Joanna Bator
Ciemno, prawie noc
Seria: ...archipelagi...
Wydawnictwo: W.A.B. 2013
liczba stron: 528
Chyba każdy książkolub, czyli lubiący czytać, nie mylić z lubiącymi posiadać książki, po pewnym czasie dorabia się własnego algorytmu, według którego dobiera sobie lektury. Jedni polują na literaturę ambitną, drudzy na nowości, trzeci mają swój ulubiony gatunek, a jeszcze inni kierują się odmiennymi, sobie tylko wiadomymi, a często i nieuświadomionymi upodobaniami. To niestety ogranicza, a trudno się wyrwać z okowów własnych preferencji. Tym bardziej, jeśli kolejne próby sięgnięcia po coś nowego kończą się zawodem. Dyskusyjny Klub Książki jest świetnym lekiem na to swoiste czytelnicze skostnienie. Raz w miesiącu klubowicze są zmuszeni przeczytać wybraną przez ich oddział lekturę, często taką, po którą nie tylko sami by nie sięgnęli, ale nawet by jej nie tknęli, gdyby dostali w prezencie. To jedna z wielu zalet klubów dyskusyjnych, w których spotykają się żywi ludzie.
Lekturą stycznia 2015 roku w Rawskim DKK była powieść Joanny Bator Ciemno, prawie noc. Nie powiem, żebym się do tej książki palił. Wiedziałem, że autorka znana i nagradzana, ale już tak to u nas bywa, że nie zawsze co polskie i wychwalane, to od razu dobre. No, ale w końcu wziąłem do ręki to dość opasłe tomisko, ponad pół tysiąca stron bez ilustracji, i się zaczęło.
Początek nie był zachwycający. Narrator pierwszoosobowy, tożsamy z reporterką Alicją Tabor, która jest główną bohaterką powieści, sugeruje iż jej przemyślenia, a zwłaszcza wrażenia i sposób widzenia świata, są skojarzone z prezentowanymi przez autorkę. W tym świetle budził mój sprzeciw sposób, w jaki odmalowano realia robotniczego Wałbrzycha, w którym akcję opowieści umiejscowiono, klimat w jakim odmalowano choćby podmiejskie pociągi pracownicze i ludzi nimi podróżujących, które ja pamiętam zupełnie inaczej. Nie spodobało mi się również, iż autorka zbytnio generalizuje i powiela pewne schematy nadając im status prawd ostatecznych. Jednocześnie jednak już od pierwszych stron było w tej lekturze coś, co wskazywało, że nawet gdyby nie była obowiązkową pozycją w menu DKK, i tak czytałbym dalej.
Konstrukcja intrygi wydaje się w swych zarysach prosta i nieco szablonowa; na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie, iż nie rokuje na nic interesującego. W Wałbrzychu zaczynają ginąć dzieci i to jest głównym powodem przyjazdu do miasta Alicji, zamierzającej napisać reportaż na ten temat, a w nieśmiałych marzeniach, przy okazji, rozwiązać tę zagadkę. Okazuje się jednak, że to tylko szkic, który pisarka wypełnia wielowątkową, mistrzowsko wręcz skomponowaną fabułą, w której każdy element ma swe miejsce i cel.
Mocną stroną całości jest mroczny klimat, przypominający wstępne części najlepszych horrorów, na szczęście bez infantylnych potworów i nadprzyrodzonych emanacji. Staje się on perspektywą podkreślającą napięcie społeczne związane z zaginięciami dzieci na które nakładają się bezrobocie i jego następstwa, napięcia religijne i obyczajowe oraz tendencje rasistowskie.
Umiejętnie wpleciony w dzisiejszą historię wątek tajemniczej przeszłości zamku Książ i legendy o zaginionych perłach jego ostatniej właścicielki, księżnej Daisy* oraz poszukiwań legendarnego skarbu sprawiają, iż teraźniejszość staje się tylko momentem oddzielającym przeszłość od przyszłości i nadaje przeszłości kluczową rolę w kształtowaniu tego, co ma nadejść.
Liczne są elementy powieści gotyckiej, momentami bliższej powieści historycznej, momentami z rysami terror nowel. Splecione są w mistrzowsko dopasowanych proporcjach ze współczesnym wątkiem kryminalnym. Ważną rolę odgrywa także historyczne oraz teraźniejsze celnie ukazane tło społeczne, całość zaś daje oryginalną i niepowtarzalną atmosferę, jakiej próżno szukać u innych autorów.
Powieść podejmuje ważkie problemy moralne. Walka dobra ze złem, pytanie o przyczyny zła, o następstwa zła doznanego lub wyrządzonego w przeszłości. Bardzo ciekawym i udanym zabiegiem jest wprowadzenie kotojadów jako konkretyzacji zła wnikającego w ludzkie serca i zatruwającego ludzkie dusze. Jednak po pierwsze nie wszystkie złe i przerażające rzeczy, jakich czytelnik jest świadkiem, są spowodowane przez kotojady, jak choćby otoczka religijnego szaleństwa, które dotyka miasto, co burzy zależność między kotojadami a złem. Po drugie, co znacznie ważniejsze, wprowadzenie kotojadów, choć stoi w opozycji do tradycyjnego zachodnio-chrześcijańskiego pojmowania przyczyn zła, bazującego na infantylnym pojmowaniu wolnej woli oraz wolności wyboru, którym nauka już dawno zaprzeczyła, to jednocześnie powiela ten sam błędny sposób pojmowania świata i utrwala wrażenie, że zło to coś zewnętrznego. Zło to coś, co przynoszą źli ludzie, złe czasy i złe miejsca. A to bardzo szkodliwe przekonanie pozwalające dobrym ludziom czynić zło w przekonaniu, że dalej pozostaną dobrymi. Przekonanie, które pozwala się plenić złu pod płaszczykiem przekonania o naszej prawości.
Książka w odbiorze jest o tyle łatwa, iż czyta się ją dość szybko, jest niewątpliwie wciągająca i naprawdę warsztatowo wyjątkowo dobrze napisana. Pomysł ze zlepkami słownymi na oddanie mamrotania dewotek i innych nawiedzonych jest zabiegiem niezwykle interesującym. Jednocześnie jednak jej przesłanie nie jest jasne i niewyrobionego czytelnika może sprowadzić na manowce, utwierdzając szkodliwe stereotypy i przekonania z takich dziedzin jak psychologia społeczna czy socjologia lub etyka. Nie polecałbym więc tej powieści młodemu czytelnikowi ani komuś szukającemu tylko i wyłącznie rozrywki. To zdecydowanie pozycja dla kogoś, kto pragnie impulsu do licznych poważnych refleksji i przemyśleń, nie tylko wprost, ale i przez negację tego, co przeczyta. Powieść bardzo interesująca i warta polecenia, ale niestety nie dla każdego
Was Andrew
Moja dziewczyna od pewnego czasu wyraża zainteresowanie tą powieścią i teraz widzę, że jej przeczucia okazały się jak najbardziej trafne. Prozy pani Bator nie miałem okazji poznać i przyznaję, że jednym z czynników odstręczających mnie od lektury jej dzieł były płynące zewsząd peany pochwalne pod adresem twórczości autorki. Ja także z ogromną dozą podejrzliwości traktuję powieści, których reklamy atakują potencjalnego czytelnika dosłownie zewsząd. "Ciemno, prawie noc" jest zatem kolejnym przykładem na to, jak szkodliwa może być taka nieustanna i namolna reklama :)
OdpowiedzUsuńOd razu zaznaczam, że słyszałem również bardzo negatywne oceny innych książek Joanny Bator. Mam wrażenie, że nie jest to pisarka tworząca na równym poziomie, aczkolwiek mogę się mylić.
UsuńSzczerze żałuję, że u nas nie ma klubu dyskusyjnego. Nie tyle żałuję, że nie zostaję nakłaniana do czytania tego i owego, bo "skostnienie" u siebie mi nie przeszkadza, ale chciałabym przekonać się jak taka dyskusja wygląda...
OdpowiedzUsuńMoże w którejś z sąsiednich miejscowości jest? Ja mam prawie 30 km do mojego :) Te, które są bliżej mi nie odpowiadają ze względu na terminy spotkań.
UsuńA jakby nic nie było, możesz założyć własny :)
Absolutnie podzielam Twoją opinię o tej książce ;)
OdpowiedzUsuń:) Widzę, że też przeczytałaś, zrecenzowałaś i nawet wypunktowałaś cytat, który też mnie urzekł :)
UsuńTa powieść była dla mnie jak cios w brzuch - mnóstwo emocji, boleść i przerażenie (miejscami to przecież horror), a jednak masochistycznie czytałam dalej, bo co tu dużo pisać - nie mogłam się powstrzymać. Niesamowicie instensywna i zdecydowanie nie jest to powieść rozrywkowa, ale do snucia rozmyślań i wewnętrznego "przeżycia". :)
OdpowiedzUsuńTak, zdecydowanie zmusza do przemyślenia pewnych spraw. Pewnie dlatego każdy trochę inaczej ją odbierze.
Usuń