Strony

poniedziałek, 27 lutego 2012

W ciemności



W ciemności
(In Darkness) 2011


Kiedyś, dawno, dawno temu, uwielbiałem chodzić do kina. Te czasy bezpowrotnie minęły w momencie, gdy w kinach pojawiły się fotele z podstawką pod popcorn i napoje, a w domach pojawiło się DVD i dźwięk surround. Tylko świnie jedzą w kinie, bo niczego bardziej nie lubię, niż odgłosu czyjegoś mlaskania i chrupania, gdy na ekranie on i ona, albo gulgotania napoju w czyjejś gardzieli, gdy powinna zalec totalna cisza, gdy na ekranie gasną czyjeś oczy. Wobec powyższego myślałem, iż już nigdy noga moja nie postanie w przytułku bękarta Maelpomeny i Talii. Oczywiście myliłem się, jak większość próbujących przepowiadać przyszłość, gdyż są zaproszenia, którym się nie odmawia. I tak , po kilkunastu chyba latach nieobecności, znowu trafiłem do kina; na seans W ciemności w reżyserii Agnieszki Holland.

Od razu się przyznam do tego, czego się wcale nie wstydzę, a mianowicie do nieznajomości twórczości znanej rodaczki. Nie uważam za konieczne, by oglądać coś tylko dlatego, iż zdobyło uznanie. Wiele filmów uważanych kiedyś, z różnych powodów, za arcydzieła, dziś zalega najbardziej zakurzone kąty. Nie widziałem więc na razie powodu, by specjalnie poszukiwać twórczości pani Holland, choć, z drugiej strony, nazwisko było mi znane i uważałem je za godne szacunku, między innymi za postawę artystki w różnych sytuacjach*.

Początek seansu to był prawdziwy koszmar. Pełny byłem obawy, iż znowu zobaczę kolejny obraz historyczny w polskim moralnie czarno-białym kanonie, gdzie święci są bez grzechu, bohaterowie bez strachu i dziewice bez skazy, gdzie Niemcy to tchórze i idoci, Polacy odważni i rycerscy nie tylko wobec dam, ale nawet i Żydów. Nieco pocieszałem się renomą reżyserki, ale jednocześnie dołowało mnie krzesło dużo mniej wygodne od wersalki, na której zwykle smakuję wytwory sztuki kinematograficznej. Najgorsze były częste zabawy ostrością w kadrze, co w połączeniu z moją wadą wzroku, odległością od ekranu i jego przekątną sprawiało mi mękę, choć miałem najlepsze miejsce z możliwych. Z każdą sekundą pierwszych minut tęskniłem bardziej za powrotem do domu i oglądaniem w warunkach, w których mógłbym bez bólu docenić te artystyczne wyczyny z głębią ostrości.

Po kilku minutach, mimo wszystko, film zaczął mnie wciągać. W ciemności jest opowieścią o czasach pogardy. Opiera się na powieści In The Sewers of Lvov (W kanałach Lwowa) autorstwa Roberta Marshalla oraz na wspomnieniach Krystyny Chiger opisanych w książce Dziewczynka w zielonym sweterku.

Główny bohater opowieści, Leopold Socha, jest lwowskim Polakiem, kanalarzem, a po pracy cwaniaczkiem, który dla kilku groszy na wiele jest gotowy. Handluje z Żydami z getta, ma zamiar szantażować grupę, która chce z niego uciec kanałami. Gdy okupanci przystępują do likwidacji żydowskiej enklawy, za pieniądze pomaga grupie wyznawców judaizmu ukryć się w kanałach. Jednocześnie szabruje gdzie się da, głównie w opustoszałym getcie. Na utrzymaniu ma żonę i małą córeczkę, a „żydki” są dla niego czymś gorszym, może nawet nie kimś gorszym, niż jego rodacy. Przede wszystkim liczą się dla niego swoi: rodzina, kumpel z pracy.

Leci dzień za dniem, miesiąc za miesiącem, a Socha donoszący żarcie mieszkańcom kanałów i obdzierający ich przy tym z kasy ma coraz więcej problemów. Nad głową, niczym miecz Damoklesa, wisi mu kolega Ukrainiec polujący na żydków dla nagrody. Jak się to wszystko skończy nie będę zdradzał.

Film okazał się prawdziwą rewelacją. Nie potrafię powiedzieć, czy należał mu się Oskar, ale zdecydowanie udało się Agnieszcze Holland nakręcić jeden z najlepszych polskich filmów o wojnie. Odpowiednik Gwiaździstego sztandaru w tym sensie, że odzierający z brązu posąg Polaka ratującego Żyda. W niezwykle realistyczny i wyważony sposób udało się ukazać charakterystykę antysemityzmu wynikającego po części z niewiedzy, a po drugie z izolacji, więc po części z winy samych izolowanych. Widać wyraźnie przemianę Sochy, który poznając obcych, zaczyna jednocześnie widzieć w nich ludzi. Realizm sięgający mistrzostwa widać choćby w scenie, gdy Socha daje pieniądze Żydowi, któremu już skończyła się gotówka, by ten udawał, ze nadal mu płaci, a wszystko po to, by kumple Sochy nie mieli go za frajera, który pomaga komuś za darmo. W ciemności nie jest tak naprawdę filmem o Żydach – jest filmem o Polakach. I nie jest to tylko film o holocauście, który jednak miał miejsce już dość dawno temu. Poprzez umiejętne przypomnienie tego koszmaru jest to przede wszystkim film o uprzedzeniach i nienawiści, które tak łatwo wywołać i tak trudno wykorzenić.

Nie czuję się upoważniony, by wypowiadać się o wartościach artystycznych tej produkcji, gdyż jak wiadomo każdemu podoba się to, co mu się podoba, a gentlemani o gustach nie dyskutują. Jednak jako przyczynek do ukazania tego, czym jest wojna, jak wyglądał, i chyba nadal wygląda, stosunek przeciętnego Polaka do Żyda, jest to film świetny. Próbuje też ukazać, jak bezpodstawne w gruncie rzeczy są uprzedzenia rasowe lub wyznaniowe. Realistycznie pokazuje nawet takie aspekty wojennej rzeczywistości, jak pęd do prokreacji w najcięższych nawet terminach, które mogą przyjść na człowieka. Gra aktorów również jest wspaniała. Mnie w szczególności zaskoczył Robert Więckiewicz, który w roli Sochy odnalazł się tak, jakby się do niej urodził. Prześwietnie grał też Benno Fürmann, choć i pozostali aktorzy byli wspaniali i należałoby wielu z nich tutaj wymienić.

Dobrze, że w kinie ludzie nie zaczęli wychodzić, gdy pod koniec, na czarnym już ekranie, pojawiły się pierwsze napisy. Są one bowiem integralną częścią tego opartego na faktach filmu, puentą jedną z najmocniejszych, jakie kiedykolwiek w obrazie kinowym widziałem. Mocna, naprawdę mocna rzecz. Tak mocna, iż uważam za duże przegięcie dopuszczenie tego filmu dla widzów od lat 12, a nie od 18. To jakieś takie schizofreniczne w kraju, w którym Playboy jest zastrzeżony tylko dla dorosłych. Rozumiem, że chodziło o umożliwienie zapędzenia do kin młodzieży szkolnej i innych wycieczek w celu podniesienia oglądalności oraz pobicia rekordu frekwencji. Nie tędy jednak droga.

Jakie będą końcowe oceny dzieła Agnieszki Holland, gdy ucichnie już zamieszanie z szansami na Oskara? Nie wiem. Reżyserka mocno nadepnęła na odcisku wielu polskim środowiskom, a głównie tym powiązanym tradycyjnie z antysemityzmem. Dla mnie jednak, choć całkowicie pozbawiony walorów rozrywkowych, jest to film absolutnie godny polecenia każdemu, z wyjątkiem młodych widzów, o czym gorąco Was zapewniam


Wasz Andrew


* m.in. Agnieszka Holland była jedną z osób, które stanęły w obronie projektu kontrowersyjnego filmu Tajemnica Westerplatte Pawła Chochlewa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)