Meijin - mistrz go
Yasunari Kawabata
Tytuł oryginału: Meijin
Tłumaczenie: Henryk Lipszyc
Wydawnictwo: Elay
Liczba stron: 176
Aki-san-kaku,
atari, furikawari, hane, horikomi, hoshi,
ishi, kiri, ko, mokuhazushi czy uchikomi to wyrazy, które
niewiele mówią przeciętnemu zjadaczowi chleba. Jest jednak pewna grupa ludzi,
która błyskawicznie (niezależnie od narodowości) skojarzy wymienione wyżej
słowa – każdy posiadacz gobanu
zapewne zda sobie sprawę, że przytoczone terminy ściśle wiążą się z go, czyli starochińską grą planszową
(jej legendarne początki sięgają 2000 lat p.n.e.), niezwykle popularną w
Japonii. Partię go toczy dwóch graczy
na kwadratowej planszy (19 linii poziomych przeciętych jest 19 liniami
pionowymi tworząc 361 przecięć). Gracze kładą na przemian czarne i białe
kamienie na przecięciach linii. Celem gry jest otoczenie własnymi kamieniami,
na pustej początkowo planszy, terytorium większego niż terytorium przeciwnika. Go określana jest niekiedy mianem gry cesarskiej, ale po lekturze powieści
Meijin – mistrz go, w głowie
czytelnika może zrodzić się pytanie, czy aby na pewno go jest tylko i wyłącznie grą.
Yasunari Kawabata (1899 – 1972) to światowej sławy prozaik i poeta,
pierwszy pisarz japoński, który został laureatem Nagrody Nobla w dziedzinie
literatury (w roku 1968 w uznaniu za mistrzostwo
pisarskie, które oddaje istotę japońskiej świadomości). O twórczości i
życiu tego znakomitego artysty pisałem przy okazji omawiania powieści Głos góry, Kraina śniegu, Śpiące
piękności, Tysiąc żurawi oraz
krótkich form literackich – Pieśni
lirycznej i Ręki (zawartych w
antologii Ballada o Narayamie. Opowieści
niesamowite z prozy japońskiej). Kolejnym dziełem, które przekonało mnie o
wyjątkowym kunszcie Kawabaty był wspomniany Meijin – mistrz go.
Meijin – mistrz go to na poły autentyczna historia niezwykłego
pojedynku go, rozegranego pomiędzy
Mistrzem Shūsai, dwudziestym pierwszym Hon'inbō [1],
a Ōtake (jego protoplastą był Minoru Kitani), przedstawicielem graczy młodego
pokolenia. Pierwszoosobowym narratorem utworu jest Uragami, sprawozdawca,
wysłany przez swoją redakcję do obsługi prasowej partii go, którą Mistrz miał zakończyć swoją wielką i uwieńczoną sukcesami
karierę. Co interesujące, dzieło to w sporej mierze sfabularyzowane zapiski
oraz notatki Yasunariego Kawabaty. W 1938 roku początkujący podówczas artysta został
oddelegowany przez dziennik, w którym był zatrudniony do zrelacjonowania
ostatniej rozgrywki niepokonanego Hon'inbō Shūsaiego. Z tego względu książka
obfituje w wątki autobiograficzne, ponadto pozwala poznać bardzo osobiste
przemyślenia oraz refleksje Yasunariego Kawabaty związane z okresem, w jakim
toczy się akcja dzieła.
Głównym,
chociaż nie kluczowym, ani nie jedynym wątkiem powieści jest toczący się
pojedynek pomiędzy odchodzącym mistrzem, a adeptem, mozolnie wdrapującym się na
szczyt sukcesu. Powieść wspaniale uzmysławia, w jak niezwykły sposób można
postrzegać tę grę planszową. Czytelnika, który z go nie ma większej styczności, z pewnością zaskoczy forma
prowadzonej rozgrywki – jest ona niespieszna, prowadzona w ślimaczym tempie i
wręcz niemożebnie rozciągnięta w czasie, jako, że dzieli się ją na poszczególne
sesje, odbywające się z kilkudniowymi przerwami. Samej grze towarzyszą głęboko
przemyślane ruchy, a każde położenie kamyka przywodzi na myśl zabiegi kapłana w
trakcie podniosłej ceremonii. Jednocześnie zdziwienie wzbudzają liczne
dyskusje, wymiana intelektualnych poglądów, wspomnienia czy anegdoty snute w
trakcie pojedynku, które kojarzą się z towarzyskim spotkaniem, okraszonym
pogawędkami. Sporo wrażenie wywołuje również sama otoczka wokół pojedynku,
który jest powszechnie komentowany, omawiany i relacjonowany, zajmując ważne
miejsce w codziennej egzystencji niejednego Japończyka.
Oczywiście
Meijin – mistrz go to
powieść, która wybiega daleko poza ramy odtworzenia klimatu i nastroju
prowadzonej partii. Bardzo ważnym
elementem dzieła jest opis zmian, jakie zachodzą w sposobie rozgrywek go na przestrzeni lat, które swoją
pamięcią ogarnia narrator. Uwagę zwraca przede wszystkim rozwój formalizmu,
cechujący się wzmożoną potrzebą racjonalizmu, który podporządkowując wszystko
pedantycznym przepisom prowadzi do tego, że w mniemaniu pana Uragamiego z
partii go ulatują urok i wykwintność,
że zaczyna brakować miejsca na respekt dla starszych, na wzajemny szacunek, na
rozkoszowanie się samą możliwością uczestnictwa w rozgrywce. Relacjonujący
pojedynek ubolewa nad faktem, że piękno toczonej gry bezpowrotnie zanika, a
zastępują je chłodne kalkulacje i bezlitosne regulaminy. Celem nadrzędnym
pojedynku staje się samo dążenie do wygranej, co ogranicza możliwość smakowania
czaru i dostojeństwa go, traktowanej dotychczas
jako sztuka. Z biegiem czasu go
zawężana jest wyłącznie do rywalizacji, konfrontacji, pojedynku, walki.
Nietrudno
odnieść wrażenie, że szczegółowa charakterystyka przeobrażeń, którym podlega go symbolizuje metamorfozę, jakiej ulega
cały Kraj Kwitnącej Wiśni. W tym momencie warto pochylić się nad kwestiami
„chronologicznymi” powieści. Ogromne znacznie zdają się mieć dwa fakty – czas
akcji został ulokowany w roku 1938, tuż przed wybuchem II wojny światowej, a w
trakcie trwania II wojny chińsko-japońskiej (1937 – 1945), która stanowiła
manifestację siły militarystycznej Cesarstwa Japońskiego. Równie istotne wydaje
się to, że powieść została wydana w formie książkowej dopiero w 1954 roku,
kiedy na niespokojny okres wojennej pożogi można było spojrzeć z odpowiednio
odległej perspektywy. W tym kontekście Meijin
– mistrz go przypomina tęskną melodię, nuconą przez piewcę przeszłości. W
momencie rozpoczęcia utworu Japonia znajduje się u progu wielkich i znaczących
przemian, które na nowo zdefiniują tożsamość narodową mieszkańców Nipponu.
Silne wpływy nacjonalizmu i militaryzmu nie pozostają bez echa na zagadnienia
kulturowe czy społeczne. Stare staje
do konfrontacji z nowym, którego
nadejście jest jednak nieuchronne, a więc wszelki opór, nieważne jak bohaterski
i uporczywy, z góry skazany jest na porażkę i niepowodzenie.
Meijin – mistrz go to także apoteoza tego, co japońskie. Czytając
powieść można pokusić się o stwierdzenie, że go posłużyło Kawabacie do wyeksponowania wyjątkowości czy bardziej
niezależności japońskiej kultury. W tym kontekście dość istotny jest epizod,
kiedy narrator, Uragami, podróżując pociągiem przystaje na propozycję
cudzoziemca, Amerykanina, by zagrać w go.
Przebieg kolejnych partii, w których dość łatwo zwycięża Uragami pociąga za
sobą przypuszczenie o niemożności uchwycenia ducha go przez ludzi Zachodu, która wynika z diametralnie innego sposobu
myślenia, doświadczania świata, odbierania bodźców z otoczenia. W szerszej
perspektywie bohater, którego nietrudno utożsamiać z samym Yasunarim Kawabatą,
zdaje się kontestować sens bezmyślnego otwierania się na wpływy zachodnie –
łapczywego i bezmyślnego przejmowania wszelakiej maści wzorców, co pociąga za
sobą erozję własnej kultury, która odznacza się bogactwem i niepowtarzalnością.
Utwór, jak wszystkie dzieła Yasunariego Kawabaty, odznacza się stylem, który wyróżnia się drobiazgowością i precyzją opisu. Każdy detal zostaje pieczołowicie oddany, co powoduje, że sama lektura jest niespieszna, wręcz powolna, pozwalając się rozkoszować każdym słowem. Relacjonujący partię narrator zwraca uwagę na wszystkie elementy, które składają się na pożegnalną partię Mistrza (sprawozdawca dzieli się nawet spostrzeżeniem, że jeden z włosów wyrastających z brwi Shūsaia jest niezwykle długi!). Istotne okazują się gesty graczy, ich postawa, strój, sposób zachowania, jak również otoczenie, w którym toczona jest rozgrywka. Pogoda na zewnątrz, odgłosy przyrody, dzieła sztuki zdobiące ściany pomieszczeń, panująca atmosfera – go w ujęciu Kawabaty zostaje podniesione do rangi misternej ceremonii, w której uczestniczą wszelkie stworzenia oraz przedmioty.
Utwór, jak wszystkie dzieła Yasunariego Kawabaty, odznacza się stylem, który wyróżnia się drobiazgowością i precyzją opisu. Każdy detal zostaje pieczołowicie oddany, co powoduje, że sama lektura jest niespieszna, wręcz powolna, pozwalając się rozkoszować każdym słowem. Relacjonujący partię narrator zwraca uwagę na wszystkie elementy, które składają się na pożegnalną partię Mistrza (sprawozdawca dzieli się nawet spostrzeżeniem, że jeden z włosów wyrastających z brwi Shūsaia jest niezwykle długi!). Istotne okazują się gesty graczy, ich postawa, strój, sposób zachowania, jak również otoczenie, w którym toczona jest rozgrywka. Pogoda na zewnątrz, odgłosy przyrody, dzieła sztuki zdobiące ściany pomieszczeń, panująca atmosfera – go w ujęciu Kawabaty zostaje podniesione do rangi misternej ceremonii, w której uczestniczą wszelkie stworzenia oraz przedmioty.
Reasumując,
Meijin – mistrz go to piękna i
nostalgiczna historia, pełna symbolizmu, napięcia i dramatyzmu, którą można
potraktować jako ubolewanie nad niestałością otaczającego nas świata. Główny
bohater utworu, Mistrz Shūsai, przywodzi na myśl staroświecką figurkę, w której
pobrzmiewają tony odchodzącego świata. Przejmująca jest sylwetka tego wielkiego
człowieka, który zostaje przytłoczony samotnością i bezradnością wobec zachodzących
zmian. Życie w epoce transformacji okazuje się niełatwym brzemieniem, od
którego wyzwala jedynie śmierć. Wspaniała lektura, którą warto polecić estetom,
uwielbiającym rozkoszować się słowem pisanym, miłośnikom Japonii, jak również,
co chyba oczywiste, graczom go.
Na
zakończenie pragnę przytoczyć cytat autorstwa Janusza Kraszka, świadczący o
tym, że nie tylko Japończycy postrzegają go
jako rozrywkę, sztukę, kulturę i naukę jednocześnie:
Wasz Ambrose
Tekst bierz udział w wyzwaniu Japonica:
[1]
Hon'inbō – nazwa jednej z czterech głównych szkół gry go w Japonii i jednocześnie tytuł przynależny przełożonemu szkoły, przekazywany wybranej
osobie; mistrz Shūsai, główny bohater utworu był ostatnim posiadaczem tego
tytułu – 1939 roku, po zakończeniu kariery zawodniczej, przekazał go do
dyspozycji Japońskiemu Stowarzyszeniu Go
Nigdy nie zmusiłem się do gry w go, choć kilka razy rozmyślałem o niej. Wydaje się dużo bardziej interesująca niż szachy, a na pewno jest taką od strony matematycznej. Po lekturze Twojej recenzji moja decyzja co do go wydaje mi się słuszna - tej grze trzeba poświęcić dużo więcej czasu niż szachom, by grać na jakimś wewnętrznie satysfakcjonującym poziomie.
OdpowiedzUsuńCo do przemiany go pod wpływem Zachodu - wydaje się, że nasza judeo-chrześcijańska mentalność wymusza podobne zmiany we wszystkim. Wartościowanie, hierarchizacja, materializacja. Polska jest oczywiście wyjątkiem i światem samym w sobie - oceny nic nie znaczą poza wymiarem ambicjonalnym, a i to jest dyskusyjne. To jeszcze inna bajka.
Niestałość świata - była zawsze, ale zwłaszcza my współcześni w zdecydowanej większości próbujemy za wszelką cenę oszukać samych siebie i gromadząc dobra, władzę, tytuły zakląć rzeczywistość by uwierzyć, że coś jest stabilne, że nad czymś panujemy.
To tylko kilka luźnych refleksji z pierwszej chwili, ale wygląda mi na to, że Meijin faktycznie jest super.
Tak, go jest chyba grą b. przewrotną - wydaje się, że zasady są o wiele prostsze niż choćby w przypadku przywołanych szachów, ale sama rozgrywka, taktyka, próba odczytania posunięć przeciwnika sprawia wrażenie jeszcze bardziej złożonej i skomplikowanej.
UsuńA niestałość świata, szczególnie obecnie, jest chyba jeszcze lepiej widoczna z uwagi na błyskawicznie postępujący postęp technologiczny. Ludzie i człowiecza mentalność tkwią na tym samym poziomie, ale maszyny i technologie gwałtownie mkną naprzód, tak, że każde kolejne pokolenie dorasta w mocno zmienionym środowisku niż poprzednie.
Właśnie czytam książkę "Sześć światów Hain", w której pojawia się motyw gry w go. Najbardziej intryguje mnie w "Meijin" owa metamorfoza Japonii, pokazana symbolicznie poprzez tę grę.
OdpowiedzUsuń"Sześć światów Hain" leżakuje u mnie na półce, ale nie wiem jeszcze, kiedy sięgnę po tę opasłą księgę. A w "Meijin" najbardziej odczuwalna jest tęsknota za światem, który odchodzi oraz bolesna świadomość nieuchronności zachodzących przemian :)
UsuńJa sam co prawda zagrywałem się swego czasu bardzo dużo w gomoku, a w go nie, ale książka zapowiada się bardzo ciekawie. Zwłaszcza, że okres historyczny ciekawy.
OdpowiedzUsuńDorzucę jeszcze jeden drobiazg. Szachy i inne zbliżone gry są niesamowite pod względem nieskończoności możliwości. Rozgrywka szachowa ma więcej możliwych wariantów niż jest atomów we wszechświecie.
O, ja także chętnie pogrywałem w gomoku, czy to z kolegami czy przez Internet. Zresztą gomoku także pojawia się na kartach powieści, jako, że Mistrz to osobnik, który uwielbia oddawać się wszelakiej maści grom.
UsuńHa, raczysz mnie kolejną fascynującą ciekawostką :) Dzięki!
Qbuś mam wrażenie, że nieco popłynąłeś. Co to takiego szachy i inne podobne gry? Szachy i warcaby czy szachy i go? W czym są podobne? W warcaby nikt już z komputerem nie wygra, w szachy jeszcze można próbować, jeśli się jest arcymistrzem, w go - w zasięgu wielu.
UsuńSzachy nie mają nieskończonej liczby możliwości. Można ją nawet w przybliżeniu wyliczyć. Nawet zawyżona, liczba ta jest jednak liczbą naturalną i daleko jej do nieskończoności, a te też bywają różne ;)
Kłania się ma matematyczna nieprecyzyjność. Oczywiście, da się wyliczyć tę liczbę, ale tak jak napisałem jest ona większa niż liczba atomów we wszechświecie. Wiem, że nie jest to liczba skończona, ale trudna do ogarnięcia.
UsuńZ tym porównaniem podobnie. Głównie chodziło o szachy, ale chodziło właśnie to, na ile sposobów można rozegrać grę. Warcaby się nie łapią. I kolejna ciekawostka - w 1862 na Mistrzowstwach Świata w Warcabach w finale 40 z 40 gier skończyło się remisem, a 21 ruch po ruchu zostało rozegranych identycznie.
A poza tym: http://xkcd.com/1002/
Fajny link :) Niestety, tak na poważnie, nic co skończone nie jest bezpieczne przed postępem w informatyce. Możliwości komputerów rosną wykładniczo. Dotąd każdy postęp tego typu kończył się katastrofą. Albo więc czeka nas koniec cywilizacji, i to raczej szybciej, niż później, albo... Może się okazać, że szachy staną się grą matematycznie skończoną szybciej, niż się możemy spodziewać. Postęp matematyki jest szybszy, niż się większości zdaje. Gdy ja chodziłem do szkoły, nie wartościowało się nieskończoności (co najwyżej dynamikę zbliżania do niej) i nie uwzględniało efektów relatywistycznych i związanego z nim aparatu matematycznego w przedmiotach codziennego użytku, nie bawiono się analizą rzeczy, które mogą się dziać bez upływu czasu. Od dawna te bariery są już za nami (z czego zresztą większość nie zdaje sobie sprawy). Więc - kto wie?...
UsuńOch... zawsze uwielbiałam to tło! Jest takie klimatyczne.
OdpowiedzUsuńTa książka mnie strasznie "kręci". Te twoje luźne refleksje rozwalają mój mózg ;) Świetny wpis, gratuluję.
Ulala, dzięki za miłe słowa Basiu. Książka jest naprawdę bardzo, bardzo dobra i liczę gorąco, że jeśli zdecydujesz się po nią sięgnąć to spełni ona Twoja oczekiwania. Ja sam nigdy nie byłbym przypuszczał, że relacjonowanie rozgrywki gry planszowej może być tak interesujące :)
UsuńTo wszystko brzmi bardzo kusząco. Zwłaszcza, że zachwyciły mnie już jego "Głos góry" oraz "Kraina śniegu". Jak Basia Pelc uważam, że wpis świetny:)
OdpowiedzUsuńTak, ja przed lekturą "Meijin - mistrz go" także bardzo dobrze znałem Kawabatę za sprawą innych dzieł. A w prezentowanej powieści otrzymałem dokładnie to, czym wcześniej ujął mnie ten japoński mistrz słowa - spokój, nostalgia, nastrojowość, estetyczne odbieranie świata. Serdecznie polecam Cię tę lekturę, ufam, że powinna przypaść Ci do gustu.
UsuńDzięki za miłe słowa!
Udało Ci się zbudować w recenzji klimat, który zapowiada prawdziwą czytelniczą ucztę:)Tytuł wart zapamiętania:)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że wg Ciebie udało mi się dokonać tej trudnej sztuki. Książka jest bardzo dobra, autorem jest jeden z moich ulubionych pisarzy, miałem więc motywacją, by zaprezentować dzieło w jak najlepszym świetle :)
UsuńGra planszowa GO? Od lat korzystam z usług https://polgote.com/ i jestem bardzo zadowolona z poziomu treningu!
OdpowiedzUsuń