polskiej moralności
foto: Cezary Piwowarski Ten plik udostępniony jest na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa–na tych samych warunkach 3.0 niezlokalizowana, 2.5 zlokalizowana, 2.0 zlokalizowana oraz 1.0 zlokalizowana.
Od jakiegoś już czasu przysłuchuję się, wbrew swojej woli zresztą, odgłosom walki o radary. Nie chcę tutaj określać swojego do nich stosunku ani analizować, dlaczego parlamentarzyści i inni wszelkiej maści politycy tak chętnie poświęcają temu czas, jakby nie brakowało im go na sprawy nieporównanie ważniejsze. Nie chcę dociekać w tym momencie, dlaczego to albo tamto. Chcę tylko zwrócić uwagę na pewien szczegół. Szczegół, ale diabeł tkwi przecież w szczegółach.
Stoi sobie radar. I co z tego? Jedzie sobie samochodzik. Co ma jedno do drugiego? Jeśli jedzie zgodnie z przepisami, co go obchodzi ile jest tych radarów, czy też jaka jest wysokość mandatów? Czemu więc tak wielu tak głośno przeciw tym radarom protestuje? Znamy przecież odpowiedź. Każdy, kto jest przeciwnikiem radarów, jest po prostu warchołem, który uważa, iż stoi ponad prawem, które jest dla innych, a nie dla niego. Gdyby myślał o sobie, jako o porządnym obywatelu, zakładałby, iż będzie jeździć zgodnie z przepisami, a wtedy radary miałby w… dużym poważaniu. Tak jednak nie jest. Publicznie potępia wariatów drogowych, ubolewa nad ofiarami wypadków przez nich spowodowanych, a w razie, gdyby ktoś rozjechał kogoś z jego bliskich, żądałby kary śmierci. Sam jednak łamie przepisy dzień w dzień i dlatego boi się tych radarów. Jeździ jak debil, który uważa się za superkierowcę, takiego z licencją na zabijanie za kierownicą. Nawet Kubica się rozwalił, i wielu innych prawdziwych mistrzów też, ale on uważa się za nieśmiertelnego, a pomyślenie o tym, że to on może kogoś zabić, przekracza po prostu możliwości jego mózgu. W dzień, w centrach dużych miast za bardzo tego nie widać, gdyż natężenie ruchu uniemożliwia takie ekscesy, ale na trasie albo wśród uroków prowincji… Codziennie widzę ciężarówki jadące dziewięćdziesiątką przez teren zabudowany, w dodatku po dziadowskich drogach, i wyprzedzające je osobówki, które lecą co najmniej 130. Jakie mają szanse w razie, gdyby nagle na jezdnię, zza stojącego na chodniku auta, wybiegło dziecko? Takie pytania są im obce. Nawet w przybliżeniu nie znają długości drogi hamowania swego pojazdu przy danej prędkości. I tacy właśnie ludzie są za ograniczeniem ilości radarów. No bo co one przeszkadzają tym rozsądnym i praworządnym? W dodatku mogą liczyć na biegłych, którzy poświadczą, iż prędkość rzędu 150 km/h i jazda na dopalaczu nic nie szkodzi, a winni są ci, którzy stanęli im na drodze.
Z radarem ze słupa nie można się „dogadać”. I to druga przyczyna jego niepopularności. Nie przekona się go łapówką, nie zastraszy znajomościami. To też wpisuje się w mentalność przeciwników radarów.
Antyradarowcy zaraz podniosą argumenty, że to albo tamto. A ja im powiem, że żyjemy w państwie demokratycznym i jeśli uważają, iż ograniczenie prędkości w danym miejscu jest niepotrzebne, to z nim powinni walczyć, po czemu są zresztą możliwości i procedury, ale im nie o to chodzi. Oni nie chcą ograniczeń dla siebie. Ograniczenia dla innych wcale im nie przeszkadzają. Oni uważają się za godnych decydowania jak i kiedy jechać. To takie polskie.
Faktem jest, że wiele znaków w naszym kraju jest bez sensu. Niedługo cały kraj będzie bez sensu. A pomagają w tym właśnie takie warchoły i ci, którzy nie zauważają, iż dają się wmanewrować w popieranie bezprawia. Ci porządni, którzy jednak sprzeciwiają się radarom, są być może jeszcze gorsi, gdyż są na tyle ślepi i głupi, że nie zauważają, iż się nimi manipuluje. To tak, jakby w ramach buntu przeciw nauce wierszy na pamięć, żądać zamknięcia szkoły.
Wasz Andrew
Tak bardzo się z Tobą zgadzam, że nawet nie wiem jak skomentować. Ostatnio w ramach eksperymentu przejechałem 60km trasę zgodnie z przepisami i wspominam to jako koszmar. Jechałoby się całkiem przyjemnie, gdyby ciągle ktoś na mnie nie trąbił, a TIRy przestałyby mnie wyprzedzać na zakrętach. Nawet betoniarka mnie wyprzedziła. Po to tylko żeby gwałtownie zahamować przed fotoradarem. Prawie wbiłem się jej w plecy.
OdpowiedzUsuńI jak to jest, że większość Polaków uważa Polskę za normalny kraj?
UsuńMyślę, że wszystko wynika z błędów percepcyjnych. Powinniśmy się zatrzymać i myślą cofnąć o 50 lat. Przypomnieć sobie skąd zaczynaliśmy i uświadomić, że powinniśmy porównywać się do Białorusi i Ukrainy zamiast Francji i Niemiec. A kiedy uświadomimy sobie jak daleko zaszliśmy, jaki skok wykonaliśmy, uścisnąć sobie dłonie, pogratulować i wziąć się razem do roboty. Zamiast tego produkujemy tony bezsensownej biurokracji, hodujemy tysiące lęków i pielęgnujemy niepotrzebną nienawiść.
UsuńAle mnie poniosło :)
Niestety nie mogę się zgodzić. Wystarczy porównać się do Czechów lub Słowaków.
UsuńWłaśnie, komu przeszkadzają radary? Ja jestem za radarami. Całkowicie zgadzam się z Twoją wypowiedzią.
OdpowiedzUsuńOstatnio obserwuję, że policja z wielkim zapałem wyłapuje rowerzystów, którzy jadą po wypiciu jednego piwa albo bez sprawnego oświetlenia. Kary dla łamiących przepisy rowerzystów są bardzo wysokie. Kierowców-piratów traktuje się ulgowo, a przecież oni swoimi samochodami powodują o wiele większe szkody niż rowerzyści.
Ciekawe co jest przyczyną takich działań policji? ;)
UsuńNarzekamy na polityków, że to gnoje, tępaki, głupki, nieuki, chamy, etc. A prawda jest taka, że skądś się z Ci ludzie biorą. Nie zostają nam oni zrzuceni przez złych kosmitów, niestety wywodzą się z naszego społeczeństwa.
OdpowiedzUsuńA o tym, jakie jest to społeczeństwo można by mówić i mówić. Ale w sumie wystarczy przejść się do sklepu, do urzędu, czy pojeździć po naszych cudnych drogach. Wczoraj wyjeżdżałem z drogi podporządkowanej, znalazł się uprzejmy, których zatrzymał się, bym mógł wyjechać (sznur samochodów zdawał się nie kończyć, więc gdyby nie on, pewnie bym czekał i czekał) - facet ledwie przystanął, od razu zaczęto na niego trąbić :)
Może to jakiś opar psychotoksyczny, który się nad Wisłą unosi? Na granicy polsko-niemieckiej pięknie można zaobserwować, iż Polacy zaczynają się zachowywać jak Niemcy już kilkaset metrów w głąb Niemiec przebywszy, a Niemcy odwrotnie - zaraz po przekroczeniu granicy zaczynają rzucać papierki na ziemię, a butelki do lasu.
UsuńNo chyba jednak nie większość. Nie wiem czy nasz naród dałoby się jakoś jednoznacznie zdefiniować. A warcholstwo to historyczna przypadłość, czyli co - leżąca w naturze? Czy jak?
OdpowiedzUsuńNie większość? Spróbuj na jakiejś uczęszczanej krajówce przechodzącej przez teren zabudowany, ale bez radarów, pojechać 50 km/h. Wrażenia niezapomniane ;) Pisał zresztą o tym wyżej Konrad.
UsuńNie ma to jak moralność Kalego. Na zasadzie "Ja umiem lepiej niż inni, więc mi wolno". Jakby prawo obowiązywało tylko niektórych...
OdpowiedzUsuńSwoją drogą to symptomatyczne, że wyjeżdżając do Stanów późniejszy twórca Kalego uważał, iż to polska mentalność, a po powrocie podkulił ogon i ubrał w tę mentalność Murzynów. Daje do myślenia ;)
Usuń