Camilla Läckberg
Ofiara losu
tytuł oryginału: Olyckfagelncykl: Saga o Fjällbace (tom 4)
tłumaczenie: Inga Sawicka
lektor: Marcin Perchuć
Wydawnictwo: Czarna Owca 2012
Urzeczony trzema pierwszymi powieściami Camilli Läckberg z cyklu Saga o Fjällbace postanowiłem iść za ciosem i kontynuować ten maraton czytelniczy, co nie zdarza mi się zbyt często. Na ogół kolejne pozycje z serii wydawniczych, zwłaszcza kryminały, przeplatam innymi lekturami. Brawurowa interpretacja Marcina Perchucia, który użyczył głosu dla wersji Sagi w formie audio, sprawiła jednak, że tym razem stało się jak wspomniałem we wstępie i tak oto przyszedł czas na Ofiarę losu, czyli czwartą książkę cyklu. Jak zwykle w takim wypadku, pełen obaw, czy autorka utrzyma dotychczasowy poziom, założyłem słuchawki i oddałem się lekturze.
Patrik Hedström wraz z nową koleżanką z komisariatu w Tanumshede wyrusza na miejsce śmiertelnego wypadku drogowego. Wstępne ustalenia wskazują na to, że jedyna ofiara, kobieta która prowadziła samochód, spowodowała nieszczęście z powodu nadmiaru wypitego alkoholu; nie zapanowała nad pojazdem i uderzyła w przydrożne drzewo. Patrikowi coś się nie zgadza i choć nie wie co, to z logiki powieściowej wynika, iż... Tego oczywiście nie zdradzę. Wspomniany wypadek nie będzie jednak jedynym zmartwieniem policji. Wkrótce nasz sympatyczny protagonista nie będzie miał czasu, by dalej zajmować się tym zdarzeniem i swymi przeczuciami, albowiem okaże się, że w mieście będzie kręcony reality show. W sposób oczywisty zabezpieczenie takiej imprezy zaangażuje siły skromnej załogi komisariatu, a jakby tego było mało, zbliżać się będzie termin ślubu i wesela Patrika z drugą główną postacią cyklu – Ericą.
Jak się sytuacja rozwinie, oczywiście zachowam dla siebie. Wspomnę jednak, że tym razem Camilla Läckberg skonstruowała intrygę w sposób znacząco odmienny od dotychczasowych, bardzo oryginalny i umiejętnie łączący niespotykany, na pierwszy rzut oka mało prawdopodobny, motyw z realistycznym przedstawieniem sytuacji, która doprowadziła do tragicznego rozwoju wypadków.
Jak zwykle u tej pisarki mocną stroną powieści jest warstwa obyczajowa, psycho- i socjologiczna. Przyjemnie śledzić, jak wraz z kolejnymi powieściami, a więc z upływającym w świecie przedstawionym czasem i wydarzeniami, które się w nim rozgrywają, zmieniają się różne postacie, nie tylko te pierwszoplanowe. Ich wzajemne interakcje, przeplatanie się różnych granych przez nie ról życiowych, to poezja podobna do obserwowania realnego życia społecznego. Szkoda, że pod wpływem lektur i filmów promujących uproszczony jego obraz wielu ludzi zubaża i swoje prawdziwe życie, wyraźnie preferując jedną z granych przez siebie ról ze szkodą dla pozostałych. Camilla, i chwała jej za to, zderza postacie postępujące w ten sposób z takimi, które pomimo absorbujących zadań o dużym parciu na psychikę, jak bycie ofiarą, zabójcą czy policjantem, nie zapominają o byciu mężem, ojcem czy przyjacielem.
W tej części Sagi, między innymi przy okazji wspomnianego reality-show, widać wyraźnie, co może sprawić, że pewni ludzie nigdy nie będą szczęśliwi, gdyż sami nie wiedzą, co by miało im to szczęście dać, a przez to nie wiedzą nawet za czym gonić. Inni zaś odwrotnie, niezależnie od sytuacji przez innych ocenianych za porażki lub sukcesy, potrafią znaleźć swe chwile zadowolenia, bo szczęście niejedno ma imię. Inna sprawa, że o ile można oceniać przekonania autorki po tym, co spotyka jej bohaterów, to dla pisarki prawdziwe szczęście musi się wiązać z udanym związkiem, niekoniecznie zresztą, jak na Szwedkę przystało, heteroseksualnym.
Spora ilość miejsca poświęcona perypetiom rodzinnym i miłosnym w pewnym sensie zaczyna kojarzyć się nieco z atmosferą telenoweli, ale czy to na pewno źle? Kryminałów w których mrok, zbrodnia, nauka, praca czy obowiązek przesłaniają wszystko inne, jest w literaturze zatrzęsienie – od wspaniałych aż po beznadziejne, ze wszystkimi pośrednimi pośrodku. Niewiele jednak jest podobnych do Sagi o Fjällbace, takich, po których zachowując świadomość powszechności i banalności zbrodni czytelnik jednak nie nabiera typowego dla wielu starych żandarmów i policjantów zgorzknienia, które każe im patrzeć na wszystkich bliźnich z podejrzliwością i niechęcią.
Słyszałem zarzuty, iż pewne stałe elementy wykorzystywane przez autorkę, jak na przykład przeczucia, są infantylne. Cóż to jest w porównaniu do życia! Tym krytykom polecałbym wykosztowanie się na odpowiednią ilość wódki i pogadanie ze starymi policyjnymi wyjadaczami. Zdarzają się poważne śledztwa tak banalne, że zanim informacja o sukcesie trafia do mediów, dorabia się im legendę, by wyglądały tak, jak ludzie się spodziewają. By była w nich i praca operacyjna, i emocje, i inne rzeczy, których nigdy nie było. Zresztą, wracając do owych przeczuć, które faktycznie dość często się w Sadze zdarzają – może to kwestia nomenklatury? Wszak równie dobrze można je nazwać wątpliwościami czy jeszcze inaczej.
Oczywiście, jak już wcześniej przy okazji poprzednich odsłon serii wspominałem, trudno powiedzieć, by Saga o Fjällbace aspirowała do Wielkiej Literatury. Zdecydowanie jednak w kwestii propozycji dla poszukujących kryminału, przy którym można się odprężyć i odpocząć, a który zarazem potrafi wciągnąć bez reszty, jest to wyjątkowo mocna pozycja. Idealny wybór dla zmęczonych ambitniejszymi lekturami lub pragnących odpocząć od naszej rzeczywistości.
Uważny czytelnik w Ofierze losu, jak zwykle w powieściach Läckberg, zauważy wiele ciekawostek obyczajowych. Tym razem najbardziej rzuciło mi się w oczy, a raczej w uszy to, że w Fjällbace policjantów najczęściej przyjmuje się w kuchni. Interesująca odmienność od naszych zwyczajów. Ciekawe, czy wiąże się to ze znacząco odmiennym w obu krajach stosunkiem policji do społeczeństwa oraz społeczeństwa do policji i z poziomem zaufania do niej?
Analiza motywów, jakie pchają ludzi do udziału w reality show, którą znajdziemy w Ofierze losu, to także ciekawy przyczynek do zastanowienia się nie tylko nad tego typu programami, ale w ogóle nad „misją” mass mediów w społeczeństwie. Pomimo ogólnej lekkostrawności książki, takich wątków do przemyślenia jest jak zwykle więcej. Jeśli do tego dodać świetną, niepowtarzalną atmosferę powieści, interesującą intrygę i sprawnie poprowadzoną akcję oraz sympatyczne postacie, to czyż można się dziwić, że już ostrzę sobie ząbki na część następną Sagi o Fjällbace, czyli Niemieckiego bękarta? A tym, którzy czynią autorce zarzut z sympatycznych wiodących postaci powiem tylko na pożegnanie, że otaczanie się ludźmi budzącymi naszą sympatię jest jednym z warunków szczęścia i zdrowia psychicznego. Czemu więc unikać tego w literaturze?
Wasz Andrew
Saga o Fjällbace:
- Isprinsessan (2003) Księżniczka z lodu (2009)
- Predikanten (2004) Kaznodzieja (2010)
- Stenhuggaren (2005) Kamieniarz (2010)
- Olycksfågeln (2006) Ofiara losu (2010)
- Tyskungen (2007) Niemiecki bękart (2011)
- Sjöjungfrun (2008) Syrenka (2011)
- Fyrvaktaren (2009) Latarnik (2011)
- Änglamakerskan (2011) Fabrykantka aniołków (2012)
- Lejontämjaren (2014) Pogromca lwów (2015)
Ha, najbardziej podoba mi się Twoja refleksja dotycząca niedostępności szczęścia dla wielu współczesnych ludzi, bowiem mało kto zdaje sobie sprawę z tego, do czego to szczęście miałoby się właściwie sprowadzać. Wydaje mi się, że w ogromnej mierze wynika to z faktu, że obecnie człowiek bombardowany jest ogromną ilością bodźców oraz informacji - ludzie telewizji, celebryci prezentują swoje definicje szczęścia, a ludzie ślepo podążają za kolejnymi trendami, zapominając, że szczęście to sprawa bardzo indywidualna.
OdpowiedzUsuńTak, ale wszyscy inżynierowie dusz świadomie wmawiają ludziom, że istnieje szczęście dla wszystkich. To jedno z narzędzi kontroli.
Usuń