Nasz syn zostaje mnichem
Kiyohiro Miura
Tytuł oryginału: Chōnan no shukke
Tłumaczenie: Barbara Słomka
Wydawnictwo: Dialog
Liczba stron: 110
Na
ogół ludzie dorośli w kontaktach z dziećmi starają się roztoczyć wokół siebie
aurę szacunku, której towarzyszy poczucie wyższości oraz przekonanie o byciu
pełnowartościowym człowiekiem. Emocje i wrażenia odczuwane przez małolatów
traktowane są z połowiczną atencją – z reguły nie podchodzi się do nich zbyt
poważnie, żywiąc podświadome przeświadczenie, że dzieci nie są zdolne do
głębszych refleksji, a ich postępowaniem kierują głównie impulsy i chwilowe
kaprysy. Podobne podejście do swojego potomka cechuje pana Kimurę, bohatera
powieści Nasz syn zostaje mnichem i z
tego względu, bezbrzeżne zdumienie i niedowierzanie wzbudza decyzja chłopca,
który zgodnie z tytułem dzieła, postanawia zostać mnichem.
Autorem
krótkiej książki wydanej na łamach oficyny Dialog
w ramach serii Życie po japońsku jest
Kiyohiro Miura, urodzony na Hokkaido w 1930 roku japoński prozaik i eseista.
Artysta jest absolwentem Uniwersytetu Tokijskiego, kształcił się także w USA,
na uczelniach San Jose State University i University of Iowa. Po reemigracji,
Kiyohiro Miura wykładał język angielski oraz literaturę angielską i amerykańską
na Uniwersytecie Meiji. W 1988 roku pisarz otrzymał prestiżową Nagrodę
Akutagawy przyznaną za wspomnianą powieść zatytułowaną Nasz syn zostaje mnichem.
Pierwszoosobowym
narratorem dzieła jest pan Kimura, Japończyk, który po 8-letnim pobycie w
Stanach Zjednoczonych powraca do ojczyzny. Jest to człowiek nie posiadający
jasno sprecyzowanego celu w życiu, odrobinę bezwolny i zbyt łatwo godzący się z
sytuacją, w efekcie często poddający się prądowi wydarzeń. W trakcie jednego ze
spacerów odbywanych po okolicy wspólnie z małżonką, pan Kimura natyka się na
popadającą w ruinę świątynię zen,
której pierwotny blask zamierza przywrócić dziwna i nieszablonowa mniszka,
odznaczająca się intuicją oraz surowym spojrzeniem. Mężczyzna kierując się
wewnętrznym bodźcem, zaczyna uczęszczać na medytacje zen, prowadzone przez szaloną mniszkę, na które z biegiem czasu
zabiera także swojego kilkuletniego syna, Ryōtę Kimura. W trakcie jednej z
wypraw do świątyni chłopiec niespodziewanie oświadcza, że pragnie zostać
mnichem. Tyle, że zgodnie z wyobrażeniem pana Kimury mnich to osoba o głębokich
pokładach empatii, bezinteresowny we wszystkim, co robi, nie przywiązujący się
zbytnio do rzeczy materialnych, ochoczo oddającym się wszelkim pracom i
religijnym praktykom – charakter i temperament syna w żadnej mierze nie
odpowiadają temu wykreowanemu obrazowi i z tego względu rodzice rozpatrują
plany chłopca w kategoriach abstrakcji, uważając je za tymczasową zachciankę,
która bezpowrotnie przeminie wraz z upływem odpowiednio długiego czasu. Jednak
mniszka, jako jedyna osoba, z pełną powagę przyjmuje oświadczenie Ryōty, ani
przez moment nie zapominając o jego zamierzeniach.
Książka
Kiyohiro Miury jest dość krótka, ale w skromnej objętości, udało się autorowi
pomieścić całkiem sporo treści. Wiodącym wątkiem utworu jest dojrzewanie Ryōty
oraz obserwacje narratora dotyczące zmian w zachowaniu i usposobieniu
młodzieńca. Pod tym względem powieść można rozpatrywać jako swoiste studium, w
którym zaprezentowano przemiany zachodzące w umysłach rodziców – oboje muszą
zaakceptować fakt, że syn dorasta i wstępuje na drogę życia, którą zamierza
kroczyć samodzielnie. Wybór Ryōty jest dość radykalny z uwagi na fakt, że za
główną przeszkodę w doskonaleniu się w ascetycznych praktykach uchodzą więzy
rodzinne, które z tego powodu należy przeciąć. Nasz syn zostaje mnichem jest zatem książką o godzeniu się
człowieka z nową, mniej przyjazną i smutniejszą rzeczywistością.
Naturalnymi
pytaniami, które rodzą się w trakcie lektury są kwestie podejmowanych w życiu
decyzji – kto za nimi stoi? czy człowiek jest zdolny samodzielnie rozstrzygać o
własnym losie? Niedaleko stąd do rozmyślań czy istnieje coś takiego
przeznaczenie oraz w jakim stopniu przytrafiające się przypadki i zrządzenia są
rezultatem naszych własnych starań a w jakim stopniu są one dziełem przewrotnej
fortuny.
Interesującym
aspektem powieści są także rozważania poświęcone kontemplacji religijnej zen. Na łamach utworu pojawia szereg
przemyśleń na temat buddyjskiej medytacji, nie brakuje również prób uchwycenia
w karby słów idei, skrywających się za tego rodzaju praktykami. I tak zgodnie
ze słowami bohaterów: Istota zen polega
na patrzeniu pod nogi (…). Teraz wszyscy patrzą gdzieś daleko przed siebie.
Trzeba ludzi zmuszać, by skierowali wzrok na ziemię [1].
Pod tym względem zen wydaje się
sztuką koncentracji na samym sobie, umiejętności kontrolowania własnych myśli i
przede wszystkim zrozumieniem i poznaniem własnej osoby. To także otwarcie się
na rzeczywistość niewyrażalną, niemożliwą do wyrażenia słowami, którą można
pojąć jedynie intuicyjnie oraz umiejętność gromadzenia drobnych radości
codziennego bytowania, głęboka wdzięczność wynikająca z samego faktu trwania,
bycia istotą żywą. Nie brakuje również dość surowych stwierdzeń, kojarzących
się choćby z nauczaniem Jezusa – zen jako
zdolność porzucenia wszystkiego czy konieczność ciągłego doskonalenia się
odruchowo przywodzi na myśl sławetne zdanie, że trzeba porzucić wszystko, aby iść za Jezusem.
W
powieści, w nawiązaniu do przeszłości pana Kimury i jego epizodu w USA, można
odnaleźć niejedną interesującą konstatację dotyczącą ludzkiej samotności i
alienacji. Autor sugeruje, że poczucie metafizycznej pustki to nieodłączny towarzysz
osobnika, będącego członkiem konsumpcyjnej społeczności, nastawionej przede
wszystkim na łapczywe posiadanie. Niespełnienie i nieustanne wrażenie, że
czegoś w życiu brakuje wynika z prostego faktu, że na własność można uzyskać
jedynie rzeczy materialne, które nie są w stanie być choćby substytutem
autentycznych przeżyć, wartości duchowych czy doznań estetycznych. Słusznie zwrócono
też uwagę na takie tematy jak wyobcowanie czy przekonanie o egzystencji poza
społecznym nawiasem, mimo życia w ogromnej metropolii. Bardzo trafne jest
spostrzeżenie, że: Miasto ma w swej
konstrukcji jakiś zalążek samotności, nawet jeśli bardzo się starasz być z kimś
blisko, zawsze czujesz, jak pomiędzy was wkrada się chłód, a po rozstaniu
przytłaczają cię bezlitośnie szare, cementowe ściany [2].
Reasumując,
Nasz syn zostaje mnichem to ciekawa
lektura, która okazała się przyjemną wizytą w Kraju Kwitnącej Wiśni. Kiyohiro
Miura zadaje w swoim dziele stosunkowo dużo pytań, udzielając przy tym bardzo
niewiele odpowiedzi, pozostawiając czytelnikowi szerokie pole do przemyśleń. Ze
stosunkowo skromnej liczby gotowych formułek, najbardziej przypadło mi do gustu
zdanie, że zadaniem rodziców jest
oddzielić to, czego [dziecko – przyp. Ambrose] naprawdę potrzebuje, od tego, co jest mu niepotrzebne, i wytłumaczyć
mu to [3].
[1] Kiyohiro Miura, Nasz
syn zostaje mnichem, przeł. Barbara Słomka, Wydawnictwo Akademickie Dialog,
Warszawa 2003, s. 13
[2] Tamże, s. 14
[3]
Tamże, s. 27
Może wybór młodego bohatera książki jest dość radykalny, ale z pozycji rodzica muszę stwierdzić, że przeważnie wybory naszych dzieci - takie właśnie nam się wydają. I dobrze wiedzieć, że istnieje książka, która pokazuje kilka rzeczy na raz - nie tylko jest pozycją kulturoznawczą, ale prezentuje problem z ciekawej perspektywy. Do przemyślenia dla rodziców:)
OdpowiedzUsuńNiejeden rodzic bardzo szybko kreuje w swoim umyśle dorosłą postać swojego dziecka - ma już dla niego gotowy zawód, partnera oraz pomysł na życie. Tymczasem najczęściej okazuje się, że dziecko to byt bardzo niezależny, który podąża własnymi ścieżkami :)
UsuńBardzo ciekawa tematyka i powieść ta naprawdę wydaje się interesująca. A zdanie świetne:)
OdpowiedzUsuńI to "Niespełnienie i nieustanne wrażenie, że czegoś w życiu brakuje wynika z prostego faktu, że na własność można uzyskać jedynie rzeczy materialne, które nie są w stanie być choćby substytutem autentycznych przeżyć, wartości duchowych czy doznań estetycznych" bardzo w punkt.
Jako, że proza japońska nie jest Ci obca, ośmielam się wysnuć przekonanie, że ta krótka powieść mogłaby przypaść Ci do gustu :)
UsuńTaa - od razu mi się skojarzyła eutanazja, aborcja oraz ci, którzy chcą innych zmusić, by żyli według głoszonych przez nich haseł (głoszonych, bo przestrzeganie, to całkiem inna bajka).
OdpowiedzUsuńProblemem wielu ludzi jest to, że na cudze życie patrzą oni wyłącznie przez pryzmat własnych doświadczeń, stosując jedynie swoje aparaty odbiorcze. Tymczasem okazuje się, że to co dla jednych jest szczęściem i spełnieniem, dla innych może być cierpieniem i koszmarem. Szkoda, że tak często się o tym zapomina.
UsuńJest nawet gorzej. Często wymagają od innych spełniania tego, czego sami spełnić nie chcą, nie mogą, itd.
UsuńW nawiązaniu do ostatniego cytatu powiedziałabym, że przekonania rodziców o tym, czego dziecko - zwłaszcza to starsze - potrzebuje, nie zawsze są słuszne. Jakże często się mylą.;(
OdpowiedzUsuńChętnie przyjrzę się japońskiemu mnichowi, chyba mam nawet tę książkę w domu.
Zgadza się - przekonania rodziców się bardzo często mylne, ale cytat można potraktować jako przestrogę, aby uczyć dziecka swoistego minimalizmu i nie rozpieszczać go zbytnio, zapewniając mu wszystko, czego sobie tylko zażyczy.
UsuńA jeśli książka zaplątała się gdzieś na Twoich bibliotecznych półkach, to tym bardziej polecam jej lekturę. Ciekaw jestem Twoich refleksji.
W dzisiejszych czasach dużo łatwiej niż kiedyś jest być samotnym w tłumie.
OdpowiedzUsuńZgadza się. Problem ten chętnie poruszany jest we współczesnej literaturze, także japońskiej (Murakami, Abe).
UsuńTeza bardzo dyskusyjna. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że teraz po prostu ludzie mają czas i technologie, by nad tym biadolić.
UsuńNo tak, mało który rodzic cieszy się, kiedy dziecko oznajmi, że chce zostać mnichem lub zakonnicą. W przypadku historii opisanej w tej książce ojciec sam sprowokował syna do zostania mnichem, bo przecież zabierał go do świątyni na medytacje...
OdpowiedzUsuńOkładka nie podoba mi się.
Czasy szybko się zmieniają - jeszcze niedawno, w przypadku wielodzietnych rodzin, jedno z dzieci bardzo często było "oddawane Bogu" :)
UsuńA co do okładki, to może nie jest oszałamiająca, ale, co wcale nie jest częste w przypadku polskich przekładów prozy japońskiej, dość dobrze oddaje sedno utworu :)
Najdziwniejsze, że w kościele wszyscy za księdzem powtarzają żarliwie słowa modlitwy o liczne powołania kapłańskie. Czyżby na koniec po cichu dodawali - ... byle nie w mojej rodzinie?
UsuńBardzo trafna uwaga. Takie zachowanie świadczy o hipokryzji.
UsuńChyba sięgnę po książkę. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń