Ręka mistrza
(oryg. Duma Key)
Stephen King
Z reguły nie piszę o książkach, które przeczytałem dawno, dawno temu. Jeśli już, to najpierw je sobie przypominam i dopiero po powtórnej, lub którejś z kolei, lekturze formułuję swoją ocenę. Tym razem jest inaczej. Smakując Apsarę, niedawny debiut utalentowanego Polaka*, od razu przypomniałem sobie coś całkiem odmiennego i zarazem podobnego – Rękę mistrza. Nagle się okazało, że mogę napisać o niej od razu, że zapadła mi w pamięć tak dokładnie, jakbym ją czytał wczoraj.
Nie jestem miłośnikiem horrorów. Lubię dobre baśnie, udane fantasy też ujdzie, ale jakieś potwory i infantylne moce nadprzyrodzone w świecie komputerów, satelitów i nanotechnologii... Tego już dla mnie za wiele.
Kiedy sięgnąłem po Duma Key wiedziałem oczywiście, iż King jest mistrzem pióra i miałem już wcześniej do czynienia z jego prozą. Nie nastawiałem się jednak na spektakularne odkrycie gdyż, jak już wspomniałem, konwencja horroru jest dla mnie infantylna i dlatego jeśli coś w niej mam uznać za dobre, musi być naprawdę wyśmienite.
Fabuła Ręki mistrza jest prosta, jak w większości horrorów. Nasz główny bohater, człowiek majętny, Edgar Freemantle w wypadku na budowie mało nie traci żywota. Okaleczony, nie tylko na ciele, ma problemy z powrotem do życia i z samym sobą. By zacząć wszystko od nowa, przenosi się na wyspę Duma Key i zaczyna tworzyć. Po pewnym czasie okazuje się, że jego obrazy są niezwykłe, a i wyspa zwyczajna też nie jest. Co dalej z wiadomych względów zdradzać nie będę.
King jak zwykle pokazuje się nam jako wirtuoz w budowaniu napięcia. Do połowy, a może nawet trochę dalej, powieść jest wciągająca i niesamowita. Napięcie rośnie i jest wręcz namacalne. Potem, przynajmniej dla takiego malkontenta jak ja, całość się wykłada, gdy w kulminacji wkraczają czary mary. Jak jednak już wspomniałem, powieść ta na zawsze zapadła w mojej pamięci, jak naprawdę niewiele z tego gatunku literatury. Dlaczego?
Poza nastrojem, tą niepowtarzalną atmosferą grozy i tajemnicy, nasączającą wszystko niby lepka mgła, który jest wyznacznikiem twórczości tego Amerykanina, Duma Key jest cudownym opisem mniej zatłoczonych rejonów Florydy. Czy prawdziwym, o to mniejsza, ale w trakcie lektury w wyobraźni czytelnika powstaje obraz równie realny jak rzeczywistość; po prostu przenosimy się na tę tajemniczą wyspę. Przeżycie niesamowite, które niewielu potrafi u czytelnika wykreować. Rzecz, która jednak jest w tej powieści najcenniejsza, to nie perfekcyjne opisy, przekonujący bohater, lub wspomniany już klimat; to wyjątkowe oddanie procesu twórczego. Nawet czytelnik bez wiedzy o rysunku i malarstwie, ba – nawet odbiorca bez żadnego pojęcia o sztuce w ogóle, może smakować to nieopisane uczucie, jakie towarzyszy tworzeniu i odebraniu dzieła natchnionego. Szkoda tylko, że tutaj natchnieniem jest moc nie z tego świata, a nie to, co naprawdę odróżnia wirtuoza od rzemieślnika. Pod tym względem nasza Apsara jest zdecydowanie lepsza, ale cóż – taka konwencja.
Chyba nigdy dotąd nie polecałem nikomu klasycznego horroru, może poza Lśnieniem, notabene też Kinga. Z reguły nie oferują one niczego poza chwilą rozrywki, strawną głównie dla miłośników idiotycznych potworów lub innych cudactw. Zwykle po latach z takiej lektury nie pamiętamy niczego, gdyż i pamiętać nie ma czego. Żadnych przemyśleń, żadnego przesłania, żadnego serca drgnienia. W tym gatunku wiele jest powieści dobrych do połowy, ale o zachwycający koniec bardzo, bardzo trudno. I choć Ręka mistrza nie uniknęła dość słabego w mym odczuciu zakończenia, tym razem wyjątkowo zachęcam do zapoznania się z nią nie tylko maniaków grozy. Naprawdę warta jest przeczytania o czym z przekonaniem Was zapewniam
Wasz Andrew
"Ręka mistrza" jest jedną z moich ulubionych książek Kinga. :) Przede wszystkim za kreację bohaterów, ale nie tylko. :)
OdpowiedzUsuńJest na tyle wyjątkowa, że choć to nie mój gatunek, dodałem do ulubionych :-)
UsuńHej!
OdpowiedzUsuńNie wiem jak bardzo jesteś "obeznany" w osobie oraz twórczości Kinga. Ten facet w wielu wywiadach podkreślał, że jego pisarstwo od pozostałych horrorów odróżnia to, że (pozwolę sobie zacytować Kinga): "Lubię mówić: "Tu chodzi o LUDZI, głupku" - NIE o potwory!"
Dlaczego o tym wspominam? Bo często w swojej recenzji podkreślasz, że horrory to nie Twoja bajka oraz, że wszelkie nadprzyrodzone moce w kosmosie to już dużo za dużo... Rozumiem Twoje stanowisko, bo mam dokładnie tak samo, jednak czytając Ciebie można odnieść wrażenie, że nieco generalizujesz, bądź zamykasz się zupełnie na samo wspomnienie o jakiejś powieści sci-fi czy grozy. Nie wiem, może błędnie :)
Z chęcią polecam Ci zapoznanie się z pozostałymi książkami Kinga, zupełnie nie wiem jaki jest Twój gust, ale na większości ludzi piorunujące wrażenie wywiera "Wielki Marsz", czy też "To". Zajrzyj też na moją półkę, bądź odezwij się na "priv" na LC, to z przyjemnością podam Ci kilka bardzo dobrych powieści, które chętnie polecam komu się da, bo są mało znane, zapomniane, olewane, a powinno się o nich pamiętać :)
Dzięki za propozycję i pewnie skorzystam, ale nie w tej chwili. Mam cały stos zaległości na biurku, w tym Zimbardo, który zawsze będzie u mnie miał zielone światło i pas szybkiego ruchu :)
UsuńCo do zamykania się na inne gatunki, to na pewno tak nie mam :) Jest kilka pozycji s (nawet bez f), które trafiły do mojej zakładki "najlepsze książki" na górze bloga. Sf miała tego pecha, że od niej właśnie zaczynałem nałogowe czytanie, ale wtedy jeszcze nie pisałem recenzji :)
Absolutnie popieram polecanie i odkurzanie zapomnianych dobrych książek, by nie utonęły w zalewie promowanej obecnie tandety. Najbardziej wartościowe powieści możesz wpisać jako komentarz na stronie "najlepsze książki" (zakładka na górze bloga). Pozdrawiam serdecznie :)