Strony

czwartek, 27 marca 2014

Przegniłe kontakty

 

Martwe wesele

Asja Srnec Todorović


Tytuł oryginału: Mrtva svadba
Reżyseria: Ana Nowicka
Teatr: BARAKAH
Czas trwania: ok. 1 h








Podziemia kamienicy Klezmer Hois, w których mieści się Teatr BARAKAH, charakteryzują się specyficznym oraz niepowtarzalnym klimatem. O wyjątkowości tego dobytku kultury decyduje niezwykła wręcz bliskość sceny, która na dobrą sprawę wtopiona jest w widownię. Publiczność pozostaje w bezpośrednim kontakcie z teatralną trupą, mając możliwość dokładnego studiowania każdego ruchu, każdego gestu, każdego tiku goszczącego na twarzy aktora. Scenografia to prawdziwa sztuka minimalizmu – niewielka przestrzeń musi zostać w pełni wykorzystana, doskonale zaaranżowana, by oddać nastrój panujący w sztuce. Ale dość już tego, światła gasną, z głośników wydobywa się muzyka, donośna, rytmiczna, dudniąca, niepokojąca.
Obsada spektaklu - foto by Piotr KubicCisza. Nieprzeniknioną ciemność rozjaśnia blask świecy. Oto oczom widza ukazuje się młody, szykownie ubrany człowiek. Garnitur, starannie zaczesane włosy, błyszczące buty. Tak, domysły są słuszne. Oto Pan Młody (Dariusz Starczewski) przybywa w gościnę do swojego przyszłego teścia, prosić o rękę jego ukochanej córki. Elegancki, starszy Żyd (Franciszek Muła) siedzi za prostym stołem, na którym znajduje się skromny posiłek. Panna Młoda (Monika Kufel), uśmiechnięta od ucha do ucha, ma już na sobie białą, piękną suknię. Wydaje się zatem, że wszystko jest gotowe na doniosłą uroczystość, lada chwila powinna zacząć grać muzyka. Chociaż... Sytuacja, którą obserwujemy po głębszym zastanowieniu jest na wskroś dziwna. Wyczuwalne jest pewne napięcie, którego źródła nie sposób jednak wskazać. Data wesela jest ciągle przesuwana, z ust ojca padają kolejne terminy, zwlekanie, odkładanie, przeciąganie przybierają wręcz rytualną formę. Negocjacje dotyczące tego wydarzenia przypominają bardziej targ, zawieranie umowy, w której każda strona zaciekle walczy o swój interes, korzyści, racje. Miłości trudno się doszukać, a w dodatku w powietrzu zalęgło się coś ledwie wyczuwalnego, lekko zalatującego zgnilizną.
Przeszkodą, której nie sposób obejść okazuje się kaprys Panny Młodej, by przyszłym małżonkom swojego błogosławieństwa użyczyła matka dziewczyny. Problem w tym, że kobieta nie żyje już od pewnego czasu, a ponadto rzadko i raczej niechętnie opuszcza szafę, w której jest trzymana. Blask słonecznego światła niezbyt służy trupom, a i sama rodzina jakoś nie jest skora do prezentowania światu swojej krewniaczki, która przecież powinna spoczywać w chłodnej, cmentarnej ziemi, z dala od siedlisk ludzkich, gdzieś na obrzeżach miasta.
Spektakl w reżyserii Any Nowickiej powstał w oparciu o sztukę Asji Todorovic, która w niezwykle interesujący sposób balansuje na granicy dwóch światów: śmierci oraz życia. Matka, w której rolę wcieliła się fantastyczna jak zawsze Lidia Bogaczówna to kapryśna maszkara, podstarzała (wręcz martwa!) matrona, której trudno dogodzić. Wszystko zdaje się ją drażnić, denerwować, prowokować do wybuchów złości. Siedzi zatem zamknięta w swojej szafie, pozostając w głębokiej izolacji od świata zewnętrznego, z którym przecież nie powinna mieć już nic wspólnego. Wymowa sztuki jest w tej kwestii dość klarowna. Wg nas, tj. żywych (jeszcze), miejsce zmarłych jest na cmentarzu, a godziny odwiedzin ściśle określone. Nie ma tu zbytnio miejsca na bliskość, czułość, czy ciepło. Śmierć odseparowuje, rozdziela, buduje wyraźną granicę, której w imię dobrego smaku nie powinno się przekraczać. Tymczasem okazuje się, że trup również ma swoje potrzeby, nastroje, fochy, zmiany nastroju. Przekonujemy się o tym jednak dopiero, gdy pamięć o zmarłym zostaje zastąpiona jego fizyczną obecnością. W końcu od bladego wspomnienia dużo bardziej wartościowa jest rozmowa, dobra rada, życzliwe słowo.
W sztuce wyczuwalny jest element groteski, absurdalności, który wydaje się zabiegiem celowym, mającym służyć oswojeniu się z dość trudnym i raczej niechętnie poruszanym tematem zgonu. Chociaż jeśli spojrzeć z pewnym dystansem na naszą cywilizację, która (szczególnie ta zachodnia) często określana jest mianem cywilizacji śmierci, można dostrzec w niej pewne absurdy, zgrzyty oraz sprzeczności. Z jednej strony legalne w coraz większej ilości krajów zabiegi aborcji oraz eutanazji, a z drugiej umieranie jako temat tabu, kwestia drażliwa, nieznośna, poruszana bardzo niechętnie, spychana na margines społecznego zainteresowania z racji bezmyślnego kultu młodości. Nikt nie ma ochoty patrzeć na męczarnie ludzi chorych, ludzi starszych, ludzi cierpiących. Proces odchodzenia pragnie się maksymalnie skrócić, zredukować, uprościć, tak by przypadkiem twarze naznaczone troską nie wryły się zbytnio w pamięć. Człowiek istnieje, trwa, egzystuje, aż nagle pewnego dnia po prostu znika, przy czym dezintegracji fizycznej towarzyszy postępujący rozkład pamięci o zmarłym.
Ale wracając do sztuki. W miarę jak spektakl trwa, widza zaczynają ogarniać coraz większe wątpliwości, dotyczące w szczególności osoby Panny Młodej oraz Ojca. W jaki sposób kontaktują się oni ze zmarłą? Dlaczego postanowili zachować jej ciało w domu? Dlaczego, mimo doskonałego, wzajemnego zrozumienia, sięgającego poziomu wręcz metafizycznego, oboje mają ogromne problemy, żeby dogadać się z Panem Młodym, którego można uważać za przedstawiciela, czy też reprezentanta świata zewnętrznego? Cóż znaczą ich urywane zdania, słowne gry i zabawy, w których obcy mężczyzna wydaje się słabo orientować? Czy wreszcie ich postępowanie nie jest jawną kpiną, wystawianiem na próbę cierpliwości młodego, coraz bardziej zdesperowanego człowieka, który ciągle nie może doczekać się jasnej deklaracji, co do wesela? Kontakty z Panem Młodym przypominają droczenie się, prowokowanie, ale to również swoisty rytuał, odgrywany dzień w dzień, schemat, którego powtarzalność niesie ze sobą ukojenie, spokój, pewność. Szczególnie ta ostatnia wydaje się nieodzowna w rzeczywistości, która momentami przypomina oniryzm, senny majak, której brak trwałych fundamentów w postaci zdrowego rozsądku, czy logiki.
Sztuka ukazuje również w interesujący sposób jak wyglądają współczesne międzyludzkie kontakty. Relacje pomiędzy Panem Młodym a Panną Młodą są płytkie oraz powierzchowne. Sztuczne, nieszczere uśmiechy, sztampowe rozmowy o niczym, puste slogany rzucane w przestrzeń bez wyraźnego adresata. Brak autentycznej rozmowy, w której bylibyśmy świadkami dialogu. Zamiast tego mamy wymianę zdań, przywodzącą na myśl wygłaszane na przemian, niekiedy przeplatające się monologi. Dwójka ludzi, którzy zamierzają połączyć się świętym węzłem małżeńskim przypomina zupełnie odrębne światy, które w żadnej mierze nie przenikają się wzajemnie. Miłosna osmoza wydaje się być absolutnie wykluczona, niemożliwa, nierealna.
Na szczególną uwagę zasługuje także muzyka, która stanowi nieodzowny element spektakli, prezentowanych przez Teatr BARAKAH. W znakomity sposób uzupełnia ona aktorską grę, podkreślając wagę wybranych kwestii, czy budując napięcie w najbardziej dramatycznych momentach. Harmonicznie współgra z minimalistycznym światłem, sprawiając wrażenie dosyć przytłaczające i mroczne, tak, że niekiedy widz mimowolnie wzdrygnie się, wytężając przy tym wzrok w półmroku, by upewnić się, że nic mu nie grozi, że wszystko to tylko gra, fikcja. Niewielka sala, która za sprawą teatralnej magii staje się sceną charakteryzuje się ponadto bardzo dobrą akustyką, którą w pełni wykorzystano. Szepty, chichoty, powtarzane niczym zaklęcia kwestie brzmią jeszcze bardziej piorunująco, a przez to przekonująco. Wisienką na torcie jest śpiew, który stanowi harmoniczne dopełnienie całości.
Reasumując, po raz kolejny skorzystałem z gościnności Teatru BARAKAH i ponownie nie zawiodłem się. Ana Nowicka udowadnia, że można tworzyć teatr niekomercyjny, mocno awangardowy, w którym znane nazwiska zastąpiono znakomitą grą, kreatywnością oraz szczerą pasją. Jako widz zaproszony zostałem do podróży w świat wyimaginowany, na poły fantastyczny, którego oniryczna fasada skrywa jednak zaskakująco, czy wręcz niepokojąco wiele punktów wspólnych z otaczającą nas rzeczywistością. Po ostatnich muzycznych akordach w głowie kołacze nieznośne pytanie, którą stronę szafy wybrać. 
P.S. Fotografia autorstwa Piotra Kubica pochodzi z serwisu www.teatrbarakah.com 


Wasz Ambrose

5 komentarzy:

  1. O, u Ciebie znowu Teatru BARAKAH na tapecie, a ja się dotąd nie miałam okazji wybrać. Budzisz moje wyrzuty sumienia;)
    "Martwe wesele" wygląda tak niepokojąco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, wcześniej bardzo często chodziłem do Teatru Starego oraz Teatru Nowego. Ale od pewnego czasu bytność w teatrach ograniczam tylko do BARAKAHu. A i studia niestety już za mną, w Krakowie już nie mieszkam, więc te wypady są tylko sporadyczne :)

      Usuń
    2. A widzisz, mogę pochodzić po teatrach z myślą o Tobie i popozdrawiać stare mury;)

      Usuń
  2. Zazdroszczę, bo myślę, że sztuka mogłaby mnie zainteresować. Tym bardziej, że jeszcze kusisz dobrą grą aktorską...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, mimo iż Teatr BARAKAH nie jest zbyt dużą instytucją, to rzeczywiście może pochwalić się świetną obsadą aktorską. W szczególności polecam spektakl "Klinika dobrej śmierci" z udziałem Jana Mancewicza w roli Ordynatora.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)