Kiedy słyszymy o klęskach żywiołowych, kiedy widzimy w wiadomościach ludzi, którzy utracili dorobek całego życia w następstwie powodzi, gradu czy wichury, budzi się w nas współczucie, chęć pomocy. Dzieje się tak między innymi dlatego, że czasami sami, albo nasi bliscy, mamy nieszczęście doświadczyć jakichś małych klęsk i wiemy, iż na pomoc państwa nie ma co liczyć, a ubezpieczenie, nawet jeśli mamy wykupioną full opcję, nigdy nie pokryje całości strat. Ktoś nam ukradnie portfel na wycieczce – szybko się dowiemy, iż ubezpieczenia takich przypadków są dla Niemców, nie dla Polaków. Złapie nas burza pod wiaduktem w stolicy i nasze auto utonie – ubezpieczenie obowiązkowe nie obejmuje odszkodowania dla nas, tylko dla innych, gdybyśmy to my straty spowodowali. Jeśli mamy wykupione pełne ubezpieczenie, może dostaniemy pieniążki za samochód, ale zawsze niższą z dwóch w danym momencie stawek, czyli rynkowej i deklarowanej w polisie. Nikt jednak nam nie zapłaci za aparat czy inne rzeczy, które akurat były w aucie. Jak w zagadce: - Czym się różni polski fotograf od niemieckiego, jeśli ukradną mu bagaż? - Polak płacze po utraconym sprzęcie, a Niemiec po utraconych zdjęciach z wakacji. To samo dotyczy podtopionych domów, zniszczonych miejsc pracy, towarów. Jest jednak w Polsce pewna nieliczna grupa, która wprost czyha na klęski żywiołowe i modli się o powódź, gradobicie, suszę albo chociaż wymarznięcia. To bogaci rolnicy i sadownicy.
Nie ma drugiej grupy społecznej, zawodowej czy innej, która by, tak jak rolnicy, za to samo co inni płaciła mniej. Takie same świadczenia medyczne kosztują ją nieporównanie mniej (KRUS) niż wszystkich innych, którzy płacą ZUS. Jest to najlepszym dowodem, iż nie są to żadne ubezpieczenia społeczne, tylko podatek, który władza ustanowiła jak chciała, bez żadnego uzasadnienia ekonomicznego ani bez żadnego w związku z tym, na czym się ubezpieczenia na całym świecie opierają, czyli na kalkulacji ryzyka i rentowności. To też pokazuje, że wszytskie "reformy" systemu opieki zdrowotnej są fikcją, gdyż nie sięgają podstaw. Prawdziwego jednak szoku doznałoby społeczeństwo, gdyby wiedziało, jaką "tragedię" przeżywa "świadomy" rolnik doświadczony „klęską” żywiołową.
Po pierwsze, z PROW*-u rolnik może otrzymać wsparcie z działania "Przywracanie potencjału produkcji rolnej zniszczonego w wyniku wystąpienia klęsk żywiołowych oraz wprowadzenie odpowiednich działań zapobiegawczych" jeżeli poniósł starty w wysokości co najmniej 10 tys. zł w majątku trwałym np. maszynach, budynkach produkcyjnych, sadach czy plantacjach wieloletnich i jednocześnie klęska żywiołowa spowodowała w jego gospodarstwie powyżej 30% strat w rolniczych uprawach, hodowli zwierząt czy ryb. W ramach tego działania może otrzymać do 300 tysięcy złotych wsparcia, przy czym nie musi opłacać wcześniej żadnej składki ubezpieczeniowej. Takiej ochrony nie ma poza rolnikami w naszym kraju nikt. Jeśli zepsuje się Wam samochód, którym dojeżdżacie do pracy, jeśli pożar zniszczy wam biuro albo myszy zjedzą Wasz towar na nic podobnego liczyć nie możecie. Mało tego. Wsparcie polega na tym, że rolnik dostaje zwrot 90% dokonanych zakupów, czyli jeśli wyda 333 tysiące złotych, dostanie 300 tysięcy do kieszeni. A żeby było jeszcze ciekawiej, nie musi czynić nakładów na to, co utracił ani nie jest ograniczony wysokością strat. Przykładowo, jeśli grad zniszczył mu stary sad, który i tak planował wyciąć w najbliższym roku, czyli ponieść potężne koszty, on może na to konto wyciąć drzewa, zakupić i posadzić nowe, położyć nawodnienie, kupić sobie traktor i przyczepę i co mu tam jeszcze do głowy przyjdzie, oczywiście do kwoty 333 tysięcy złotych. 300 tysięcy do niego wróci. Oczywiście nie każdy dostanie 333 tysiące, ale każdy ma zagwarantowane, że dostanie 130% zgłoszonych strat. Zawsze jest więc 30% do przodu, czego nie ma nikt i nigdzie poza rolnictwem, a im więcej wykaże, tym więcej zyska. A w wykazywaniu różnych rzeczy, które niekoniecznie polegają na prawdzie, to w Polsce wszyscy się znają. W latach 2007 - 2013 przewidziano na pomoc z działania "Modernizacja gospodarstw rolnych" ok. 8,5 miliarda złotych! Jakby tego było mało, rolnik NIEZALEŻNIE od powyższego, może korzystać z innych form pomocy. Niezależnie, czyli może z racji jednej klęski brać kasę jednocześnie z wielu źródeł. Wymienię tylko niektóre z nich.
Przez kilka lat rząd dopłacał rolnikom do wykupu komercyjnych ubezpieczeń m.in. sadów. Co to oznacza nie trzeba tłumaczyć. To tak, jakby rząd Ci zaproponował, że ci da kasę na ubezpieczenie Twojego samochodu, którym dojeżdżasz do pracy, lub Twojego biznesu. Chciałbyś?
Ustawa z dnia 22 maja 2003 r. o ubezpieczeniach obowiązkowych, Ubezpieczeniowym Funduszu Gwarancyjnym i Polskim Biurze Ubezpieczycieli Komunikacyjnych nakłada na wszystkich obywateli obowiązek zawarcia obowiązkowych ubezpieczeń. Każdy, kto ma samochód, wie co znaczy ten obowiązkowy haracz za posiadanie pojazdu mechanicznego, który nie ma wiele wspólnego z ubezpieczeniem, czyli czymś, co zależy od ryzyka, a nie od promocji i innego widzimisię. I każdy wie, że z OC pojazdu nie dostanie nic. Podobnie ma się z OC zawodowym przewidzianym w innych przepisach dla kilkudziesięciu grup zawodowych. Całkiem odmiennie mają się rolnicy. Ich obowiązkowe OC zawiera ubezpieczenie budynków wchodzących w skład gospodarstwa rolnego od ognia i innych zdarzeń losowych. Ile razy więc widzicie rolnika, który płacze nad spaloną czy zalana stodołą pamiętajcie, że jest ona ubezpieczona, w dodatku za grosze, w przeciwieństwie do Waszego mieszkania czy domu.
Niezależnie od wymienionych dróg uzyskania "wsparcia", powyżej 30% procent strat rolnikom należy się kredyt preferencyjny na uprawy, a inwestycyjny na pozostałe cele. Może być on zaciągnięty w banku komercyjnym, ale rolnik ma oprocentowanie 2%, a resztę odsetek płaci bankowi państwo. Ktoś z Was ma dojście do takich kredytów?
Poza tym może się rolnik ubiegać o umorzenie podatków i różne inne preferencje, a wszyscy mu współczują.
Żeby było ciekawiej, bardzo często rolnicy są sami sobie winni, przynajmniej częściowo. Za komuny na wsi pracowali specjaliści od melioracji, a za zasypywanie rowów i czy inne samowolki szczodrze szafowano karami. Kto był niedawno na wsi, ten wie, że rolnicy robią co chcą, nie tylko w tej dziedzinie zresztą**. Zasypują rowy, by móc posadzić jeszcze jeden rząd jabłonek więcej. Kopią stawy gdzie im się podoba. Było dobrze, przez kilka lat było sucho. Wszyscy przymykali oczy, a teraz, gdy sprawa się rypła, nikt nie chce tematu poruszyć, gdyż trzeba by było rozliczyć szkodników i urzędników nierobów. Lepiej więc z naszych, całego społeczeństwa pieniędzy, w trybie awaryjnym kopać rowy w błocie. Za jakiś czas pewnie wróci wszystko to „normy”. Do następnej powodzi.
Kiedyś myślałem, że PSL to najgorsza partia w Polsce. Jak sprzedajna kobieta, jest w stanie pójść z każdym, kto odpowiednio zapłaci. Nie ma chyba już opcji politycznej, której by się nie sprzedali. Teraz myślę, że to jedyna partia, która naprawdę dba nie tylko o swych członków, ale i wyborców. Załatwiła rolnikom takie przywileje, o jakich reszta społeczeństwa może tylko pomarzyć. A OSP, to już temat na osobne rozważania. Wszystko to jest tym dziwniejsze, że jednocześnie w tym samym kraju potężne pieniądze idą dla rolników na odciągnięcie ich od rolnictwa w kierunku działalności pozarolniczej (programy wspierające przebranżowienie, rozwój biznesu, przetwórstwa i inne), a jednocześnie ogromne kwoty są wydawanie na działania, które wręcz zachęcają do pozostania w rolnictwie. I do kombinowania. Wygląda więc na to, że jedyną prawdziwą partią w Polsce jest PSL, gdyż tylko on naprawdę dba o interesy swych wyborców, pomimo niewielkiej liczebności zmuszając pozostałe partie i tworzone przez nie rządy do wykonywania wzajemnie sprzecznych ruchów, ale zawsze korzystnych dla elektoratu PSL. Inne partie pożądają władzy, jak pisał Sienkiewicz, widząc w Polsce postaw czerwonego sukna z którego chcą wyrwać taki kawałek, by im na płaszcz starczyło. Nawet nie dla swoich wyborców, nawet nie dla swoich członków, tylko dla swoich prominentów i tych, którzy ich naprawdę wspierają. PSL jako jedyny naprawdę odwdzięcza się tym, którzy stanowią jego elektorat. Szkoda tylko, że nawet on nie wychodzi poza partykularne interesy, i nie kieruje się dobrem Polski.
Wasz Andrew
* Program Rozwoju Obszarów Wiejskich
** Rolnicy to prawdziwe święte krowy, których prawo nie obowiązuje. Jeśli ktoś nie wierzy, niech się wybierze w rejon sadowniczy w okresie dojrzewania czereśni albo wiśni. Noc jak na froncie. Przepisy o ciszy nocnej nikogo nie obchodzą, a te o normach hałasu są martwe. Przed wschodem słońca zaczyna się kanonada działek gazowych mających odstraszać ptaki, która trwa do późnej nocy. Przykłady tolerowania bezprawnych działań rolników można ciągnąć w nieskończoność.
Kurczę, czytając Twój wpis, niemal od razu przyszła mi myśl właśnie na temat PSL, partii, która z każdą opcją polityczną stworzyła koalicję, ale widzę, że mnie ubiegłeś w ostatniej części wypowiedzi :)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, brzmi to nieprawdopodobnie, ale mamy w Polsce partię, dbającą o interesy ludzi, których reprezentuje. Ciekawe, czy doczekamy się kiedyś opcji politycznej, które szczerze zainteresuje się losem zwykłego Kowalskiego. A wydaje się, że czas jest ku temu najwyższy. Wskaźniki demograficzne biją na alarm, ale politycy zdają się nie dostrzegać najprostszych faktów, żyjąc w swojej skorupie, będąc kompletnie oderwanym od rzeczywistości - bez poczucia stabilności finansowej, bez poczucia bezpieczeństwa, które gwarantuje państwo, nikt przy zdrowych zmysłach nie zdecyduje się na założenie wielodzietnej rodziny. Wielu młodych Polaków po prostu na to nie stać.
Wielu młodych Polaków, i nie tylko młodych, na nic nie stać:)
UsuńHa, to jest dopiero rozległy temat. Pamiętam, jak kiedy Kaczyński, żeby pokazać jak drogie państwo zafundowała PO wybrał się na zakupy do lokalnego sklepiku. W którymś z wywiadów rzucił dość niefortunnie, że nie robił zakupów w Biedronce, bo tam kupują tylko najbiedniejsi Polacy. Wypowiedź ta nie przysporzyła mu sympatii wyborczych, ale prawda jest taka, że większość obywateli naszego kraju kupuje w Biedronce, czy też innym supermarkecie, łowi wszelkie promocje i okazje, bowiem wielu z nas żyje, czy też egzystuje na progu ubóstwa. Czy to normalna sytuacja, kiedy w demokratycznym kraju dwoje ludzi, zarabiających nawet więcej niż wynosi płaca minimalna, ledwo może pozwolić sobie na wynajem mieszkania, ale i tak musi się zdrowo nakombinować, żeby pieniędzy starczyło do pierwszego? Życie w naszym kraju to taka zabawa, igranie z losem - dopóki zdrowie dopisuje to jeszcze jakoś się wszystko udaje. Ale wystarczy jakaś ciut poważniejsza choroba i wszystko zaczyna sypać się jak domek z kart.
UsuńWszystko prawda. A zwłaszcza końcówka. Po dwakroć niestety. Drugi raz dlatego, że większość z tych, którym na razie starcza akurat by związać koniec z końcem, nie zauważa, iż są na skraju przepaści. Dopiero gdy im się troszeczkę pogarsza i jest już za późno, zasilają szeregi niezadowolonych. Ale póki co się cieszą. Bo mają demokrację :)
UsuńPo raz kolejny muszę się z Tobą nie zgodzić, oceniasz rolnictwo na podstawie dopłat czy też ustaw o odszkodowaniach, czyli bierzesz pod uwagę tylko pozytywne (Twoim zdaniem pozytywne) strony. Twój tekst (nie obraź się ale!) dowodzi jednak, że raczej niewiele masz z rolnictwem wspólnego. Twoja ocena jest nie tyle niesprawiedliwa, co raczej wynikająca z punktu widzenia zależącego od punktu siedzenia. Tylko, że niej ma w nim nic z praktyki. To czysta teoria. Zapomniałeś dodać w swoim tekście ile gospodarstw upadło, na skutek unijnych wymogów, które moim zdaniem ustalają ludzie czasem może nieodpowiedni (którzy być może prawdziwe gospodarstwa widzieli co najwyżej w telewizji, nie wiem, ale czasami tak to wygląda). Nie założyli np. właśnie tego, że człowiek prowadzący małe gospodarstwo też musi z czegoś żyć, ale wiadomo, u nas musi być druga Ameryka.
OdpowiedzUsuńA Twój przykład:
Przykładowo, jeśli grad zniszczył mu stary sad, który i tak planował wyciąć w najbliższym roku, czyli ponieść potężne koszty, on może na to konto wyciąć drzewa, zakupić i posadzić nowe, położyć nawodnienie, kupić sobie traktor i przyczepę i co mu tam jeszcze do głowy przyjdzie, oczywiście do kwoty 333 tysięcy złotych. 300 tysięcy do niego wróci. Oczywiście nie każdy dostanie 333 tysiące, ale każdy ma zagwarantowane, że dostanie 130% zgłoszonych strat. Zawsze jest więc 30% do przodu,
Nawet jeśli wziąć za prawdopodobny, sam wiesz, że przez jeden rok raczej owocować one nie zaczną. I nie wiem, czy ktokolwiek chciałby przeżyć jakikolwiek kataklizm, a potem odbudowywać to, na co całe życie pracował.
Jest jednak w Polsce pewna nieliczna grupa, która wprost czyha na klęski żywiołowe i modli się o powódź, gradobicie, suszę albo chociaż wymarznięcia. To bogaci rolnicy i sadownicy.
– a to raczej chyba nieco przesadzony punkt widzenia.
Cd.
OdpowiedzUsuńA co z negatywnymi elementami w rolnictwie, żeby być takim „bogatym rolnikiem” – co mnie śmieszy, bo nie wiesz, czy ci bogaci rolnicy nie musieli wziąć kredytu i nie wiesz ile musieli się napracować, i czy na pewno są bogaci, bo co to właściwie znaczy?
Zapomniałeś np. dodać, że rolnik oprócz zwykłych opłat musi mieć jeszcze pieniądze na środki ochrony roślin, na nawóz, na opłacenie kombajnu np., bo ktoś mu to zboże musi wymłócić, na wydatki nieprzewidziane, bo np. maszyny które nie są wieczne i żaden rolnik raczej nowej nie kupi (sprawdź cennik) tylko musi poskładać tę starą; na paliwo, bo czymś po tym polu musi jeździć, i to nie jest tak, że jedzie tam i z powrotem, ale nieraz jeździ po polu cały dzień (nie dla zabawy rzecz jasna), ale musi je np. zaorać.
Nie wspomniałeś również o tym, że jeśli chodzi o pracę na wsi i w mieście, w ogóle nie można ich porównywać, rolnikowi nikt nie zapewni wynagrodzenia za odwalone 8 godzin siedzenia przy biurku, tu nie ma ustalonych godzin, ani stawek, wszystko zależy od cen, i co śmieszne, od pogody, bo jeśli przyjdzie miesiąc deszczowy to nawet za otrzymane odszkodowanie nie kupi pożywienia dla zwierząt, bo niby od kogo, jeśli wszyscy rolnicy będą w tej samej sytuacji. (A co do cen, jeśli spadną, i jeśli rolnik sprzeda np. ziemniaki właśnie w momencie spadku, nic nie zyska, a może nawet stracić. ) I nawet np. produkcja mleka nie jest taka prosta jak się wydaje, to bardzo ciekawie i prosto wygląda na filmach, ale jeśli mleko nie będzie dobre (co wykaże badanie), wówczas można je co najwyżej dać kotom, swoim i okolicznym, bo odbiorca go nie weźmie, zresztą nie będę tu podawać przykładów, dość że praca rolnika, jak już wspomniałam nie ogranicza się do 8 godzin, ale trwa o wiele dłużej i nikt za niego nie wstanie o 5. rano (dzień w dzień) żeby np. wydoić krowy; a na wakacje też raczej nie pojedzie, nie znam w moim miejscu zamieszkania rolników, którzy jeżdżą na wakacje, no chyba że zatrudnią pracowników, ale im też trzeba zapłacić.
To co opisujesz, wygląda tak sielankowo, że każdy kto to przeczyta pewnie natychmiast zechce zostać rolnikiem, tylko ciekawe dlaczego tak nie jest?
Może gdybyś na jeden rok zamieszkał na wsi i pracował u jakiegoś gospodarza, zmieniłbyś swój punkt widzenia. To co się ogląda telewizji to tylko urywki z prawdziwego życia. W Wiadomościach pokazują piękne pola i ładnie upasione świnie, ale tego prawdziwego życia, związanego z pracą z codziennymi problemami, jakoś tam nie zauważyłam. No, chyba że czasem jak zdarzy się tragedia, związana z pogodą chociażby.
Ale skoro lubisz odwiedzać nowe miejsca (jak wynika z tekstu o mężczyźnie u którego raczej niczego byś nie zjadł) powinieneś popytać rolników, jak to naprawdę jest. Ciekawa jestem ich odpowiedzi. Oceniłeś po pozorach sytuację rolników, tak jak po pozorach oceniłeś tego człowieka, o którym pisałeś, tzn. po twarzy bez uśmiechu, ale niektórzy ludzie są z natury poważni, znam kilku takich i są jak najbardziej porządni.
A co do odstraszania ptaków, może masz jakiś pomysł, jak je odpędzić od drzew, żeby wszystkich owoców nie zjadły, jeśli nie zjedzą (z czego powinieneś się cieszyć) rolnicy nie dostaną odszkodowania. Chociaż , może niektórym brak owoców w Polsce byłby na rękę, będą mogli zasilić obcy budżet.
Nie musisz publikować tych dwóch komentarzy, zdaje się że są zbyt długie.
Zacznę do końca Twojej wypowiedzi. Jedna sprawa to odstraszanie ptaków, a druga łamanie prawa. Jeśli rolnicy chcą stosować takie rozwiązania (a są przecież i inne) to powinni poprzez swoich przedstawicieli w sejmie spowodować zmianę prawa tak, by nie musieli go łamać. W Polsce jednak większość woli łamać prawo, które w innych krajach jest podstawą normalnych stosunków społecznych. Patrz radary drogowe http://andrew-vysotsky.blogspot.com/2013/05/radary-niczym-zwierciado.html.
UsuńNie zamierzam się licytować czy jestem rolnikiem i z jakiej rodziny pochodzę. Jak mam 135 ha to mam rację, a jak mam zakład produkcji dubów smalonych w centrum Warszawy, to nie mam? Te wycieczki to dla mnie najniższy z możliwych poziomów dyskusji poza ewidentnymi wyzwiskami.
Nie wszyscy rolnicy są w stanie wykorzystać te przepisy, o których mówię. Na zasadzie przysłowia głupi bo biedny, biedny bo głupi. Jednak część potrafi i ważne, że mają takie możliwości, a reszta społeczeństwa nie. A argumenty o ciężkiej pracy rolnika przypominają licytację dzieciaków w piaskownicy. Jak komuś na roli źle, niech idzie na uniwersytet, do kopalni, na morze, albo do policji. Droga łatwiejsza niż w drugą stronę, gdyż nie trzeba pieniędzy, teoretycznie przynajmniej. Wystarczą chęci do pracy ;)
Ja nie napisałam, że jak nie masz iluś tam ha ziemi, to nie masz racji, podałam proste fakty.I to nie jest żadna licytacja. Po prostu Twój tekst można odebrać jako "atak" na rolników właśnie, bo dostrzegasz tylko to, co jest dla nich dobre, a nie zauważasz negatywnych stron, więc tylko chciałam Ci je "pokazać". Ale jeżeli dla Ciebie proste przykłady - czyli oczywiste fakty,to piaskownica, to nie będę się sprzeczać. I nie bardzo wiem, co masz na myśli pisząc o wyzwiskach.
UsuńWłaściwie... masz rację, nie znam się pewnie na odpowiednim prowadzeniu dyskusji, plotę co popadnie, pewnie to cecha po jakimś dalekim, nieobytym przodku, albo nabyta z czasem, bez udziału przodków.
Skoro piszesz:, "gdybyś jeden rok zamieszkał na wsi i pracował" to jest jasne, jakie założenie co do mojej znajomości realiów czynisz.
UsuńMój tekst nie jest atakiem na rolników, tylko atakiem na nierówność, gdyż takich możliwości nie ma żaden inny rodzaj działalności, a że ktoś jest głupi i woli tyrać niż czytać i myśleć, to jego problem. To że ktoś tyra, wcale nie znaczy, że musi tyrać. To, że nie potrafi wykorzystać dotacji, bo jest niepiśmienny, to że nie potrafi zmienić profilu produkcji, bo nie ma wiedzy, czyli po prostu, że nie nadaje się do nowoczesnej produkcji rolniczej, to nie dowód, że rolnikom jest źle.
Wystarczy wyjść na ulicę dowolnej wsi o dowolnej porze i zobaczyć tych "zatyranych rolników". Chwiejny chód, zapach i fioletowe pomimo opalenizny nosy aż nadto wyraźnie wskazują na przyczynę ich zmęczenia. W mieście byliby lumpami. Kto w mieście chleje przez dwa tygodnie, traci robotę rodzinę, cały świat. Na wsi dalej jest zatyranym, biednym gospodarzem.
Wieś i rolnictwo nie jest w Polsce jednorodne. trudno na przykład wrzucać do jednego wora okręg sadowniczy i tradycyjny rolniczo-hodowlany. Pierwszy to raczej fabryka, ale formalnie to "wieś" zamieszkała przez "rolników". To raczej Ty rzucasz stereotypami. "nie można porównywać pracy na wsi i w mieście". A w następnym zdaniu zaczynasz porównywać. I to w jaki sposób! Żeby nie ciągnąć Twego wątku - odwróć Twoje własne słowa - skoro na wsi tak źle, czemu wszyscy nie uciekają do kopalni albo na morze?
A co do najbogatszych rolników... Poszukaj sobie danych o tych, którzy biorą największe dopłaty w skali kraju i sprawdź kim byli przed przemianami ustrojowymi. Są to znane nazwiska i nie będzie z tym problemu. I to też jest niesprawiedliwość. Oni najwięcej korzystają na takich programach i dotacjach. Mają prawników, sami fizycznie nie pracują, są zwykłymi biznesmenami. Ale są też rolnikami.
I żeby znowu nie było. Jestem przeciwny rosnącej przepaści między biednymi i bogatymi, iw wspieraniu tych ostatnich kosztem tych pierwszych. A tak się to u nas odbywa. Ale nie to było tematem felietonu.
Proponuję na drugi raz przeczytać co napisałem i co sama napisałaś, zanim coś puścisz. Nie co chciałaś napisać, tylko co napisałaś, gdyż sama sobie przeczysz. Poczekać aż miną emocje. U nas jest taka tradycja, że atak na pedofila w sukience większość wierzących odbiera jako atak na wiarę. Wytykanie pewnych rzeczy odbiera się nie jako atak na tę patologię, ale na środowisko, którego dotyczy. Ja tego nie toleruję. Wyjątkowo puściłem Twoje komentarze, choć nawet nie dotknęły tematu. Tematem nie była przekrojowa ocena sytuacji na wsi w porównaniu do miasta, tylko ocena niedostępnych dla innych form wsparcia biznesu w przypadku klęsk żywiołowych, choć podobno panuje wolność i równość. I tej problematyki nawet nie dotknęłaś w swych komentarzach. To tak, jakby ktoś zwrócił uwagę, że Janek bije żonę, a Ty byś się rozwodziła nad tym, że ciężko pracuje i kocha dzieci.
Tak, lepiej skasuj te komentarze, bo ktoś pomyśli, że to jakaś wojna, zresztą sama napisałam, że nie musisz ich publikować, chyba tego nie przeczytałeś, nie interesuje mnie czy ukażą się czy nie (choć podobno każdy chce, żeby wpisywano mu ich jak najwięcej).
UsuńJeśli chodzi o Twoją odpowiedź, nie będę ciągnąć tego tematu (choć nie zgadzam się z Tobą, przede wszystkim jeśli mowa o "pijakach i emocjach" itd. ), odpowiedziałam Ci wczoraj; i właśnie (zresztą nie pierwszy raz) doszłam do wniosku, że lepiej byłoby się ze wszystkim zgadzać, wtedy być może byłoby świetnie.
Aha i dzięki za radę, ale nie skorzystam, wiem co napisałam i co napisałeś Ty, że „rolnicy modlą się o suszę i gradobicia” i być może z powodu tego jednego zdania, napisałam za dużo niż Twoim zdaniem powinnam – czyli nie na temat, jak to ująłeś.
Swoją drogą 99% osób na Twoim miejscu już dawno umieściłoby mnie na czarnej liście, zabroniło wstępu na swój blok i wstawiania komentarzy, ale Ty tego nie zrobiłeś (jeszcze), powinieneś dostać medal za cierpliwość.
A co do Janka, który bije żonę, nie rozwodziłabym się nad tym, że ciężko pracuje itd., ale każdy ma prawo do obrony, nawet morderca.
Wiem, że jestem wyjątkowy ;) Poważnie mówiąc, głosów odmiennych od mojego słucham naprawdę z uwagą. Tak też można się dowiedzieć czegoś nowego. Rozmawiać można z każdym, tylko gdy rozmowa jest na temat i do rzeczy :) Na razie nie widziałem powodu do blokowania Twoich komentarzy, choć już było niedaleko ;) Inna sprawa, że nigdy nie blokuję osób :) Oceniam wypowiedzi, a nie osoby :)
UsuńCo do Janka, gdyż chyba tutaj leży podstawa naszych różnic światopoglądowych, nie można mylić sądu z rzeczywistością. W sądzie, jeśli czyn, sprawca i wina nie budzą wątpliwości, chodzi o wyważenie kary, stąd obrona wyciąga się różne okoliczności. Nie negują one potrzeby kary, ale mają pomóc ustalić jej wysokość. Szkoda, że nie mają zadania wyjaśnić jak zrobić, by w przyszłości było lepiej. W rzeczywistości (życiu) nie wymierzamy kary, więc ta druga funkcja powinna być wiodącą. I nie ma tutaj dla Janka żadnej obrony. Jak bije, to bije, i nie ma dla niego żadnego usprawiedliwienia ani żadnej obrony. Okoliczności są ważne by dotrzeć do przyczyn i zapobiegać podobnym zachowaniom na przyszłość. Najpierw trzeba mieć odwagę przyjąć w całej pełni wiedzę o tym, że bije, że coś jest źle, i nie uciekać się do obrony czegoś, co jest złe. Szkoda, że u nas są z tym takie problemy.
Pozdrawiam :)
Nie napisałam, że jesteś wyjątkowy, ale skoro tak twierdzisz...
OdpowiedzUsuńWiem, że Janek, którego się uczepiłeś, musi być postawiony przed sądem i powinien otrzymać stosowną karę, ale mnie, jako że (na szczęście) nikomu kary wymierzać nie muszę, najbardziej interesuje powód. I to, że być może ten człowiek nie chciał tego zrobić, bo człowiek często robi rzeczy, których nie chce, z różnych względów. Ale inni ludzie przeważnie potrafią tylko osądzać, choć nic o danym człowieku nie wiedzą, wystarczy, że przeczytają o czymś na pierwszej stronie gazet i już biorą stronę tej gazety. Może słusznie, ale szum jaki się wokół tego robi, jest dla danej osoby nie do zniesienia. Tym bardziej, że to nie temu tłumowi coś zrobił dany Janek, to coś jak sytuacja Marii Magdaleny z Biblii. Będą rzucać kamieniami do skutku.
No to może ja dorzucę swoje trzy grosze, choć nie wiem czy powinnam. Twój punkt widzenia trochę rozumiem, ale osobiście się z nim nie zgadzam, przynajmniej w pewnej części. Oczywiście w Twoich słowach jest sporo racji jeśli chodzi o gospodarstwa wielkopowierzchniowe. Można je wówczas uznać za wielkie rolnicze fabryki. Niemniej jeddnak mówisz też o pewnym cwaniactwie, które występuje tylko pośród "zawodowych rolników" nastawionych na biznes.
OdpowiedzUsuńWielu jest jednak ludzi, którzy nie mają świadomości tych wszyskich kruczków i ulg. Często uprawiać ziemię uczyli ich jeszcze w innym ustroju. Oni nawet nie mają pojęcia co robić z ojcowizną. W małych powiatach (np. na Podkarpaciu gdzie mieszkam) nikt nie służy im wsparciem czy pomocą prawną i gdyby oni przeczytali Twój tekst chyciliby się za głowy i nie uwierzyli. Choć nie wiem jakbyś chciał z dwóch hektarów, które ma moja ciocia, nie da się wyżyć, a przecież według przepisów ona również jest rolnikiem.
Absolutnie masz rację w tym, że polskie rolnictwo nie jest jednolite. I te przywileje, o których piszę są podwójnie niesprawiedliwe. Nie dość, że są tylko dla rolników, to w dodatku tylko dla wybranych. Może powinienem to wkleić gdzieś we wstępie, ale i tak tekst kobylasty wyszedł.
UsuńBardzo ciekawy wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNie myślałem, że jeszcze kogoś zainteresuje :) Pozdrawiam również :)
Usuń