Strony

poniedziałek, 23 grudnia 2013

"Dwie opowieści o miłości okrutnej" Jun’ichirō Tanizaki - Miłość niejedno ma imię

Okładka książki Dwie opowieści o miłości okrutnej 

Dwie opowieści o miłości okrutnej

Jun’ichirō Tanizaki


Tytuł oryginału: Ashikari. Shunkinsho
Tłumaczenie: Mikołaj Melanowicz
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Liczba stron: 194







Ludzka natura skrywa w sobie niejedną sprzeczność i właśnie przez to, że wcale nierzadko jest ona nosicielką rzeczy stojących w stosunku do siebie w wyraźnej opozycji jest tak fascynująca. Weźmy na przykład nasze podejście do tego co obce, w jakiś sposób inne, odbiegające od naszej codzienności. Z jednej strony naturalnym odruchem wobec nieznajomych jest nieufność, która niekiedy przybiera wręcz postać otwartej wrogości. Nie wiemy czego spodziewać się po osobie, o której nie posiadamy żadnych informacji, więc podświadomie przypisujemy jej najgorsze intencje. Z drugiej zaś strony, narzekając na niedolę i trudy prowadzonej egzystencji, często dochodzimy do wniosku, że gdzieś w odległych krajach, których nazwy kojarzymy zaledwie ze słyszenia, ludziom musi żyć się lepiej i lżej. Odczuwamy zatem trudną do wysłowienia i nazwania tęsknotę za nieznanym, gardząc przy tym własną jakże nudną i wtórną codziennością. Nasza własna tradycja, kultura, czy folklor zdają się mało atrakcyjne, szczególnie w porównaniu z zachodnimi, czy orientalnymi wzorcami. I dopiero gdy zasmakujemy obcego życia, zanurzymy się w społeczeństwie kojarzonym dotychczas wyłącznie za sprawą mieszaniny stereotypów i mglistych faktów, dowiadując się co nie co o jego zwyczajach, historii, etc., potrafimy z należytym szacunkiem spojrzeć na rodzinne strony, w których przyszło nam dorastać oraz żyć.

Oczywiście proces odnajdywania w sobie zaintrygowania własnym narodem i jego spuścizną nie u każdego ma miejsce, nie zawsze przebiega też w sposób taki, jak wyżej opisany. Ale takie wypadki na pewno zachodzą, a najlepszym tego potwierdzeniem jest żywot Jun'ichirō Tanizakiego, japońskiego artysty, uważanego za jednego z trzech (obok Kawabaty i Natsume) największych pisarzy współczesnych Kraju Kwitnącej Wiśni. Tak jak starałem się to ukazać przy okazji lektury zbioru zawierającego powieści Dziennik szalonego starca oraz Niektórzy wolą pokrzywy, Jun'ichirō Tanizaki przebył odległą drogę od autentycznej i nieskrywanej pogardy do szczerej i głębokiej fascynacji własną kulturą. To co początkowo wydawało się przaśne, miałkie, skazane na zagładę w pomrokach dziejów wybuchło oszałamiającym pięknem, które raziło i oślepiało, nie pozwalając wątpić w swoją siłę i moc.

Piękno, czyli subiektywne poczucie doskonałości, wynikające czy to z harmonicznego połączenia tonów, idealnego zachowania proporcji, czy też matematycznej prostoty jest również tematem, o który zahacza krótki zbiór dwóch dzieł Jun'ichirō Tanizakiego, zatytułowany Dwie opowieści o miłości okrutnej wydany na polskim rynku przez niezastąpiony Państwowy Instytut Wydawniczy w 1971 roku. Ale przyznać trzeba, że japoński mistrz pióra, podobnie zresztą jak miało to miejsce w przypadku utworów Dziennik szalonego starca oraz Niektórzy wolą pokrzywy, przedstawia tematy wyświechtane i doskonale znane w sposób nie dość że oryginalny to często jeśli nie kontrowersyjny to przynajmniej niecodzienny i przewrotny. Nie inaczej jest w tym przypadku, kiedy na warsztat zostaje wzięte piękno, a więc wartość, która już w domyśle posiada pozytywne konotacje. Bohaterowie naszych bajek, które tak silnie pragnęlibyśmy uczynić rzeczywistością, oprócz mądrości, inteligencji, czy altruizmu często odznaczają się urodą. Pięknu wewnętrznemu, szlachetnej duszy, towarzyszy zatem piękno zewnętrzne – perfekcyjna oprawa dla bogatej zawartości. Ale co dzieje się w przypadkach, gdy istota niepośledniej urody skrywa w sobie mrok, który może być dla innych źródłem cierpienia? A cóż dopiero, kiedy we wszystko wmieszać jeszcze miłość, uczucie nierzadko ślepe i nieprzewidywalne?

Pierwsza z zaprezentowanych historii, Ashikari, czyli Źle mi bez Ciebie, to krótki utwór o kompozycji powieści szkatułkowej. Narrator, wrażliwy osobnik o romantycznym usposobieniu, wybiera się na wieczorną kontemplację księżyca w okolicę świątyni Minase, na miejscu której znajdowała się niegdyś cesarska rezydencja. Pośród sitowa, na piaszczystej ławicy rozcinającej nurt rzeki Yodo na dwie części, narrator oddaje się podziwianiu urody księżyca w pełni. W umyśle poczynają wyłaniać się obrazy przeszłości, sączą się również strofy wierszy. Ekstatyczny stan przerywa pojawienie się niespodziewanego gościa – nieznajomy, który materializuje się nagle, niczym zjawa także okazuje się wieczornym amantem księżyca. Przy kilku czarkach sake, w bladym świetle serwuje niezwykłą historię miłosną, która stała się udziałem jego ojca.

Utwór drugi, zatytułowany Shunkinshō, czyli Rozmyślania nad życiem Wiosennej Harfy, również zostaje opowiedziany przez pierwszoosobowego narratora, który na podstawie biografii, źródeł historycznych oraz relacji bezpośrednich świadków stara się odtworzyć więź łączącą niewidomą mistrzynię oraz nauczycielkę gry na samisenie i koto, Shunkin oraz jej ucznia, służącego i kochanka, Sasuke. A wspomnieć należy, że uczucie, które wykiełkowało pomiędzy tą dwójką z pewnością nie jest łatwe to zaprezentowania. Oto bowiem piękna, ale i kapryśna Shunkin, niewidoma od dziewiątego roku życia, odznacza się wyjątkową złośliwością, traktując otoczenie z bezbrzeżną pogardą, przejawiając wszystkie te cechy już jako dziecko. Sasuke, starszy o cztery lata od Shunkin pomocnik, terminujący u jej ojca, od pierwszego wejrzenia zakochuje się w młodej dziewczynce, którą darzy bezbrzeżnym uwielbieniem. Z czasem para staje się nierozłączna, chociaż Sasuke cały czas egzystować będzie na prawach uniżonego sługi, czy mało pojętnego ucznia, wiecznie łajanego i bitego przez swoją panią profesor. Skomplikowane uczucie, które połączyło Shunkin i Sasuke zostaje odmalowane przez narratora z nabożnym pietyzmem, w sposób szczegółowy i pieczołowity, odsłaniając przed czytelnikiem całą niezwykłość tej relacji, której punktem zwrotnym jest utracenie wzroku przez Sasuke.

Obie krótkie opowieści koncentrują się na portrecie kobiety rozpieszczonej przez wychowanie, która staje się osobą wyniosłą i pyszną, ani przez moment niewątpiącą o własnej wielkości i wyjątkowości. Zaprezentowane przedstawicielki płci pięknej traktują innych, zarówno najbliższych jak i nieznajomych, z wysokości swego majestatu niczym służących, których jedynym celem zdaje się ułatwianie i umilanie egzystencji swojej pani. Przedstawiane kobiety, które z równą gracją, swobodą i wprawą potrafią okazywać zarówno czar i wdzięk jak i okrucieństwo i małostkowość, posiadają zdumiewającą łatwość do manipulowania otoczeniem, czy roztaczania niemal absolutnej władzy nad wielbiącym je mężczyzną. Fizycznemu pięknu towarzyszy rodzaj duchowej skazy, którą może być próżność, kapryśność, a nawet sadyzm. Piękno może okazać się zatem wartością niszczycielską, destrukcyjną, która w pewien sposób zakłóca ład i harmonię świata, wprowadzając do niego zazdrość, czy nienawiść.

Ponadto Ashikari, czyli Źle mi bez Ciebie to dzieło znakomicie uzmysławiające kruchość i nietrwałość ludzkich poczynań, które w dłuższej perspektywie czasu, przemijają bez śladu. Co interesujące, pesymistycznym rozmyślaniom o marności ludzkiego żywota zdają się jawnie zaprzeczać przywoływane wiersze, teksty, obrazy, ogólnie dzieła z epok dawno minionych. W końcu nawet takie efemeryczne reminiscencje świadczą o nieśmiertelności ludzkiego, twórczego ducha. Z kolei Shunkinshō, czyli Rozmyślania nad życiem Wiosennej Harfy można postrzegać jako wartościową historię XIX-wiecznej japońskiej feministki, która przez swoje podejście do życia, samowystarczalność, nieugiętość wobec opinii publicznej o dobrych kilkadziesiąt lat wyprzedziła własną epokę, w której kobieta postrzegana była głównie jako dodatek mężczyzny.

Reasumując, Jun'ichirō Tanizaki ponownie dał się poznać jako twórca ogromnego kalibru, udowadniając, podobnie jak Yukio Mishima, że miłość, czy piękno, a więc zagadnienia na pozór doszczętnie wyeksploatowane, posiadają jeszcze spore pokłady literackiego ładunku. Całość zaserwowana jest pięknym, poetyckim wręcz językiem, który lubi piętrzyć się w długie i misterne słowne konstrukcje. Obcowanie z prozą Tanizakiego, która łączy ze sobą pozorne sprzeczności i wyjaśnia je, można przyrównać do estetycznego przeżycia. Zachwyt jest zresztą podwójny, bowiem wprawnemu posługiwaniu się słowem towarzyszy ogromna wartość merytoryczna poruszanych kwestii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)