Charles Bukowski*
Hollywood
wydawnictwo: Noir sur Blanc 2002
W ostatnim czasie w naszym kraju obserwujemy wzmożone zainteresowanie czytelników twórczością nieżyjącego już Amerykanina zmarłego w 1994 - Charlesa Bukowskiego; znanego skandalisty i uznanego twórcy. Domyślając się, iż u podłoża tego zjawiska leży między innymi profesjonalnie przeprowadzone przedsięwzięcie marketingowe z ciekawością jednak sięgnąłem po Hollywood; przedostatnią z sześciu napisanych przez Bukowskiego powieści, którą opublikował w 1989, a więc prawie u kresu swego życia.
Hollywood jest autobiograficzną opowieścią o pisaniu scenariusza i pełnej przeciwieństw drodze do nakręcenia opartego na nim filmu**, w której pisarz swe własne doświadczenia i swą własną tożsamość dla formalności przelał w postać Henry’ego Chinaski. Więcej o fabule, o ile ten termin może się odnosić do wspomnień, nie ma co pisać, żeby nie odbierać czytelnikom tej odrobiny zaciekawienia, którą lektura Hollywood może wzbudzić, a i to tylko za pierwszym razem.
Styl prozy Bukowskiego jest prosty, na granicy płytkości. Mam wrażenie, iż jego pozycję w literaturze bardziej zbudował marketing, którego głównym elementami były wyeksponowany alkoholizm i seksualność, niż zalety jego pióra. Nawet reklamowane wulgaryzmy są tak dalekie od słownictwa, które można usłyszeć wszędzie, nie wybierając się nawet na mecze piłki nożnej, jak skaleczenie nożyczkami do paznokci od rany po pile łańcuchowej. Mnie osobiście taka konwencja nie za bardzo odpowiada, a sama lektura nie była czymś zachwycającym, ale trzeba też przyznać uczciwie, że nie była też męcząca. Zwykła opowieść alkoholika, prawdopodobnie wielce utalentowanego, który pomimo długiego żywota spłodził raptem sześć powieści***. Podejrzewam, iż podkreślając pozytywny wpływ alkoholu, który był jego weną, zapobiegał myśli o tym, ile mógłby stworzyć, gdyby sam siebie przy jego pomocy nie niszczył.
Mam wielki niedosyt co do głębszych treści, a właściwie prawie ich braku w Hollywood. Znałem wielu pijaczków, zwykłych prostaków bez wykształcenia, którzy w dłuższej rozmowie okazywali się lepszymi obserwatorami życia i świata oraz większymi filozofami niż Bukowski. Wielka szkoda, gdyż liczyłem, iż człowiek, który większość życia spędził na rauszu, bardziej oderwany od codziennego kieratu niż zdecydowana większość mu współczesnych, zaprezentuje tutaj coś interesującego. Z drugiej strony rzecz biorąc, trzeba przyznać, że Bukowski prawdopodobnie z dużą dozą autentyzmu, choć może nieco koloryzując, przedstawił nam świat amerykańskiego przemysłu filmowego. To może być ciekawy aspekt lektury pod warunkiem, iż cały czas będziemy mieli świadomość, że jest to tylko subiektywne spojrzenie na część Hollywood, z którą Bykowski się zetknął, a zwłaszcza na Hollywood w pewnym ściśle określonym momencie jego historii. Momencie, który już dawno przeminął, wraz ze swymi realiami i klimatem. Jeśli ktoś chce poznać ducha współczesnego kina, zwłaszcza tego ambitniejszego, nie może się posiłkować Bukowskim. Lepiej niech sięgnie po coś współczesnego, jak choćby Kino to szkoła przetrwania Agnieszki Wiśniewskiej i Małgorzaty Szumowskiej.
Moment podsumowania jest zawsze najtrudniejszy, ale w tym wypadku szczególnie sprawia mi problem, gdyż Hollywood trzeba odmiennie oceniać zależnie od kryteriów, którymi się będziemy kierować. Wartości moralnych, wzorców do naśladowania czy jakiegokolwiek przesłania próżno w tej książce szukać, podobnie jak mistrzostwa słowa czy stylu, więc absolutnie nie jest to lektura dla początkującego czytelnika, a zwłaszcza młodego, który mógłby uznać, że alkoholizm pomoże mu osiągnąć sukces i długie barwne życie. Prędzej właściwie odbierze ją koneser, zwłaszcza mający już doświadczenie życiowe pozwalające mu spojrzeć z dystansem na tą pijacką opowieść i najlepiej zmęczony innymi, wymagającymi i wypełnionymi wartościami dziełami, który szuka po prostu czegoś do poczytania. Czegoś, co nie wzburzy jego umysłu, serca ani duszy, a po prostu da się poczytać i odpocząć od wymagających lektur. Ja akurat nie byłem w takim momencie, więc mnie niestety Bukowski tym razem nie zachwycił
* Henry Charles Bukowski
** Ćma barowa (Barfly, 1987) w reżyserii Barbeta Schroedera, z Faye Dunaway i Mickeyem Rourke w rolach głównych
*** Oczywiście powieści nie są jedynym dorobkiem literackim Bukowskiego, niemniej trudno go zaliczył do rewolwerowych piór.
Wokół Bukowskiego krążę i krążę, ale jeszcze nie udało mi się po niego sięgnąć... W końcu uznany pisarz, aż wstyd się przyznać, że jego twórczość znam jedynie z opracowań.
OdpowiedzUsuńWiele nie tracisz...
UsuńA ja pierwszy raz słyszę o tym Panu i gdybym tu nie zaglądnęła pewno żyłabym w nieświadomości, że kto taki żył i pisał.Jednakże raczej czytać jego książek nie będę,chyba, że natknę się na nie w bibliotece, ale to raczej się nie zdarzy.)
OdpowiedzUsuńSześć powieści, prawie pięćdziesiąt tomików wierszy, coś koło dziesięciu zbiorów opowiadań i krótkich tekstów, był jeszcze dziennik i zapiski z podróży do Niemczech. Każdy zarzut w kierunku Bukowskiego mogę zrozumieć, ale wytykanie mu niskiej wydajności jest według mnie absurdalne.
OdpowiedzUsuńZresztą wystarczy zapoznać się z jego biografią, by wiedzieć, że pisał niemal codziennie, a że nie wszystko uznawał za warte podzielenia się z czytelnikami, to chyba tym lepiej dla tych ostatnich.
Czy nie?
To nie był zarzut, tylko stwierdzenie. Napisałem, że sześć powieści to niewiele i tak właśnie jest. Ponadto chciałem dać odpór tym kolegom krytykom, którzy określają go jako "niezwykle płodnego pisarza". Jeśli Bukowskiego by uznać za takowego, to co powiedzieć choćby o takim Asimovie? A przecież i on nie jest chyba naj naj :)
UsuńNie sądzę też, by stwierdzenie, iż napisał tylko sześć powieści było zarzutem, a nie stwierdzeniem. Nelle Harper Lee napisała tylko jedną powieść, a mimo tego jej dorobek powieściowy oceniam wyżej niż Bukowskiego.
Rozumiem wielbicieli Bukowskiego, ale mam wrażenie, że nie są to miłości dożywotnie. Mam wrażenie, że każdy kiedyś się nim znudzi. Nie wyobrażam sobie, by czytać jego powieści po kilka/naście/dziesiąt razy. A znam takich, co innych autorów tak właśnie doceniają )
Argument o dawaniu odporu do mnie trafia. Ale poza tym uważam, że "dużo" to pojęcie względne i porównania jaki pisarz ile napisał to para w gwizdek.
UsuńBukowskiego nigdy nie kochałem, ale cenię sobie jego twórczość i zdarza mi się do niej wracać. A jakieś 7 lat mija odkąd ją poznałem.
Jeśli będzie Ci się kiedyś nudziło, to sprawdź "Z szynką raz" - moim zdaniem najlepsza jego powieść.
Ale przede wszystkim to wiersze czynią Bukowskiego, prozę można rozpatrywać jako dodatek do nich.
Do oceniania poezji nie czuję się na siłach :)
UsuńNa ogół staram się nie oceniać pisarzy jako takich, tylko dzieła. Tutaj chodziło o dawanie odporu :)
Na razie mam kolejkę książek na biurku czekających na przeczytanie, ale kto wie. Może jeszcze i na Bukowskiego przyjdzie pora :)