Jakiś czas temu wpadła mi w ręce powieść Dana Browna KOD LEONARDA DA VINCI wydana przez Wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz & Wydawnictwo Sonia Draga 2004 w przekładzie Krzysztofa Mazurka. Nie jest to żadna nowość i wiele już na ten temat napisano, jednak nie mogę się powstrzymać, by nie dorzucić tutaj kilku słów od siebie.
Zwykle, jeśli chodzi o powieści, wolę wydania bez ilustracji, co ułatwia zadanie mojej wyobraźni. Zwłaszcza rażą mnie dysonanse pomiędzy ilustracjami, a wizją, jaka rodzi się w mojej głowie w czasie dobrej lektury. Ja sobie wyobrażam przykładowo piękną, zmysłową kobietę o jakiej pisze autor i jej przystojnego, męskiego bohatera, a tu na obrazku jakiś brzydal i brzydula. O nastroju, napięciu i emocjach, które dużo trudniej oddać obrazem niż pisanym słowem, nawet nie muszę wspominać. Kod Leonarda stanowił dla mnie szokujące wręcz zaskoczenie w tej kwestii. Ilustracje pokazujące architekturę, dzieła sztuki i zabytki są idealnie dobrane i, co bardzo ważne, umieszczone na ogół w miejscach, gdzie w tekście po raz pierwszy mowa o tych ciekawych obiektach. W porównaniu do innych wydawnictw, gdzie irytuje szukanie ilustracji po całej książce lub na wkładce z tyłu, tutaj czytelnik ma sytuację wręcz komfortową.
Poziom tłumaczenia i korekty nie odbiega od wizualnej formy wydawnictwa. Tłumaczenie bardzo udane, bez błędów, co sprawia, że powieść połyka się błyskawicznie. Nie będę tu opisywał założeń fabuły, by nie psuć przyjemności tym, co jeszcze po tę pozycję nie sięgnęli. Stwierdzę tylko, że jeśli ktoś szuka świetnej powieści sensacyjnej powiązanej z dużą dawką historii oraz ciekawostkami z dziejów chrześcijaństwa, to na pewno się nie zawiedzie. Fakty historyczne zawarte w fabule powieści nawet komuś orientującemu się w temacie nie tak łatwo oddzielić od tego, co jest tylko hipotezą czy wręcz fantazją.
Reasumując – po kilku miesiącach pewnie zapomnicie, tak jak i ja, o co chodziło z tym kodem, ale pozostanie wspomnienie wspaniałej lektury i trochę wiedzy, o której nie mówi się specjalnie w naszym kraju, który ostatnio zaczyna mi coś przypominać. Kiedyś było już ein Volk, ein Reich, ein Fuhrer, a my wciąż mamy ciągotki by zrobić u nas jedną religię, jedną historię i jedną Polskę. Nie napiszę, że książkę tę powinien przeczytać każdy, bo takie rzeczy były możliwe tylko w czasach starożytnych. Teraz jest tyle rzeczy, które powinno się przeczytać, że nie tylko życia, ale i tysiąca żywotów by na to nie starczyło. Kto jednak sięgnie po Kod, nie poczuje się zawiedziony o czym Was szczerze zapewniam
"Kod Leonarda da Vinci" czyta się bez dwóch zdań na jednym tchu, a książka wciąga bez reszty, jednakże poza tym walorem jest nijaka. Zresztą autor co rusz pokazuje, iż wcale, wbrew obiegowej opinii, nie jest wielkim pisarzem, a rozgłos zdobył sobie tylko tym, że pisze książki na dość "drażliwe" i delikatne tematy.
OdpowiedzUsuńI nie mogę się zgodzić ze stwierdzeniem: "powieści sensacyjnej powiązanej z dużą dawką historii oraz ciekawostkami z dziejów chrześcijaństwa". Historii jest tu co nie miara, tak jak i ciekawostek, tyle że nie mają one wiele wspólnego z rzeczywistością, albo bardziej trafiając w sedno, autor zakrzywia dane historyczne na własną modłę, wyciąga wnioski wyzbyte racji, jak również próbuje sprzedać odbiorcy wiele bajkowych kwestii. Dla tych co nie znają dostatecznie dobrze Nowego Testamentu oraz dla ludzi wątpiących we własną wiarę jest to ziarno, które rodzi swój plon stokrotnie. Szkoda wielka, iż pisarz takiej miary (według mediów i autorytetów oczywiście) posłużył się takimi tanimi środkami by zdobyć rozgłos. Ale jest to długi temat.
PS: By nie było tylko tak złowrogo - cenię sobie ten oto blog, na którym znalazłem kilka ciekawych pozycji do czytania.
Ciekawostki to jedno, a ich interpretacja to drugie. A co do jednej wersji historii, to jestem jej zadeklarowanym przeciwnikiem. I nie trzeba jechać do Rosji czy Niemiec, by zobaczyć, że pewne elementy historii uznawane za jedynie prawdziwe w Polsce, wcale takimi nie są.
UsuńDziwi mnie Twoje stwierdzenie, że ta książka może zaszkodzić wierzącym. Chyba, że taka ich wiara właśnie. Gdyby we mnie wzbudziła wątpliwości co do mojej wiary, poszukałbym odpowiedzi w pewniejszych źródłach niż beletrystyka ;) Rozumiem jednak, że jeśli ktoś, jak większość naszego narodu, wie o swojej wierze tyle, co nic, to wtedy masz rację. Pytanie jednak, czy utrata takiej wiary nie jest błogosławieństwem? ;)
Co zaś do interpretacji Pisma, demokratycznie rzecz biorąc, rację mają muzułmanie, Jest ich więcej;) A jeśli nie ma decydować większość, to niech każdy decyduje jak chce:)
Dzięki za wizytę i komentarz oraz pozdrawiam serdecznie :)