Wyznanie
Roman Gren
wydawnictwo: Czarne 2012
Wielu recenzentów pisze, że Wyznanie to wspomnienia jedenastoletniego polskiego chłopca, który się dowiaduje, iż jest Żydem. Jak wielki jest to dramat możemy zrozumieć tylko, jeśli pamiętamy o jednej z różnic pomiędzy judaizmem a innymi wierzeniami, o której jednak wszyscy zdają się zapominać. Kto jest Żydem, może co najwyżej mieć obywatelstwo polskie. Nie może być narodowości polskiej, bowiem narodowość żydowska jest nierozerwalnie związana z wyznaniem, odwrotnie niż chrześcijaństwo, islam czy inne wielkie religie, które są niezależne od narodowości. Można być Irakijczykiem i zarazem chrześcijaninem, albo Izraelczykiem wyznającym islam. Nie można być jednak Polakiem, w rozumieniu tożsamości narodowej, a nie administracyjnej decyzji nadającej obywatelstwo, będąc wyznania mojżeszowego, gdyż wchodząc w nie, automatycznie uzyskujemy status narodowości żydowskiej*. Dlatego stres jedenastolatka, który uważał się za Polaka, a dowiaduje się, iż jest Żydem, musi być dużo większy, niż gdyby się dowiedział, że jest wyznawcą Proroka, uczniem Buddy czy spadkobiercą wizji Lenina. Zwłaszcza, jeśli jak nasz główny bohater, znajduje się w zdecydowanie antysemickim otoczeniu.
Dramat ten nie jest jednak opowiedziany w sposób przekonujący. Przynajmniej dla mnie. Forma nie jest ani powieścią, ani nowelą, choć tej ostatniej odpowiada objętościowo. To fragment wiru myśli chłopca uderzonego wspomnianą wiadomością, którego umysł kolapsuje i wybucha. Niestety wszystko ubrane jest w słownictwo osoby dorosłej, do tego gruntownie wykształconej, a opowiadane z pozycji chłopca, jeśli jedenastoletniego, to wyjątkowo ciemnego, który nie wie niczego pewnego ani o chrześcijaństwie, ani o komunizmie (socjalizmie), który wówczas panuje, ani w końcu o jak się okazuje dlań najważniejszym – judaizmie. Nie wie nawet kogo przedstawia figura Matki Boskiej. Gdyby to wszystko działo się w głowie przedszkolaka – może byłoby łatwiejsze do przełknięcia. W takiej formie, jaka jest, dla mnie jest niestrawne.
Wyznanie nie jest nowelą ani tym bardziej powieścią. To sztucznie bezładna gonitwa myśli biednego dziecka. Sztuczna, gdyż napisana wygładzonym, poetyckim wręcz, choć do prozy należącym, językiem dorosłego. Językiem, który ma wiele uroku i mógłby zachwycić, gdyby go użyto do czego innego. Sztuczna, gdyż pozbawiona początku i końca. To jakby fragment całości. Wiem, że to zamierzone, ale w moim odczuciu nie wyszło.
Wielkie wrażenie w umyśle naszego głównego bohatera wywarło skojarzenie, iż jest Żydem, a Żydzi zabili Jezusa Chrystusa. Tłucze się w jego głowie jak echo zajmując znaczną część objętości Wyznania, i brak mi oczywistego stwierdzenia, iż Jezus też był Żydem, a to znacząco zmienia wartość emocjonalną wspomnianego już leitmotivu. Kłóci się również ten wątek i waga, jaką przykłada nasz bohater do sprawców śmierci Jezusa z tym, iż nie wie nawet, kto to jest Matka Boska i nie potrafi rozpoznać Jezusa na obrazie.
Reasumując – lektura Wyznania jest interesującym doznaniem, ale nie na tyle, by warto było specjalnie po nie udawać się do biblioteki, gdzie jest wiele innych, wartościowszych książek czekających z utęsknieniem, aż ktoś po nie sięgnie. A szkoda, bo z takim piórem, jakim dysponuje Roman Gren, można osiągnąć wiele
Wasz Andrew
To jakie książki polecasz w takim razie? :>
OdpowiedzUsuńZapraszam na stronę tego bloga NAJLEPSZE KSIĄŻKI (jedna z zakładek na górze, poniżej nazwy bloga)
OdpowiedzUsuń