W pogoni za szczęściem
tytuł oryg. The Pursuit of Happynesspremiera 2006 (Polska 2007)
reżyseria: Gabriele Muccino
scenariusz: Steve Conrad
Co pewien czas na różnych kanałach naszej telewizji wyświetlany jest film pod niezbyt chyba chwytliwym tytułem W pogoni za szczęściem. Obejrzałem go przypadkiem – akurat nie było niczego innego, czego jeszcze bym nie oglądał, a co rokowałoby na interesujące, a na książkę ani tym bardziej aktywną formę spędzenia czasu akurat nie miałem nastroju. Ten wybór okazał się strzałem w dziesiątkę.
Obraz został nakręcony podstawie książki Christophera Gardnera pod tym samym tytułem. Jest to opowieść o życiu autora, czyli powieść i film oparte na faktach.
Chris, inteligentny czarnoskóry mieszkaniec USA utrzymuje siebie, żonę i synka pracując jako komiwojażer specjalizujący się w sprzedaży medycznego sprzętu diagnostycznego. Pracuje na własny rachunek, ale wyrób, w który zainwestował za dużo, nie chce się sprzedawać. Żona odchodzi od naszego nieporadnego handlowca, wyrzucają go z mieszkania. Zostaje tylko z pięcioletnim synkiem i zapasem niesprzedanych wyrobów, często wadliwych.
Postanawia zostać maklerem w jednej z najlepszych firm w kraju (a więc i na świecie). Nie ma jednak ku temu żadnego wykształcenia – jedyną drogą jest bezpłatny staż, który, jeśli okaże się najlepszym ze stażystów, gwarantuje mu wymarzoną pracę. Chris Gardner podejmuje ryzyko. Wraz z synem błąka się po noclegowniach dla bezdomnych, garkuchniach serwujących darmowe posiłki dla biedaków, nocuje po dworcach i gdzie popadnie. Jednocześnie uczestniczy w stażu udając stabilnego finansowo kandydata na maklera, a wolnych chwilach próbując dokończyć swą akwizycyjną przygodę i zarobić na przeżycie pozbywając się resztek sprzętu medycznego, które mu jeszcze zostały.
Pomimo wszystkich przeciwności udaje mu się ukończyć staż i zdobyć wymarzoną pracę. W ciągu bodajże dziesięciu lat zostaje milionerem, kupuje dom nad jeziorem i wycofuje się z pracy.
Nie wiem dlaczego, może to zasługa odtwórcy głównej roli, czyli Willa Smitha, ale film pomimo dość ciężkiej tematyki i braku jakiejś specjalnie przyciągającej akcji ogląda się z wytężoną uwagą. To ten typ kina, w którym ważny jest każdy szczegół, napięcie i klimat, a kluczową rolę odgrywają relacje głównego bohatera z innymi osobami i z otaczającą go rzeczywistością. Po raz kolejny okazuje się, że najlepsze historie pisze życie. Gdyby opowieść Gardnera była zmyślona, pewnie pojawiłyby się zarzuty, że takie rzeczy to tylko w bajkach. Tymczasem ta ikona self-made mana jest autentyczna.
Oczywiście w filmie można doszukiwać się pewnych uproszczeń, jak na przykład szefów wielkich koncernów przedstawionych jako ludzi zasadniczo porządnych. Trzeba jednak zwrócić uwagę, iż w czasie, gdy rzecz się dzieje, wszystko było inne niż teraz. Mercedes był symbolem nie tylko luksusu, ale i niezawodności, w wyrobach reklamowanych jako ekologiczne nie montowano zegarów śmierci, a i moralność biznesu była inna niż dziś.
Dla przeciętnego polskiego widza jest to film raczej smutny niż optymistyczny, bowiem od razu nasuwa się pytanie, czy taka kariera jest u nas możliwa? Kariera, w której nie trzeba co dzień wypierać się własnej moralności, w której zarabia się miliony bez żadnych układów i łamania prawa, tylko własną pracą. Oczywiście, W pogoni za szczęściem wyraźnie daje do zrozumienia, że wszystko ma swoją cenę. Większość ludzi nie ma takiego samozaparcia jak Chris, nie jest w stanie wytrwać w podobnym kieracie. Ważne jest jednak, że gdzie indziej są takie opcje. A u nas? Nawet na najniższych szczeblach drabiny coraz ważniejsze i najważniejsze są układy, układziki...
Przypomina mi się, jak kiedyś mistrza Broniarka zapytano, czym się różnią mechanizmy władzy w różnych krajach. Po odpowiedzi jakoś przestano go w TV puszczać. Ten film wywołuje u widza pytania o polską rzeczywistość z punktu widzenia biednego, który chciałby się dorobić uczciwą pracą i odpowiedzi, jakie się nasuwają, nie są niestety optymistyczne. Dotyczy to nie tylko geniuszy i tytanów pracy takich jak Chris, ale i zwykłych ludzi. W normalnym kraju nawet niewolnik za swoją pracę otrzymywał dach nad głową, jedzenie i ubranie. Za trzy złote za godzinę nie osiągnie się nawet poziomu godziwego niewolnictwa, a takie są realia wielu, wielu Polaków.
Mimo tego depresyjnego dla większości rodaków wydźwięku polecam zdecydowanie i absolutnie. Willard Christopher Smith Jr. gra jak natchniony, a klimat tamtych czasów w Ameryce i ówczesnych realiów oddany jest bardzo interesująco. Jest to jeden z tych filmów, których wbrew pierwszym odczuciom, jakie mamy po seansie, nigdy się nie zapomina, a z czasem jego miejsce w naszym obrazie rzeczywistości tylko się utrwala. Nie jako cała panorama, ale jako istotny, zawsze widoczny szczegół.
Wasz Andrew
No, ależ zbieg okoliczności! Proszę Cię, proszę Cię, Was, ja piszę o książce (która jest o tysiąc razy lepsza od filmu) a Wy, tu o filmie, w tym samym czasie.
OdpowiedzUsuńTak zwykle bywa, że książka jest lepsza :) Ale zbieg okoliczności faktycznie ciekawy, tym bardziej, że już od dawna ta recenzja za mną chodziła :)
UsuńMoja jeszcze nie opublikowana, ale z chęcią odeślę do Was.
UsuńZbieg okoliczności tym bardziej niesamowity,że wydobyłam książkę (a za książką wiadomo, przyszedł film). Naprawdę warto przeczytać, film staje się, cóż bardzo amerykański...
Tak podejrzewałem :)
UsuńMoże kiedyś obejrzę, jednak nie intryguje mnie na tyle, by go obejrzeć juz teraz, czy w najbliższym czasie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam - tylkomagiaslowa.blogspot.com
Na pewno będą go powtarzać. Powtarzają wszystko, co mają, za wyjątkiem takich rzeczy jak The Soviet Story 2008 czy Wróg wroga. Niestety...
UsuńHa, filmów oglądam jak na lekarstwo, ale akurat ten obraz widziałem i zgadzam się, że to całkiem niezła produkcja. Niestety masz również rację w kwestii tego, że próba odniesienia opowiedzianej historii do polskich realiów, może zakończyć się jedynie gorzkim westchnieniem.
OdpowiedzUsuńKonkluzja u mnie ta sama, jeśli chodzi o odniesienie do polskich realiów.
UsuńCo takiego powiedział Zygmunt Broniarek?
OdpowiedzUsuńA szło to mniej więcej tak, że w Izraelu jak ktoś zostaje szefem, to zaraz bierze do współpracy ludzi z plutonu, kompani, ogólnie z wojska. W innych krajach znajomych z uczelni, w innych kumpli od kieliszka, a tylko u nas nie wiadomo, bo rządzą tak dziwne układy i układziki, jak nigdzie :)
UsuńNie widzę w tej wypowiedzi niczego kontrowersyjnego, może to objaw znieczulicy albo daleko posuniętego cynizmu. Pracuję w państwowej firmie i czasami się zastanawiam jak wielkie haki niektórzy mają na innych, że są zupełnie poza kontrolą, bezkarni, nieusuwalni. I te sieci zależności rzeczywiście są niejasne, cóż, wyższy stopien wyrafinowania w kolesiostwie...
OdpowiedzUsuńCo innego wiedzieć czy widzieć, a co innego mówić w publicznej telewizji :)
UsuńNo to mam już kolejną książkową propozycję:) Jesień się zbliża, a więc będzie co czytać w długie wieczory. Dzięki za podsunięcie pomysłu. Myślę, że lektura mi się spodoba, bo gatunek mi pasuje w 100%.
OdpowiedzUsuńDaj znać po lekturze, jakie są Twoje wrażenia :)
UsuńJest to jeden z moich ulubionych filmów i jeden z nielicznych, kiedy popłakłam sie na końcu ze szczęścia, Świetny :) I uniwersalny :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Insane z http://przy-goracej-herbacie.blogspot.com/
No, żeby aż od razu płakać... ;) Pozdrowionka serdeczne :)
UsuńFilm widziałam i mimo iż tematyka do łatwych nie należy, nie mogłam się oderwać. Książkę na pewno kiedyś przeczytam. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJa nie mogę obiecać, że przeczytam. Ostatnio z realizacją moich planów czytelniczych jest tak, że najlepiej wychodzi mi czytanie pozycji nieplanowanych :)
UsuńHistoria niebanalna, gra aktorska świetna...takie filmy ogląda się z przyjemnością i zachłannie to nawet nie raz...już oglądałam dwa razy, ale książki nie przeczytam...za długa kolejka....
OdpowiedzUsuń:-) W życiu wciąż trzeba wybierać. Ja też na razie nie przewiduję zabrania się za tą książkę. Nie można mieć wszystkiego. Nie tylko w kwestii lektur :) To jest właśnie życie :)
UsuńMoże to i lepiej, że nie można mieć wszystkiego czego się pragnie.
UsuńDoświadczenia na szczurach pokazują, że zbytnia swoboda wyboru powoduje stres, choroby i przedwczesną śmierć. Może więc faktycznie lepiej nie mieć wszystkiego, czego się zapragnie :)
Usuń