George R. R. Martin
Rycerz Siedmiu Królestw
tytuł oryginału: A Knight of the Seven Kingdoms
tłumaczenie: Michał Jakuszewski
wydawnictwo: Wydawnictwo Zysk i S-ka 2014
liczba stron: 357
Kiedy sięgałem po Rycerza Siedmiu Królestw George’a R. R. Martina miałem mieszane uczucia. Nie, nie z powodu zewnętrznej postaci tej książki, gdyż szata graficzna i jakość wydania w twardej okładce zasługują na bardzo dobrą ocenę. Wystarczy rzut oka na front tomiku, by zorientować się, iż mamy do czynienia z klimatami rycerskimi, a odpowiednie proporcje rozmiarów okładki, przynajmniej jak dla mnie, zapewniają wygodę, czyli czytanie w pozycji rzymskiej obiadowej z lekturą w jednej ręce, a kawką lub herbatnikami w drugiej. Moja niepewność wynikała z pewnej kompletności świata Pieśni lodu i ognia pióra tego samego autora, w którym rozgrywają się również wydarzenia trzech opowiadań składających się na Rycerza Siedmiu Królestw (Wędrowny rycerz, Zaprzysiężony miecz, Tajemniczy rycerz), co rodziło we mnie obawy, iż te ostanie będą wyglądały przy wspomnianej wielkiej sadze niczym drewniane przybudówki przy okazałym dworze. Monumentalność głównego cyklu powieściowego nie bardzo też dawała mi nadzieję, by autor sprawdził się w tak krótkich formach literackich. Nie było jednak innego wyjścia by się przekonać, jak posmakować.
Przenosimy się na kontynent Westeros w erę przed wydarzeniami z Pieśni lodu i ognia. Rozpoczynając lekturę pierwszej opowieści poznajemy młodego i ubogiego wędrownego rycerza o imieniu Dunk, który zamierza zdobyć sławę i majątek, a realizację marzeń postanawia rozpocząć od udziału w wielkim turnieju. Do pomocy ma tylko giermka – chłopaka z gminu, który się do niego przypałętał. Co wyjdzie z tej znajomości i z planów o rycerskiej karierze nie będę zdradzał. Formy krótkie, więc i ja powiem krótko – Martin kompletnie mnie zaskoczył. Pokazał, iż potrafi swój styl do kanonu literackiego dostosować wręcz idealnie. Pieśń lodu i ognia - ogromna powieść, czy też seria powieściowa, jak woli większość, jest poważna i przysadzista w stylu, jak na dzieło tych rozmiarów wypada. Natomiast trzy historyjki o Dunku są lekkie, z dużą dawką humoru i naprawdę potrafią totalnie czytelnika zaskoczyć, co w fantasy jest znacznie rzadszym bonusem niż w „klasycznej” fantastyce. Świetne, oryginalne pomysły, mniejsza ilość postaci nie zmuszająca czytelnika do takiego skupienia jak Pieśń lodu i ognia. Wszystko, czego potrzeba krótkiej formie. Te opowiadania to prawdziwe perełki.
Martin nie byłby sobą, gdyby przewrotnie nie wplótł w bajkowo-rycerskie klimaty, tradycyjnie jednoznaczne moralnie, czytelne i czarno-białe, relatywizmu, który sprawia, iż czarne nagle wydaje się białe, a białe czarne, ale tylko do momentu, aż skonstatujemy, iż wszystko namalowane jest paletą zawierającą tylko szarości, za to w nieskończonej ilości odcieni. Dotyczy to zarówno czynów, postaci, jak i realiów. Nawet turnieje rycerskie nie są radosną zabawą, a już na pewno nie dla pokonanych, rannych i zabitych. Ale cóż. W końcu nie są to baśnie dla najmłodszych. Dla wszystkich starszych pragnących Martina w lżejszej wersji – rzecz zdecydowanie warta polecenia. Godna uwagi również dla wszystkich, którzy nie lubią przytłaczającego realizmu i naturalizmu, ale mają ochotę na dobre, nawet perfekcyjne opowiadania. I kieruję te słowa nie tylko w kierunku miłośników fantastyki, gdyż zbroje i zamki to tylko szata. Ważna jest zawartość.
Jest tylko jedno „ale”. Może ktoś mi wyjaśni, o co chodzi w poniższym cytacie. Raczej nie jest to dzieło chochlika drukarskiego, gdyż rzecz się powtarza:
„W końcu chłopak usiadł poniżej soli razem z nimi, wykrzywiając usta w grymasie niezadowolenia.” (podkreślenie A.V)
Mam na ten temat pewną teorię, ale żadnych możliwości jej zweryfikowania.
Jeszcze raz polecam przesympatycznego rycerza Dunka i opowieści o jego przedziwnych przypadkach, w dodatku pozbawioną wpadek edytorskich, co szczególnie warte podkreślenia w dzisiejszych czasach
Wychodzi na to, że ten zbiorek można traktować jako swoisty papierek lakmusowy, służący do oceny stylu Martina? Jeśli opowiadania przypadną nam do gustu, to z całą sagą powinniśmy się bezkonfliktowo zaprzyjaźnić :) ?
OdpowiedzUsuńJeśli rzeczywiście tak jest, to w sumie lektura tej pozycji to dobra sprawa, szczególnie dla tych, którzy wciąż rozważają, czy warto porwać się na monumentalną sagę, której kolejne tomy nam przedstawiasz :)
Chyba jednak nie do końca. Saga jest jak wielki obiad z kilku dań, a ta książeczka to przy niej przystawka. Raczej jest więc odwrotnie - jeśli komuś podoba się „Pieśń lodu i ognia”, to chyba „Rycerz 7K” tym bardziej mu się spodoba. W drugą stronę? „Rycerz” nie ma, co oczywiste dla opowiadań, tak rozwiniętej warstwy polityki, ale daje pojęcie o stylu.
UsuńNie mam pojęcia o co chodzi z tą solą. Wygląda to na błąd... Czekam na wypowiedzi fachowców (od soli). ;)
OdpowiedzUsuńja powiem jako fachowiec (ale nie od soli). w Anglii w czasach średniowiecznych sól była dobrem luksusowym. podczas uczty stawiano ją w specjalnym pojemniku na środku stołu i wędrowała tylko do góry, tam, gdzie siedziała najważniejsza osoba. cała reszta, która siedziała poniżej pojemnika, soli nie dostawała. kiedy na uczcie w pomieszczeniu był najwyższy stół dla możnych i inne stoły/ławy dla reszty, sól oczywiście znajdowała się tylko na stole znacznych. istnieją dwie angielskie frazy, które właśnie od tego się wzięły - dosłownie po polsku brzmiące "ponad solą" oraz "poniżej soli". w quasi-średniowiecznych realiach książki zwrot "poniżej soli" jest oczywiście rozumiany dosłownie, jednak już od kilku wieków ta fraza jest idiomem i oznacza, że coś jest pospolite, mało wyszukane.
OdpowiedzUsuńtłumacz faktycznie trochę poszedł na łatwiznę i za cenę zachowania angielskiej frazy/realiów wywołał niezrozumienie.
Taka była właśnie moja hipoteza, ale czekałem na potwierdzenie :) Nie czyniłbym jednak wyrzutów tłumaczowi za samo tłumaczenie. Jeśli już, to za brak odnośnika z objaśnieniem.
UsuńWątpliwości co do cytatu nie rozwieję, ponieważ niestety również brzmi dla mnie niezrozumiale, ale liczę, że ktoś nas oświeci :)
OdpowiedzUsuńCo do opowiadań to powiem tak: w przyszłości chyba będę się za nimi rozglądać, ale w tym momencie skupię się na pieśni loddu i ognia, ponieważ pierwszy tom dostałam w prezencie :) Także ja zignoruję przystawkę :)
Daj znać, jakie były wrażenia po lekturze :)
UsuńJa swoją przygodę z Martinem rozpoczęłam właśnie od Rycerza. A podczas czytania solę wyobraziłam sobie jako takie podwyższenie dla wyżej urodzonych... Po prostu ;) Trzeba by zapytać tłumacza ;) I fajnie w nowym odcinku GoT było usłyszeć imię Dunka ;) Nic więcej nie mówię, bo może nie widziałeś, a to żaden spoiler, ot, został wspomniany, tak po prostu :)
OdpowiedzUsuńPs. W głosowaniu zaznaczyłam też "Inne", bo to straszne, że jest Eunuch, a nie ma Hodora. Ja się zawsze uśmiecham, kiedy się pojawia. :)
OdpowiedzUsuńZastanawiałem się nad wpisaniem Hodora do ankiety, ale psychologicznie postać nie jest zbyt interesująca, przynajmniej do zakończenia „Starcia królów”. Na wszelki wypadek dałem jednak „Inna” właśnie w tym celu :)
Usuń