Raj
(oryg. Paradiset)
Liza Marklund
tłumaczenie: Kamila Knockenhauerseria: Annika Bengtzon tom 2, Czarna Seria
Wydawnictwo Czarna Owca 2010
Mam wrażenie, że od dłuższego już czasu szukałem czegoś, co dorównałoby Millennium Stiega Larssona, gdyż nie ukrywam, iż jestem miłośnikiem szwedzkiej szkoły kryminału społecznego. Nie żebym był fanem tego kanonu, gdyż nie cierpię żadnych oznak fanatyzmu u siebie i u innych, niemniej ta właśnie odmiana gatunku jest jedną z tych, które darzę szczególną sympatią.
Sięgając po Raj nie bardzo wiedziałem, czego się spodziewać, gdyż miało być to moje pierwsze spotkanie z prozą Lizy Marklund. Już dawno przestałem dowierzać recenzjom przytaczanym na okładkach, więc zacząłem czytać pełen nadziei i jednocześnie świadom, iż być może lektura znów skończy się większym lub mniejszym zawodem.
W czasie huraganu w sztokholmskim porcie dochodzi do podwójnego zabójstwa. Aida, która ma coś wspólnego z tym zdarzeniem, spotyka początkującą dziennikarkę gazety Kvällspressen Annikę Bengtzon. Ta dowiedziawszy się, iż Aidzie grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, postanawia jej pomóc i kontaktuje ją z fundacją Raj, o której istnieniu niedawno się dowiedziała, a która ma pomagać w „znikaniu” ludziom zagrożonym przemocą, którym państwo nie jest w stanie zapewnić wystarczającej ochrony. Jednocześnie Annika rozpoczyna dziennikarskie śledztwo w celu sprawdzenia wiarygodności tajemniczej fundacji. Jak nietrudno się domyślić, połączenie spotkania z Aidą i Rajem, to mieszanka wybuchowa.
Nie zaczynajcie lektury Raju, jeśli nie macie wolnego czasu. Trudno się od niej oderwać, a że jest to tomisko słusznej objętości, więc można się spóźnić do pracy, szkoły, czy zawalić inne terminy. Styl jest idealnie zgrany z gatunkiem i przypomina nieodżałowanego Larssona, podobnie jak rozbudowane tło problematyki społecznej, które głęboko wrasta w fabułę, akcję i charaktery głównych postaci. Sfera społeczna jest na miarę kultowego, wspomnianego już Millennium. Co dziwne w przypadku autora płci pięknej, tym razem w pozytywnym znaczeniu tego słowa, to fakt, iż realia, czyli broń, rany i inne atrybuty gatunku, na których niejednokrotnie wykładają się nawet znani i uznani powieściopisarze, tchnie takim realizmem, że prawie czuje się woń prochu i krwi, gdy pada strzał z przyłożenia*.
Klimat powieści jest miejscami wręcz ponury. Nie mroczny, ale właśnie ponury, tym bardziej, iż na warstwę kryminalną nakładają się osobiste tragedie głównej bohaterki. Mamy jednak dla równowagi to, co damy kochają najbardziej, czyli wiarę w prawo, przyzwoitość i oczywiście wielką miłość. Może nie taką, jaką sobie zwykle większość czytelniczek wyobraża, ale chyba to dobrze.
Wielu recenzentów zarzuca Lizie Marklund, iż jej główna bohaterka jest nieznośna i „dziwna”, a nawet przez tą właśnie odmienność od powieściowej sztampy „nierealna”. To właśnie najlepszy przykład na to, że recenzent swoją opinią ocenia nie tylko dzieło, ale zarazem daje świadectwo o sobie samym. Jeśli dla kogoś w ocenie powieści najważniejsze jest, iż główny bohater jest dla osoby recenzującej „irytujący”, to… Takie inteligentne niedomówienie, że użyję zwrotu ze znanego skeczu**. Wiadomo, że większość ludzi zmyślając boi się zrobić coś, co odstaje od normy. Sami są przeciętni i nie są nawet w stanie zauważyć, iż w świecie, który zdominowany jest przez przeciętność, istnieją również i ekstrema. W każdej dziedzinie. Bazują na tym między innymi programy do wykrywania fałszerstw w bazach danych, gdyż zbyt przewidywalne dane mogą świadczyć o manipulacji na zbiorach informacji. Tylko wirtuozi mają odwagę w kłamstwie wyjść poza wartości uznawane za przeciętne i realne, więc tylko oni mogą bezkarnie fałszować statystyki***. Tym bardziej więc należy się Lizie uznanie za to, iż stworzyła swe główne postacie jako osoby oględnie rzecz ujmując nietuzinkowe, a może właśnie przez to bardziej realne.
Dla mnie osobiście jest wielką zaletą prozy Lizy Marklund, iż nie boi się pokazać, jak potężnie wydarzenia wpływają na osoby, których dotyczą. Również zdarzenia z życia prywatnego, które są w stanie zakłócić jej życie zawodowe, a nawet postawić o krok od samobójstwa. Są też w Raju postacie, które nie widzą niczego poza swoimi planami realizowanymi bez względu na wszystko. Im kto wrażliwszy, tym bardziej przeżywa, im kto płytszy i bardziej skoncentrowany na sobie, tym mniej dylematów. Samo życie. A tym, którzy uważają, iż „nie po to sięgam po kryminały/thrillery, żeby sobie poczytać o nieszczęśliwej miłości i pokopanych związkach emocjonalnych”****, powiem po raz kolejny, że kuriozalnym mi się wydaje krytykowane powieści za to, iż nie ma w niej tego, czego się spodziewaliśmy ze względu na nadaną jej przez innych przynależność do danego gatunku. Czy wartość dzieła zmieni się od tego, że ktoś nazwie je kryminałem, sensacją, thrillerem, czy jeszcze czym innym? Czy ocena powieści zmieni się, jeśli zamiast z półki „kryminał/thriller” weźmiemy ją z tej z napisem „szwedzki kryminał społeczny”? Ja uważam, że właśnie takie powieści jak Raj sprawiły, iż literatura wrzucana do wielkiego wora z napisem „kryminał” przez coraz większą część krytyków przestaje być uważana za prozę drugiego gatunku, a szwedzki kryminał coraz częściej jest doceniany w świecie, w przeciwieństwie do większości naszych pisarzy z tego kręgu tematycznego.
Mam wrażenie, iż my Polacy, nie tylko pisarze, w większości zatrzymaliśmy się na złudzeniu, że można być bogatym w biednym kraju, szczęśliwym wśród morza biedy i nieszczęścia. Szwedzi propagują intensywnie pogląd odwrotny, ku któremu i ja się skłaniam. Twierdzą, że za wyjątkiem egoistów i prostaków nie sięgających percepcją poza kraniec własnego nosa, nie można być prawdziwie szczęśliwym, gdy ktoś obok przeżywa dramat. Ja dodałbym jeszcze, że w kraju pełnym patologii nawet najbogatszy i najbardziej ustawiony nie jest pewien dnia ani godziny, ale to już temat na osobne rozważania.
Wracając do naszej powieści, wspomniałem już, iż jest ona miejscami wręcz ponura. Ale tylko miejscami. Fabuły nie będę oczywiście zdradzał, lecz muszę podkreślić, iż zakończenie jest niezwykle realistyczne i wyważone. Pozornie pesymistyczne, gdyż przyrównujące walkę z przestępczością i innymi patologiami do pracy śmieciarzy, którzy co dzień mają do uprzątnięcia nowe hałdy odpadów powstające permanentnie na miejsce tych już wywiezionych. Jednak pomyślmy, jak wyglądałyby miasta i cały kraj, gdyby nie ich codzienny syzyfowy trud, a wtedy walkę ze złem zobaczymy w nieco innym świetle.
Reasumując: Raj to po prostu jedna z najlepszych powieści w szwedzkim kanonie kryminału społecznego. Z tego wprost wynika, iż nie jest to rzecz dla fanów powieści skupionych tylko i wyłącznie na warstwie kryminalnej. Z drugiej strony rzecz biorąc, tło społeczne i osobiste przeżycia bohaterki mają w niej taką rangę, iż z czystym sumieniem mogę gorąco polecić tą powieść Lizy Marklund wszystkim, którzy lubią dobrą, mocną prozę i nie przejmują się tym, do jakiego gatunku ją zaliczyć. Pozycja bezwzględnie warta poznania, o czym z przekonaniem Was zapewniam
Wasz Andrew
* Pisarka przyznaje, iż konsultowała się między innymi z klasykiem powieści szpiegowskiej Janem Guillou, ale to wcale nie zmniejsza jej zasług.
ale ja przecież nie napisałam że mi się nie podoba, podoba się ale czegoś jej brakowało, nie wiem może inne pozycje Marklund zatrą to poczucie:)
OdpowiedzUsuńMiło, że ktoś widzi w kryminałach coś więcej niż trywialną literaturę. "Raj" ląduje w koszyku. Zakupowym oczywiście.
OdpowiedzUsuńMarklund to faktycznie jedne z lepszych powieści z nurtu szwedzkich kryminałów. Tło społeczne rozbudowane i wplecione umiejętnie w fabułę to znak rozpoznawczy kryminałów zza Bałtyku, jednak nie każdy to potrafi. Polecam szczególnie pierwszy tom - Studio Sex - moim zdaniem najlepsza część :) Co do innych autorów, to równie dobry jest Arne Dahl i Henning Mankell. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJestem zachęcona i to mocno. To będzie najbliższy zakup książkowy :)
OdpowiedzUsuń