właściwe, słuszne, uczciwe i przydatne,
którego matka pracowała jako praczka dla zamożnych rodzin, natomiast ojciec-abstynent
zajmował się zbieraniem i handlowaniem pustymi butelkami oraz płodzeniem kolejnych
dzieci na skrzypiącym łóżku, został uznanym mistrzem pędzla. Gargantuiczna i
wielostronicowa historia serwowana przez White’a to wielka podróż przez
egzystencję Hurtlea, która naznaczona jest gorzkimi rozczarowaniami i klęskami
ponoszonymi na polu prywatnego życia, jednocześnie jest to dogłębna analiza
umysłu nierozerwalnie związanego z aktami kreacji.
Wiwisekcja, z uwagi na swoją objętość (polskie wydanie z 2010 roku
liczy sobie 823 strony), kojarzy się z próbą spłodzenia kroniki artysty,
którego dorobek oraz życie trudno jest poddać jednoznacznej ocenie, a uprawiana
przez niego sztuka wymyka się prostym wzorcom i schematom, wzbudzając
kontrowersje, ale zajmując swoją zuchwałością w próbach pochwycenia tego, co
niewyrażalne. Owego subiektywnego, ale silnego odczucia nie zmienia nawet
świadomość faktu, że postać Hurtle’a Duffielda jest kreacją fikcyjną. Chociaż
czy można mówić autentyczności w przypadku osoby, o której dowiedziano się tak
wiele? Niełatwe dzieciństwo, naznaczone wydarzeniem traktowanym w kategoriach
moralnej zdrady, wyrzeczenia się, porzucenia, ordynarnego handlu; dorastanie w
obcym środowisku z przekonaniem, że nigdy nie będzie się jego integralną
częścią i wynikające z tego wrażenie obcości, odrzucenia, niedopasowania,
przebywania poza nawiasem; traumatyczne doświadczenia wojenne; wytrwałe, acz
nie zawsze udane próby złapania natchnienia w sidła swojego talentu; nauka
interpretacji własnych uczuć czy bolesne lekcje przekuwania wizji w materialną
rzeczywistość – oto, co obserwujemy dzięki lekturze Wiwisekcji. Czy wobec takiego ogromu faktów, wycinków z żywota
Hurtle’a Duffielda jakikolwiek sens mają rozważania nad realnością bądź fikcyjnością
sylwetki tego osobnika?
Dzieło Patricka
White’a z racji przyjętej formy – narracja trzecioosobowa i towarzysząca jej
mowa pozornie zależna – sprawiają, że Wiwisekcja
to znakomita sposobność do podglądania kształtowania się umysłu artysty. Świat
przedstawiony odmalowywany jest z perspektywy Hurtle’a Duffielda – czytelnik
swobodnie zagłębia się w czeluściach myśli bohatera, odczytując z nich lęki i
traumy, źródła zadowolenia i ulotnego szczęścia, doświadczając otoczenia i
płynących z niego bodźców z punktu widzenia nieszablonowego malarza. Dzięki
temu podpatrujemy skomplikowany proces poszukiwania własnej tożsamości,
podejmowane usiłowania wyrażenia swojego artystycznego ja, stopniowe klarowanie się i konstytuowanie indywidualnego stylu,
a wszystko to wobec rodzącej presję świadomości, że niezwykle trudno jest
stworzyć coś nowego, co nie został do tej pory powiedziane. Kwestia błąkania
się pośród odmętów refleksji Hurtle’a jest o tyle interesująca, że jego myśli
nie są prezentowane w strukturze konsekwentnych,
szarych, racjonalnych produktów intelektu, lecz kalejdoskopu narzucających się
obrazów, rozkwitających jednocześnie w umyśle i przenikających wszystkimi
zmysłami do krwi [1].
Z oczywistych względów, utwór
australijskiego noblisty to także książka o narodzinach dzieła. Czytelnik jest
widzem niezwykłego aktu, jakim jest powoływanie do istnienia obrazu z otchłani
niebytu (czy raczej z morza wyobraźni i przeżyć). W tym kontekście postać
Hurtle’a Duffielda jawi się jako kreator, demiurg, architekt, tyle, że nie jest
on ani wszechmocny, ani wszechwiedzący, ani tym bardziej wszechpotężny. Ba,
byt, protagonisty naznaczony jest słabościami, dowodami ułomności, kruchości
(przed którą Duffield stara się bezskutecznie zahartować na wiele różnych
sposobów). Niedoskonałość bohatera przejawia się na dwóch płaszczyznach – z
jednej strony Duffield ponosi szereg porażek w kontaktach z innymi ludźmi (jego
sylwetka przypomina wręcz aroganckiego abnegata sukcesywnie
sprzeniewierzającego ofiarowane mu okruchy miłości), z drugiej zaś strony cała
jego egzystencja to nieustanna walka z samym sobą, by swoje śmiałe idee i wizje
oblec w materialną otoczkę z jak największym pietyzmem i doskonałością, zażarta
próba osiągnięcia tej cienkiej jak ostrze
brzytwy krawędzi, gdzie prostota łączy się z subtelnością [2].
W szerszym kontekście, powieść
White’a można rozpatrywać jako portret człowieka, któremu nigdy nie udało się
zostać częścią ludzkiej wspólnoty. Hurtle Duffield jest niczym biały kurczak,
wzniecający agresję pozostałego drobiu z racji na swój odróżniający się kolor
piór, bądź opos, któremu przywiązano do szyi dzwoneczek, odstraszający
pozostałe zwierzęta, bojące się na powrót przyjąć do swojego grona
niebezpieczny wybryk natury. Hurtle jest odmieńcem, bowiem obce mu jest
podświadome pragnienie większości ludzi, by być dokładnie takim jak inni, by
spełniać cudze oczekiwania, by nie odstawać od średniej, by nie wybijać się
ponad przyjętą normę, nie przekraczać wyznaczonego poziomu nijakości. Sprawy pogarszają
zdolność widzenia rzeczy takimi, jakie one są oraz umiejętność odczytywania i
rozszyfrowania cudzych gestów, które jednak nie przekładają się na trudną
sztukę rozumienia cudzych intencji. Niepokój współplemieńców wywołuje również
fakt, że Duffield, tak jak przystało na autentycznego w swoich poszukiwaniach
artystę, budzi uśpioną na co dzień świadomość, skłaniając do redefinicji
własnych sądów, zmuszając do przystania, zatrzymania się, przerwania
szaleńczego biegu i spojrzenia na własną osobę przez pryzmat obrazów, które
niczym soczewka skupiają okropieństwa człowieczej natury. Stosunek do Duffielda, który postrzegany jest bardziej
jako pomnik, symbol, uosobienie dziwaczności i stetryczenia, dobrze
odzwierciedla strach przed zbytnim komplikowaniem świata, który przez
niejednego człowieka budowany jest w oparciu o schematy, półprawdy i
uproszczenia, nie wymagającego intelektualnego wysiłku czy bezpośredniej
konfrontacji z nieprzyjazną rzeczywistością. Tymczasem włókno pędzla Duffielda okazuje
się ostrym skalpelem, który zeskrobuje cieniutką warstwę konwenansów
skrywających ludzką brzydotę, wystawiając na światło słoneczne powierzchowność
człowieczych związków, przywary ludzkiego charakteru oraz trywialność ziemskiej
egzystencji – w miarę upływu lat malarz konstatuje, że niemal każda istota
posiada swój garb, tj. bagaż
negatywnych cech, worek pełen skaz i defektów skrzętnie chowanych przed światem
zewnętrznym. Ludzkie automaty przywodzą na myśl dziurawe naczynia, z których
wyciekają daremne pragnienia i złudzenia.
Reasumując, Wiwisekcja to wybitna książka, złożona i kolosalna, tak, że jednokrotna lektura z pewnością uniemożliwia wyłowienia wszystkich poruszonych przez pisarza aspektów. Z mojego punktu widzenia utwór to w sporej mierze ukazanie prawdy, jak mocno człowiek przywiązany jest do starego, będącego synonimem poznanego, sprawdzonego, tego, co nie może niczym zaskoczyć, co jest pewne i godne zaufania. Powieść przesiąknięta jest również przeświadczeniem, że nierealne jest głębokie i pełne zrozumienie bliźniego, podobnie zresztą jak nieprawdopodobne jest totalna ekspresja własnych uczuć oraz artystycznych impulsów – White brutalnie uświadamia jałowość i bezsens tego typu starań, które zawsze skażone będą bezsilnością i niemocą. Mocno eksponowanym akcentem jest także ludzka skłonność do destrukcji, niszczenia, maskowana pod wzniosłymi i neutralnymi hasłami analizy – rozkładowi na czynniki pierwsze, a więc swoistej wiwisekcji poddawane są wszystkie elementy otoczenia, które dzięki temu mniej przerażają swoją złożonością i wielowymiarowością. Kawał solidnej, mocnej prozy, która żywo oddziałuje na czytelniczą tkankę.
To jest to, czego szukam w książkach - grzebać się w odmętach ludzkiej duszy. Przekonałeś mnie do lektury...
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, ponieważ książka jest zdecydowanie godna polecenia. Autor za czasów PRLu cieszył się w Polsce całkiem sporym uznaniem, o czym może świadczyć choćby liczba wydanych wtedy książek ("Drzewo człowiecze", "Oko cyklonu", "Przepaska z liści", "Voss", "Węzeł", pierwsze wydanie "Wiwisekcji", "Żywi i umarli"). Obecnie proza Australijczyka mocno się zakurzyła, moim zdaniem - niesłusznie.
UsuńDla mnie wydźwięk niemożności poznania drugiego człowieka, a nawet samego siebie, jest raczej pozytywny. Każdy jest jak książka, która nigdy się nie kończy. Inaczej bycie z drugim człowiekiem, a nawet z sobą samym, po pewnym czasie byłoby nudne, a być może nawet nie do zniesienia ;)
OdpowiedzUsuńHa, jak zawsze w sedno - wszystko zależy od punktu widzenia. Dla jednych tragedią będzie fakt, że ludzie są zagadką, której nigdy nie sposób rozwikłać w pełnej rozciągłości, dla innych będzie to źródło nieustannych fascynacji :)
UsuńOd dawna mam chrapkę na "Wiwisekcję" - ten ponad 800-stronicowy tom świetnie się nada na jesień. Tym bardziej, że chciałabym poznać nowy literacki kontynent, bo lista znanych mi australijskich pisarzy zaczyna się i kończy na Colleen McCullough :-)
OdpowiedzUsuńA przy okazji, gorąco polecam Ci powieść Jacka Dehnela "Saturn". To, podobnie jak "Wiwisekcja", studium życia genialnego malarza - Francisco Goyi i jego rodziny. Wspaniała rzecz, jedna z najlepszych książek, jakie czytałam.
Ja po Australijczyków sięgam stosunkowo rzadko, ale kiedy już to robię, to na ogół jestem bardzo zadowolony - "Ścieżki północy", "Jasper Jones" czy "Ostatni brzeg" to tytuły, które podobnie jak "Wiwisekcja" na długo zapadły w mojej pamięci.
UsuńDzięki za polecenie "Saturna". Tak się składa, że mam tę powieść na półce (nawet z autografem) i od pewnego czasu zabieram się, by po nią sięgnąć. Twoja pozytywna rekomendacja na pewno przyspieszy ten proces :)
Taka jakaś naszła mnie myśl, że mimo wszystko łatwiej nam jest analizować drugiego człowieka niż samych siebie. Oczywiście to zależy od uczciwości wobec siebie, ale mam wrażenie, że gdy już zaczynamy analizować siebie to często kończy się na rozbabraniu jednego aspektu naszej osobowości. I też objawia skłonności do zamiatania i ignorowania tego, co niewygodne.
OdpowiedzUsuńPs. uśmiałam się na tym porównaniu:"Hurtle Duffield jest niczym biały kurczak, wzniecający agresję pozostałego drobiu z racji na swój odróżniający się kolor piór, bądź opos, któremu przywiązano do szyi dzwoneczek, odstraszający pozostałe zwierzęta, bojące się na powrót przyjąć do swojego grona niebezpieczny wybryk natury." Boskie:)
Ha, w przypadku analizowania drugiego człowieka łatwiej o obiektywizm (czy chociaż jego znamiona), ale niekiedy brakuje nam wszystkich danych, by przeprowadzić rzetelne badanie. Kiedy natomiast przyglądamy się samemu sobie, brakuje odpowiedniej perspektywy, by pochwycić naszą osobę w szerszym kontekście - wychodzi z tego coś a la zasada nieoznaczoności Heisenberga (wspomniałem o tym we wpisie poświęconym książce "Paryski ekspres" Simenona).
UsuńPorównania, bardzo oryginalne i ciekawe, zaczerpnięte są z samej książki. Na początku utworu młody bohater ze zdziwieniem pyta ojca, dlaczego kurczaki znęcają się nad białym odmieńcem :)
Kilku australijskich pisarzy udało mi się poznać, a jednak nie wpadła w moje ręce książka tego noblisty. Zapowiada się interesująca lektura, zwłaszcza ukazanie niemocy w próbach poznania drugiej osoby.
OdpowiedzUsuńWhite to ostatnimi czasy postać stosunkowo anonimowa na polskim rynku książkowym. Mam nadzieję, że sytuacja ulegnie zmianie, ponieważ autor - piszący głównie księgi długie i obszerne - to niezwykle interesujący twórca.
UsuńZauważyłam, że pojawia się coś w rodzaju mody na twórców z tego rejonu, więc przydałoby się trochę pozytywnego szumu wokół tego noblisty.
UsuńZgadza się, ostatnio Australia jest bardzo na topie. Bardzo bym się cieszył, gdyby MUZA postanowiła wznowić pozostałe książki White'a oraz wydać coś, co nie doczekało się jeszcze polskiego przekładu.
Usuń