Pułapki rozwoju
Surviving ProgressReżyseria i scenariusz:
Mathieu Roy, Harold Crooks
produkcja:
Daniel Louis, Denise Robert i Gerry Flahive, Martin Scorsese, Silva Basmajian i inni
Kanada 2011
Kilka dni temu przypadkiem, co niejako staje się swego rodzaju moją tradycją, trafiłem w telewizji na film dokumentalny, czy też jak kto inny woli popularnonaukowy, Pułapki rozwoju. Jak łatwo się domyślić, skoro piszę o filmie, to musiałem go uznać albo za tragiczny, albo też wybitny, gdyż na przeciętne żal mi czasu, by je wspominać.
Twierdzi się powszechnie, że obraz ten został nakręcony w oparciu o książkę Ronalda Wrighta Krótka historia rozwoju (A Short History of Progress), co jednak jest dalekie od prawdy, gdyż Wright zajmuje się analizą wydarzeń historycznych, czyli przeszłością, zaś Pułapki wychodząc od ustaleń Krótkiej historii przechodzą przez teraźniejszość i koncentrują się na przyszłości.
Film jest skonstruowany jako seria mini wywiadów ze znawcami poszczególnych, poruszanych akurat tematów, przeplatanych krótkimi filmikami. Jest to dzieło, nie waham się użyć tego słowa, niezwykle cenne, gdyż jest jednym z nielicznych głosów przeciwstawiających się szaleństwu obligatoryjnego postępu rozumianego jako więcej wszystkiego, temu największemu, najbardziej szkodliwemu kłamstwu leżącemu u podstaw osi dzisiejszej cywilizacji, czyli nowoczesnego marketingu, który już dawno nie ma niczego wspólnego z zaspokajaniem potrzeb, bowiem tylko tworzy przekonanie o ich istnieniu. Cywilizacji, w której już dawno mieć zastąpiło być.
Piszę o Pułapkach nie zwlekając, gdyż wojny, wielkie katastrofy i wszelkie inne newsy, które zapełniają we wszystkich mediach miejsca wolne od reklam, powodują brak miejsca na jakiekolwiek refleksje, które mogłyby zachęcać do myślenia i opamiętania. Skoro więc udało mi się tak cenną pozycję jak Pułapki rozwoju w tym zalewie odmóżdżającej papki zauważyć, to uważam za swój obowiązek w miarę możliwości ją promować. Tym bardziej iż niedługo Święta - kolejne szaleństwo konsumpcji na siłę.
Postęp jako więcej wszystkiego; więcej dzieci, więcej dóbr, więcej informacji, dosłownie więcej wszystkiego. To najkrótsza droga do zagłady. Dlaczego? To proste:
Nieograniczony rozwój w świecie ograniczonych zasobów nie ma sensu i musi się skończyć katastrofą.
Pisałem już o tym w artykule Koniec świata homo sapiens sapiens, ale tym razem nie chodzi tylko o przyrost naturalny. Wyobraźmy sobie, że ludzkość nie będzie zwiększać liczebności (ciekawe jak to sobie wyobrazić?). No, ale załóżmy, że jednak nie będzie. Chyba nikt poza faszystami nie założy, że tylko my mamy być bogaci. Każdy uczciwy człowiek przyzna, że każdy inny też ma prawo przynajmniej do takiego standardu, jaki w Polsce ma większość (choć coraz więcej ludzi i tak uważa to za biedę). Czy możemy innym odmówić prawa do pracy, zapłaty za nią, samochodu, telewizora i mieszkania? Do nauki i opieki zdrowotnej, do przeszczepów i kliniki Budzik? Nie? No to wyobraźcie sobie, że wszyscy dorobili się tak jak przeciętny Polak, czyli wcale nie aż tak bardzo. Każda rodzina ma samochód, mieszkanie i telewizor oraz konsumuje na takim samym poziomie – co chwilę nowa komórka i tysiąc innych gadżetów, żarcia tyle, że połowa ląduje w śmietniku, a ciuchy nie mieszczą się w szafach. I powiedzcie, czy zostanie na Ziemi miejsce na uprawy, gdy wszyscy w Chinach i Indiach nagle będą mieli tyle co my? A gdzie drogi dla tych samochodów, gdzie zaopatrzenie, gdzie fabryki gadżetów, ciuchów i przetworzonego pożywienia? Gdzie wywozić śmieci przez nich produkowane? Gdyby wszyscy na Ziemi mieli osiągnąć choćby średni europejski poziom konsumpcji, pewnie nasza planeta nie pomieściłaby nawet połowy dzisiejszej populacji.
A przecież celem propagowanym przez prawie wszystkie rządy na świecie, nawet te najbogatsze, jest ciągle więcej, więcej wszystkiego. Nie moralności, nie wiedzy czy jakości, nawet nie więcej dóbr netto, ale więcej brutto! Więcej samochodów, których żywot jest coraz krótszy, więcej wszystkich tych rzeczy, które i tak zaraz się zepsują, bo się w nich montuje zegary śmierci, więcej wszystkiego!
Jak się wyzwolić z tej pułapki ciągłego „rozwoju”? Na pewno nie będzie łatwo. Nasze mózgi są na etapie kamienia łupanego, kiedy „więcej wszystkiego” było bardzo dobrą strategią. Zmieniło się to jednak w bardzo, bardzo dawnych czasach; wtedy, gdy człowiekowi udało się zastąpić ewolucję i stał się jedynym drapieżnikiem, który zdołał całkiem wytrzebić pierwszy z gatunków swych ofiar.
Oczywiście, pomysły by mniej się myć, nie pomogą cierpiącym na brak wody ludom w Afryce. To droga tak infantylna, że aż głupia. Ale gdy tak patrzę na ludzi, którzy budują wielkie domy, w których nie mieszkają przez cały rok, za wyjątkiem momentów, kiedy chcą się przed kimś pokazać, gdy patrzę na samochody służące tylko podbudowaniu ego swych właścicieli, na kosze pełne niejednokrotnie nawet nierozpakowanego żarcia, na wciąż nowe ciuchy, nawet na półki pełne książek nigdy nieprzeczytanych, to wydaje mi się, że z wielu rzeczy można zrezygnować nie obniżając istotnie swojego poziomu życia, a nawet wręcz przeciwnie, no bo przecież w naszym świecie nawet za bezużyteczne śmieci też trzeba płacić.
Czy wierzę, że to się uda? Nie, nie wierzę... Takich rzeczy się nie propaguje. Nie są przewidziane w programach szkolnych, które raczej forsują tezy korzystne dla władzy, czyli biznesu, niż przyszłych pokoleń. Różne kultury przerabiały to już po wielokroć. I upadały. Dotychczas jednak cywilizacje były zjawiskami równoległymi i lokalnymi. Gdy jedna umierała, pałeczkę postępu rozumianego jako trwanie ludzkości i jej rozwoju wewnętrznego przejmowała następna. Problem jednak w tym, że obecnie mamy tylko jedną cywilizację, w dodatku globalną. I krach też może być, gdy nastąpi, tylko globalny. No i poza tym wciąż brzmi mi w uszach jedno niesamowicie udane zdanie z filmu:
Kiedy historia się powtarza,
Cena idzie w górę.
Przez to różne aspekty Pułapek stają się jeszcze bardziej przejmujące w swej wymowie. Byłyby nawet przerażające, gdyby nie to, że już mam swoje lata i przyszłość świata jest dla mnie bardziej intrygującym pytaniem naukowym, niż osobistym interesem. Zapraszam gorąco na seans, film na pewno będzie powtarzany w telewizji, a poza tym jest dostępny online za free.
Wasz Andrew
Dzięki za przywołanie tego filmu, na pewno go obejrzę - przedstawia z grubsza podobne treści co książka "Świat na rozdrożu" Maricna Popkiewicza. Tam zestawione są różne globalne trendy czyli: przyrost naturalny, zasoby paliw kopalnych i ich zużycie, przyrost PKB praktycznie wyłącznie na kredyt, degradacja środowiska naturalnego i zmiany klimatyczne, migracje ludności i już nie pamiętam co jeszcze. Jest to lektura bardzo przygnębiająca, bo o ile zapewne nie dożyję krachu cywilizacji, to nie życzę tego ani moim dzieciom i wnukom ani nikomu. "ŚnR" zmienia sposób patrzenia na świat, na drobne osobiste wybory oraz duże wydarzenia. Bardzo polecam, to jedna z najważniejszych moich lektur ostatnich lat.
OdpowiedzUsuńNa stronie internetowej http://ziemianarozdrozu.pl/ można zaczerpnąć trochę informacji, jakby ktoś nie miał dostępu do książki.
Dzięki za info o tej książce. Na razie jestem zawalony lekturami, ale zapisałem na zaś :)
UsuńHa, narzekałeś niedawno, że brakuje Ci literatury podejmującej ten temat (nieograniczony rozwój vs. ograniczone zasoby), a tymczasem okazuje się, że powstał bardzo dobry dokument, który traktuje o tym problemie. Chociaż jako ciekawostkę dodam, że wiele tez zawartych w Twoim tekście b. dobrze uzupełnia się z powieścią "2314" Kima S. Robinsona, o której niedawno wspominałem. U Amerykańskiego twórcy Ziemianie żyją w b. nędznych warunkach, tłocząc się na zapchanej do granic możliwości planecie, zarabiając marne grosze, ledwie wystarczające na utrzymanie, podczas gdy Przestrzeńcy, którzy rozmnażają się niezwykle umiarkowanie, cieszą się dostatnim życiem, opływając w luksusy.
OdpowiedzUsuńA wracając jeszcze do Twojego tekstu b. podobają mi się refleksje związane ze współczesnym marketingiem, który często kojarzy mi się z nowotworem, wyrosłym na tkance współczesnej cywilizacji (bazującym, tak jak wspomniałeś, na najbardziej pierwotnych i prymitywnych instynktach - dużo, dużo, dużo).
Marketing, ekonomia i wirtualny pieniądz to narzędzia szatana :)
UsuńCiekawe jakie są narzędzia Boga? Jakieś powinny być dla równowagi.
OdpowiedzUsuńDobre pytanie :)
UsuńRewelacyjny film i bardzo pesymistyczny. Nie mam grama wiary w to, że potrafimy podnieść sie ponad partykularne interesy swojej rodziny, grupy zawodowej, narodu itd.
OdpowiedzUsuńBardzo podobały mi się wypowiedzi Jane Goodall i Margaret Atwood oraz prof. Suzuki, na przykąłd ten cytat: Konwencjonalna ekonomia jest formą uszkodzenia mózgu.
Dziękuję za polecenie, prawdziwy pokarm dla umysłu.
Cieszę się bardzo. Niestety, nie jest prawdą iż ludzie nie potrafią się podnieść poza swe partykularne interesy. Niestety, gdyż przykłady ukazujące, że można podejść do świata inaczej,obnażają zło tkwiące w dominującej obecnie na świecie cywilizacji judeo-chrześcijańskiej tłamszącej te inne koncepcje, że wspomnę choćby Pigmejów czy Tristan da Cunha. W konsekwencji jendak ja też jestem pesymistą.
UsuńMarketing powstał nie dla ludzi, a raczej przeciwko nim. Wszędzie stykamy się z reklamami w różnej postaci, mamy kupować wszystko, jak popadnie, a przez to i ciężej pracować na nabywane dobra... nonsens.
OdpowiedzUsuńTak jak w oryginalnej powieści Grzegorza Drukarczyka Zabijcie Odkupiciela. Pracujcie żeby mieć pieniądze na lepsze samochody, żeby móc dojeżdżać do lepszej pracy, żeby kupować jeszcze lepsze samochody...
Usuń