Strony

piątek, 22 sierpnia 2014

Italo Calvino " Jeśli zimową nocą podróżny" - W gąszczu niedopowiedzeń

Jeśli zimową nocą podróżny

Italo Calvino

Tytuł oryginału: Se una notte d'inverno un viaggiatore
Tłumaczenie: Anna Wasilewska
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Don Kichot i Sancho Pansa 
Liczba stron: 320






Drogi Czytelniku bądź Czytelniczko, osobo, która odwiedzasz ten skromny książkowy zakątek – ogromnie się cieszę, że możemy spotkać się po raz kolejny i wspólnie poświęcić się refleksji związanej z literaturą. Co prawda prasa oraz media regularnie bombardują Cię coraz bardziej powtarzalnymi i schematycznymi artykułami, że czytelnictwo w Polsce zamiera, ale już sam fakt, że ten niewielki wycinek w wirtualnej przestrzeni bytuje i gości ludzi, którzy od czasu do czasu pozostawiają po sobie ślad w postaci komentarza, zdaje się przeczyć tezie, że literacka kondycja naszego społeczeństwa jest tak słaba. Jeśli zatem miłość do książek nadal płonie się w Tobie żywym płomieniem, jeśli nadal oddajesz się wyszukanej przyjemności obcowania w wyimaginowanych światach, do których przenosisz się za sprawą niespożytej wyobraźni autora, jeśli wreszcie nie boisz się poważnych dysfunkcji wzroku, to serdecznie zapraszam Cię do zapoznania się z następnym dziełem, które chciałbym Ci przedstawić i gorąco zarekomendować. Dzisiaj pragnę opowiedzieć Ci o książce Jeśli zimową nocą podróżny, pióra Italo Calvino, która wywarła na mnie ogromne wrażenie.
Zanim jednak przejdę do moich przemyśleń związanych z lekturą, chciałbym Ci pokrótce przedstawić sylwetkę literata. Italo Calvino, żyjący w latach 1923 – 1985 to jeden z najważniejszych włoskich pisarzy oraz eseistów XX wieku. Artysta urodził się na Kubie, gdzie pracowali jego rodzice. Ojciec – agronom i botanik – piastował wysokie stanowisko w Ministerstwie Agrokultury, z kolei matka – także botaniczka – była profesorką uniwersytecką. W 1925 roku cała rodzina wróciła do Włoch. Calvino studiował w Turynie, w okresie młodości związany był z komunistycznym dziennikiem L'Unita. W roku 1968 artysta nawiązał współpracę z OuLiPo, eksperymentalną grupą literacką, założoną przez dwójkę Francuzów – pisarza Raymonda Queneau oraz matematyka Françoisa Le Lionnaisa. Skrót OuLiPo można rozszyfrować jako Ouvroir de Littérature Potentielle, czyli Warsztat Literatury Potencjalnej. Formacja specjalizowała się w twórczym fermencie, który polegał na implementacji matematycznych formuł, mechanizmów statystycznych oraz kombinatoryki do procesu powstawania tekstu, czyli syntezie literatury i matematyki. Jeśli nieobca Ci jest nowa powieść, o której wspominałem przy okazji lektur dzieł autorstwa Francuza Robbe-Grilleta, to z pewnością zaczynają się w Twoim mózgu zarysowywać pewne punkty styczne, pozwalające połączyć OuLiPo z noveau roman. Stanisław Lem w swojej genialnej Filozofii przypadku w rozdziale Nowoczesność, czyli przypadek, w którym koncentruje się na utworze Dom schadzek, zauważa że nową powieść nierzadko starano się przyrównać do systemu matematycznego. Tak jak tego typu system nie odnosi się do rzeczywistości, nie powiadamia nas o jej własnościach, a jedynie o samym sobie, tak nowa powieść miała zerwać z funkcją informowania czytelnika o danych zdarzeniach, przekazywania mu wiadomości w postaci tej czy innej historii i skoncentrować się wyłącznie na samej sobie. Wzorem matematycznego odpowiednika, literacki twór miał składać się z wyjściowego zbioru znaków oraz reguł, pozwalających budować z nich wyrażenia, dokonywać na nich przekształceń, etc. Właśnie w tym kierunku podążali członkowie OuLiPo, nakładając na swoje dzieła ograniczenia, stosując restrykcyjne reguły formalne, kreując w rezultacie tzw. poetykę przymusu. Najgłośniejszą hybrydą, która świetnie obrazuje idee OuLiPo jest tomik Cent mille milliards de poèmes (Sto tysięcy miliardów wierszy) Raymonda Queneau. Książka składa się z 10 sonetów (utworu literackiego złożonego z 14 wersów), z których każdy umieszczony jest na osobnej kartce, pociętej na 14 poziomych pasków. Za sprawą tej sztuczki, otrzymujesz, drogi Czytelniku oraz Ty, Czytelniczko, możliwość budowania własnych sonetów – dowolnie możesz zmieniać sekwencję, kolejność, etc. W ten sposób możliwe jest uzyskanie sto tysięcy miliardów różnych kompozycji, skąd tytuł całego tomiku. Książka, o której chciałbym Ci dzisiaj opowiedzieć nie jest aż tak skomplikowana, ale z pewnością równie intrygująca.
Jeśli zimową nocą podróżny to lektura niezwykła. Co o tym decyduje? Otóż, Czytelniczko i Czytelniku, Italo Calvino zwraca się w niej bezpośrednio do Ciebie, tak jak ja staram się to teraz nieudolnie naśladować – ze znacznie gorszym skutkiem oraz o wiele mniejszą subtelnością. Autor dokłada wszelkich starań, żeby to właśnie Ciebie uczynić kluczową daną wsadową do modelu, za jaki można uznać tę niecodzienną powieść. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale Calvino zaprasza Cię do świata przedstawionego kreowanej historii, znajduje w nim dla Ciebie bardzo ważne miejsce, ba, wręcz umieszcza Cię na fabularnym piedestale. To właśnie wokół Ciebie rozwinięta zostanie akcja, Tobie podporządkowano kolejne wydarzenia, to Ty jesteś ich osią obrotu. Przyznasz mi chyba rację, że nigdy jeszcze żaden pisarz nie potraktował Cię w ten sposób – wyjątkowy, bo tak dowartościowujący. Calvino zdaje doskonale rozumieć jak ważną ingrediencją książki jest jej czytelnik. Bo chociaż literackie dzieło istnieje obiektywnie samo w sobie to jednak swój prawdziwy byt rozpoczyna dopiero w momencie kontaktu z adresatem, do którego jest skierowane. Ponadto poprzez sposób odbioru, różnorodną czytelniczką percepcję, czytany utwór mieni się w całej palecie barw oraz odcieni, które nierzadko różnią się diametralnie. Można rzec, że autor odkrywa przed nami subtelną nić, delikatną interakcję, w jakie wchodzą słowny kreator, informacyjny nośnik oraz odbiorca wiadomości. Do tej pory grałeś wyłącznie rolę słuchacza – poznawałeś utwór, w którym prezentowano Ci daną opowieść. Miałeś okazję podziwiać fantazję bądź kunszt, z jakim zbudowano świat przedstawiony, ale zawsze pozostawałeś poza jego ramami. Byłeś wyłącznie biernym obserwatorem, którym oczami wyobraźni rysował zdarzenia, o jakich wspominał wprawny gawędziarz. Ale nigdy nie byłeś ich uczestnikiem. Mogłeś tylko delektować się, zachwycać się, ewentualnie gorzko krytykować i plwać na stratę czasu, jaki pochłonęła lektura dzieła, które zupełnie nie przypadło Ci do gustu (pewnie nieraz sam siebie ganisz za manierę doczytywania wszystkiego, co rozpocząłeś, nawet największej szmiry).
Tymczasem Calvino zaskoczy Cię już od pierwszych stron swoim nieszablonowym podejściem do Twojej osoby. Autor nie może co prawda wejść z Tobą w dialog, ale i tak będzie starał się ze wszystkich sił odgadnąć, z kim ma do czynienia. Nie zdziw się zatem, że podmiot liryczny będzie często domniemywał czym się zajmujesz, przypuszczał jak zachowałbyś się w danej sytuacji, zakładał co sobie cenisz, a co nie, imputował Ci różne zachowania oraz reakcje. Mnie osobiście już od początku utworu zakłuły niespodziewana pewność siebie oraz buta, graniczące wręcz z arogancją, które dosłownie emanują z każdej karty. Narrator prawdopodobnie uważa się za geniusza, ponadto jest świadom potęgi słowa, za pomocą której można omamiać, zniewalać, ubezwłasnowolniać, hipnotyzować, magnetyzować. Uważaj więc! Nie ufaj do końca słowom kierowanym pod Twoim adresem. Bacz, byś nie wsiąkł zbyt mocno w serwowaną Ci historię, bowiem padniesz z pragnienia zaspokojenia ciekawości niemożliwego do ugaszenia. Musisz wiedzieć, że Calvino to swoisty błazen, który drwi sobie z powszechnych upodobań do natychmiastowego wprowadzania swojego czytelnika w świat przedstawiony, który jest ściśle sprecyzowany, konkretny oraz klarowny. Nic z tych rzeczy. W trakcie lektury, nie raz i nie dwa odniesiesz wrażenie, że wszystko wymyka się z rąk, przyjmuje znajomy kształt po to tylko, by za moment ponownie zapaść się w chaos i brodzenie po kompletnie obcych i nieznanych polach literatury (może nawet poczujesz się jak bohaterowie gombrowiczowskiego Kosmosu). Jeśli zdarzy Ci się wysnuć tezę, że zdania, które czytasz mają raczej skrywać niż wydobywać przedmioty wynurzające się z osłony mroku i mgły to szczerze Ci przyklasnę i w pełni się z Tobą zgodzę.
Książka jest na pozór dość schematyczna. Już po kilkudziesięciu stronach (bo czego jak czego, ale bystrości umysłu na pewno nie można Ci odmówić) możesz przekonać się według jakiego klucza napisany jest utwór. Wydaje się, że odkryta sztuczka traci na atrakcyjności, ale nie w tym przypadku – gwarantuję Ci, że lektura jest zajmująca aż do ostatniej strony. O sile utworu decyduje jego eklektyczny charakter – stanowi on zlepek całej gammy literackich stylów, nie brakuje również odwołań do dzieł ze światowego kanonu. Sen z powiek spędzają także Twoje niezwykłe przygody, bowiem autor co chwila nie daje Ci spokoju i regularnie przypomina, że jesteś trybikiem w jego maszynie. Calvino pogrywa sobie Twoimi losami, a przy tym jest tak głęboko przekonany o własnym warsztacie pisarskim, że z bezczelną szczerością i zupełnie otwarcie ostrzega Cię przed mistyfikacją, którą dla Ciebie przygotował (Uważaj: to zapewne sposób, żeby wciągnąć Cię w akcję, usidlić Cię tak, abyś nie zdał sobie z tego sprawy – to pułapka).
O wyjątkowości dzieła decyduje fakt, że książka to w ogromnej mierze postulat – autor dokonuje przed Tobą intymnych zwierzeń na temat tego, o czym chciałby pisać, jak pragnąłby to robić, jak powinna prezentować się książka, którą trzymasz w rękach, co powinna zawierać, by można ją uznać za dzieło doskonałe, na długie lata zapadające w czytelniczą pamięć. W rezultacie dochodzi do niecodziennej sytuacji – pogrążasz się w lekturze tekstu, w którym bez przerwy jest Ci przypominane to, że utwór posiada swojego autora, że jest to wymysł cudzej fantazji, że jest to twór na etapie produkcji, że w następującej scenie winny znaleźć się te oraz tamte atrybuty celem podkreślenia tej bądź tamtej kwestii – stanu emocjonalnego bohatera, sytuacyjnego tragizmu, itd. Czytasz zatem o czymś, co powinno znajdować się w dziele, które studiujesz, ale czego nie ma, chociaż za sprawą narratora, przez sam fakt napomknięcia o danym elemencie, ten brakujący motyw, myśl albo stylistyczny środek zostaje wywołany z niebytu – summa summarum nie można mówić o żadnej nieobecności, ale z pewnością nie stoi on na swoim miejscu oraz nie jest użyty w należytym, pardon!, w klasycznym kontekście. Taką to właśnie intelektualną szaradę przygotował dla Ciebie pan Calvino, który niejako przy okazji ukazuje warsztat, w którym formowany jest literacki materiał – możesz podziwiać narzędzie oraz techniki, które zdradza przed Tobą autor, objaśniając jednocześnie jak najefektywniej z nich korzystać. Masz zatem niepowtarzalną okazję, by podejrzeć proces powstawania tekstu od samej podszewki.
Jak zapewne zdołaliście się już domyślić, Czytelniczko oraz Czytelniku, Italo Calvino w swoim dziele bardzo wiele miejsca poświęcił także mechanizmom odbioru powieści. Autor wyróżnia dwa główne typy, reprezentowane przez siostry bliźniaczki, posiadające diametralnie różne natury. Jedna z nich jest czytelniczką doskonałą, tj. dokładnie taką, o jakiej (wg podmiotu lirycznego) marzy każdy mistrz pióra – koncentruje się ona na samym procesie czytania, oddając się kontemplacji nad wykreowanym światem przedstawionym. Niczym absorbent, wszystkimi swoimi zmysłami, pochłania ona literacką materię, stworzoną przez pisarza, ciesząc się przy tym niczym dziecko, które ujrzy cud natury pokroju tęczy czy gradu (jest to radość czysta bez wnikliwszego zagłębiania się w samą naturę zjawiska). Druga z prezentowanych kobiet uprawia czytelnictwo inwazyjne – narusza ona brutalnie delikatną tkankę powieści, bezustannie w niej gmera i szpera. Analizowane dzieło rozkładane jest na czynniki pierwsze, także przy użyciu metod komputerowych. W efekcie możliwa okazuje się ocena powieści bez jej lektury – wystarczający jest sam ekstrakt, który stanowi np. rozkład oraz częstotliwość stosowanych przez pisarza słów. Ważne są wszelkie odwołania, aluzje, nawiązania, na które rozbija się utwór – w rezultacie literackie dzieło zostaje sprowadzone wyłącznie do roli informacyjnych bitów, a na dalszy plan schodzą piękno używanego języka czy literacka forma.
Narrator z ogromną dozą humoru oraz ironii uświadamia także jak niezwykłym aktem, podniosłym, bowiem zrodzonym z tysiąca innych wydarzeń i konfiguracji losu, jest banalna z pozoru czynność wyboru książki, która zostanie naszą najbliższą lekturą, której poświęcimy kilka godzin naszego życia, coraz krótszego wraz z każdą kolejną przewróconą stronnicą. Musisz bowiem przyznać, że szczególnie dzisiaj, tj. w dobie szybkiego przepływu informacji, kiedy słowa pisanego posiadamy o wiele więcej, niż bylibyśmy w stanie przeczytać, wybór dokładnie tej, a nie innej książki jest kwestią dość mało prawdopodobną, szczególnie ze statystycznego punktu widzenia. Przekraczasz próg ulubionej księgarni, w której cała obsługa doskonale zna Cię z widzenia, wchodzisz na stronę internetową oferującą najlepsze rabaty książkowe i pośród całego morza tytułów, wśród tłumu krzyczących do Ciebie nazwisk decydujesz się akurat na Italo Calvino, którego wcześniej jedynie mgliście kojarzyłeś (bądź kojarzyłaś). Piękne i odrobinę magiczne.


Interesujące jest także spojrzenie na proces czytania jako nadawanie danemu egzemplarzowi tego samego dzieła znamion indywidualizmu, wynikających z osobowości odbiorcy. Książka przeczytana jest niepowtarzalna, bowiem każdy interpretuje ją na własną modłę. Ale co jeszcze bardziej ciekawe, Calvino wszystkie próby stosowania własnej wykładni traktuje jako czytelniczy gwałt i samowolę – trudno jednak, żeby było inaczej, skoro tylko autor posiada całą wiedzę na temat płodzonej historii. Każde kolejne odczytanie i analiza będzie domniemywaniem, przypuszczaniem, zakładaniem, imputowaniem tego, co pragnął przekazać pisarz. Autor będzie się z Tobą trochę droczył, jeśli tylko poczuje, że pragniesz odgadnąć, co też chodziło mu po głowie – uważaj, bo może Ci się dostać za poszukiwanie przejawów stosunków produkcji, procesów reifikacji, kompensacyjnych dążeń zdegradowanych, kodów semantycznych płci, metajęzyków ciała, transgresji ról w życiu politycznym i prywatnym. Widzisz zatem, że moje napomknięcie o Robbe-Grillecie nie było przypadkowe – Calvino również zdaje się twierdzić, że książka to byt sam w sobie, o czym zresztą dobrze świadczą słowa podmiotu lirycznego: ta książka nie będzie dążyć do narzucenia Ci pewnej wizji świata, chce Cię jedynie nakłonić, żebyś patrzył, jak ona sama się rozrasta, niczym roślina w plątaninie własnych gałęzi i liści.
Wydaje mi się, że w tym miejscu nasza wspólna wędrówka powinna dobiec końca. Nie chciałbym zdradzić Ci zbyt wiele, psując tym samym całą zabawę. Jeśli udało mi się przekonać Cię, że warto sięgnąć po Jeśli zimową nocą podróżny, to czuję się naprawdę usatysfakcjonowany. Idź już zatem, ale uważaj, żebyś nie pobłądził w labiryncie tego grząskiego niczym zdradliwe torfowisko utworu. Nie ufaj tytułom, nie daj się zanadto wciągnąć zasłyszanym historiom, miej baczenie na Ruch Wyzwolenia Apokryfu, który doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że literatura to potężne narzędzie, wykorzystywane także do ugruntowywania władzy, czy jej przejmowania. I pamiętaj – jako Czytelnik tudzież Czytelniczka, jesteś w tej uprzywilejowanej sytuacji, że posiadasz możność uznania tego, co napisano za rzecz skończoną i ostateczną, w której nie ma już nic do dodania, ani do ujęcia. Calvino będzie Cię przekonywał, że przed oczami widnieje dzieło w stanie surowym, zawieszone pomiędzy bytem intencjonalnym a twardą egzystencją na papierowych, stricte materialnych kartach, co sprawia możliwość dokonywania korekt, poprawek, udoskonaleń. Dlatego pamiętaj, że Italo Calvino jest już martwy, ale jeśli już po raz wtóry dasz złapać się w tą umysłową pułapkę to postaraj się przynajmniej usłyszeć pełen drwiny śmiech twórcy.

P.S. Jeśli postać twórcy maluje się dla Ciebie z byt diabolicznych barwach, jeśli uważasz, że szkoda marnować czas na wypociny jakiegoś szarlatana, który potrafi wyłącznie gmatwać, fałszować, oszukiwać, kantować, to weź proszę pod uwagę fakt, że Calvino nie jest aż tak okrutnym Kreatorem, który wyłącznie rozkoszuje się własną potęgą, dając Ci do zrozumienia jak niewiele znaczysz w jego świecie. Możesz spróbować go przechytrzyć – dumny i pewny siebie Włoch sam zdradza sekret, daje wskazówki jak czytać jego prozę. Cóż czynić? To proste! Musisz wczytać się w tekst, wyodrębnić efekt działania wrzawy, a również efekt działania ukrytych zamysłów, których jeszcze (podobnie jak ja) nie potrafisz zrozumieć. Czytając, musisz być zarazem roztargniony i uważny.

Zatem jeśli nie boisz się czytelniczych wyzwań…

Do zobaczenia na literackim szlaku!
Wasz Ambrose



21 komentarzy:

  1. W końcu coś, co czytałam :) Na mnie też ta książka zrobiła duże wrażenie. Od pierwszych stron, od klasyfikacji książek w księgarni ;) Nabrałam po niej ochoty na pozostałe książki tego autora, najbardziej na "Niewidzialne miasta"!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafiony, zatopiony :) Mnie Calvino również ogromnie zauroczył i także zamierzam kontynuować znajomość z tym jegomościem. Książkę "Jeśli zimową nocą podróżny" udało mi się nabyć za 50 % ceny w Empiku - mam nadzieję, że w najbliższym czasie któraś z pozostałych pozycji tego autora również zostanie objęta podobną promocją :)

      Usuń
    2. Świetna promocja :) Zwłaszcza, że to nawet w e-booku było dosyć drogie. Liczę, że coś znajdę w bibliotece, ale jeśli nie, to poluję z Tobą ;)

      Usuń
  2. Napiszę wprost - Autorze recenzji możesz poczuć się usatysfakcjonowany ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nazwisko autora oczywiście kojarzę za sprawą jednego z mych ulubieńców, szczwanego lisa Raymonda Q. i jego OuLiPo właśnie, ale czytać Calvino jeszcze nie miałam przyjemności. Z narracją drugoosobową spotkałam się już co prawda wcześniej w Dzienniku zimowym, jednak tam narrator zwracał się przez cały czas sam do młodszej wersji siebie.
    Tak więc, drogi Ambrose, po przeczytaniu Twojej niezwykłej recenzji, z przyjemnością sprawdzę, czy i u mnie nie ma czasem jakiejś wyprzedaży tytułów pana Calvino. Chylę czoła (:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, mnie z kolei Raymond Q. od razu skojarzył się z Tobą i polecaną przez Ciebie "Psią trawką" (cierpliwie czekam na Twoją recenzję tej lektury). Pana Calvino polecam - to także bardzo przewrotny gość, który ujął mnie swoim pomysłem na powieść.

      Cieszę się zatem niezmiernie, że książka wzbudziła w Tobie zainteresowanie. Mam nadzieję, że jeśli uda Ci się dostać tę lekturę, to nie poczujesz się rozczarowana :)

      Usuń
    2. Będzie "Psia trawka", będzie. Równie dobra i zabawna jest i "Zazi w metrze", też polecam, jeśli Ci w ręce kiedyś wpadnie. A moje zainteresowanie wzbudziła Twoja recenzja. Sposób jej napisania. Zwrot bezpośredni. Przykuwa uwagę od pierwszego zdania i nie wypuszcza do ostatniego. Po książkę sięgnę właśnie dzięki temu zabiegowi, skoro cała ona taka właśnie jest (;

      Usuń
  4. Taka narracja jak u Calvino sprawiłaby, że czułabym się jakbym czytała list. Teraz jeszcze zastanawiam się nad dwiema kwestiami: jaka muzyka by pasowała do tej lektury i kto robił okładkę (chociaż wyczuwam w niej styl P. Dębowskiego z Karakteru)?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ja też przez moment odnosiłem takie wrażenie, ale z biegiem czasu narrator stawał się zbyt dociekliwy o moją naturę i czasem faktycznie poczułem, jakby zwracał się do mnie bezpośrednio, ale nie za pomocą listu, który zawsze można przeredagować, skorygować, etc. W "Jeśli ..." obecność podmiotu lirycznego, przynajmniej momentami, była wręcz namacalna :)

      Co do okładki to gratuluję b. wprawnego oka - zgadza się, jej autorem jest Przemysław Dębowski. Przy okazji polecam krótki wywiad z tym panem, który swego czasu ukazał się na łamach LC.

      Usuń
    2. Czytałam ten artykuł - może dlatego skojarzyłam twórcę okładki. :)

      Usuń
  5. Całkiem nowe dla mnie nazwisko, ale jak widzę warte zapamiętania. Dobrze, że dzięki tej recenzji nie zagubi się w morzu nowości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj warte, zdecydowanie warte. Ja o tym pisarzu słyszałem już wcześniej, ale dopiero niedawno pojawiła się okazja, by przekonać się ile wart jest jego talent. Muszę przyznać, że pierwsze spotkanie wywarło na mnie b. pozytywne wrażenie :)

      Usuń
  6. Książka jest na pozór dość schematyczna - nigdy w życiu!:) Nie znam drugiej tak błyskotliwej, a zarazem dowcipnej i świeżej powieści. Mam nawet wrażenie, że autor co i rusz żartuje sobie z czytelnika, co akurat b. lubię w literaturze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, to tylko pozory, pozory - książka jest faktycznie b. pomysłowa, ogromnie podobają mi się nawiązania do literatury światowej. Zgodzę się także co do tego, że Calvino za sprawą tej powieści jawić się może jako kpiarz, żartowniś, który podobnie jak zwykł to czynić Nabokov, droczy się z czytelnikiem, wyzywając go na intelektualny pojedynek, podsuwając mu do rozwiązania literacką szaradę :)

      Usuń
    2. Obawiam się, że do Nabokova mu daleko. Jestem właśnie po lekturze eseju nt. "Lolity" i dochodzę do wniosku, że można ją czytać przez całe życie i nie rozszyfrować wszystkich szarad.;(
      Ale Calvino ma chyba większe poczucie humoru - pamiętam, że jeden z rozdziałów ("japoński"?) b. mnie ubawił.

      Usuń
    3. Ha, rozdział japoński (perypetie z matką ukochanej) był zaiste wyborny. Z tego co wyczytałem, autor nawiązywał do twórczości Yukio Mishimy, ale przyznam, że sam bym się raczej tego nie domyślił (gdybym miał wskazać któregoś z japoński twórców, to pewnie wybrałbym Tanizakiego, mojego prywatnego mistrza perwersji).

      Oj, ja tylko pobieżnie przejrzałem na Wikipedii listę nawiązań, ukrytych znaczeń, etc. zaszyfrowanych w "Lolicie" i przeraziłem się moim (powierzchownym) odbiorem tej powieści :)

      Usuń
  7. Jakiś czas temu gdy na pobliskim bazarku przeglądałem kartony z książkami, trafiłem na tę książkę (tylko okładka inna, z gołą babą), ale ostatecznie nie kupiłem, bo jak na swój stan zużycia była za droga. Ale do Calvino przymierzam się od jakiegoś czasu. I bez bicia przyznam, że jednym z powodów są świetne okładki, genialne w swej prostocie.

    "Jeśli zimową nocą podróżny" zapowiada się na ciekawą lekturę, wyciągnięta ręka autora do czytelnika kusi, choć jednocześnie budzi nieufność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Natknąłeś się na I wydanie z PIWu z serii "Współczesna Proza Światowa". Ogromnie cenię sobie ten cykl wydawniczy i darzę go sporym sentymentem. Ale najnowsze książki, serwowane przez W.A.B. też posiadają nieodparty urok właśnie z uwagi na wspomniany przez Ciebie minimalizm.

      Ha, nieufność to chyba podstawa przy kontaktach z Calvino - niezły z niego gagatek, to typ który lubi sobie zakpić z czytelnika.

      Usuń
  8. Przeczytane przeze mnie "Przemiany" okazały się podwójną nagrodą. Nie dość, że bardzo mi się spodobały to jeszcze doprowadziły do tego tekstu:). Nie ukrywam, że jestem wielką fanką Twoich wpisów, ale ten bije je wszystkie na głowę. Nie czytałam opisywanej przez Ciebie książki, ale czytając Twoje nieudolne próby naśladowania narracji Włocha wiem, ze koniecznie muszą po nią sięgnąć:) Chapeau bas

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuj, niezmiernie mi miło czytać takie ciepłe słowa :) Ja z kolei bardzo się cieszę, że za sprawą Twojego wpisu poznałem kolejnego ancymona z OuLiPo, pana Mathewsa. Będę rozglądać się za tym jegomościem przy okazji następnej wizyty w bibliotece :)

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)