Nadeszła pora, by znów, jak co pewien czas, powrócić do prozy Lee Childa (prawdziwe nazwisko Jim Grant). Nie wiem czemu ten współczesny (ur. 1954) pisarz określany jest (na przykład w wiki) jako autor brytyjski, skoro wyemigrował z UK do USA od razu po swym debiucie literackim i tam właśnie mieszka, pisze i tam też w znakomitej większości lokuje akcję swych powieści, których protagonistą jest Amerykanin z krwi i kości. To tylko taka dygresja, a teraz wróćmy do lektury, czyli do dziesiątej odsłony cyklu „Jack Reacher” zatytułowanej „Bez litości”.
Tytuł polskiego wydania, jak zwykle, w przeciwieństwie do przekładów na inne języki, nie ma wiele wspólnego z tytułem oryginału, który brzmi „The Hard Way”. No, na szczęście ma chociaż sporo wspólnego z treścią książki, co jak na realia rodzimego przemysłu wydawniczego i tak jest sporym osiągnięciem.
Tym razem nasz bohater, były major żandarmerii USA, zostanie wciągnięty w sprawę porwania. Choć, jak zwykle w cyklu o Reacherze, głównymi atutami powieści są dynamiczna akcja i nieco komiksowa (w pozytywnym znaczeniu) konwencja, to tym razem Child zafundował swym czytelnikom całkiem niezłą intrygę kryminalną, która do rozwiązań siłowych dodała nutkę klasycznej zagadki i pracy detektywistycznej. Niby to literatura lekka, łatwa i przyjemna, lecz muszę przyznać, iż już od jakiegoś czasu nie miałem w ręku czegoś równie dopracowanego, bez krytycznych uwag do autora, przekładu (Andrzej Szulc) i lektora audiobooka (Andrzej Hausner). Wydawnictwo Albatros zadbało o wszystko i muszę przyznać, że od słuchania bardzo trudno było mi się oderwać. A musiałem, gdyż powieść tak wciągała, że nie mogłem zachować odpowiedniej dozy koncentracji, by na przykład słuchać w trakcie siekania warzywek na surówkę. Zwykle mogę słuchać i przygotowywać posiłki, teraz groziło to poważnymi konsekwencjami. Jeśli szukacie w miarę lekkiej, świetnej opowieści trochę detektywistycznej, trochę kryminalnej, trochę powieści akcji, to jest to pozycja dla Was. Anglosaska nomenklatura literacka wydaje mi się bardziej logiczna i jednoznaczna niż nasza, dlatego przytoczę dwa określenia, które celnie oddają istotę cyklu „Jack Reacher” - "hardboiled" i "commercial". Może akurat miałem nastrój, ale muszę dodać na zakończenie, że „Bez litości” podobało mi się jeszcze bardziej, niż poprzednie książki z serii. Gorąco polecam.
P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df
Ja co prawda nie audiobookowo, ale też mam podobny rytuał z Reacherem - co jakiś czas po prostu nachodzi mnie na kolejną z nim przygodę.
OdpowiedzUsuńTak - w tym Reacherze coś jest...
Usuń