Strony

środa, 29 sierpnia 2012

Wszyscy jesteśmy perypatetykami



Ludzie od wieków pielgrzymują do tzw. miejsc świętych w poszukiwaniu oświecenia, wybaczenia, zrozumienia. W pielgrzymkach nie jest ważny cel, ważna jest droga – bez względu na to, czy pielgrzymujemy do świętego drzewa lub kamienia, miejsca urodzenia lub śmierci osoby uznanej w którejś z religii za świętą, czy też do miejsca, które owiane jest mgłą mistycyzmu najważniejsze jest to, co dzieje się po drodze w naszej głowie.

Podczas chodzenia poprawia się krążenie krwi, wydzielają się endorfiny, więcej tlenu dociera do mózgu, zaczynamy jaśniej myśleć – nierzadko znajdujemy wtedy rozwiązanie ważkiego problemu lub wpadamy na bardzo kreatywny pomysł.

Gdybyście mieli wybrać się w pieszą podróż życia – dokąd byście się wybrali i dlaczego?

Powyższe to tytuł i temat najnowszego, właśnie trwającego konkursu w serwisie LubimyCzytac.pl. Dlaczego przytaczam wszystko w całości, choć nie zamierzam w nim brać udziału? Ano z tego powodu, iż oburza mnie taki tekst od początku do końca mający formę sprytnej manipulacji mającej podstępnie szerzyć w społeczeństwie wypaczone stereotypy. Oczywiście dopuszczam możliwość, że wydźwięk taki nie jest zamierzony przez autora, że po prostu „samo tak wyszło”. To jednak nie zmienia stanu rzeczy, gdyż nieświadomość oraz brak złej woli nie mogą być usprawiedliwieniem skoro, jak mówi mądrość ludowa; piekło nie złem, a dobrymi chęciami jest wybrukowane.

Zacznijmy od tytułu. „Wszyscy jesteśmy...” Formułując taki nagłówek, zwłaszcza w serwisie uważanym za jeden z bardziej inteligentnych i wyważonych w polskiej części sieci, należy zdawać sobie sprawę z tego, jak wielu ludzi bezkrytycznie przyjmuje treści publikowane w internecie. Pytam więc autora, czy aby na pewno wszyscy jesteśmy perypatetykami? Czyżby twierdził, że ci, którzy nie są, nie istnieją?

Zaraz po tytule czytamy, iż ludzie od wieków pielgrzymują do miejsc świętych i mistycznych, a podczas tego myślą wydajniej, bardziej kreatywnie. Ktoś nie znający znaczenia słowa perypatetyk, z kontekstu może domniemywać, że oznacza ono pielgrzyma lub kogoś, kto w marszu próbuje pracować umysłem. Tymczasem tak przecież nie jest. Dalej czytamy, że chodzenie jest super ze względów zdrowotnych i intelektualnych, ba nawet pomaga rozwiązywać problemy i wpadać na kreatywne pomysły. Mam nadzieję, że liczni czytelnicy, którym z powodu różnych schorzeń nie zaleca się długich spacerów, nie wezmą naszego konkursowego tematu zbyt serio, gdyż zamiast na listę geniuszy, filozofów lub świętych, trafią do szpitala, albo i gorzej. A że niestety znam kilka osób, które po uzyskaniu z wiarygodnego, według nich źródła informacji, iż coś jest zdrowe, aplikują to sobie bez zastanowienia, więc zawsze pisząc takie teksty należy uciekać od zdecydowanej jednoznaczności, gdyż co dobre nawet dla wielu, rzadko dobre dla wszystkich.

Perypatetyk ma różne znaczenia, ale jedno z głównych, najbliższe temu, które sugeruje kontekst naszego tekstu, oznacza (z łac. Peripateticus - przechadzający się) kogoś, kto jak Arystoteles, podczas wykładania swych myśli lubi się przechadzać. Przechadzać, a nie godzinami maszerować przez dziesiątki kilometrów, jak to się praktykuje w pielgrzymkach. I, podkreślmy to, wykładania, dyskutowania, ale nie kreatywnego samotnego myślenia czy wewnętrznego dogłębnego przeżywania. Historia zna wielu wynalazców, uczonych i filozofów, którzy mieli swoje samotnie, w których dokonywali tytanicznych i zadziwiających efektami wysiłków mózgu. Wieża, beczka, a nawet wanna, ale przestrzeń zdecydowanie ograniczona, najczęściej wręcz ciasna. Niełatwo będzie jednak autorowi omawianego tekstu wyszukać takowych, którzy by swoich błyskotliwych teorii lub skojarzeń doznali podczas wielogodzinnego marszu.

„W pielgrzymkach nie jest ważny cel (...) najważniejsze jest to, co dzieje się po drodze w naszej głowie”. Gdyby wierzący czytali uważnie, autor mógłby mieć poważne problemy. Z tej wypowiedzi jasno wynika, że nie jest ważne czy pielgrzymujemy do Mekki, Jasnej Góry czy sracza na Łysej Górze, ważne tylko, by endorfiny, o których dalej mowa, zapewniły nam dobry humor, a tlen w dużych dawkach docierający do mózgu, zapewnił, by „działo się w głowie”.

Chyba jedyną prawdziwą i niewypaczoną informacją w tym tekście jest właśnie ta, iż podczas marszu (zaznaczmy, że w zdrowej okolicy, a nie pełną spalin szosą) wydzielają się owe endorfiny, a organizm (nie tylko mózg) się dotlenia. Dlatego właśnie uwielbiam długie marsze, choć na pielgrzymkę z różnych powodów bym się nie wybrał. Zwłaszcza tą najpowszechniejszą, grupową. Choćby z tej przyczyny, że w tłumie, najczęściej rozśpiewanym, rozmodlonym lub rozgadanym, trudno usłyszeć własne myśli. Uwielbiam trasy prowadzące mnie wśród jak najbardziej nieskażonej przyrody w interesujące lub piękne miejsca. Nie ma to jednak niczego wspólnego z pielgrzymką.

A moja podróż życia? Jaki cel bym dla niej wybrał? To tak, jakby chcieć wybrać jedną, najważniejszą książkę w życiu. Jest ich tyle do wyboru, że nie potrafiłbym wybrać tylko jedną, by powiedzieć o niej: - To książka mego życia. Podobnie z celem mojej wymarzonej pieszej wędrówki. Jest tyle miejsc, które warto zobaczyć, nawet bez opuszczania naszego kraju, iż życia nie starczy, by je odwiedzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)