Strony

sobota, 13 września 2014

"Tajemna historia pana Musashiego" Jun'ichirō Tanizaki - Potęga ducha z perwesji utkana

Tajemna historia pana Musashiego

Jun'ichirō Tanizaki

Tytuł oryginału: Bushuko hiwa
Tłumaczenie: Krystyna Piórkowska
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy

Seria: Współczesna Proza Światowa

Liczba stron: 187






Dzisiaj, dla odmiany, postanawiamy bliżej przyjrzeć się swojemu odbiciu, które na co dzień oglądamy przed lustrem. Stajemy twarzą w twarz z osobnikiem, którego prawdopodobnie tylko my zdołaliśmy dokładnie poznać. Uważnie śledzimy mierzące nas bacznym spojrzeniem oblicze. Z nabożną czcią badamy profil, ustawiamy się en face i zaczynamy eksplorować wszelkie bruzdy i rysy, którymi naznaczona jest nasza fizjognomia. Skupiony wzrok, zaciśnięte usta, ściągnięte brwi znamionują koncentrację. Przyglądamy się postaci, która jest dla nas tak znajoma, ale która potrafi skrywać jeszcze przed nami tajemnice. Co oznaczają delikatne zmarszczki, nieśmiało zarysowujące się w kącikach oczu? Co sygnalizuje zmarszczony nos? Dlaczego usta wykrzywiają się w nieznacznym grymasie? Czy zaglądając głęboko w oczy jesteśmy w stanie dojrzeć, co też leży na dnie naszej duszy? Człowiek to ogromna zagadka, którą rzadko potrafi rozwikłać nawet sam zainteresowany. Wierzchnia skorupa, którą dumnie prezentujemy światu często stanowi pancerz, pod którym pieczołowicie przechowujemy wszelkie sekrety, których z pewnością nie chcielibyśmy powierzyć obcym, przed którymi sami odczuwamy paniczny lęk. Każdy z nas jest w posiadaniu tajemnej historii dotyczącej własnej osoby, z czego doskonale musiał zdawać sobie sprawę genialny Jun’ichirō Tanizaki.
Ten japoński artysta, żyjący w latach 1886 – 1965, uchodzi, obok Yasunariego Kawabaty i Natsume Sōsekiego, za najwybitniejszego przedstawiciela prozy Kraju Kwitnącej Wiśni. Sylwetkę artysty przybliżyłem przy okazji zbiorków: Dziennik szalonego starca. Niektórzy wolą pokrzywy oraz Dwie opowieści o miłości okrutnej. Z pewnością warty przypomnienia jest fakt, że Jun’ichirō Tanizaki po początkowej głębokiej fascynacji kulturą Zachodu zwrócił się w stronę rodzimej tradycji, która stała się inspiracją do napisania niejednego utworu. O tym, że pisarz czerpał z dorobku kulturowego oraz historii Japonii świadczy choćby dzieło Tajemna historia pana Musashiego, z którym polski czytelnik może zapoznać się za sprawą niezastąpionego Państwowego Instytutu Wydawniczego i jego wspaniałej serii Współczesna Proza Światowa.
Utwór Tanizakiego już od początku stanowi nie lada wyzwanie, nawet dla zaprawionego w lekturze czytelnika, który z gracją porusza się po szlakach literackiej fikcji. Z krótkiej przedmowy, autorstwa Rybaka z Sheyang, dowiadujemy się, że mamy do czynienia z powieścią historyczną zatytułowaną Tajemna historia pana Musashiego, która powstała w oparciu o odnalezione szczęśliwym zbiegiem okoliczności dokumenty – Marzenia nocy, spisane przez mniszkę Myōkaku oraz Wyznania Dōamiego, pióra byłego służącego pana Musashiego. Całość została uzupełniona w oparciu o dodatkowe źródła – Kroniki Wojenne Domu Tsukuma oraz Genealogię Domu Tsukuma. Summa summarum otrzymujemy literacki płód, będący biografią wielkiego bushi [1], żyjącego na przełomie okresów Muromachi i Azuchi-Momoyama (XVI w.), w burzliwych czasach, gdy w Japonii postępowało rozbicie dzielnicowe, a wojny domowe toczone pomiędzy potężnymi klanami nie należały do rzadkości. Tytułowy Musashi, zasłynął jako inteligentny oraz sprytny przywódca, dzielny i zręczny wojownik, z którego przebiegłością mało kto mógł się równać. Narrator przekonuje jednak usilnie, że za wszystkimi przymiotami, decydującymi o skuteczności w sprawowaniu rządów czy prowadzeniu bitew stała dzika namiętność, skrywana przez pana Musashiego. Książka to próba udowodnienia wysnutej tezy, że tajemniczym źródłem potęgi wielkich wodzów jest najczęściej nieugaszony, wiecznie płonący popęd seksualny.
W Tajemnej historii pana Musashiego, Jun’ichirō Tanizaki dokonuje zabiegu podobnego do tego, jaki zastosował w Shunkinshō, czyli rozmyślania nad życiem Wiosennej Harfy, utworze będącym fikcyjną biografią Shunkin, wybitnej mistrzyni gry na samisenie [2]. Narrator snujący historię sławnej osobistości, odsłania przed czytelnikiem tę część ludzkiej natury wielkich jednostek, o której wszelkie świadectwa są skrzętnie pomijane albo przemilczane przez oficjalnych kronikarzy. Podmiot liryczny bezpardonowo i konsekwentnie przedstawia wszelkie zboczenia, perwersje oraz moralną deprawację, podkreślając jak ważną rolę w życiu uznanego artysty czy wojownika odgrywa dane zwyrodnienie, które okazuje się fundamentem, katalizatorem, bądź nieodzownym elementem wielkości danego osobnika. Warto zwrócić uwagę, że narratorzy, prezentujący historię czy to pana Musashiego czy też mistrzyni Shunkin, muszą dokopywać się do prawdy, uporczywie wydobywać ją na światło dzienne – korzystają oni z bezpośrednich relacji zaufanych świadków, bądź źródeł, których nie ujęto w formalnych annałach. Cierpliwie i metodycznie przekopują zapiski oraz notatki, które w większości składają się na błahe i miałkie obrazy życia codziennego – teksty te na pozór nie przedstawiają zbyt wielkiej wartości i są skrzętnie pomijane przez szanujących się badaczy. Ale to właśnie narratorzy Tanizakiego, miłośnicy historii oraz kultury, wybitni erudyci, którzy potrafią oczarować snutą opowieścią, utkaną ze zwiewnego i lekkiego języka, wyłuskują fakty oraz wydarzenia, okazujące się znamienne dla egzystencji bohaterów. Obie relacje mają zatem charakter swoistej sensacji – narratorzy wykorzystują biograficzne luki osobistości, o których rozprawiają i wciskają w nie elementy, również te którym nierzadko blisko do domysłu i przypuszczeń. W rezultacie uzyskujemy portret człowiek z krwi i kości, któremu nieobce są chwile słabości, momenty, w których szlachetny duch ulega podszeptom podatnego na słabości ciała. Tanizaki prowadzi więc swoistą demitologizację wykreowanych przez siebie bohaterów – początkowo stroi ich w szaty wielkości, by na kolejnych kartach powieści dokonać wielkiego obnażenia, ukazania prawdziwej ludzkiej natury, która zawsze skrywa w sobie pewien niemoralny pierwiastek, która przecież z założenia skażona jest piętnem niedoskonałości.
W Tajemnej historii pana Musashiego nie brakuje dobrze znanego u Tanizakiego motywu silnej polaryzacji, do jakiej dochodzi w obrębie ludzkiej psychiki. Japoński artysta w początkach swojej twórczości reprezentował literacką grupę Tambi-ha (Szkołę Estetów) i jej wpływy były widoczne przez okres całej późniejszej kariery – dualizm człowieczej natury, który pojawia się w wielu utworach autora, jest bardzo często przedstawiany za pomocą kobiety. Fizycznemu pięknu, niespotykanej urodzie, kokieteryjnej zmysłowości, szlachetnemu urodzeniu damy, typowej dla prozy Tanizakiego, towarzyszy najczęściej podły, bądź zepsuty charakter – wiele bohaterek jest złośliwych, cynicznych, dwuznacznych, bezwzględnych, egoistycznych, czy wręcz okrutnych. Wszelkie negatywne przymioty są głęboko zamaskowane pod warstwą wyjątkowo urodziwej, wręcz niewinnej twarzy, na której jednak, w chwilach, gdy niewiasta ukazuje swoje prawdziwe oblicze, odmalowuje się złośliwy błysk w oku, złowrogi zarys fałszywego uśmiechu czy szpetny grymas szyderstwa. Co interesujące, nawet tego typu demoniczne kobiety zdolne są do czułości czy łagodności, chociaż cały czas należy mieć baczenie, czy oby nie jest to tylko gra pozorów, pajęczyna za pomocą której opleciona zostaje ofiara, zupełnie ulegająca wpływom ponętnej, tajemniczej i nierzadko lubieżnej kusicielki.
Warto jednocześnie zauważyć przewrotność oraz ironię, z jakimi Jun’ichirō Tanizaki podchodzi do tematów poważnych, które kojarzą się z oficjalną sztywnością. Tajemna historii pana Musashiego może zostać uznana za nawiązanie do biografii bardzo popularnego, także poza granicami Japonii, Musashiego Miyamoto, rōnina [3], twórcy szkoły walki dwoma mieczami (niten'ichi-ryū) oraz autora Księgi pięciu kręgów (Gorin-no Sho). Musashi  Miyamoto (którego sylwetka pojawia się nawet w zachodniej popkulturze) zasłynął jako wybitny wojownik, który nigdy nie został pokonany w żadnym ze stoczonych pojedynków (a odbył ich ponad 60), brał także udział w licznych bitwach oraz potyczkach. Ale w utworze Tanizakiego próżno szukać zapierających dech w piersiach scen batalistycznych czy przyprawiających o szybsze krążenie opisów zaciętych walk – japoński autor pisze o życiu znamienitego bushi, odwołując się do jego chwalebnej przeszłości tylko w takim stopniu, w jakim jest to konieczne dla prezentowanej opowieści. Zamiast naszpikowanej akcją i adrenaliną relacji, czytelnik otrzymuje misterne portrety psychologiczne oraz skomplikowane intrygi, rozwijające się w trawionym przez pożądanie umyśle. Należy przy tym zaznaczyć, że Tanizaki znakomicie uświadamia, że w najtajniejszych zakątkach naszych serc kryje się głęboka i mroczna studnia, która pozostaje poza zasięgiem samokontroli. Spoglądając zza jej krawędzi, zaglądając do niej, odkrywamy bezbrzeżną ułomność własnej duszy, która przeraża i paraliżuje.
Zastanawiający jest również sam początek utworu, w którym otrzymujemy szczegółowy opis portretu przedstawiającego pana Musashiego. Uwagę czytelnika zwracają dwie kwestie – pierwszą jest twarz bohatera, na której zgodnie z sugestiami narratora, malują się pewien niepokój, wewnętrzna duchowa rozterka, niewysłowiona melancholia, znamionujące wewnętrzną mękę, będącą wynikiem zaciętej walki ze wstydliwą stroną swojej natury; drugą intrygującą rzeczą jest element europejski w tradycyjnym stroju pana Musashiego – wojownik uzbrojony jest w puklerz, czyli niewielką okrągłą tarczę z charakterystycznym wybrzuszeniem. Odnoszę wrażenie, że już na pierwszych kartach swojego dzieła Jun’ichirō Tanizaki puszcza oko do swoich fanów, którzy doskonale znają życiorys pisarza (artysta nierzadko porównywany jest do Oscara Wilde’a). Wskazówką, że pan Musashi może być w pewnej mierze projekcją samego autora, jest europejski puklerz, który zdaje się symbolizować chwilową fascynację Tanizakiego światem Zachodnim.
Reasumując krótko Jun’ichirō Tanizaki serwuje swojemu czytelnikowi arcyciekawą wyprawę w głąb ludzkiej duszy, która rozrywana jest przez dzikie namiętności, którą targa trudna do ugaszenia żądza. Autor z ogromną wprawą porusza się w mętnym labiryncie ludzkiej psychiki, prezentując jej najmroczniejsze strony. Jednocześnie trudno odmówić uroku językowi, jakim posługuje się narrator, który jest szczególnie wyczulony na piękno świata, otaczającego zepsutego człowieka. W rezultacie otrzymujemy ciekawie połączenie estetyzmu z perwersyjnym, silnie destrukcyjnym erotyzmem, czyli dzieło charakterystyczne dla dojrzałego mistrza Jun’ichirō Tanizakiego, który jednak dla europejskiego czytelnika nadal pozostaje artystą słabo poznanym, wręcz anonimowym.


Tekst bierze udział w wyzwaniu Japonica:


Wyzwanie Japonica





[1] bushi – termin oznaczający wojownika, obejmował arystokrację wojskową oraz samurajów; od określenia bushi pochodzi nazwa kodeksu moralnego japońskich wojowników - bushidō;
[2] samisen – trzystrunowy, szarpany japoński instrument muzyczny; jego nazwa w języku japońskim oznacza dosłownie "struny trzech smaków"; samisen jest podstawowym instrumentem w muzyce teatru kabuki, towarzyszy także pieśniom ludowym;
[3] rōnin w okresie feudalnej Japonii (1185 – 1868) termin oznaczający samuraja bez pana; samuraj stawał się rōninem, gdy jego pan ginął, tracił majątek lub poparcie swojego suwerena; w dosłownym tłumaczeniu rōnin oznacza człowieka-falę

12 komentarzy:

  1. Świetny wstęp, przykuwa uwagę, a dalej jest tylko lepiej :) Znowu nie znam autora, znowu motywujesz do poszerzania wiedzy :) Dobra robota!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :) Tanizakiego szczerze i serdecznie polecam. Na zachętę mogę wspomnieć, że Hiromi Kawakami za swoją powieść "Sensei i miłość" została wyróżniona nagrodą im. Tanizakiego. Ten twórca w Japonii cieszy się ogromną popularnością i estymą - uważany jest za mistrza penetracji ludzkiej psychiki i ja z tą opinią jak najbardziej się zgadzam :)

      Usuń
    2. Nazwisko kojarzę, ale twórczości kompletnie nie. Na pewno teraz zapamiętam, że powinnam poniuchać :)

      Usuń
  2. Widzę, że japońska proza podbiła Twoje serce i całe szczęście! Gdzie ja bym znalazła tyle ciekawych tytułów do zapamiętania, jeśli nie w Twoich recenzjach? :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, mam nadzieję, że kiedyś przyjdzie Ci skorzystać z mojej listy :) Przy okazji mojej przygody z literaturą japońską, przekonałem się, że nie sprowadza się ona wyłącznie do Murakamiego, który okazał się tylko wierzchołkiem góry lodowej :)

      Usuń
  3. Przeczytam i odniosę się trochę później, a tymczasem proponuję Wam udział w takiej zabawie http://pandziejaszek.blogspot.com/2014/09/rozkminka-o-wyzwaniu.html jeśli macie ochotę i pomysł, to chętnie poznam, a zapewne nie tylko ja, Wasze bibliobiografie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany, niedawno na blogu Oli, komentując jej udział w tym wyzwaniu stwierdziłem, że szczerze podziwiam ją za tego typu zestawienie, bo ja nie byłym w stanie zrobić czegoś takiego. Przemyślę jeszcze tę sprawę, może coś mi się uda zmajstrować :)

      Usuń
  4. Koncepcja transmutacji popędu seksualnego w inne dziedziny aktywności wcale nie jest nowa. Wydaje się nawet dość przekonująca. No ale nie wszystko musi być nowe, by było dobre.

    Książka sądząc z Twojej recenzji zapowiada się zdecydowanie interesująca, tym bardziej, iż chyba można ją odczytywać dość różnorodnie. Zwłaszcza temat rozwiązłości ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tanizaki wcale nie rościł sobie pierwszeństwa odnośnie tej koncepcji :) Po prostu w znakomity sposób przedstawia ją w swoich utworach, otaczając ją subtelnym woalem literatury. Mnie bardzo podoba się jego twórczość właśnie z tego powodu - na warsztat bierze mit o danej osobie (a takich mitów nie brakuje w żadnej kulturze), po czym krok po kroku wyodrębnia z tego mitu, z tego posągu, człowieka z krwi i kości, z wszystkimi jego wadami i słabościami. Moim skromnym zdaniem taka świadomość istnienia warstwy człowieczej (ale tej brudnej i wstydliwej) w każdym, nawet w największym bohaterze czy świętym, jest bardzo ważna. Wydaje mi się, że akurat w naszej kulturze trochę tego brakuje :)

      Usuń
    2. Powiedziałbym nawet, że bardzo brakuje. Ale może się mylimy? Może po prostu nasi święci są jedynymi naprawdę świętymi, a nasi bohaterowie są jedynymi prawdziwymi bohaterami? ;)

      Usuń
  5. I tym oto sposobem kolejna pozycja ląduje na mojej liście do przeczytania...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ja już sobie odpuściłem regularne aktualizowanie listy lektur do przeczytania. W domu mam całą masę książek cierpliwie czekających w kolejce i tylko przed wizytą w bibliotece zaglądam do tytułów starszych utworów, które kiedyś miałem w planie poznać :)

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)