Strony

czwartek, 10 maja 2012

Książka o fotografowaniu



Książka o fotografowaniu

Andrzej A. Mroczek

Po trzecie, rozszerzone wydanie Książki o fotografowaniu Andrzeja A. Mroczka sięgnąłem ot tak sobie. Nagle poczułem potrzebę jej przeczytania, która przyszła znikąd i bez wyraźnej przyczyny. Nie czytałem żadnej recenzji, nie miałem w ręku poprzedniego wydania, nie wiedziałem nawet do kogo ta publikacja jest adresowana. Do amatora czy profesjonalisty, początkującego czy mistrza, technicznego perfekcjonisty czy niekonwencjonalnego wirtuoza. Nie była to potrzeba silna, która by mi kazała odrzucić wszystko inne w kąt. Wystarczająca jednak, by rozpocząć lekturę.

Dla kogo przeznaczona jest ta książka? Chyba dla każdego. Każdy chyba znajdzie w niej coś dla siebie; od absolutnie zielonego fotografa, po dojrzałego profesjonalistę, o ile to możliwe, by się jeszcze z nią nie zetknął. Jeden znajdzie w niej więcej, inny mniej, ale każdy, kogo pycha nie wyniosła zbyt wysoko, skorzysta na jej przeczytaniu.

Książka o fotografowaniu nie wciąga, ale i nie nudzi. To atut. Przelecenie jej na jednym tchu byłoby marnotrawstwem. Trzeba sobie zapewnić czas na refleksję nad każdym rozdziałem, niejednokrotnie nawet nad akapitem. Z wieloma, bardzo wieloma stwierdzeniami Mistrza nie można się zgodzić. Zwłaszcza dygresje odbiegające od tematu fotografii są często wręcz infantylne*, przynajmniej w moim odczuciu. Inne jednak są wyjątkowo celne** i mogłyby służyć za motto niejednego tekstu, i to bynajmniej nie tylko związanego ze sztuką fotograficzną. Warstwa dotycząca fotografowania jest jednak bardziej jednorodna; jest najwyższej jakości, zarazem bez pozowania naprawdę objawioną. Wyważone sądy poparte argumentami, nawet jeśli nie zawsze zgadzają się ze stanowiskiem czytelnika, to budzą szacunek.

Książka o fotografowaniu nie jest podręcznikiem. Dla nikogo. To po prostu książka o fotografowaniu.

Początkujący nie znajdzie tam absolutnych podstaw techniki, kompozycji czy przeglądu sprzętu, wyłożonych łopatologicznie i kompletnie. Musi się wspomóc się czymś, co te podstawy mu zapewni. Rzecz cała jednak napisana jest językiem prostym i klarownym, więc nawet temu zielonemu da dużo i wskaże to, czego musi poszukać gdzie indziej, co już teraz wykorzystać, a co zapamiętać i do czego wrócić w przyszłości. Oczywiście to wymaga od czytelnika pewnej dozy inteligencji, dociekliwości i kreatywności. Jeśli ktoś chce się na pamięć nauczyć jak zrobić idealne zdjęcie, to ani ta, ani żadna inna książka mu tego nie zapewni. Nawet jeśli niektórzy autorzy twierdzą, że potrafią coś takiego napisać.

Średnio zaawansowany znajdzie u Mroczka chyba najwięcej. Będzie mógł skonfrontować swoje doświadczenia i przemyślenia z autorem, który nie pozuje na wyrocznię i monopol na prawdę obiektywną, choć jego dorobek jest ogromny. Możemy poznać sporo subiektywnych przemyśleń Mistrza, które, zwłaszcza w sferze bliżej związanej z tematem są bezcenne, w przeciwieństwie do niektórych podręczników fotografii; bezdusznych, bezosobowych, zajmujących się tylko techniką i wymiernymi aspektami procesu powstawania fotografii, bądź uciekających w przeciwną stronę – w enigmatyczne brednie o klimacie i mieleniu tego, co też artysta miał na myśli.

Zaawansowany skorzysta może mniej na przyroście wiedzy, lecz może też znaleźć ciekawostki dla siebie. Przede wszystkim zaś może wyrwać się, dzięki konfrontacji z subiektywnymi stwierdzeniami innego profesjonalisty, z upojenia przekonaniem o własnej doskonałości, o ile coś takiego zaczęło mu grozić.

Na rynku jest wiele podręczników dotyczących fotografowania. Jedne kładą nacisk na perfekcję techniczną zdjęcia, inne na konwencje obowiązujące w sztuce fotografii. Jedne są dla początkujących, inne dla zaawansowanych. Wystarczy jednak przeczytać ich kilka, by prawie w każdym następnym większość treści nas usypiała. Ile razy można czytać o głębi ostrości czy podstawach kompozycji? Pan Mroczek daje nam coś całkiem innego. Lektura jego książki bardziej przypomina rozmowę Mistrza z uczniami, niż wykład. Pokazuje nam, na przykładzie własnych zdjęć, jaką drogą szedł i dlaczego taką, a nie inną. I to jest bezcenne. Choć, jak już wspomniałem, w niektórych rzeczach, zwłaszcza luźniej związanych z przedmiotem, z autorem zgodzić się nie mogę, to z przekonaniem mogę stwierdzić, iż to jedna z najwartościowszych pozycji z tej dziedziny jaką do tej pory miałem przyjemność przeczytać, w związku z czym polecam ją zdecydowanie i absolutnie


Wasz Andrew



* Podam tylko jeden przykład i zostawię go bez komentarza: „Ołtarz Wita Stwosza zna chyba każdy aspirujący do miana inteligenta, z licznych zdjęć publikowanych nie tylko w albumach fotograficznych, ale także w szkolnych podręcznikach.”
** Tu również podam tylko jeden przykład i pozostawię go bez komentarza: „Sytuacja jest paradoksalna. Mamy, jak nigdy wcześniej, wiele czasopism fotograficznych, ale nie zajmują się one fotografią jako fotografią, ale reklamą sprzętu fotograficznego. Czytelnikom, zamiast proponowania przeżyć emocjonalnych, jakie daje kontakt z fotografią artystyczną, interesującego analizowania poszczególnych dzieł artystów, spierania się o idee, podsuwa się niekończące się analizowanie i porównywanie coraz nowych aparatów fotograficznych, słowem: ustawiani są na bieżni stadionu konsumpcyjnego, aby ścigać elektrycznego zająca. Tego złapać się nie uda nigdy, nikomu – szkoda wysiłku.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)