Najlepszy sposób na podryw? Wprost zaproponować tej, na którą się ma ochotę, pójście do łóżka. Statystycznie dwa na trzy razy dostanie się w twarz, ale i tak się będzie do przodu, a przy tym bez żadnego wysiłku. Tak przynajmniej ponoć twierdziła pewna znana postać historyczna.
A tak na poważnie? Wszelkie poradniki „jak w pięć sekund wyrwać wszystko co się rusza, bez względu na płeć” uważam za dobre dla cieniasów i frajerów, a i to z zastrzeżeniem, że przyszły cel takich umizgów nie czytał tej samej instrukcji, gdyż wtedy mamy zagwarantowany blamaż największy z możliwych. W schematyczny sposób można poderwać tylko schematycznego partnera. Jeśli ktoś jest miernotą i swe kompleksy pragnie leczyć ilością „sukcesów”, to może próbować takiej drogi, ale podejrzewam, iż i tak czeka go potem wielkie rozczarowanie. Nawet Casanova nie miał stuprocentowej skuteczności mimo zdolności i zaawansowanego marketingu.
Albo się jest wirtuozem, który zawsze czuje jak ma coś zrobić, nawet jeśli, świadomie lub nie, łamie wszelkie utarte schematy, albo jest się miernotą, a wtedy można co najwyżej zostać wyuczonym rzemieślnikiem. Nawet geniusze muszą jednak pamiętać o tym, że jeszcze się taki nie narodził, co by wszystkim dogodził. Czy nie lepiej, zamiast się okłamywać i pozować na kogo innego, być sobą? Tym bardziej, że sława bawidamka i plotki, które zawsze nas wyprzedzą, mogą być największym problemem do pokonania, gdy w końcu spotkamy tę jedyną osobę.
Popularność podręczników podrywania jest dla mnie jednym z dowodów na to, że wśród moli książkowych jest tyle samo nieciekawych i przeciętnych ludzi, co wśród książkofobów, a ilość przeczytanych książek nie ma niczego wspólnego z inteligencją. Każdy mądry bardziej by koncentrował się na tym, jak się rozwijać, by zatrzymać przy sobie osobę, na której mu zależy, niż na samym momencie zdobywania. Historia wojen i statystyki rozwodów uczą bowiem, iż łatwiej zdobyć niż utrzymać, a strata zdobyczy bardziej boli niż niespełnione pożądanie.
Wasz Andrew
refleksja wywołana konkursem w serwisie LubimyCzytać.pl sponsorowanym przez wydawcę podręcznika podrywu, którego okładkę widać powyżej
Bardzo interesująca refleksja. A już się wystraszyłam że faktycznie czytałeś ;-)
OdpowiedzUsuńDobrze gadasz:D
OdpowiedzUsuńPal licho, jak ktoś to przeczyta z nudów i zapomni, po prostu zmarnuje czas, ale jeśli ludzie faktycznie stosują się ściśle do rad takich randkowych poradników i wtedy myślą, że nic im nie stoi na przeszkodzie...Brrr. Zgadzam się z Twoimi przemyśleniami.
OdpowiedzUsuń