Strony

poniedziałek, 29 sierpnia 2022

"Ostępy nocy" Djuna Barnes - Nowatorstwo na granicy kakofonii

Djuna Barnes

Ostępy nocy

Tytuł oryginału: Nightwood
Tłumaczenie: Marcin Szuster
Wydawnictwo: Ossolineum
Seria: Z Kraju i ze Świata
Liczba stron: 158
Format: .epub


Och, przebrzydła zmoro hermetyczności, jakże szkaradne potrafi być Twoje oblicze, szczególnie dla kogoś, kto natyka się na Cię niespodzianie, bez należytego przygotowania, bez żadnego ostrzeżenia, bez nerwów napiętych niczym postronki, bez czujności myśliwego baczącego na najmniejszy ruch zwiastujący potencjalną zdobycz, bez klucza, za pomocą którego można by nadkruszyć Twój warowny mur. Straszysz swoim obliczem, tych, którzy oczekują tego, co piękne, przy czym piękno zwierałoby się w schludności i klarowności – bo przecież tak lubimy to, co logiczne i ułożone. A tymczasem Ty raczysz nas wzorami porażającymi swoją złożonością, których poziom komplikacji naznacza je w naszych oczach nieczytelnością – Twoja niedostępność sprawia, że wszystko zamienia się w kakofonię chaosu, która dręczy nasze zmysły. Jakże więc możesz boczyć się o te kalumnie, którymi tak chętnie Cię obrzucamy? Prozo nieczytelna – chciałabyś być błogosławiona, tyle, że my, mały lud, chętniej widzimy Cię jako przeklętą. Twoja twórczyni, Djuna Barnes (1892 – 1982) pewnie o tym doskonale wiedziała, ale i tak postanowiła zagrać nam na nosie, podrzucając pod próg naszych czytelniczych domostw coś, co kiedyś oburzało, a dzisiaj głównie paraliżuje swoją niedostępnością. Coś, co nazwane zostało Ostępy nocy.

Książka to zapis kolejnych rozdziałów nieszczęśliwej miłości, której lepkie ramiona oplątują grono oryginalnych i niezwykłych postaci. Feliks Volkbein, Żyd pochodzenia włoskiego przedstawiający się jak hrabia, osobnik zafascynowany arystokracją i wszystkim, co z nią związane (W restauracjach kłaniał się lekko każdemu, kto wyglądał, jakby mógł być „kimś”, zginając się tak niezauważalnie, że zaskoczony adresat mógł pomyśleć, iż Feliks po prostu wciąga brzuch [1]); Robin Vote, młodziutka Amerykanka, zwiewna i eteryczna, obiekt westchnień rozwiewający się niczym aromatyczny dym (Pełna wdzięku, o lekko zatartych rysach, przypominała starą rzeźbę ogrodową, która symbolizuje zmienną pogodę i jest nie tyle dziełem człowieka, co wiatru, deszczu i korowodu pór roku, i choć nadano jej ludzki kształt, stanowi figurę nieuchronnego rozpadu [2]); Nora Flood, jeszcze jedna dama z USA, osobniczka prowadzący osobliwy dom, do którego, niczym ćmy do świecy, zlatują się nieszablonowe wyrzutki (Był to „ubogi” salon dla poetów, radykałów, nędzarzy, artystów i ludzi zakochanych; dla katolików, protestantów, braminów, amatorów czarnej magii i medycyny; można ich było zobaczyć, jak siedzą przy dębowym stole przed ogromnym kominkiem, zasłuchana Nora głaszcze psa, a płomień rzuca na ścianę jego i jej wysoki cień. Z całej tej tromtadrackiej, jazgotliwej gromady tak naprawdę wyróżniała się ona jedna. Zrównoważona osobowość, nieujarzmiona i wyrafinowana zarazem, nadawała jej powściągliwej fizjonomii wyraz współczucia [3]); Jenny Petherbridge, bohaterka przywodząca na myśl wampira, poczwórna wdowa i złodziejka cudzych biografii, potrafiąca doświadczać rzeczywistości i zaznawać płynących z niej bodźców jedynie z drugiej ręki (Była niesłychanie pazerna na fakty z życia innych; chłonąc czas, poczuwała się do odpowiedzialności za rozmaite postacie historyczne. W głębi serca była namiętna i chaotyczna. Jej pragnienie by stać się osobą stanowiło profanację samej idei osobowości; wokół niej wyczuwało się napięcie, jakie towarzyszy incydentowi, który przeobraża zwierzę w przedsięwzięcie zwane człowiekiem [4]); wreszcie crème de la crème, czyli doktor Matthew O’Connor, ginekolog i transwestyta, pocieszyciel utrapionych, niestrudzony gawędziarz i gaduła, człowiek, z którego słowa wylewają się niekontrolowanym strumieniem, obryzgując słuchaczy swoją bełkotliwą treścią (Każda rasa do swoich zmagań! Niektórym udaje się rzucić bestię poza matę, wraz ze smrodem odchodów, krwi i kwiatów, trzech głównych ekstraktów własnej niedoli! Mężczyzna jedną ręką tworzy historię, drugą „trzyma fujarkę” [5]). Djuna Barnes powołuje do istnienia nocne istoty, które wchodzą ze sobą w różnorakie interakcje – wypadkową jest powieść o rozbuchanych, momentami mocno nieczytelnych, czy też rozmywających się dialogach i rachitycznej fabule, która zdaje się testować granice komunikatywności.

Ostępy nocy to ten typ prozy, w której przerost formy nad treścią jest punktem wyjścia. Djuna Barnes każe nam zadowolić się skarlałą historią, która musi ustąpić miejsca językowym wygibasom. Autorka wznosi niemożebnie gargantuiczne, słowne konstrukcje, które przywodzą na myśl dzieła szalonego architekta, pragnącego oszukać prawa fizyki, przy czym, co oczywista, cała sztuka kończy się spektakularną klapą – im wyższa dana budowla, tym większy huk towarzyszy jej zawaleniu, i podobnie dzieje się w Ostępach nocy. Monologi, tyrady i dygresje, jakimi atakuje nas Matthew O’Connor wgryzają się bezlitośnie w nasz umysł, który po kilku minutach nurkowania w głębinach absurdalnego tekstu musi wychylić się na powierzchnię sensu, by odsapnąć, odpocząć i podjąć się beznadziejnej próby uporządkowania tego, z czym właśnie się zetknął. Wymowa przytaczanych zdań tli się gdzieś w oddali, ale prześledzenie toru, jakimi podążają myśli narratorów Ostępów nocy jest zadaniem trudnym, niemożebnym, wręcz jałowym – słowne akrobacje staja się sztuką samą w sobie. Wyrazy przestają być znakami, za którymi kryje się określone znaczenie, stając się bardziej kamyczkami służącymi do ułożenia efektownej mozaiki, przy czym jej urok zasadza się na rytmie, brzmieniu czy niezwykłych dźwiękowych połączeniach.

Wymyślny styl to fundament Ostępów nocy – fanfaronada, wzniosłość oraz pompatyczność przykuwają naszą odwagę już od pierwszego zdania książki: Na początku roku 1880, mimo uzasadnionych podejrzeń co do celowości utrwalania owej rasy, która budzi aprobatę Boga i niechęć ludzi, Hedvig Volkbein – mocarna wiedenka o wojskowej urodzie, leżąc na łożu z baldachem w kolorze widowiskowej purpury, z lambrekinem drukowanym w rozpostarte skrzydła Domu Habsburgów i lekką narzutą w satynowej powłoce, na której widniał wyszyty grubą złotą nicią spłowiały herb Volkbeinów – wydała na świat, w wieku la czterdziestu pięciu, jedyne swoje dziecko, syna, siedem dni po tym, jak lekarz zapowiedział, że nie przeżyje porodu [6]. Ponadto Barnes chętnie posiłkuje się niecodziennymi porównaniami, które zaskakują bądź bawią ((…) wyrzucał z siebie hymny pochwalne z siłą wątłego strumienia kranówki spotęgowanego przytkniętym kciukiem [7]); nie brak zadziwiających ożywień ((…) przerażone ściany ratowały się ucieczką [8]) oraz wyszukanych metafor (Stał, mały i ekscentryczny, przyglądając się, jak niecki fontanny zrzucają swoje wodne spódnice o wystrzępionych, płynnych rąbkach (…) [9]).

Natomiast, jeśli zdecydujemy się obedrzeć utwór z jakże obfitych, modernistycznych i eksperymentalnych ozdobników, to okazuje się, że Ostępy nocy nie samą formą stoją. Dzieło pod  grubymi warstwami nowatorstwa skrywa uniwersalną opowieść poświęconą miłosnym meandrom. Djuna Barnes przypomina nam, że miłość to nierzadko akceptowanie faktu, iż bliska naszemu sercu osoba może mieć odmienne spojrzenie na sprawy dla nas kluczowe, to także godzenie się z tym, że obiekt naszych westchnień może potrzebować szerokich granic wolności i swobody. Książka to także podróż po tytułowych ostępach nocy, po mrocznych fantazjach, po ciemnych zaułkach zarówno człowieczej duszy, jak i europejskich metropolii, w których spotykamy wyrzutków, odszczepieńców, desperatów i oryginałów.

Reasumując, nie ma co ukrywać, że Ostępy nocy to książka specyficzna i trudna, która do gustu przypadnie wąskiemu gronu odbiorców, tj. admiratorom literackich eksperymentów czy eksploatatorom nowych form wyrażania imponderabiliów. Sięgając po utwór Djuny Barnes, warto nastawić się na typ lektury, z którym będzie się obcować, przy czym i tak przebrnięcie przez powieść może okazać się problematyczne, bowiem Ostępy nocy w ogromnej mierze, niejako z założenia, pozostają nieuchwytne. To kakofoniczna fanfaronada. To skomlenie w ciemności, które dociera do nas w postaci pogłosów i szmerów. To poszukiwanie granicy przekładalności. To balansowanie na pograniczu komunikaty i bełkotu. To wielka dezorientacja i konfuzja, w jakie Barnes stara się wprawić czytelników. Czytajmy więc, ale ostrożnie i bez oczekiwań, że należy wgryźć się w każde zdanie – czasem lepiej polizać, bo wówczas ryzyko zadławienia jest mniejsze niż w przypadku pożerania ogromnych kęsów.

 

P.S. Ukraińcy nadal mężnie bronią się przed rosyjskim najeźdźcą, tyle, że każdy dzień walk nierozerwalnie wiąże się z ludzką tragedią – ginie ludność cywilna, umierają żołnierze. Wojnę należy jak najszybciej zakończyć, a najlepszą ku temu sposobnością jest maksymalne wyposażenie Ukraińców we wszelkie niezbędne środki, jak np. drony Warmate: https://zrzutka.pl/defence24. Każda, nawet najmniejsza kwota ma znaczenie!


------------------------------

[1] Djuna Barnes, Ostępy nocy, przeł. Marcin Szuster, Wydawnictwo Ossolineum, Wrocław 2011, s. 15

[2] Tamże, s. 41

[3] Tamże, s. 48

[4] Tamże, s. 62

[5] Tamże, s. 79

[6] Tamże, s. 8

[7] Tamże, s. 10

[8] Tamże, s. 36

[9] Tamże, s. 32

6 komentarzy:

  1. Słyszałam już co nieco o tej książce, rozważałam jej zakup. Fragmenty, które przytoczyłeś brzmią rzeczywiście pięknie, misternie skonstruowane i (zapewne z wielkim wysiłkiem) efektownie, świetnie przetłumaczone. Jako osobne zdania - byty barokowo rozbuchane - dają się podziwiać, ale - jako całość, jak podejrzewam - książka przekroczyłaby moją zdolność czytania ze zrozumieniem. Pewnie przypominałoby to męczarnię z tekstem pisanym w obcym, nieznanym języku. W tym wypadku wystarczy mi Twój świetny
    krytyczny felieton i książki zapewne nie będę poznawać osobiście. Czy możesz mi zdradzić, co jest na okładce książki - chodzi mi o grafikę ... nie wiem dlaczego ta okładka za mną chodzi, jakoś mnie "prześladuje". Może, gdy będę widziała, co na niej jest (zdjęcie - muszli, ślimaka?) to ta mała obsesja się zakończy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, świetnie to ujęłaś - tekst Djuny Barnes jest faktycznie bardzo, bardzo barokowy. Niestety nadmiar pracy włożony w misterność konstrukcji zaważył na fabularnej hipoplazji (hehe, taki żart językowy podsunięty przez styl amerykańskiej pisarki; hipoplazja to w biologii niedorozwój danego narządu). Tak jak swego czasu wspominałem na łamach LC, po książkę sięgnąłem pod wpływem impulsu, bo pojawiła się o niej wzmianka w czytanej przeze mnie powieści "Wspomnienia przyszłości" Siri Hustvedt. Nie wiedziałem, że "Ostępy nocy" to aż tak hermetyczny tekst - może gdybym się nastawił na tego typu lekturę, odebrałbym ją trochę łaskawiej ;)

      A źródło okładki chętnie zdradzę. To zdjęcie autorstwa Alexa Ramsaya, którego dokładny opis brzmi "Muszla łodzika, sfotografowana w trybie monochromatycznym przy użyciu tylko dostępnego światła, w stylu słynnego amerykańskiego fotografa z lat 20-tych Edwarda Westona".

      Usuń
    2. Dzięki :-) Pooglądałam sobie trochę zdjęć muszli Edwarda Westona; niesamowite, dziwne, a także ...erotyczne.

      Usuń
    3. Służę uprzejmie :) A przyroda skrywa w sobie tak wiele kształtów i konturów, że nasze oko raz za razem wyłowi coś intrygującego.

      Usuń
  2. Eksperyment? Barokowo? Konfuzja? Czyżby coś dla mnie? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytelnik z Ciebie równie odważny, co zaprawiony w bojach, więc możesz śmiało próbować. Ciekaw jestem, jak Ty odbierzesz tę książkę :)

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)