Strony

czwartek, 26 września 2013

Połamać kości




Stuart MacBride

Połamać kości

tytuł oryginału: Shatter the Bones
tłumaczenie: Maciej Pintara
wydawnictwo: Amber 2011


Stuart MacBride to znany i uznany, wielokrotnie nagradzany szkocki pisarz. Większa cześć jego dotychczasowego dorobku powieściowego zawiera się w dziewięciotomowym cyklu, którego głównym bohaterem jest detektyw policji, oczywiście szkockiej, sierżant Logan McRae. W Polsce wydano dotąd siedem pierwszych pozycji ciągu powieści o Loganie* i dwie, które wcześniej czytałem*, oceniam bardzo wysoko. Ponieważ dzieje McRae są ewidentnym przykładem serii, która nie wymaga poznawania w kolejności, bez oporów zabrałem się za ostatni wydany u nas tomik, gdy tylko wpadł w moje łapki, z pominięciem, na razie, poprzednich.

Ludzie uwielbiający szufladkować najczęściej wrzucają twórczość tej szkockiej sławy do thrillerów. Czemu – nie wiem. Dla mnie to ewidentne kryminały. Specyficzne, ale tym bardziej kryminały, iż dla podgatunku, który reprezentują, ukuto nawet specjalne określenie – tartan noir, czyli czarny szkocki kryminał. Jego cechami są zwykle umiejscowienie w Szkocji, stworzenie przez Szkota, minorowa aura, zarówno w sensie dosłownym jak i bardziej przenośnym, duża dawka brutalności, nie tylko, gdy mówimy o akcji, ale i o opisach, cynizm bohaterów, często wręcz antybohaterów oraz zmęczenie życiem i całym światem. Oczywiście nie zawsze występują one w tych samych proporcjach, ale by prawidłowo odbierać ten charakterystyczny typ literatury, warto pamiętać o specyfice Szkocji, również tej geograficznej. Z jednej strony, dzięki Prądowi Zatokowemu, jest cieplejsza niż regiony Skandynawii czy Rosji położone na tej samej szerokości geograficznej, z drugiej jednak jest dużo bardziej depresyjna niż inne części Europy, a zmienność pogody stała się przysłowiowa (If you don’t like the weather, wait a minute).

W Połamać kości dzielny i prawy, co nie znaczy, że wesoły i zewnętrznie sympatyczny, sierżant wdepnie w świat, który dla mnie jest bardziej odpowiedni do słowa wdepnie, niż jakikolwiek inny, czyli w świat show-biznesu. Świat, w którym ludzie w pogoni za kasą i sławą, co zresztą się jedno z drugim wiąże, sprzedają bez żadnych zahamowań i się, i każdego, kogo sprzedać zdołają, łącznie z rodziną. Są bardziej sprzedajni niż prostytutki, które oferują tylko własne i tylko ciało. Szczególnie dotyczy to najnowszych pomysłów w tym biznesie, czyli wszelkich programów poszukujących nowych gwiazd, najczęściej gwiazd w cudzysłowie. Właśnie takie bożyszcze mediów, w dodatku w tandemie, czyli matka z sześcioletnią córeczką, które wzięły udział w telewizyjnym programie wyławiającym talenty wokalne, zostały porwane dla okupu. Porywacze są nieuchwytni i okrutni, a wątpliwy zaszczyt zajęcia się tą sprawą spada na miejscową policję, czyli oczywiście i na naszego herosa nie-herosa, który i bez tego ma tyle roboty, że nie wie za co się najpierw zabrać. Jak się sprawa zakończy nie będę zdradzał, gdyż skomplikowana i nieprzewidywalna fabuła jest mocną stroną powieści, nie jedyną na szczęście.

Zachwycony poprzednimi powieściami o Loganie, początkowo czułem zawód i miałem wrażenie, iż ta książka jest zdecydowanie słabsza niż wcześniejsze. Dzięki Bogu się omyliłem, a przyczyną tej pochopnej oceny było to, że rzecz jest more noir than ever, co w połączeniu ze smętną pogodą za oknem i niekorzystnym biometem było chyba w tamtym momencie ponad moje siły. Wkrótce jednak, po raz kolejny, doceniłem stałe atuty stylu Stuarta MacBride, czyli obeznanie z realiami społecznymi, a zwłaszcza środowisk policyjnych i przestępczych, znajomość procedur, praktyki i rozbieżności między nimi, które autor potrafi po mistrzowsku rozgrywać, piękny styl idealnie dopasowany do nastroju i sytuacji, w które uwikłane są postacie. Klimat książki jego autorstwa jest nie do podrobienia. To niejako znak firmowy jego prozy, podobnie jak autentyczne aż do bólu postacie. Ten realizm obejmujący wszystkie aspekty jest zaletą tak wielką, że może stać się wadą. Dla wielbicieli kryminałków à la Ojciec Mateusz sierżan Logan może stać się wielkim wyzwaniem. Granica między tym, co byśmy woleli, a tym, co jest, między infantylnymi różowymi okularami, a ostrym spojrzeniem w sam środek ludzkiego bagna, będzie na pewno dla wielu poważną próbą. Myślę jednak, że warto ją podjąć, gdyż rzecz jest prawdziwie mocna. To wszystko może się zdarzyć w każdej chwili, a raczej zdarza się co chwila w nieskończonej liczbie wariantów. Z drugiej jednak strony proponuję nie zaczynać znajomości z MacBridem od tej powieści, a od którejś z wcześniejszych. Połamać kości to naprawdę czytelnicza głęboka woda, w dodatku mętna i cuchnąca. Dlatego właśnie prozę szkockiego pisarza polecam zdecydowanie wszystkim odważnym, którym nic co ludzkie nie jest obce


Wasz Andrew

* Cykl o Loganie McRae:

1. Chłód Granitu (Cold Granite)
2. Zamierające Światło (Dying Light)
3. Otwarte Rany (Broken Skin)
4. Dom krwi (Flesh House)
5. Ślepy zaułek (Blinde Eye)
6. Zimny pokój (Dark Blood)
7. Połamać kości (Shatter the Bones)
8. Partners in Crime (dwie krótsze historie: Bad Heir Day i Stramash)
9. Close to the Bone

8 komentarzy:

  1. No tak...Stuart MacBride... autor, którego książka "Otwarte rany" ciągle sobie u mnie stoi, nieprzerobiona...smutno mi Boże, ponieważ lubię głębiny, w końcu nie na darmo uczyłam się pływać ;-)

    Nie wiem dokładnie o co chodzi z tym Google+, ale plus, bo ciekawie piszesz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na MacBride'a mam chrapkę już od jakiegoś czasu, bo z kolejnych recenzji (Twoich, ale też Mikołaja Marszyckiego - tu i tu - i innych) wynika, że to pisarz w moim klimacie kryminalnym. Mój ukochany James Ellroy (BARDZO polecam Kwartet Los Angeles!) pisze wolno, Lehane nie do końca mi podszedł (irytują mnie jego detektywi, słodka parka), a innych pisarzy w podobnym klimacie nie mogę trafić. Niestety w Lublinie jest kłopot z dostępnością w bibliotekach, a zakupy musiałem na razie zawiesić z przyczyn ekonomicznych. No nic, może kiedyś dorwę, jak się odkuję :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ellroya wrzuciłem na listę wartych poznania. Co do podobnych klimatem do Stuarta Macbride, to polecam: Ken Bruen i Denise Mina. Z Lehane naprawdę spodobała mi się Wyspa Skazańców. Jest jeszcze kilka innych dobrych w zakładce najlepsze książki, ale już odleglejsze stylistycznie.
      Co do bibliotek, to może trzeba zmotywować miejscowy personel? U nas jeszcze się nie zdarzyło, by nie kupili do biblioteki książki, którą im poleciłem. Sposoby finansowania sa pewnie w całym kraju podobne, więc może moi po prostu lubią swoją pracę a Twoi mają lenia? Może musisz ich zachęcić? ;)

      Usuń
  3. Czyli kolejny cykl przede mną :) głęboka woda do tego cuchnąca i mętna, o rany ale to ująłeś musi być naprawdę ciekawie :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja z kryminałami jestem ostatnio na bakier. Od tego gatunku rozpoczynałem moją przygodę z czytelnictwem, ale ostatnio raczej unikam tego typu literatury. Wiele książek sprowadza się do zwykłej zgadywanki pokroju "kto zabił?" + ewentualnie "dlaczego?". Prezentowana pozycja wydaje się wartościowa ze względu na interesujące portrety psychologiczne. Ten nastrój tartan noir również bardzo kusi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)) Po lekturze Zimbardo patrzę na kryminałki nieco inaczej niż przed, ale i na inną literaturę spojrzenie mi się odmieniło.I, o dziwo, kryminały, te dobre oczywiście, mniej na tym ucierpiały niż większość pozostałej literatury pięknej.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)