Strony

poniedziałek, 27 lipca 2015

Homer postapokalipsy




Dmitry Glukhovsky

(Дмитрий Алексеевич Глуховский)

Metro 2034

tytuł oryginału: Метро́ 2034
tłumaczenie: Paweł Podmiotko
wydawnictwo: Insignis Media 2010


Jakiś czas temu poznałem oryginalne postapokaliptyczne klimaty wykreowane przez rosyjskiego pisarza Dmitryja Głuchowskiego w jego świetnym debiucie powieściowym Metro 2033. Nie od razu sięgnąłem po opatrzony tytułem Metro 2034 sequel pierwszej książki, bardzo dobrze przyjętej na świecie przez większość czytelników i krytyków. Trochę się obawiałem prostego odcinania kuponów od sukcesu, wtórności i schematyzmu, więc nie chcąc sobie psuć świetnych wrażeń z udanego debiutu, które wciąż we mnie tkwiły, zająłem się innymi lekturami. W końcu jednak przyszedł czas, gdy ciekawość przeważyła i zaryzykowałem.





Jak wskazuje sam tytuł, druga część opowieści o dziejach ocalonych z zabójczej wojny z wykorzystaniem środków masowego rażenia, którzy gnieżdżą się w podziemnym labiryncie moskiewskiego metra, przedstawia wydarzenia, jakie miały miejsce rok po tych, których dotyczyła część pierwsza.

Metro 2034 jest kontynuacją Metra 2033, ale można się za drugą powieść cyklu zabrać i bez poznania pierwszej. Każda jest zamkniętą całością i brak znajomości wydarzeń z roku 2033 wcale nie będzie przeszkadzał w poznawaniu tych z 2034 (w drugą stronę to niestety nie działa – jeśli po roku 2034 weźmiemy się za 2033, pewne rzeczy nie będą już dla nas zagadką i frajda będzie mniejsza).

Oczywiście osią nowej odsłony cyklu musi być nowe zagrożenie, któremu musi z kolei stawić czoła resztka ludzkości chroniąca się w metrze. Jak zwykle szczegółów fabuły nie będę zdradzał, podobnie jak natury owego zagrożenia. Myślę, że odebrałoby to wiele z prześwietnej rozrywki, jaką jest połykanie kolejnych kartek Metro 2034. Połykanie, gdyż powieść czyta się szybko, jest dość wciągająca i bardzo mocno klimatyczna. Na tym mógłbym zakończyć, gdyby nie to, że nie jest to tylko prosta kontynuacja części pierwszej, a co jeszcze ważniejsze, gdyby nie to, że po zakończonej lekturze zapoznałem się również z naszymi krajowymi recenzjami.

Rozpiętość ocen jest bardzo zastanawiająca, od przesadnie wysokich, stawiających najwyższe możliwe noty (czyżby ci krytycy nigdy nie wyszli poza literaturę popularną?), aż po zdecydowanie negatywne, które z kolei więcej mówią o ich autorach, niż o samej książce. Typowy mankament wytykany przez tych ostatnich, to „za mało akcji”, tak jakby akcja stanowiła o wartości książki i stanowiła przepustkę do Nobla z literatury, Pulitzera czy chociażby Hugo Award (nie żebym nie przyznawał pewnej racji krytykom nagród literackich uważającym je za promowanie burżuazyjnego złego smaku). O uwadze, jaką większość recenzentów poświęca ocenianym dziełom może świadczyć choćby to, że dwóch znaczących postaci z części pierwszej pojawiających i w drugiej, czyli Artema i Huntera, jako wspólnego dla obu książek zauważają oni tylko tego pierwszego. Może dlatego, że Artem jest protagonistą w pierwszej części, a w drugiej dostał tylko rolę epizodyczną, Hunter zaś odwrotnie – w pierwszej trudno go nazwać głównym bohaterem, choć w pewien sposób był znaczący dla całości skonstruowanej fabuły, w drugiej zaś należy do czwórki najważniejszych postaci. No właśnie – ich zestaw jest bardzo interesujący. Wspomniany Hunter – twardy weteran Zakonu, takiego Specnazu rodem z postapokaliptycznego metra, Sasza, młodziutka dziewczyna o dopiero kształtującym się charakterze, szukająca swego miejsca w świecie i samej tego świata wizji, Homer – pisarz jak dotąd niespełniony, ale z ambicjami do stworzenia największego dzieła literackiego od czasów zagłady, które porwałoby ocalałych, przechowało resztki człowieczeństwa i stało się legendą jego czasów. Czwarty to wirtuoz fletu Leonid, utalentowany niczym Szczurołap z Hameln, postać o niejednoznacznych motywach i moralności pełnej półcieni. Już ta kompozycja najważniejszych dramatis personae daje do myślenia, podobnie jak i całe Metro 2034 nie jest ani prostą post-apocalyptic fiction, choć niesamowicie plastyczne obrazy i silnie oddziałujący na czytelnika, specyficzny klimat, mogą sprawiać takie wrażenie. W rzeczywistości, pod pozorem prostej, w wielu aspektach nieco komiksowej literatury sf, mamy obraz bardziej socjologicznie przekonujący, niż się może na pierwszy rzut oka wydawać i stawia ona poważne filozoficzne pytania, w dodatku niektóre coraz bardziej aktualne. Co czyni człowieka człowiekiem? Czym się różnimy od zwierząt i czego nie możemy utracić, by nie stać się nimi na powrót? Ilu można poświęcić dla dobra większości i czy można poświęcić większość dla dobra mniejszości? Te pytania wcale nie wydają się teoretyczne w świetle prognoz globalnych zagrożeń i w perspektywie analiz dynamiki rozwoju techniki oraz technologii, którym towarzyszy spadek przewidywalności ich dalekosiężnych oddziaływań. Ten Homer to w ogóle ciekawa postać – ma zamiar zostać odpowiednikiem swego antycznego imiennika, na skalę metra oczywiście, co wprowadza do powieści specyficzne, nietuzinkowe jak na ten gatunek, wątki.

Jak na jednak dość skromną objętościowo powieść, w której w dodatku, ze względu na wymagania kanonu, dużo miejsca poświęcono na budowanie atmosfery i samą akcję, udało się autorowi wyjątkowo wiernie oddać prawdy socjologiczne, które z reguły uciekają wielu innym pisarzom lub są świadomie fałszowane na potrzeby ideologii. Młodzi ludzie, nawet dojrzali fizycznie, w ogóle nie są uformowani wewnętrznie i sposób, w jaki objawią się ich wrodzone predyspozycje w dużej mierze kształtowany jest przez otoczenie oraz sytuację, co świetnie widać po działaniach Saszy. Większość ludzi jest pełna wad, ale ci, którzy mają być herosami, też je mają, a że są wielcy, więc te defekty mogą skutkować jeszcze groźniejszymi niż w przypadku szaraczków konsekwencjami. Zauważali to już starożytni i Achillesa obdarzyli francowatą piętą, która doprowadziła go do zguby, ale nawet dziś, jak widać po wielu recenzjach, sporo wykształconych i przecież oczytanych ludzi hołduje zgubnej i infantylnej wierze, że są herosi bez słabych stron, silni jednocześnie nie tylko fizycznie, psychicznie, moralnie i we wszystkich innych aspektach, a w dodatku zarazem na tyle mądrzy społecznie, że nie poddadzą się żadnemu Efektowi Lucyfera ani żadnej innej manipulacji społecznej psychologii, w dodatku jednocześnie nie są prostakami ani brutalami. Metro 2034 świetnie pokazuje, że choćby nie wiem jak wielka była katastrofa, człowiek i tak o wnioskach z niej zapomni szybciej, niż w mgnieniu oka, gdyż ocalali przeniosą w przyszłość całe spektrum cech człowieka jako gatunku, a najłatwiej wady*.

Tych filozoficznych i społecznych smaczków, które czasami mogą sprawiać pozór prostych półprawd, ale w rzeczywistości kryją ważkie dylematy, jest więcej. Jeśli więc najdzie Was ochota na przekonujące klimaty po zagładzie doprawione odpowiednią dawką akcji i polukrowane zdrową porcją filozofii oraz socjologii, to jest to książka dla Was. Zdecydowanie polecam, i choć niekoniecznie, to jednak radziłbym zacząć od roku 2033, który choć nieco odmienny, świetnie Was wprowadzi w rok 2034.


Wasz Andrew

Cykl Metro:
1/ Metro 2033
2/ Metro 2034
3/ Metro 2035

* Pięknie pokazała to I Wojna Światowa, ale ta nauczka została szybko zapomniana i dzisiaj też tylko nieliczni się do niej odnoszą.


Metro 2034 [Dmitry Glukhovsky]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

2 komentarze:

  1. "Metro" to swoisty fenomen - rzadko się zdarza, aby autorowi udało się wykreować całe uniwersum, do którego historię piszą także inni twórcy. Twoje teksty poświęcone utworom Glukhovskiego przekonały mnie, że jego książki muszą być faktycznie niezwykle interesujące i, że całość nie jest wyłącznie sprawą dobrej reklamy :) Wychodzi na to, że Strugaccy doczekali się całkiem godnego następcy :) ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No - jak dobrze poszukać, to się pewnie trochę znajdzie. Choćby nasz Nienacki i jego Pan Samochodzik.
      Co do porównania Strugackich z Metro, to wydaje mi się, że jednak Piknik na skraju drogi wywarł na mnie większe wrażenie literackie. Z drugiej strony, wiele może zależeć od przekładu. A samo Metro? Wielce ambitna literatura to to nie jest, ale ja na przykład wielce ambitnego malarza gustującego w sztuce nowoczesnej na pewno u siebie na ścianie bym nie powiesił :) Metro to dobra, lekka rozrywka na przyzwoitym poziomie przy okazji przemycająca więcej, niż można by się spodziewać :)

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)